środa, 22 marca 2023

Od Sana cd. Alexandra

San przeleciał po wszystkich wzrokiem.
No oczywiście, że ostatnie słowo musiało zależeć od niego. Nie mogli sami, między sobą tego załatwić, musieli wciągnąć jego zdanie, którego on swoją drogą nie miał i musiał wymyślić na poczekaniu. Ta cała misja testowała jego szybkie myślenie... tyle że jak popełni błąd to jego smocza głowa zawiśnie na ścianie w bazie łowców; przy odrobinie szczęścia na sali treningowej, gdzie jego puste oczy będą mogły obserwować resztę kadetów, dla których bogowie byli trochę bardziej miłosierni.
Nie mógł jednak poświęcić ani chwili na zastanowienie się, wzrok pozostałych z grupki znajomych wisiał na nim z wyraźnym zniecierpliwieniem, oczekując odpowiedzi. Im dłużej będzie milczał, tym gorzej dla niego i Alexandra. Musiał więc jak najszybciej coś wykombinować.
— Nawet nie zaczynajcie — mruknął wielce niezadowolonym tonem. — Sasha tak się schlał, że obrzygał całą łazienkę.
Elise i Yohan zmierzyli wzrokiem rudzielca, podczas gdy ten otworzył szeroko oczy z pewnym niedowierzaniem. Popatrzył na Sana, tamten tylko posłał mu szybkie przepraszające spojrzenie.
Szczerze mówiąc, głupio mu było z tym, co powiedział i zamierzał dodać. Czuł się źle, że zrobił z Alexandra ofiarę, ale nic lepszego na ten moment nie przychodziło mu do głowy. Uznał, że jeśli zapuści jakąś nieprzyjemną historię, podejrzenia opadną.
— Gdy nie wracał od dobrego kwadransa z toalety, kazałem wam to sprawdzić, ale sami niezbyt kontaktowaliście ze światem, więc ostatecznie ja musiałem iść. — Skrzyżował ręce na piersi. — Wszedłem do łazienki, a on leżał na brudnych kafelkach niczym postrzelona sarna, wszędzie wymiociny... Nie tylko musiałem go ogarnąć, ale jeszcze to wszystko posprzątać, inaczej łowcy by nas zjedli.
Alex wyglądał, jakby miał się zaraz zapaść pod ziemię, pozostała dwójka zaś spoglądała to na jednego, to na drugiego z chłopaków z malującym się obrzydzeniem na twarzach. Co jednak zdziwiło Sana, w pewnym momencie policzki dziewczyny zarumieniły się, a po oczach dało się dostrzec, że myślała już o czymś innym... San chyba nie chciał wiedzieć, o czym.
Na sali powoli zaczęło się robić coraz głośniej. Rekruci dyskutowali ze sobą, większość była zagubiona, a ponadto już padały pierwsze podejrzenia. Stojący przed resztą chłopak mierzył ich wszystkich wzrokiem, próbował uspokoić, lecz nie wychodziło mu to najlepiej. Sytuacja zapowiadała się w ten sposób, że niewiele brakowało do zapanowania chaosu.
I wtedy do głowy Sana przyszedł bardzo, ale to bardzo głupi pomysł.
— Dobra, już, cisza!
Wszyscy obrócili głowy, zamilkli jak jeden mąż i zawiesili swój wzrok na osobie, która wypowiedziała te słowa. Nikt nie zamierzał się więcej odzywać, bowiem oto na środek wyszedł nie kto inny, jak Samuel. Co jak co, ale z tym gościem inni nie chcieli zadzierać. I to właśnie postanowił wykorzystać San.
— Przegrzewanie waszych mózgów, by wyłapać tego, kto zniknął z imprezy nigdzie was nie zaprowadzi — powiedział tym charakterystycznym poważnym tonem. — Alkohol tak wam wyżarł szare komórki, że zapomnieliście o jego istnieniu na imprezie? Wszyscy się nawaliliście, niejednemu z was film się urwał. Część postanowiła znakować swój teren, inni szukali najbardziej absurdalnego miejsca do hibernacji, a teraz chcecie zgadywać, kto był, a kogo nie.
Wszyscy go słuchali, część minami podzielała jego zdanie. Niektórzy niezręcznie popatrzyli po sobie. San przyjrzał się całej grupie.
— Co więc mamy zrobić? — usłyszał.
