wtorek, 27 lipca 2021

Od Alexandra cd. Sana

Ledwo zszedł z ringu - mógł być jedynie wdzięcznie Sanowi, że nie potraktował go tak, jak poprzedników. Oczywiście nie obyło się bez siniaków, inaczej wyglądałoby to dosyć podejrzanie. Alexander usiadł na ławce, łapiąc głęboki wdech. Właściwie cieszył się, że nie musi już walczyć. Był nawet wdzięczny drugiemu chłopakowi, że ten mocno go nie poturbował. Dzięki temu Alex miał wolne do końca turnieju i nie skończył połamany!
Zaczął się kolejny pojedynek. Ku zdziwieniu Alexandra, San po raz kolejny stanął na ringu. Dodatkowo - jego przeciwnikiem był nie kto inny, jak sam Yuri. Rudowłosy czuł, że zapowiada się naprawdę dobra walka. Dosyć dobrze znał możliwości obu młodzieńców. Ruska właściwie można było uznać za utalentowanego. Niestety, w starciu z Sanem i tak jego szanse Alex uznawał za nikłe. 
Sparing trwał dobrą chwilę. Yuri za wszelką cenę, walecznie, próbował powalić Sana na ziemię. Nie mógł się nawet zbliżyć! Zaliczył nawet cios poniżej pasa, który jednocześnie wykluczył go z dalszego pojedynku. 
Wraz z końcem walki, Alex zajął miejsce na ławce dla przegranych. Szczerze, pomimo tego, że ciągle odczuwał nieprzyjemny ból, który powodowały siniaki, wyglądał na najmniej poszkodowanego. Część pokonanych została owinięta bandażami, obłożona lodem czy leżała nieprzytomna w kącie sali. Innym też brakowało zębów.
Ostatecznie i Yuri dołączył do grona przegranych. Przysiadł się obok Alexandra. Wyglądał nie najlepiej. Kątem oka spojrzał na rudowłosego.
- Też walczyłeś z Sa-samuelem! - Alex doskonale wiedział, że chłopak chciał powiedzieć "Z Sanem". - Jakim cudem nic ci nie jest? 
- Po prostu jestem wytrzymały - odparł, wzruszając ramionami. Wypraszał to sobie - gdyby nie tłum nieznajomych, pokazałby Yuriemu wszystkie swoje siniaki. 
Rusek zaczął mruczeć coś pod nosem. Tylko przez chwilę wydawał się być zły. Sekundę później się rozpromienił.
- Mam nadzieję, że Samuel jutro wygra!
- Jutro? - Alexander uniósł brwi. 
- Nie wiesz, jak działa ten turniej? - zapytał z wyrzutem Yuri. W jego głosie Alex dosłyszał nutę kpiny, ale zignorował to. To nie czas na kłótnie. - Finały będą dopiero na następny dzień. 
- Niegłupie - przytaknął rudowłosy. San zdecydowanie musi być zmęczony. Na pewno dodatkowy czas na odpoczynek i przemyślenie nowych taktyk mu się przyda. Chłopak właściwie ma realne szanse na wygraną. 
Yuri w końcu odszedł bez pożegnania. Poczuł się lepiej i odłączył do swoich nowych przyjaciół, którym zaczął zaliż się na swoje obrażenia. Część z jego znajomych nie wyglądała lepiej. Pewnie chociaż jeden z nich napotkał na swojej drodze Sana. 
Mówiąc o nim - Alexander widział, jak chłopak zmierza w jego kierunku. Był to nawet dobry moment na rozpoczęcie rozmowy. Rozmowa po pojedynku nie wyglądałaby podejrzanie, a stanowiłaby idealny punkt zaczepienia. W końcu musieli się poznać. Od dawna Alex chciał z nim porozmawiać. Musieli omówić wszystko, co spotkało ich do tej pory. 
Nim San jednak zdążył podejść, zatrzymał go rosły mężczyzna i powitał niespodziewanym uderzeniem w policzek. Następnie zaś zaczął na niego krzyczeć. Alexander skrzywił się na ten widok. Domyślił, się że młodzieniec najpewniej rozmawia ze swoim mentorem. Zdawało się, że nie trafił najlepiej. Alex do tej pory miał wrażenie, że to jego nauczyciel był okropny. Mylił się. San zdecydowanie miał gorzej.
Po dłuższej chwili chłopak w końcu dał radę uwolnić się od mentora. Po rozmowie z nim wydawał się być jeszcze bardziej wycieńczony. Skóra na policzku chłopaka dalej czerwieniła się od uderzenia. 
- To był dobry pojedynek. - Alexander podjął rozmowę. Doskonale wiedział, że zabrzmiało to bardzo niezręcznie, ale nie miał innego pomysłu. 
- Mhm - przytaknął San. Zdawało się, że ich rozmowie przysłuchują się zgromadzeni wokoło kandydaci. Czy odzywanie się do Samuela jest uznawane aż tak dziwne? Najwyraźniej tak. 
- Podobał mi się sposób, w jaki odebrałeś mi kij - powiedział Alex, przypominając sobie poszczególne momenty z walki. - Musisz mi kiedyś pokazać, jak to się robi. 
Alexander mógł przysiąść, że słyszał, jak reszta kandydatów wydaje z siebie zaskoczone dźwięki. Zaproszenie Samuela do wspólnego treningu najpewniej zdawało im się być nierealne. Nikt o zdrowych zmysłach nie miałby tyle odwagi. Nikt, oprócz Alexa, który już niejednokrotnie ćwiczył z Sanem. Chłopak chciał wykorzystać okazję, aby w końcu porozmawiać na osobności. Ich misja trwała już dłuższy czas, ale dalej nic nie osiągnęli. Musiało się to zmienić - powinni wziąć sprawy w swoje ręce, bo na Yuriego nie było, co liczyć. 
Ostatecznie umówili się na trening dzisiejszego wieczoru. San dodał wzmiankę typu "będzie na czym poćwiczyć przed finałami", ale Alexander puścili to mimo uszu.
Nim się obejrzał, został złapany od tyłu przez Elise. 
- Zgłupiałeś?! Mało ci walk z Samuelem?! Chcesz zgiąć?!
- Skoro żyję do tej pory, raczej nie będzie gorzej - mruknąłem, uwalniając się z uścisku. - Chcę się tylko nauczyć nowych ruchów.
- Mogłeś poprosić o to kogokolwiek, mentora czy nawet mnie - upierała się z wyrzutem. - Idę na ten trening z tobą!
Słysząc to, Alexander poczuł, jak usuwa mu się grunt pod nogami. Cały plan polegał na tym, aby bez podejrzeń porozmawiać z Sanem, ale dziewczyna pokrzyżowała wszystko.
- Nie sądzę, że byłoby to konieczne.
- Nawet go nie znasz! A, co jeśli chciałby zemsty? Widziałeś, jak potraktował wszystkich innych przeciwników! Ty wyszedłeś prawie bez szwanku! Może teraz Samuel chce skorzystać z okazji i dokończyć to, co zaczął? 
Alex otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale nic nie przechodziło mu przez gardło. Oni wszyscy naprawdę boją się Sana! 
- Rób, co chcesz - westchnął w końcu. Nie miał siły się z nią kłócić. Jeszcze znajdzie się inna okazja, by porozmawiać z Sanem. 
***
Nastał wieczór. Zgodnie z obietnicą Alexander stawił się na sali treningowej. Elise oczywiście poszła z nim. Szła za nim, rzucając wrogie spojrzenia w kierunku każdego, kto ich mijał. Alex zaczął się nawet zastanawiać, czy dziewczyna przypadkiem nie przesadza. 
San czekał już oparty o jedną ze ścian przestronnej ściany. Okazało się, że nie był tutaj jedyną osobą. Trening ten wzbudził niezdrową fascynację. Nadało to dziwnej niezręczności. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie Samuela, aby wszyscy odwrócili wzrok i chociaż zaczęli udawać, że ćwiczą. 
Alexander podszedł do Sana, ignorując podążającą za nim Elise. Dziewczyna niemal emanowała aura wrogości. 
- Cieszę się, że przyszedłeś. - Alex uśmiechnął się najserdeczniej, jak tylko potrafił. Aż sam nie wierzył, że tak potrafi. - Więc od czego zaczynamy? 

