niedziela, 28 lutego 2021

Od Alexandra cd. Sana

 Na wieść o zbliżającym się przesłuchaniu Alexander nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca. Kręcił się niemrawo po pokoju, analizując w myślach najgorsze scenariusze. Próbował pocieszać się brakiem jakichkolwiek dowodów na ich winę. Nikt w końcu nie przyłapał ich na gorącym uczynku. Tym bardziej, nie było nawet osoby, która widziała, jak opuszczają siedzibę Bractwa. Nie mogą im nic udowodnić. 
Po dłużących się minutach w końcu uczniowie zostali zaproszeni na salę przesłuchań. Alexander rozpoznał pokój, w którym odbyli pierwszą rozmowę z Petersonem. Było to miejsce, od którego wszystko się zaczęło. Niestety.
Przesłuchanie zaczęło się całkiem zwyczajnie. Starszy mężczyzna, Richard Pollock, należał do starszyzny. Wydawało się, że doskonale znał Petersona. Wiedział również o podejrzeniach wobec uczniów. Staruszek nie omieszkał wspomnieć o tym, że Alexander i San posądzeni są o zdradę. Białowłosy wstrzymywał oddech za każdym razem, kiedy starszy członek Bractwa zadawał kolejne pytanie. Po blondynie nie było widać, że choć trochę się denerwuje. Odpowiadał krótko i rzetelnie. 
- Em, zna pan kwestię bycia w złym miejscu o złym czasie? - wtrącił w pewnym momencie Alexander. - Coś takiego nam się przytrafiło.
Uznał bowiem, że Richard może zacząć coś podejrzewać, jeśli tylko jeden z uczniów się odzywa. Nic się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas cokolwiek powiem.
- A żeby nie robić niepotrzebnego zamętu, grzecznie zgodziliśmy się na obserwację, by mieć to wszystko za sobą - przytaknął San, łapiąc spojrzenie siedzącego obok towarzysza. 
Alexander czuł, że ich rozmowa zmierza w dobrym kierunku. Starszy mężczyzna powoli kiwał głową ze zrozumieniem. Białowłosy miał nadzieję, że im wierzy. 
- Hm, Peterson był dobry w swoim fachu... - zapewnił Pollock ze smutkiem. Choć Alex nie dał tego po sobie poznać, jego słowa go zirytowały. Peterson? Dobry? Najlepiej wychodziło mu mydlenie oczu sojusznikom. Alexander miał ochotę wyjaśnić mężczyźnie, że osoba, którą tak szanował, naprawdę była bezdusznym zdrajcą. 
- Niewątpliwie - potwierdził białowłosy. Musieli zgadzać się z mężczyzną, jeśli chcą, aby przesłuchanie skończyło się jak najszybciej. 
- Czy wasi mentorowie czuwali nad wami podczas treningu? - Staruszek zmienił temat. Najwyraźniej chciał się jak najwięcej dowiedzieć, co uczniowie robili tego feralnego dnia.
- Właściwie nasze nauczycielki zostały przydzielone do pewnej misji - odpowiedział zgodnie z prawdą San. - Nie ma ich aktualnie na terenie bazy. 
- Czyli nikt nie potwierdzi waszej obecność na sali gimnastycznej? - dopytywał mężczyzna, unosząc brwi. Czyżby nie nie wierzył w alibi uczniów? Alexander przełknął ślinę. To pewnie tylko standardowy sposób przesłuchiwania. 
Białowłosy wymienił szybkie spojrzenie z Sanem. Właściwie nie byli wtedy sami. Pewna osoba towarzyszyła im przez większość treningu. 
- Yuri, uczeń Petersona - odparł spokojnie blondyn. - Był z nami.
Członek starszyzny wydawał się być zaskoczony. 
- Przyjaźnicie się?
- Nieszczególnie - odpowiedział San, wzruszając ramionami. - Ale znamy się. Sądzę, że potwierdziłby naszą obecność. 