— Tak, jak mamy sobie z tym poradzić? — dopytał ktoś inny.
— Pomyślcie trochę, to nie boli — rzucił Samuel. — Naprawdę uważacie, że łowcy nas tak po prostu zostawili, żebyśmy sami znaleźli szpiega? Nie mieliśmy nawet jednego treningu w terenie, a zostawili nas z tak istotnym zadaniem? — Wykonał dramatyczną pauzę. — Bzdury. Nie mogli na nas zrzucić takiego obciążenia z ryzykiem, że ktoś zostanie ranny.
Część kadetów szeptem wymieniła się ze sobą opiniami. Yohan pokazał Samuelowi kciuk w górę, Elise zaś wpatrywała się w niego jak w obrazek. Oczy Alexandra z kolei błyszczały nadzieją.
Oczywiście, musiał się znaleźć ktoś, kto jakimś cudem dalej nie był przekonany słowami Azjaty i postanowił podzielić się swoim poglądem, wołając:
— A co ich obchodzi nasze zdrowie?
— A to ich obchodzi, że dopóki nie otrzymamy licencji, ponoszą pełną odpowiedzialność za jakikolwiek uszczerbek na naszym zdrowiu, związany ze szkoleniem — odpowiedział bez mrugnięcia Samuel. — Czytałeś ty w ogóle papiery, które dostałeś czy uznałeś, że to po prostu kartka na twój autograf?
Ktoś niegłośno parsknął.
W końcu reszta zaczęła popierać jego zdanie. Nie tylko dlatego, że on to powiedział, ale najzwyczajniej w świecie miało sens. I San w duchu miał szczerą nadzieję, że o to właśnie chodziło. Nie widział bowiem, skąd łowcy mieliby niby wiedzieć o szpiegach. Przecież nie zrobił nic podejrzanego. Fakt, zakradł się z Alexem do pokojów gościnnych, ale nie pozostawili po sobie żadnych śladów. Nie było więc opcji, że ich nakryli.
Zapomniał o Yurim. On już mógł się wydać. San nie wiedział, co się z tym głupkiem działo w trakcie przyjęcia; mógł po pijaku odwalić coś albo wypaplać. Ach, czemu on musiał z nimi pójść na tę całą misję. Przysięgam, że jeśli przez niego zostaniemy wydani, to mu osobiście połamię nogi.
Chłopak, który wcześniej pełnił rolę głównego przemawiającego chwilę gładził palcami podbródek, a po pewnym czasie podszedł bliżej do Azjaty.
— To co robimy? — zapytał. — Nie powinniśmy przynajmniej udawać, że coś robimy?
San spojrzał na niego.
— Po co? — rzucił krytycznym tonem. — Prawdziwy łowca wie, kiedy trop prowadzi do ofiary, a kiedy tej ofiary w ogóle nie ma.
— Cóż, masz rację.
— Czyli co, mamy po prostu powiedzieć, że nie ma szpiega? — wtrąciła jakaś dziewczyna.
— Na to wychodzi...
Chłopak nie zdążył jednak dokończyć, ponieważ ktoś wyrwał się z tłumu, krzycząc:
— A co, jeśli naprawdę ktoś wśród nas jest?!
Wszyscy odwrócili się, spojrzeli na jakiegoś typka o brązowych włosach.
— Może oni po prostu nas tu zamknęli z zamiarem, żebyśmy wykonali za nich brudną robotę! — krzyczał, głos zdradzał cień zaniepokojenia. — A-Albo podłożyli sztucznego szpiega! Jak go nie znajdziemy to oblejemy wszyscy!
— Tak też może być — ktoś z tłumu rzucił.
Słysząc to wszystko, San powstrzymał się przed rozmasowaniem skroni. Trzeba było sprawiać kłopoty. No i co, jak obleją? Łowcy nie wyrzucą nagle wszystkich. To nie był egzamin. A znalezienie jednego szpiega w grupie kilkudziesięciu osób było dość trudnym zadaniem. Bez żadnych dowodów ani chociażby poszlak nie mogli nikogo oskarżyć.
— Tylko się ucieszą, jak spowodujecie chaos — powiedział Samuel. — Serio, ruszcie swoimi mózgownicami. Okoliczności są niedorzeczne. Nie mamy jak wziąć poszlak, nie mamy jak udowodnić ewentualną czyjąś zdradę, w takim tempie zaczniemy się wybijać. Kompletnie im to nie na rękę. Ale jeśli w głowach wam tylko nawalanka, to proszę bardzo, róbcie, co chcecie. Pamiętajcie tylko, że ostrzegałem.

Alexander?