San?

sobota, 24 lipca 2021

Od Sana cd. Alexandra

Widząc stojącego po drugiej stronie ringu Alexandra, San mimowolnie uniósł brwi. Nie spodziewał się, że tak szybko będzie z nim walczył. Tyle dobrego, że to była już któraś z kolei runda. Usłyszał od Yohana, że łowcy potrzebują ludzi, dlatego postanowili wyrzucić tylko tych, którzy przegrają w pierwszych dwóch rundach. San i Alex byli bezpieczni.
O dziwo jednak Koreańczyk nie myślał o przegranej czy chociażby remisie. Chciał sprawdzić, jak silni byli inni rekruci, a też mógł zobaczyć jak bardzo efektywna była jego nowa technika walki, w której po kryjomu używał swoich mocy. Na razie działała bez zarzutu.
Podniósł wzrok na balkon z którego całe wydarzenie oglądało kilkoro ludzi. Wśród nich był mentor Sana, Cipriano. Mężczyzna musiał zajmować całkiem wysokie stanowisko, skoro tam się znajdował. Na tę myśl chłopak zaklął pod nosem. Nie mógł mu się trafić nikt inny tylko ktoś z góry. Chociaż... może kiedyś to wykorzysta...
Charakterystyczny sygnał dźwiękowy oznajmił rozpoczęcie pojedynku. Choć Alexander wyglądał na w pewnym stopniu zmęczonego, zapewne w obawie przed wywaleniem nie chciał tego pokazać, bowiem już na samym początku ruszył z kijem po prawym łuku. San zmierzył go wzrokiem. Ruch ten przypomniał mu czasy treningu przed sparingiem z Yurim. Uczył wtedy Alexa jak się sprawnie poruszać i nie dać po sobie znać, w którą stronę zamierza skoczyć. Widząc akcje rudowłosego poczuł na sercu pewne ciepło. Chłopak się nauczył.
Tak jak podczas każdej tego typu walki, San stał nieruchomo, wręcz ze zmęczeniem wpatrując się w nadciągającego przeciwnika. Wydawało się, że zamierzał się poddać. Ale ci, którzy mieli już okazję pojedynkować się z nim, wiedzieli, że to była jedna wielka zmyłka.
Gdy Alex był blisko i już zaczął wykonywać zamach kijem, San odskoczył od niego gwałtownie. Na krótko tylko zachował dystans; chwilę później z powrotem skoczył, znajdując się tuż obok rudowłosego. Kucnął, podparł się rękami i porządnie zamachnął się nogą, trafiając prosto w tył lewego kolana przeciwnika. Alexander mimowolnie upadł na jedną nogę.
Koreańczyk wyprostował się z zamiarem kopnięcia chłopaka, lecz ten nagle użył swojego kija. Drewniana broń o kilka centymetrów chybiła Sana, który zdążył zrobić unik. Oddalił się kawałek, co Alex wykorzystał, stając na równych nogach.
Obaj jednocześnie skoczyli na siebie. San już szykował swoją moc, lecz wtem ją powstrzymał. Choć przy innych przeciwnikach nie ograniczał się wcale, Alexa nie chciał bardzo ranić. Przecież się kolegowali, a do tego stali po jednej stronie. Ponadto, jeśli poturbuje chłopaka, tamten nie będzie mógł pomóc w misji.
Nie mógł jednak tak nagle przestać walczyć na poważnie. Samuel i Sasha się nie znali, a do tego Samuel słynął z brutalności, więc nie było opcji, że tak po prostu poprzestanie na lekkim poklepaniu go po plecach. Ludzie zaraz zaczęliby coś podejrzewać. Musiał jakoś sprytnie to rozegrać.
Chyba pora użyć nowego tricku.
Czuł, że podczas tego całego turnieju wcześniej czy później przyjdzie mu walczyć z Alexandrem. Dlatego wreszcie zaczął pracować nad bezpiecznym przewracaniem innych. Z pomocą Aurory nauczył się bezpiecznie upadać – usuwał w ostatniej chwili swoją grawitację, zatrzymując tym pęd, a niecałą sekundę później przywracał ją, tym razem lekko opadając. Opanował to do tego stopnia, że nikt nie potrafił tricku zauważyć, myśląc, że zaliczył nieprzyjemne lądowanie. Teraz trzeba było nauczyć się używać tego na innych.
W obecnych warunkach nie mógł trenować na kimś innym, a już zwłaszcza Ciprianie, więc musiał jakoś sam sobie radzić... poprzez podkradanie codziennie ze stołówki jednego talerza lub szklanki. Przemycony obiekt zabierał na salę treningową o późnych godzinach i trenował możliwie jak najdłużej.  Źle się czuł jako złodziej, to trzeba było przyznać, ale musiał w jakiś sposób widzieć jak dobrze mu szło na prywatnym treningu, a delikatne szklanki i talerze wręcz idealnie się do tego nadawały.
Najlepszy wynik dotychczas: małe pęknięcie na krawędzi talerza.
Dostrzegł kątem oka ruch.
Alex wykonał kolejny zamach kijem. San w ostatniej chwili sparował cios przedramieniem, którym przy okazji się osłonił. Z racji, że rękę nieco pchnął w stronę kija, nie dał broni czasu na nabranie pędu, dzięki czemu mniej oberwał. Chłopaki na pewien czas zastygli w bezruchu.
San skrzywił się, po czym sięgnął drugą ręką po kij. Alexander zauważył ten ruch i czym prędzej zabrał go, ale nim zdążył spostrzec, Koreańczyk nadepnął na jego stopę. Rudowłosy zachłysnął się powietrzem, poluźnił odruchowo chwyt, co San zaraz wykorzystał, wyrywając mu z ręki broń. Z lekką pomocą grawitacji skoczył za niego, tępym końcem kija niemocno dźgnął tył kolana przeciwnika i zaraz potem kopnął w plecy. Alexander poleciał do przodu, na szczęście dzięki szybkiemu działaniu Sana i wyćwiczonej przez niego sztuczce nie uderzył mocno o podłoże.
Nie marnując czasu ani okazji, San wyprostował się i postawił stopę razem z kijem na leżącym chłopaku.
Kolejny sygnał dźwiękowy ogłosił koniec pojedynku.
San chciał wykorzystać moment i zagadać do Alexa, ale oczywiście nie dano mu, bowiem Yohan zabrał cały jego czas. Chłopak musiał oglądać jego walkę i musiał teraz chwalić jaki to Samuel jest silny i w ogóle. Sana aż on zaczął irytować. Jeszcze trochę i pewnego dnia stracę do niego cierpliwość.
Przerwa się skończyła, nadszedł czas na następny pojedynek. A jego kolejnym przeciwnikiem był...
– Yuri? – spytał samego siebie pod nosem.
Stojący naprzeciw niego Rusek uśmiechnął się szeroko i ułożył swoje usta w jedno słowo: sensei. San skrzywił się, przeszedł go lekki dreszcz.
Dobra, spójrz na to z lepszej strony. Jesteście teraz przeciwnikami, więc możesz spokojnie...
Sygnał.
Yuri skoczył prosto na Sana, który próbował tak jak zawsze stać w jednym miejscu, ale nie wytrzymał za długo. Gdy Rusek zmniejszył ich odległość o połowę, Koreańczyk nagle ruszył się i z zawrotną prędkością znalazł się tuż obok niego. Nim tamten zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, wzmocnioną mocą grawitacji pięścią oberwał prosto w twarz.
Walka pomiędzy tą dwójką wydawała się zażarta, choć wszyscy widzieli, że Yuri bezskutecznie próbował trafić Samuela, a Samuel unikał lub parował każdy cios, od razu potem wprowadzając kontrę. Większość już zawczasu wiedziała, jak ten pojedynek się skończy.
Yuri wyciągnął rękę, chcąc złapać Sana za gardło. Koreańczyk, widząc to, otworzył szeroko oczy, które błysnęły furią.
Nim na moment stracił równowagę, wykonał porządny kopniak, trafiając prosto w czułe miejsce między nogami. Yuri niemalże krzyknął, odruchowo łapiąc się na piekące aż z bólu...
Zadziwiająco ciężka pięść sprowadziła go do parteru. San dodatkowo kopnął go mocno w brzuch, dopiero po chwili zauważając, że jego przeciwnik stracił przytomność. Tak zakończył się kolejny pojedynek.
Tym razem przerwa była dłuższa, a że Yohana nie było w pobliżu, San postanowił zaczepić Alexandra, który jeszcze znajdował się blisko ringu (możliwe, że oglądał). Ruszył w jego kierunku, zwracając na siebie uwagę rudowłosego, gdy nagle usłyszał:
– Samuel.
Twardy głos sprawił, że Koreańczyk zatrzymał się i odwrócił głowę. Jego oczom ukazał się stojący trochę dalej Cipriano. Mentor jednym gestem nakazał mu podejść do niego. San bez słowa wykonał polecenie. Ugh, nie mam czasu na jakieś pochwały...
Stanął przed mężczyzną, otworzył szeroko oczy.
Nieprzyjemny dźwięk uderzenia rozszedł się po okolicy. Głowa Sana mimowolnie odchyliła się w bok, a sekundę później na lewy policzek wskoczyło bardzo niemiłe pieczenie zmieszane z bólem.
– Jak mogłeś?! – warknął Cipriano, zaciskając wcześniej otwartą dłoń w pięść, po czym opuścił całą rękę. – Mówiłem, że masz niczego nie ukrywać! A ty mi tu nagle wyskakujesz z techniką, którą rozbijasz wszystkich po kolei!
San spuścił głowę, jednak spojrzał na mentora spod byka. Choć słynął z bardzo dużego progu cierpliwości, w tym momencie był wściekły i gdyby nie misja, tu i teraz zniszczyłby Cipriana.