Staruszek gestem ręki dął sygnał pilnującemu drzwi mężczyźnie. Ten bez słowa opuścił pomieszczenie. Po dłużącej się, pełnej ciszy chwili powrócił prowadząc za sobą Yuriego. 
Uczeń wyglądał inaczej, niż dotychczas. Jego zwykle przepełnione dumą i zadziornością oczy błyszczały teraz ze smutku. Stanął skulony pośrodku sali, najpewniej zastanawiając się, dlaczego został tak nagle wezwany. Alexandrowi zrobiło się trochę żal chłopaka. Najwyraźniej był związany ze swoim mentorem. Patrząc na zachowanie Yuriego, białowłosy domyślał się, że Peterson stanowił dla ucznia wzorzec do naśladowania. Teraz utracił człowieka, którego bardzo podziwiał. Szkoda, że nie wiedział o tym, co jego nauczyciel robił za plecami wszystkich członków Bractwa. 
- Yuri, jak mniemam? - Mężczyzna wskazał uczniowi wolne krzesło. - Były uczeń Petersona?
Na słowo "były" Alexandra przeszedł dreszcz. Obserwował bez słowa jak chłopak zajmuje miejsce obok niego.
- Tak - potwierdził, szybko kiwając głową. - W czym mogę pomóc? 
- Mam do ciebie pytanie - zaczął członek starszyzny. Jednocześnie uśmiechał się delikatnie, jakby próbował zachęcić do rozmowy i pocieszyć ucznia. 
- Chyba nie jestem podejrzewany o śmierć mentora! - Oczy chłopaka rozszerzyły się ze strachu. Alexander pomasował się po czole. Yuri jest idiotą.
- Skądże znowu! - zapewnił staruszek. - Czy trenowałeś wczoraj z tutaj obecnymi uczniami? - mówiąc to, wskazał na siedzących nieopodal Sana i Alexandra. 
Yuri przyglądał im się przez chwilę tępo, jakby nie rozumiał, o co pyta przesłuchujący go mężczyzna. 
- Ah, tak, owszem - przytaknął pośpiesznie. - Cały czas byliśmy razem. 
Alex w duchu podziękował Bogu. Uczeń nieświadomie zapewnił im niepodważalne alibi. Skoro byli z osobą, z którą Peterson był blisko, nie mogli go zabić. Członek starszyzny ze zrozumieniem pokiwał głową. 
- Rozumiem, tyle chciałem wiedzieć - odparł staruszek, poprawiając okulary. - Możesz już wracać. Odpocznij.
Yuri chyba nie mógł uwierzyć, że wszystko skończyło się tak szybko. Bez słowa wstał z miejsca i opuścił pomieszczenie. Alexander i San ponownie zostali sami z przesłuchującym ich mężczyzną. 
- W związku z tym wszystkim - zaczął podsumowywać. - Sądzę, że nie ma dłużej sensu was przetrzymywać. Spakujcie się i wróćcie do domu.
Na te słowa Alex poczuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej. Byli wolni! W końcu! Pragnął tego dnia od dawna. Wymienił szybkie spojrzenie z Sanem. Blondyn oczywiście nie dał po sobie poznać ulgi. Podziękował jedynie krótko mężczyźnie. Białowłosy podążył jego śladem. Chwilę później obydwaj opuścili pokój przesłuchać. Po raz ostatni skierowali się w stronę swojej sypialni. 
- Bogu dzięki - westchnął Alexander. - W końcu będę mógł wrócić do domu!
Zatęsknił za swoim małym, przytulnym mieszkankiem. Brakowało mu nawet szkolnego życia, którego do tej pory szczerze nienawidził. San również musiał się cieszyć na spotkanie z rodziną. Szybkie ukłucie bólu, przypomniało Alex'owi, że na niego nie czeka nikt. Nawet znajomi z klasy nie byli niezwykle zainteresowani jego zniknięciem. Nie obchodził nikogo. 
Uczniowie spakowali się tak szybko, jak tylko potrafili. Wydawało się, że ich pośpiech jest związany z obawą odnoszącą się do tego, że starszyzna może zechcieć zmienić zdanie. 
Białowłosy niedbale wepchnął wszystkie swoje rzeczy do walizki. San dołączył do niego chwilę później. Wspólnie, tym razem w pełni legalnie, opuścili siedzibę Bractwa. Tchnienie świeżego powietrze rozczochrało włosy Alexandra. Wolność. Tak bardzo mu tego brakowało. 
Wsiedli do autobusu. Stęchły zapach jego wnętrza w żaden sposób wyjątkowo mu nie przeszkadzał. Usiadł obok Sana. Nie rozmawiali zbyt wiele. Możliwe, że robili to prostej obawy, że ktoś mógłby ich śledzić. W końcu, nigdy nic nie wiadomo. 
Wysiedli na przystanku nieopodal baru Sana. Stąd Alexander postanowił na piechotę wrócić do swojego mieszkania. W końcu nie mieszkał daleko, a spacer nie wyjdzie mu na złe. 
- Co powiesz, żebyśmy spotkali się u mnie wieczorem? - zaproponował Alex. - Zadzwonimy do mentorek, a one do nas dołączą. 
San przystał na pomysł towarzysza. Po krótkim pożegnaniu każdy z nich udał się w swoją stronę. Na pewno cieszy się na spotkanie z rodziną!
Alexander powrócił do swojego mieszkania. Zgodnie z oczekiwaniem wszystkie pokoje były puste. Nic się nie zmieniło. Wspominając obietnicę, poinformował Rebeccę o spotkaniu. Ta od razu przystała na propozycję. Postało więc tylko czekać, aż nadejdzie wieczór. Wraz z mentorkami, uczniowie musieli ustalić kilka spraw. Najważniejszą było omówienie śmierci Petersona... 

San?

niedziela, 21 lutego 2021

Od Sana cd Alexandra

Szli wolno korytarzem w stronę swojego pokoju, Alex przyglądał się mijanym po drodze członkom bractwa, San zaś zapatrzony był w podłogę. Nie przypuszczał, że łowcy podrzucą ciało Petersona pod nosy smoków. Myślał, że gdzieś je zakopią, wrzucą do rzeki albo spalą – po wcześniejszym przeprowadzeniu dokładnej sekcji. W końcu to dla niego było bardziej sensowne. Czemu więc tak postąpili?
Gdy inni odwracali wzrok z przerażeniem i lub obrzydzeniem, Sanowi udało się w miarę dobrze (jak na odległość, w jakiej się znajdował) przyjrzeć ciału. Od razu dostrzegł, że prezentowało się znacznie gorzej niż powinno, jakby po śmierci jeszcze dodatkowo je trochę podniszczono. Jaki był motyw tego wszystkiego – Koreańczyk miał w głowie dwa wytłumaczenia: albo chcieli udowodnić tym swoją siłę, bo zabili członka bractwa na wyższym stanowisku (pomińmy fakt, że wzięli go z zaskoczenia), albo zamierzali wywołać wewnętrzną wojnę, odwrócić smoki przeciwko sobie. Jedno lub drugie było możliwe. Albo i oba.
Po wejściu do pokoju opadł ciężko na swoje łóżko, wzdychając. Naprawdę, w tym dość krótkim okresie tyle złego się wydarzyło, że chyba nigdy tak dużo mu się nie przytrafiło w ciągu całego roku. Jak na razie byli w dupie. Nawet jeśli nikt nie widział ich wymykających się z bazy to jeżeli nie znajdzie się żadne potwierdzenie na ich obecność w czasie zabójstwa, będą mieli problem. Może mentorki jakoś udobruchają górę czy tego, kto się tym wszystkim zajmie. Ach, na co mi było wbijanie do tego całego bractwa? Zanim zostanę pełnoprawnym członkiem to skończę w więzieniu albo jako poszukiwany zdrajca...