Alexander?

piątek, 16 lipca 2021

Od Alexandra cd. Sana

Od kilku dni Alexander robił wszystko, aby przystosować się do życia wśród łowców. Przez ten czas nie dowiedział się jednak niczego istotnego na temat sprawy Petersona. Nie znalazł nawet okazji, aby porozmawiać z Sanem czy Yurim. Jedyną osobą, z jaką Alex miał jakikolwiek kontakt, była Elise. 
Ta trochę wyższa od Alexandra ciemnowłosa dziewczyna zaczęła go uważać za naprawdę dobrego przyjaciela. Chłopak nie potrafił się od niej uwolnić. Pojawiała się zawsze, kiedy w końcu udało mu się zyskać chwilę przerwy od treningów. 
Mówiąc o ćwiczeniach - nowy mentor Alexandra całkowicie różnił się od jego wcześniejszej nauczycielki. Darius okazał się być dość upierdliwy. Z niesamowitą dokładnością czuwał nad uczniem, nie szczędząc mu coraz to nowych zajęć. Krótko mówiąc, Alex z trudem znajdował czas, aby chociażby usiąść i odpocząć. W myślach przeklinał system nauczania, do którego zmuszony został się stosować. Rebecca nigdy nie wymagała od niego aż tak wiele. Alexander nie był przyzwyczajony do takiego wysiłku. 
Szedł właśnie na stołówkę, kiedy usłyszał za sobą głośny tupot. Doskonale wiedział, co to oznacza. Powstrzymał się od westchnięcia, pozwalając zaskoczyć się od tyłu. Elise objęła go ramieniem.
- Tutaj jesteś! - zawołała, niemal zastępując Alexandrowi drogę. - Szukałam cię wszędzie!
- Trenowałem - odpowiedział. Nawet nie krył irytacji. - Jak codziennie. 
- Musisz być zmęczony! Ja również padam z nóg. - Jej usta się nie zamykały. - A niedługo czeka nas jeszcze więcej wysiłku!
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Alex poczuł się zainteresowany. Już teraz ledwo się trzymał, a zapowiadało się coś okropnego. 
- Został zapowiedziany turniej - wyjaśniła. - Wszyscy kandydaci zmierzą się w serii pojedynków, aby wyłowić tych najlepszych i pozbyć się najgorszych. 
Na te słowa Alexander poczuł, że jego serce zaczyna bić szybciej. Przecież nie był żadnym wybitnym wojownikiem! Znaczy się, na pewno posiadał więcej doświadczenia od połowy starających się o stanowisko łowcy. Niejednokrotnie brał udział w walkach, a sparingu z Sanem nie zapomnie nigdy. Na myśl o pojedynku z blondynem poczuł się odrobinę lepiej. Wątpił, że jego przyszli przeciwnicy byliby chociaż trochę tak samo silni jak on. Alexander uznał, że jeśli przeżył walkę z Sanem, nic gorszego go nie spotka. No, chyba, że Yuri. Ale młodego Ruska łatwo było zakręcić. Pokonanie go mogło się okazać wcale nie takie trudne. 
-Martwisz się tym? - Z zamyślenia wyrwał go głos Elise. - Wszystko będzie dobrze, mówię ci!
- Nie, po prostu zastanawiam się, jak to wszystko będzie wyglądać - mruknąłem wymijająco. 
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ dotarli na stołówkę. Alexander wziął tacę, nałożył jedzenie i zajął miejsce przy wolnym stoliku. Elise usiadła zaraz obok. 
- Zapomniałam ci powiedzieć! - Jej irytujący głos zabrzmiał tuż przy uchu chłopaka. - W tych rudych włosach naprawdę jest ci do twarzy!
Alex na te słowa niemal zakrztusił się kęsem jedzenia. Odkaszlnął głośno. 
- Dziękuję... to moje naturalne...
Dalej pochłonęła ich rozmowa na temat treningów, turnieju i wszystkich innych związanych z ich aktualnym położeniem spraw. Kątem oka Alexander obserwował salę. Na jednym z jej krańców dostrzegł Yuri'ego. Chłopaka otaczała grupka innych młodych kandydatów. Wyglądało na to, że bawi się naprawdę dobrze. Tego samego Alex nie mógł powiedzieć o Sanie. Młodzieniec siedział przy pobliskim stoliku ze znudzoną twarzą słuchając wywodu jakiegoś znajomego. Wydawało się, że nieszczególnie cieszy się z jego towarzystwa. Alexander całkowicie to rozumiał. 
Skończyli posiłek, po którym Alexowi udało się pozbyć natarczywej koleżanki i w samotności dostać się do pokoju. Jego współlokatorzy zajmowali swoje łóżka, czytając książki, bawiąc się jakimiś gadżetami czy po prostu ze sobą rozmawiając. Całkowicie zignorowali przybycie kolegi, a Alexandrowi w żaden sposób to nie przeszkadzało. Zajął przeznaczony jemu materac i postanowił cieszyć się chwilą odpoczynku. Doskonale wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu. Zaraz mentor zacznie się o niego upominać i ponownie skończy na treningu. Zostanie łowcą było trudniejsze, niż przypuszczał.
***
Rozpoczął się dzień turnieju. Alexander w ogóle średnio rozumiał, jak to wszystko miało wyglądać. Podobno cały system miał polegać na eliminacji przegranych i przenoszeniu zwycięzców do innej grupy. Alex po prostu modlił się, żeby nie odpaść od razu. Ze zdenerwowaniem oglądał pierwsze pojedynki. Wzrokiem nie mógł odnaleźć ani Sana, ani Yuri'ego. To nie oznaczało niczego dobrego. 
W końcu nadeszła kolej Alexandra. Stanął na ringu, z trudem znosząc padający na niego wzrok ciekawskich łowców. Miał jedynie nadzieję, że w przypływie adrenaliny nie użyje przypadkiem żadnej ze swoich lodowych umiejętności. 
Przeciwnikiem Alexa był trochę wyższy, jasnowłosy chłopak. Patrzył na niego spod zmarszczonych brwi. Wyglądał na poważnego i zmotywowanego. Alexander zaś nie miał pojęcia, co robić. Kiedy nieznajomy kandydat na łowcę zaszarżował, rudowłosy chłopak automatycznie odskoczył. Skorzystał też z okazji, aby podciąć przeciwnikowi nogi. Napastnik najwyraźniej nie spodziewał się tak nagłego kontrataku. Najwyraźniej nie spodziewał się tak nagłego ruchu. Zaliczył mocny upadek na ziemię. Alex wykorzystał jego rozkojarzenie. Pochwycił leżący niedaleko długi kij, którzy przystawił do szyi przeciwnika. Broń była dozwolona podczas turnieju, o ile nikomu nie groziło poważne niebezpieczeństwo. Alexander zabrał ze sobą właśnie dystansowy przedmiot, mając nadzieję, że dzięki temu utrzyma oponenta na odległość. O dziwo wszystko poszło po jego myśli. 
Pierwszy pojedynek zwyciężył. Alex nie miał pojęcia, czy z kolejnym pójdzie mu tak łatwo. Wprawdzie jego wcześniejszy przeciwnik nie stanowił żadnego zagrożenia. Pokonał go nawet bez większego wysiłku. Kolejna runda nie zapowiadała się równie łatwo. Po krótkiej przerwie czekała go kolejna bitwa. 
Tym razem przeciwnik wyglądał groźniej. Zdawało się, że brał tę walkę na poważnie. Nie dawał Alexandrowi nawet chwili na przemyślenie kolejnych ruchów. Rudowłosy chłopak ledwo unikał napierających ataków. Najwyraźniej cokolwiek jeszcze pamiętał z treningów. Dzierżonym kijem starał się zachowywać dystans. Przeciwnik zaś ciągle zmniejszał dzielącą ich odległość. Alex czuł, że niewiele brakuje do jego porażki. Nie nadążał z odskokami, już ledwo łapał oddech. Mało brakowało, a zaliczyłby bolesny upadek. Odbił się jedną nogą od ziemi i zaatakował wroga od tyłu. Uderzenie niewiele dało. Większy młodzieniec złapał za kij, unieruchamiając rudowłosego. Alexander przeklął pod nosem, czując rychły koniec. Nie myślał zbyt dużo, kiedy szybko kopnął przeciwnika w brzuch. Z jego siłą cios w żaden sposób nie można było uznać za mocny. Wystarczył jednak, aby wyrwać kij. Napastnik zgiął się w pasie, mrucząc coś niezrozumiałego. Alex nawet nie czekał na kontratak. Zastosował wcześniejszą technikę, najbanalniejsza technikę, która w tym momencie stała się jego ulubioną. Temu przeciwnikowi również podciął nogi. Tym samym jakimś cudem wygrał drugi pojedynek. Czuł ulgę. Po tych walkach raczej już go nie wywalą na starcie. 
Podczas kolejnej przerwy Alexander przysiadł na ziemi. Po ostatnim pojedynku był poobijany i padnięty. A dzisiaj czekała go jeszcze niewiadoma ilość starć. Mimowolnie przysłuchiwał się rozmowie siedzących nieopodal przegranych. 
- Przed tydzień nie usiądę prosto - skarżył się jeden z nich. 
- Nie mieliśmy z nim żadnych szans - prychnął drugi. - Samuela nikt nie pokona. Cudem uszliśmy z życiem!
Alexander poczuł dreszcz. Im wyżej pnie się w tym turnieju, tym większe szanse, że natrafi na tak bezlitosnego przeciwnika. Skoro bardziej utalentowani kandydaci na łowców się go obawiali, on sam najpewniej zostanie znokautowany po kilku sekundach po rozpoczęciu walki. 
- Sasha, twoja kolej. - Chłopak został wezwany przez swojego mentora. - Postaraj się tym razem, pokaż nam coś nowego. 
Alex nie słuchał go, jedynie kiwając głową. Nagle rozbrzmiał głos prowadzącego, który na ring wezwał właśnie drugiego kandydata. Kiedy rudowłosy usłyszał, kim ma być jego przeciwnik, zabrakło mu tchu. Samuel. Alexander zastanawiał się, dlaczego to właśnie on ma takiego pecha.
Chwiejnym krokiem wszedł na arenę. W tym czasie słyszał komentarze pokonanych "chłopak nie ma szans, na pewni zginie". Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Rozmyślał nad szybkim poddaniem się. Ledwo opanował drżenie, kiedy na drugim krańcu ringu zobaczył Sana. Wtedy zrozumiał, dlaczego wszyscy jego byli przeciwnicy tak ubolewali. To prawda, że z blondynem nikt nie mógł się mierzyć, a Alexander już kilka razy poczuł to na własnej skórze.