– Na pewno będą robić przesłuchanie – odezwał się wtem Alex, dotychczas będący głęboko zamyślony. – Musimy mieć jakąś wspólną wersję, którą powiemy.
– A co mamy mówić, powiemy, że byliśmy w swoim pokoju i tyle – odparł trochę niechętnie San, zamykając oczy. – Nie ma tu kamer ani nikt nie widział jak wychodziliśmy, a jeśli ta cała smocza zgraja choć trochę zna i przestrzega prawo to nie zamkną nas dopóki nie udowodnią, że jesteśmy winni.
Ponownie westchnął. Był zmęczony, aczkolwiek czuł, że dzisiaj ponownie nie zaśnie. Nie chodziło o to całe zajście. Po prostu jego dzisiejsza taryfa na spanie już się wyczerpała.
– Idź spać, rano będziemy się tym martwić – rzucił, odwracając się na bok do ściany. – Pomyśl, że w najgorszym wypadku zostaniemy uciekinierami. W filmach tacy fajnie się prezentują.
– Też mi pociecha – burknął Alexander, powoli się kładąc.
– Uciekanie i ukrywanie się nie jest aż takie złe. – Na chwilę zamilkł, powoli obracając się na plecy. – To znaczy, wiesz, byłyby jeszcze takie opcje jak pójście do więzienia albo zostanie straconym. Ale ja tego nie wliczam, bo nie dam się tak łatwo, a że ty też jesteś w to wmieszany to przy okazji przypilnuję, by i ciebie nie dopadli. Zresztą, daj mi trochę czasu, a wszystko się zmieni. Mój dziadek powtarzał, że grawitacja to potężna moc, której nie powinno się lekceważyć.
Nastała cisza. Alexander nic nie odpowiadał, więc San uznał, że już koniec rozmów. Powinien chociaż jemu pozwolić zasnąć. On sam jakiś czas leżał nieruchomo na łóżku, po czym wziął do ręki gumkę do mazania i zaczął ćwiczyć swoje zdolności grawitacyjne.



Ziewnął, zasłaniając ręką usta, westchnął cicho, w duchu przeklinając. Starszy smok, który to w nocy uspokajał wszystkich postanowił wziąć sprawę w swoje ręce i niemal z samego rana rozpoczął przesłuchiwanie członków bractwa. Że też chciało mu się coś takiego organizować. Oczywiście, San i Alex musieli być całkiem blisko początku, w pierwszej połowie więc nie mieli zbytnio czasu na nic, nie licząc szybkiego śniadania. I choć San na co dzień był zmęczony, dzisiaj jeszcze bardziej. Mógł sobie jednak darować ten nocny trening.
Poprawił nieco ręką włosy, które wpadały mu do oczu. Uznał, że nie będzie marnował czasu na układanie ich, a po prostu rozczesze po umyciu, by równo okalały głowę oraz zakryły brwi, bliznę i odrobinę oczy, dodając łagodności do jego wyglądu. Wolał raczej nie pokazać się jako jakiś bandyta czy inny zbir.
Spojrzał na stojącego obok niego Alexa. Chłopak wyglądał na zestresowanego, choć pewnie z całych się próbował się uspokoić. San zmierzył go wzrokiem z góry na dół.
– Jak nie chcesz to ja mogę większość mówić – powiedział. – Jeśli będziesz się bardzo stresował, powiem, że jesteś nieśmiały, zaszokowany tym wszystkim czy coś w tym stylu. – Wzruszył lekko ramionami.
Alex odwrócił głowę, przyjrzał się jego twarzy.
– Chciałbym być tak spokojny jak ty – rzekł po chwili.
– Nie jestem spokojny. Po prostu, jak to mój brat raz powiedział, jestem wyprany z emocji. A przynajmniej słabo mi idzie pokazywanie ich. – Na moment zamilkł. – W takich chwilach jak ta okazywanie stresu jest bardziej naturalne niż bycie zupełnie spokojnym.