San? 

niedziela, 11 lipca 2021

Od Sana cd. Alexandra

– Samuel Rivers.
San podniósł wzrok znad butów, w które dotychczas się wpatrywał. Usłyszał swoje wymyślone nazwisko, więc powinien zareagować. Tak, Samuel Rivers. Czemu takie wybrał? Nie był do końca pewny. Z imieniem nie chciał za bardzo kombinować, ponieważ obawiał się, że nie będzie reagować na nie, a Samuel jest całkiem zbliżone do San. Raz nawet matka wspominała, że myślała, czy by nie dać mu takie anglojęzyczne imię (ostatecznie zrezygnowała, bo San jest wystarczająco proste w wymowie i łatwe do zapamiętania). A nazwisko... cóż... to było pierwsze co mu przyszło do głowy.
Przydzielony został do jednego z wielu wysokich, umięśnionych i groźnie wyglądających mentorów płci męskiej. Jego prezentował się wręcz stereotypowo. Silny typ, z góry patrzący na wszystko i wszystkich, San czuł, że na treningach nie będzie się bawił. Zapowiada się ciekawie.
Cipriano, bo tak miał na imię mężczyzna, zmierzył swym surowym wzrokiem Koreańczyka z góry na dół. Jakiś czas milczał, aż w końcu rzekł do siebie:
– Aha, okej, czyli tym razem buntownik.
Pora oficjalnie wczuć się w rolę badassa.
Na jego słowa San cmoknął z wyraźnym zniesmaczeniem. Nic nie powiedział, odwracając głowę gdzieś w bok. Nie mógł jednak tak sobie postać, bowiem mentor od razu zaciągnął go do jednej z mniejszych sali treningowych. Zajęli jedną połowę, San zaczął ukradkiem się rozglądać.
Wypadałoby zapoznać się z Alexandrem i Yurim. Wtedy mogliby razem rozmawiać bez obaw, że ktoś zacznie coś podejrzewać, ewentualnie inni wymyśliliby jakieś nic nieznaczące plotki. Tylko jak to zrobić? Najszybciej chyba się uda w stołówce. Usiedliby niby przypadkiem przy jednym stoliku i wspólnie zjedliby posiłek... A może nie powinni się tak spieszyć? Może powinni na początku mijać się na korytarzach jakby nawet nie chcieli mieć ze sobą nic wspólnego. Okej, to jednak nie było takie proste.
– Walcz ze mną.
Zerwany z zamyślenia spojrzał na stojącego przed nim mężczyznę. Mentor wpatrywał się w niego z powagą, w pozycji gotowej do ataku.
– No dawaj, walcz – powtórzył. – Muszę wiedzieć czy cokolwiek umiesz, żeby cię poprawnie trenować.
W odpowiedzi San jedynie spuścił nieco głowę i ściągnął brwi, patrząc na Cipriana spod byka. To miała być jego pierwsza walka z łowcą, podczas której nie mógł używać swoich mocy. Aurora co prawda nauczyła go trochę bić się czysto fizycznie, ale ostatnio za bardzo polegał na swojej grawitacji. Ach, gdybym wiedział, że coś takiego mnie czeka!
Stał nieruchomo, jego ciało nie zmieniło położenia nawet o milimetr. Cipriano odrobinę rozluźnił mięśnie, na jego twarz wskoczył grymas.
Wydawało się, że obaj tak będą stać w nieskończoność, lecz gdy mentorowi powoli kończyła się cierpliwość, San gwałtownie ruszył prosto na niego, nieustannie go obserwując. Leworęczny czy praworęczny, z której strony najpierw zaatakuje...?
Mężczyzna wykonał zamach prawą ręką.
Praworęczny!
Zatrzymał się nagle nisko na nogach i moment później skoczył na prawo, unikając pierwszego ciosu. Widząc ten ruch, na pokrytą lekkim, acz ciemnym zarostem twarz Cipriano wskoczył niewielki, ale nadal groźny uśmieszek.
– Atak z zaskoczenia i szybki unik, co? – parsknął jak gdyby nie najgorzej się bawił.
Oczywiście, San mu nie odpowiedział, a przeszedł do wykonywania kolejnego ruchu. Przeniósł część ciężaru ciała na ręce, którymi się podparł, wykonując porządny zamach lewą nogą. Trafił prosto w tył kolana przeciwnika; noga tamtego zgięła się, zwiastując upadek...
Poczuł nagły ból, odruchowo się skrzywił. Zbadał wzrokiem sytuację, otworzył szerzej oczy. Mężczyzna zgiął mocno całą swoją nogę, która niczym szczypce pochwyciła podudzie Koreańczyka. Nim San zdołał w jakikolwiek sposób na to zareagować, został pociągnięty, wskutek czego stracił równowagę i ledwo uchronił twarz przed bolesnym spotkaniem z podłogą. Spróbował się podnieść, lecz znowu był za wolny o milisekundy. Cipriano skoczył na niego i przygniótł do parkietu, zaciskając wielką dłoń na jego gardle.
– Nie jesteś pierwszym buntownikiem, jakiego uczę. – Wyszczerzył swoje zęby w okropnym uśmiechu. – Takich jak ty trzeba już na starcie zdominować.
San cały ten czas próbował jakoś wydostać się z morderczego wręcz uścisku mentora, lecz wraz z oddechem stopniowo tracił również energię, a w walce na czystą siłę z takim potworem jak Cipriano to już na starcie przegrywał (a niby to smoki były potworami). Zmrużył oczy, trzymając mocno swoimi dłońmi umięśnione przedramię mężczyzny. Zacisnął na skórze paznokcie, gotowy do użycia swojej mocy...
Nie.
Nie mógł tego zrobić. To ważna misja, nie mógł już pierwszego dnia dać plamy. Poddaj się. Wiesz, że z grawitacją mógłbyś odwrócić sytuację, ale nie możesz. Właśnie, musiał się poddać. O to chodziło Cipiranowi, który i tak miał go uczyć, a nie zabić.
Poluzował chwyt, niemalże puszczając. Poruszył ustami, zaczynał powoli tracić kontakt z rzeczywistością. Lecz wtem mężczyzna zabrał rękę, jednocześnie wstając z chłopaka.
– Przynajmniej masz trochę oleju w głowie – rzekł gdy się prostował.
San od razu kaszlnął parę razy, chwytając w płuca możliwie jak najwięcej powietrza. Podniósł się do pozycji siedzącej, zaczął masować swoją szyję. To mu się trafił mentor-sadysta. Oby reszta miała lepiej.
– Samuel, tak? – kontynuował tamten. – Od dzisiaj jestem twoim mentorem, co znaczy, że musisz się mnie słuchać. Inaczej spotka cię kara gorsza niż to, co przed chwilą się wydarzyło. Rozumiemy się?
Cisza.
– Rozumiemy się?!
– Tak – odparł cicho San.
– Świetnie, a teraz walczmy.
Na te słowa Koreańczyk zamrugał parę razy.
– Znowu?
– Owszem. Wcześniej po prostu musiałem ci pokazać, gdzie twoje miejsce, a że szybko poszło, teraz możemy przejść do prawdziwego treningu. Jak już raz powiedziałem, muszę wiedzieć, co umiesz – dorzucił, strzelając stawami między paliczkami.
Super. Stęskniłem się aż za siniakami...



Minął tydzień od dołączenia do łowców, co jednak nie bardzo mu się podobało. Co prawda wiedział, że na pewno nie zdobędą niczego przydatnego w ciągu pierwszego tygodnia lub nawet dwóch, ale nie przypuszczał, że przez tyle dni nie uda im się nawet raz spotkać i przedyskutować wszystko. Yuri, jak zobaczył San, zdobył grono znajomych, z którymi wydawał się być dziwnie związany; aż Koreańczyk zaczął się martwić, że Rusek odnalazł swoje miejsce wśród łowców. On sam miał problem ze swoim nowym współlokatorem, Yohanem, który w wolnych chwilach prawie w ogóle nie odstępował go na krok, wręcz włażąc do tyłka, żeby San został jego przyjacielem czy chociażby dobrym kolegą. San cały ten czas zastanawiał się, czy tamten naprawdę nie odbiera jego wyraźnych werbalnych i niewerbalnych znaków, że nie szuka przyjaźni. Przez to wszystko nie miał tyle swobody, a gdy już znalazł się gdzieś sam to nigdzie nie było w pobliżu Alexa. Normalnie szczęście tej misji nie sprzyjało.
Jedenastego dnia dowiedział się, że po czternastym wśród rekrutów zorganizowane zostaną rywalizacje o schemacie piramidy – wybrane losowo osoby będą ze sobą walczyć, wygrani dostaną się do kolejnej rundy i tak do finału. Też po całej grupie krążył buzujący krew w żyłach przeciek.
– Ci, co wcześnie przegrają zostaną wyrzuceni? – spytał San, unosząc brew.
– Tak! – odpowiedział żywo Yohan, siedząc po drugiej stronie stołu. – Choć łowcy potrzebują ludzi, nie przyjmą byle kogo.
– Ale co z nimi? Najpierw łowcy wygłosili wielką przemowę o zabijaniu i łapaniu smoków, a teraz tak po prostu puszczą tych, co się nie dostali?
– Cóż, i tak na tym etapie nie możemy im zaszkodzić. – Blondwłosy chłopak wzruszył ramionami. – Nie mamy żadnych ważnych informacji, które moglibyśmy rozpowiedzieć, a nawet gdybyśmy zaczęli rozpowszechniać, że są złe smoki i w ogóle to ludzie by nam nie uwierzyli, a Venatores by się nas po prostu pozbyło.
– Mhm...
Czyli trzeba będzie się postarać, żeby nie skończyć na progu.
Rozejrzał się po całej stołówce. Na pewno w tym całym tłumie były osoby, którym na dostaniu się do łowców zależało bardziej niż komukolwiek innemu, więc pewnie zrobią wszystko by osiągnąć swój cel. San również musiał się przyłożyć. Nawet w sekrecie zaczął wykorzystywać moc grawitacji tak, żeby nikt nie zauważył; choć jeszcze nie próbował nowej taktyki na Ciprianie ani nikim innym, przez co nie wiedział, jak dobre są. Ale takie walki z innymi rekrutami to niezła okazja. Tylko żeby starsi łowcy nie zauważyli nic.

Alexander?