Słysząc to, białowłosy otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz w tym momencie drzwi, przy których stali otworzyły się, a zza nich wyłoniła się sylwetka. Kobieta wyszła i ruszyła korytarzem w tylko sobie znanym kierunku; chwilę później wyszedł mężczyzna, który oznajmił chłopcom, że nadeszła ich kolej.
Obydwoje weszli do niewielkiego pomieszczenia. Od razu dostrzegli stół i siedzącego po drugiej stronie starszego mężczyznę. San rozejrzał się dokładnie. Aż wróciły nie tak odległe wspomnienia, kiedy byli przesłuchiwani przez Petersona. Miał nadzieję, że tym razem pójdzie znacznie lepiej.
Zajęli wolne krzesełka, mężczyzna za nimi zamknął drzwi i stanął pod ścianą. Chłopaki zmierzyli go wzrokiem, gdy wtem usłyszeli:
– Nie przejmujcie się nim, jedynym jego zadaniem jest wpuszczanie i wypuszczanie innych.
Odwrócili głowy, spojrzeli na starszego. Tamten chwilę spoglądał na nich, po czym rzekł:
– Nazywam się Richard Pollock, należę do starszyzny i dzisiaj przeprowadzę z wami krótką rozmowę.
Głos miał spokojny i w pewnym stopniu przyjemny dla ucha. Nie emitował takiej aury jak Peterson, co Sanowi od razu się spodobało. Może nie zostanie wyprowadzony z równowagi jak wcześniej, więc będzie mógł dobrze odpowiadać na zadane mu pytania.
Mężczyzna wziął do ręki leżące z boku papiery, zaczął je przeglądać.
– Alexander Müller i San Young, tak? – spytał.
Dwójka przytaknęła równocześnie.
– Chciałbym wiedzieć, co wczoraj popołudniu robiliście – kontynuował tamten.
– Trenowaliśmy na sali – odpowiedział w miarę pewnie Alex.
– Jak długo?
Chwila ciszy.
– Dość długo – odparł San. – Ciężko nie stracić rachubę czasu.
– Rozumiem – mówiąc to starszy chwilę wertował kartki, aż w końcu skupił wzrok na jednej z nich.
Przez jakiś czas nic nie mówił. San spuścił wzrok, zaczął przyglądać się swoim butom. Choć nic konkretnego się nie działo chciał już opuścić to miejsce i wrócić do pokoju. W sumie to ogólnie chciał być już w swoim domu. Musiał przyznać, że zatęsknił za zajęciami na uczelni. Może i nie były one najlepsze, ale wolał to niż bycie przesłuchiwanym już któryś raz z kolei. Jeszcze trochę i stanie się to codziennością.
– Przez jakiś czas nie było mnie w siedzibie, ale słyszałem, że przebywacie tu na obserwacji z powodu podejrzenia o zdradę.
Chłopaki jak jeden mąż popatrzyli na niego. Alex otworzył szerzej oczy, San uniósł brwi. Świetnie. To było niemalże oczywiste, że zapyta o to. Dobrze, że się trochę na to przygotowali i ustalili, co w takiej sytuacji powiedzą.

– Na pewno poruszy kwestię powodu, dla którego tu siedzimy – zaczął Alex, gdy czekali na swoją kolej.
– Na pewno – przytaknął San.
– Co wtedy powiemy? Musimy się jakoś wybronić. To naprawdę wygląda źle, bo wpierw Peterson ma co do nas podejrzenia, a teraz jest martwy.
San na chwilę popadł w zamyślenie.
– Wiesz, jesteśmy tu już dobry tydzień, a nic jeszcze na nas nie znaleziono i z każdym dniem szansa na to spada... Poza tym, nadal nie mogą nic nam zrobić, jeśli nie udowodnią naszej zdrady, a my na przesłuchaniu nie damy plamy.
Alex zmierzył go wzrokiem; nie wyglądał na szczególnie przekonanego. Ale co mogli innego zrobić? Wpadli w niezłe bagno, z którego trudno było się wydostać. Może coś zdziałają mentorki gdy wrócą. W sumie Joon mógłby coś pomóc, ponieważ był szanowanym, porządnym wojownikiem i tak dalej, ale San za bardzo nie chciał go w to wciągać. Istniała szansa, że zamiast poprawy ich sytuacji starszy brat tylko pogorszyłby swoją.
– Co jak żadna z tych rzeczy nie pomoże? – spytał Alex niepewnie, jak gdyby nie chciał dopuścić takiej wizji do umysłu.
Słysząc to Koreańczyk zamrugał parę razy.
– Pamiętasz, o czym mówiłem w nocy?
– Tak... – wtem chłopak otworzył szeroko oczy. – Ucieczka?! Serio?! Wtedy to już w ogóle będziemy mieli przewalone!
– Lepsze to niż gnicie w więzieniu. Albo zostanie straconym.

San wziął głęboki wdech. Myślał, jak najlepiej ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. Nie mógł w końcu po prostu rzucić, że Peterson zarzucił na nich głupie podejrzenia ani tym bardziej, że sam był zdrajcą i próbował ich wrobić. Że też akurat ze wszystkich osób musiało na nas paść...
– W dzisiejszych czasach, kiedy łowcy stali się niezwykle silni trzeba być bardzo ostrożnym – powiedział wolno, wzruszając ramionami. – Niektórzy są aż za bardzo.
– Em, zna pan kwestię bycia w złym miejscu o złym czasie? – zapytał Alexander. – Coś takiego nam się przytrafiło.
– A żeby nie robić niepotrzebnego zamętu, grzecznie zgodziliśmy się na obserwację, by mieć to wszystko za sobą – dokończył San.
Okej, szło nieźle. Jak dobrze pójdzie, będą mogli spokojnie wyjść z tego pomieszczenia.
– Hm, Peterson był dobry w swoim fachu... – zaczął Pollock.
Usłyszawszy to, San powtrzymał się przed zwilżeniem ust. Tak, tak dobry, że nikt nie podejrzewał o jego zdradę. Koreańczyk mógł się założyć, że większość osób, które złapał Peterson (jak nie wszystkie) została wrobiona tak samo jak oni.
To przesłuchanie zapowiada się świetnie.

Alexander?

sobota, 13 lutego 2021

Od Alexandra cd. Sana

 - Carl. 
Alexander wstrzymał oddech na widok mężczyzny, który wymierzył pistoletem w stronę Petersona. Zamarł, nie wiedząc, jak ma zareagować. Wtedy rozbrzmiał huk - członek Bractwa opadł na ziemię. W tym samym momencie białowłosy cofnął się gwałtownie. Ruch spowodował wytrącenie z rąk telefonu Sana. Kolejny hałas rozbrzmiał w cichym lesie, zwracając uwagę łowców.
- Ach, mamy przerąbane! - jęknął San. Szybko zmienili kryjówkę. Tym samym, rozdzielili się. Alexander zza murku obserwował poczynania blondyna, który odwracając uwagę kierowcy, jednocześnie nokautując go śnieżką, zrobiło ostatnie zdjęcie i dołączył do chłopaka. 
- Musimy uciekać - zawołał San, kierując się w stronę gęstszej części lasu. 
- Nie musisz mi tego powtarzać dwa razy. - Alexander ledwo łapał oddech, zbyt przestraszony, aby spojrzeć w stronę trupa Petersona. Faktycznie, nienawidził mężczyzny, który zamienił ostatnie tygodnie jego życia w piekło. Ale nie życzył mu śmierci. I to jeszcze zginął w tak okrutny sposób! 
Alex biegł za Sanem, potykając się o własne nogi. Niemal słyszał za sobą pogoń. Ewentualnie w głowie odbijały mu się własne kroki, co było równie możliwe, co pierwsza opcja.