środa, 7 lipca 2021

Od Alexandra cd. Sana

Zgodnie z informacją zdobytą przez wywiad Bractwa, Alexander stawił się na spotkaniu łowców. Były to rutynowe zgromadzenia, które miały na celu zrekrutować nowych członków. Wprawdzie z początku wydawało się to chłopakowi dosyć dziwne i brzmiało, jak marna pułapka, okazało się, że taki nabór naprawdę istniał. 
Na miejsce dotarł sam. Z Sanem i Yurim rozstał się już wcześniej. W końcu nie mogli się tam pojawić o jednym czasie. To byłoby zbyt podejrzane. Alexander doskonale wiedział, że nawet przez chwilę nie mogą dać pokazać po sobie, że się znają. Kiedy znalazł się w grupie głównie młodych osób, powstrzymał się, aby nie rozejrzeć się wokoło. Musiał po prostu zaufać swoim towarzyszom. Cała trójka wiedziała, co ma robić.  
Spotkanie rozpoczęło się niedługo później. Według Alexa zebrało się tutaj naprawdę wiele osób. Przyjął to z niemałym niesmakiem. Nie sądził, że liczba ich wrogów jest tak pokaźna. Do tego tak szybko rosła!
Na centrum polskiego placu wyszedł rosły mężczyzna. Jego twarz zakrywała biała maska. Alexander zastanawiał się, czy właśnie ma przyjemność na własne oczy zobaczyć przywódcę łowców. Po chwili zwątpił w tę teorię. Tak ważna osobistość nie pojawiłaby się osobiście. Nie zaryzykowałaby tyle. Prawdopodobnie. No, ale mimo wszystko - Alex domyślał się, że stojący naprzeciw niego mężczyzna zdecydowanie należy do elity.  
- Me serce raduje się na widok tak wielu nowych twarzy - zaczął przemowę. Jego głos był głęboki, zdecydowanie miał dar do przemów. Alexander uznał, że mocną stroną mężczyzny jest niewątpliwie charyzma. 
Łowca zaczął krótko opowiadać o idei mordowania smoków. Alex zaczął słuchać z mniejszym entuzjazmem, chociaż nie dał tego po sobie poznać. W końcu, nie uważał się za krwiożerczą bestię, za którą uważali go zgromadzeni tutaj kandydaci. Wszystkie te bujdy opowiadane przez mężczyznę nie miały żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. W gruncie rzeczy, smoki pragnęły żyć w ciszy i spokoju. Przynajmniej większość z nich. Łowca zaś ciągnął historię o tym, jak wielkie gady zagrażają ludzkości i tylko czekają na zamach stanu. 
Po dosyć długiej przemowie, która z każdym słowem irytowała Alexandra coraz bardziej, zostały rozdane formularze. Spojrzałem na kartkę papieru. Należało na nią wpisać po prostu dane osobowe, takie jak imię, nazwisko czy wiek. Po drugiej stronie znajdowała się duża rubryka, podpisana jako "doświadczenie". Według wyjaśnień łowcy należało tam wpisać na przykład możliwe spotkanie ze smokami czy powód chęci dołączenia do organizacji. 
Alex zawahał się już przy pierwszej linijce. Nie mógł przecież tam wpisać swojego prawdziwego imienia. Niewiele myśląc nabazgrał szybkie "Sasha". Kiedyś słyszał, że to skrót od "Alexander". Wydawało mu się to banalne, ale w tym momencie nic lepszego nie przychodziło mu do głowy. W miejscu nazwiska wpisał "Li", równie nieskomplikowanie. Obawiał się, że jeśli w tym punkcie poniosłaby go fantazja, w przyszłości mógłby mieć niemały kłopot. W końcu znając jego szczęście, zapomniałby o tym, co napisał chwilę po oddaniu kartki. 
W doświadczeniu jednak nazmyślał. Znaczy się, trochę zainspirował się własną historią. Dopisał, że przez smoki został sierotą i szuka zemsty z tego powodu. Naprawdę nie potrafił wymyślić niczego bardziej kreatywnego. 
Kiedy Alexander skończył wpisywać przypadkowe rzeczy do formularza, w końcu rozejrzał się po zgromadzonych. Zdał sobie sprawę, że wiele osób wykruszyło się od samego początku. Czyżby inspirująca przemowa o zabijaniu smoków zniechęciła potencjalnych kandydatów? Gdyby Alex mógł odejść, najpewniej też by ro zrobił. Wiedział jednak, że misja, w której bierze udział jest niezwykle ważna i nie mógł z niej zrezygnować. Nawet, jeśli nie przepadał za Bractwem i tak dalej, chciał oczyścić swoje imię. Musieli zdobyć dowody na zbrodnie Petersona. 
Formularze zostały zebrane przez zamaskowanych strażników. Wtedy też prowadzący podzielił wszystkich na grupy. Właściwie nie zastosował żadnego określonego kryterium. Po prostu, tak jak kandydaci stali, do takich zespołów się dostali. Alexander z niezadowoleniem zdał sobie sprawę, że nie jest w tej samej grupie, co San czy nawet Yuri. Od tego momentu mógł liczyć jedynie na siebie. 
***
Alex wraz ze swoim zespołem, liczącym koło dziesięciu osób, zostali zaprowadzeni do dosyć dużego budynku. Zdaniem Alexandra przypominał on jakąś szkołę czy schronisko dla bezdomnych. W środku właściwie wyglądało jak jakiś przytułek. Wszystkie grupy zostały zakwaterowane w różnych skrzydłach. Pokoje, w których mieli spać przez najbliższe dni mieściły po trzy osoby. Alex z niemałym niesmakiem przyjął do wiadomości  to, że będzie musiał dzielić z kimś sypialnię. Dodatkowo łazienki znajdowały się na korytarzu! 
Łowcy-przewodnicy kazali się zadomowić i odpocząć, aby rano stawić się rano na apelu. Alexandrowi średnio podobał się pomysł wstania tak wcześnie. Musiał się jednak przystosować do panujących tutaj warunków. Postanowił nie wychodzić poza szereg i sprawiać problemów. Jeszcze. 
Został obudzony o poranku. Rozejrzał się po pokoju. Nie zdążył poznać swoich współlokatorów. Nie miał nawet zamiaru się z nimi bratać. 
Zgodnie z poleceniem łowców, Alexander znalazł w pobliskiej szafie wymagany uniform, który założył. Ubiór był trochę za duży. Podobną będą zmuszeni nosić podobne ubrania na każdą oficjalną misję. 
Na sali treningowej znajdowali się wszyscy zgromadzeni kandydaci. Przynajmniej tak sądził Alex, ponieważ w tłumie rozpoznał Sana i Yuriego. Mimowolnie poczuł ulgę na ich widok. Cieszył się, że nic im nie jest. W końcu byli na terenie wroga. Tutaj nigdy nic nie wiadomo. Cudem było to, że jeszcze nie zostali odkryci. 
Kolejny zamaskowany łowca wstąpił na środek. Dopiero teraz Alexander dojrzał stających za nim uzbrojonych ludzi. Musieli być to starsi członkowie organizacji. 
- Dziękuję, że jesteście! - zaczął mężczyzna. Alex stwierdził, że nie jest to ta sama osoba z wczoraj. Ich głosy różniły się. 
Przemawiający łowca kolejno zaczął wyczytywać nazwiska z formularzy. Wywołane osoby zostawały przydzielane do nowego nauczyciela. Wydało się to Alexandrowi logiczne. Podobnie było w Bractwie. Młodzi rekruci łatwiej wdrażali się w świat smoków wprowadzani przez doświadczonych mentorów. Wśród łowców musiało być podobnie. 
Kiedy Alex usłyszał swoje wymyślone imię i nazwisko zareagował niemal natychmiastowo. Wyszedł poza grupę zgromadzonych i poszedł do mężczyzny, który równie wystąpił z szeregu.
Mentor, którego imienia chłopak jeszcze nie zdążył poznać, był wysokim i rosłym mężczyzną. Przy nim Alexander wyglądał jak dziecko. Nauczyciel poważnym wzrokiem przejechał po swoim uczniu. Wyglądał na zawiedzionego. Alexowi w żaden sposób to jednak nie przeszkadzało. Cieszył się nawet, że kolejny raz nie trafiła mu się zrzędliwa staruszka. Obawiał się, że z jego szczęściem zostałby przydzielony właśnie do takiej. 
Po krótkim przedstawieniu się, okazało się, że nowy mentor nazywa się Darius. Jest wieloletnim i szanowanym członkiem łowców. Alexander chyba pożałował wcześniejszej radości na taki przydział. W końcu, Rebecca może zachowywała się upierdliwie, ale potrafiła go zrozumieć. Z Dariusem prawdopodobnie nie będzie tak łatwo. Wyglądał na wymagającego. A Alex doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego lenistwa.