Gałęzie smagały go po twarzy, szarpiąc za ubrania, wplątując się we włosy. Zatrzymali się dopiero w miejscu, gdzie drzewa iglaste tworzyły ciężką do pokonania zaporę. Alexander opadł na ziemię ze zmęczenia. Nienawidził biegać. San uciszył jego sapanie ruchem ręki. Przez chwilę obydwaj wsłuchiwali się w milczący las. Nikt najwyraźniej już za nimi nie podążał. Całe szczęście.
- Będziemy musieli chyba wrócić okrężną drogą - odparł San. W jego głosie białowłosy nie usłyszał żadnych emocji. Wydawało się, że blondyn cały czas był pogrążony we własnych myślach. Najprawdopodobniej próbował poukładać sobie w głowie wszystko, co przed chwilą zobaczyli. 
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale chciałbym jak najszybciej znaleźć się w bazie - jęknął Alexander, wstając z śniegu. Otrzepał się z mokrego puchu. - Znasz drogę? 
Blondyn przytaknął. Chociaż tyle. Alex nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Czuł się całkowicie zgubiony. Gdyby nie jego towarzysz, najpewniej błąkałby się po lesie w kółko bez większego sensu. Okropna orientacja w terenie.
Bez dalszej rozmowy białowłosy ruszył za Sanem. Teraz z większym trudem, tak, jakby dopiero to zauważył, pokonywał wysokie zaspy. Wcześniej, w czasie ucieczki, wcale mu one nie przeszkadzały. Aktualnie tonął w nich po kolanach, co znacznie utrudniało mu przemieszczanie się. Klął pod nosem na widok mokrych nogawek. 
Po kilkunastu minutach okropnego spaceru dotarli na kraniec lasu. Uczniowie zachowywali nadzwyczajną ostrożność. Nie wiedzieli, czy gdzieś za drzewami nie czają się łowcy. Na szczęście nie spotkali żywej duszy.  
W ponurych nastrojach powrócili do bazy. Byli przemoczeni i zmęczeni. Nikt nie zapytał, gdzie się podziewali. Pustym korytarzem skierowali się w stronę swojego pokoju. Mieli do pogadania. Musieli ustalić, co zrobią z informacją o śmierci Petersona. Nie mogli tak po prostu pójść do zarządu Bractwa i powiedzieć o zabójstwie. Nie mogli też milczeć. Sytuacja, w której się znaleźli, była beznadziejna. 
- Zadzwońmy do mentorek - zasugerował San. Siedział na łóżku, wpatrując się w swoją komórkę. Miał rację. W tym momencie mogły im pomóc tylko nauczycielki. 
Alexander wstał z miejsca i wyszedł na korytarz. Wcześniej rozejrzał się, czy nikogo nie ma w pobliżu. W związku z beznadziejnym zasięgiem nie mógł rozmawiać z Rebeccą w pokoju. Jeszcze raz przeklinał w myślach to cholerne miejsce. Choć nie przyznałby się tego, miał nadzieję, że śmierć Petersona zwolni ich z kary. Miał serdecznie dosyć odcięcia od świata zewnętrznego. 
Wybrał odpowiedni numer i zadzwonił do mentorki.
- Stało się, że co! - W jej głosie Alex słyszał szczere przerażenie. - Dlaczego wasza dwójka zawsze jest tam, gdzie być jej nie powinno!
Białowłosy nie wiedział nawet, co odpowiedzieć. Znajdują się w okropnej sytuacji, z której będzie ciężko się wydostać. Jeżeli pachołki Petersona użyją swojej szarej komórki (bo pewnie mają tylko jedną na spółkę), mogą połączyć fakty i oskarżyć uczniów o śmierć ich guru. Alexandra przeszedł dreszcz. Wspomniał nauczycielce o dowodach w postaci zdjęć, które zrobił San. Jej zdaniem wcale to nie poprawiało ich sytuacji. Mogli ich osądzić o bierne przyglądanie się śmieci Petersona (co nie było do końca kłamstwem) lub co gorsza, o współudział. W końcu - film mógłby zostać nagrany za zgodą łowców dla zapewnienia niewinności. 
- Jutro już wracamy - poinformowała Rebecca. Jej głos brzmiał spokojniej. - Do tego czasu nie zwracajcie na siebie uwagi. 
Szybko się pożegnali i rozłączyli. Alexander westchnął głęboko. Nie ma zamiaru od teraz wychodzić z pokoju. Chyba, że wyłącznie po jedzenie. Miał nadzieję, że po powrocie mentorek ich sytuacja stanie się klarowniejsza. 
Wrócił do sypialni. San dalej robił coś na telefonie. Oderwał na chwilę wzrok od urządzenia, aby spojrzeć na wchodzącego białowłosego. 
- Wracają - rzucił krótko, powracając do wcześniejszej czynności.
- Słyszałem - mruknął Alexander i usiadł na swoim łóżku. - Chwała Bogu. Mam dosyć wszystkiego.
Blondyn jedynie przytaknął w odpowiedzi. Niechętny na rozmowę Alex położył się spać. Pragnął, aby ten dzień skończył się jak najszybciej.
Nie dane mu jednak było odpocząć w spokoju. W środku nocy po całej bazie rozbrzmiał się hałas. Uczniowie wyszli na korytarz i podobnie jak inni znajdujący się w podziemiach członkowie Bractwa udali się w stronę wejścia. Okazało się, że za alarm był odpowiedzialny nocny patrol. Mianowicie - odwiedzali należące do ich społeczności tereny. Na jednej z ziem odnaleźli ciało Petersona. 
Po minach wszystkich zgromadzonych Alexander zauważył, że każdy jest wstrząśnięty niespodziewaną śmiercią mężczyzny. Sam też nie ukrywał zaskoczenia i strachu. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Z bliska zwłoki wyglądały jeszcze gorzej. 
- To na pewno robota łowców! - krzyknęła zrozpaczona kobieta, podbiegając do Petersona. Jej słowom towarzyszył wściekły dźwięk aprobaty. Białowłosy poczuł chwilową ulgę. Wszyscy na szczęście wierzyli, że winowajcą jest ich największy wróg. 
- Gdyby to oni zrobili, wzięliby ciało ze sobą - prychnął stojący w rogu mężczyzna. 
Niespokojny szept rozległ się po sali. Alexander ukradkiem spojrzał w stronę Sana. Blondyn nie dawał po sobie pozbyć zdenerwowania. Chciałbym być tak spokojny jak on...
- Więc sugerujesz, że ktoś inny byłby w stanie to zrobić?! - Ta sama kobieta podeszła do sceptycznego rozmówcy. - Niby kto?!
Cisza, która ogarnęła salę była przygnębiająca. Tak gęstą atmosferę Alex czuł pierwszy raz w życiu. Wszyscy widzieli, co sugerował mężczyzna. Jeśli nie łowcy, Petersona mógłby zabić ktoś z Bractwa. Ktoś, kto ma z nim na pieńku. 
Obecny wśród tłumu osiłek martwego spojrzał wrogo w stronę uczniów. San nie odwrócił wzroku, wręcz przeciwnie, spokojnie spoglądał na mężczyznę. Alexander wyprostował się nieznacznie. 
- Nim rzucimy się sobie wszyscy do gardeł - odezwał się brodaty staruszek. - Zdobądźmy jakiekolwiek dowody. Kłótnia nad ciałem na pewno nie pomoże - dodał, kręcąc głową. - Rozejść się. 
Zgromadzeni podzielili się na małe grupki. Wszyscy zaczęli powracać do swoich pokoi. Podobnie uczniowie ruszyli znanym sobie korytarzem. W drodze Alex przysłuchiwał się toczącym rozmowom. Chciał wiedzieć, co inni sądzą o tej sprawie. 

San?