San? 

niedziela, 4 lipca 2021

Od Sana cd. Alexandra

Ciemne drzwi powoli otworzyły się, do mieszkania wszedł San z siatką zakupów. Ściągnąwszy buty od razu skierował się do swojego pokoju, z krótkim hej mijając brata, który w tym momencie w kuchni nalewał sok do szklanki. Zamknął za sobą drzwi, usiadł przy biurku i zaczął wyciągać wszystko z siatki.
W pierwszej kolejności chwycił do ręki opakowanie farby do włosów z dźwięczną nazwą koloru: tafla oceanu. Czy rzeczywiście wyglądało to jak morze, San nie był pewny; dla niego barwa przypominała bardziej jezioro wapienne. Ale tak czy siak ujdzie. Spośród najbardziej nienaturalnych kolorów miał jeszcze do wyboru fiolet i róż, ale te niezbyt pasowały do jego planowanego image'u.
Zaczął studiować instrukcję na opakowaniu. Jeszcze nigdy nie farbował sobie sam włosów, raz tylko używał pianki, ale to coś zupełnie innego. Teraz do akcji miała wkroczyć prawdziwa farba. Dotarł wzrokiem do ostatniej linijki. Łatwiejsze niż sądziłem.
Bez zwlekania przygotował wszystko włącznie ze starym ręcznikiem, który na siebie narzucił i gumowymi rękawiczkami, po czym przeszedł do pracy. W pełnym skupieniu nakładał farbę, dokładnie obserwując swoje odbicie w pożyczonym od mamy lusterku. Gdy dotarł do tylnej części, westchnął ciężko.
– Hyung, masz chwilę? – zapytał, wchodząc do pokoju brata.
Joon odwrócił głowę, spojrzał na już nie blondyna, a prawie niebieskowłosego, na chwilę ściągając w zamyśleniu brwi.
– To ten makeover, o którym mówiłeś? – spytał. – Czemu niebieski?
– Im bardziej charakterystyczne cechy, tym trudniej rozpoznasz osobę bez nich. – San wzruszył ramionami.
– Hm... W sumie. Dobra, o co chodzi?
Brat pomógł mu z pofarbowaniem włosów z tyłu głowy, a także wprowadził drobne poprawki. Gładząc szczoteczką krótkie włosy na karku Joon zmrużył nieco oczy.
– Byłeś u fryzjera, prawda? Masz mocniejszy undercut.
– Ta...
– Nie mogłeś tam poprosić o farbowanie?
– Em, nie? Samo strzyżenie to już za dużo.
Słysząc słowa młodszego brata, Joon cicho westchnął.
– Naprawdę musisz popracować nad kontaktami międzyludzkimi.
Gdy włosy już były zrobione i pozostało tylko czekać, aż farba chwyci, San postanowił przejrzeć swoją szafę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Ku jego zmartwieniu, było ich mniej niż przewidywał. Naprawdę będzie musiał dokupić jakieś ciuchy z pazurem? Świetnie, taki ambitny plan sobie postawił, że na bycie tajnym agentem wyda więcej pieniędzy niż w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Ale dobra. Różnorodność w garderobie też się przyda, a na razie zadowoli się glanami, jeansami z dziurami na kolanach i paroma T-shirtami z ekscentrycznymi obrazkami. Kot z dwoma twarzami, palący papierosa pójdzie na pierwszy ogień.
Wreszcie przyszedł czas na spłukanie farby i sprawdzenie, co wyszło. A wyszło...
– To ty jesteś niebieski czy zielony? – zapytał Joon w pewnej konfuzji, przechylając głowę na bok niczym pies.
– Turkusowy – odparł niezbyt pozytywnie zdziwiony San. – Też mi tafla oceanu. Ocean ma zimny niebieski, nie turkusowy kolor – mruknął.
Nie było jednak tragedii. Wyszło całkiem dobrze. I jeśli miał być szczery to ten kolor bardziej mu się podobał niż gdyby rzeczywiście miał mieć na głowie taflę oceanu.
Z nowymi włosami zabrał się za kolejny etap – hennę. Tak, postanowił sobie zrobić tatuaż z henny. Dlaczego? Ponieważ nie zamierzał mieć trwałych tatuaży do tymczasowego wyglądu. A image, w który celował, potrzebował jakichkolwiek tatuaży. Może inni nie ogarną, że są tymczasowe.
Zestaw do henny nie był tani, ale pomyślał, że w przyszłości może znowu w podobny sposób zaszaleje, nigdy nie wiadomo. Dla takiego artysty jak on eksperymentowanie ze swoim wyglądem, próbowanie nowych stylów może być całkiem ciekawe. Robiąc teraz ten cały makeover nie dziwił się, że wielu artystów miało niecodzienny ubiór czy też pofarbowane włosy. O nie, oficjalnie stałem się taki jak oni. Jakby Hajime mnie takiego zobaczył, byłby wniebowzięty...
Powoli zaczął nakładać barwnik na lewą dłoń. Jakoś nie miał w głowie żadnego konkretnego projektu; myślał bardziej nad losowymi drobnymi obrazkami i napisami, tłumacząc sobie to w myślach, że badassy z reguły nie są szczególnie kreatywni. Nie musiał sobie od razu machnąć skomplikowane i misterne wzory, które mają nieść jakiś głęboki przekaz – tak po raz kolejny powtórzył w duchu, kończąc malować symbol The Sims.
Po godzinie, może półtorej, wreszcie skończył. Odczekał jeszcze, aż tatuaże trochę wyschną, żeby móc cokolwiek robić, po czym, słysząc krzątanie się w kuchni ojca, który szykował kolację, postanowił wyjść z pokoju.
– Ach? – wymknęło się z ust mamy, która właśnie wchodziła do mieszkania. – Mamy gościa? Z kim mam przyjemność? – zapytała po angielsku.
– Eomma, to ja... – jęknął San. – Ja wiem, że mnie poznajesz, no daj spokój.
Mama patrzyła chwilę na chłopaka z niby normalnym, ale jednak trudnym do opisania uśmiechem, a następnie przeniosła wzrok na ojca, mówiąc:
– Kochanie, nasze dziecko przechodzi buntowniczy okres. Z pewnym opóźnieniem, ale jednak – dodała.
W całkiem mieszkaniu momentalnie zapadła cisza. Wszyscy domownicy stali w pomieszczeniu dziennym, ojciec zwrócony plecami do reszty, która wbijała w niego swoje spojrzenia. San przyglądał mu się uważnie, gdy nagle dostrzegł ciężką, mroczną aurę unoszącą się wokół ojca.
– Abeojitonietakjakmyślisz – powiedział najszybciej jak mógł, unosząc ręce w geście obronnym.



Joon usłyszał szmer. Ocierając jedno oko otworzył drzwi i wyjrzał przez nie, od razu dostrzegając stojącego tuż przed łazienką Sana w piżamie, z poduszką w ręku. Widok ten bardzo go zaskoczył.
– Co robisz?
– No ojciec powiedział, że z takim wyglądem to ja należę do łazienki i dzisiaj tam mam spać – odparł spokojnie San, otwierając drzwi i zapalając światło.
Joon, nadal niezbyt wiedząc, co się dzieje, podszedł do niego i położył dłoń na jego barku. Już miał coś powiedzieć, lecz wtem zamrugał parę razy i spojrzał na wnętrze łazienki, w której dominowała biel i turkus z czarnymi dodatkami.
– A no w sumie – rzekł z pewnym pomrukiem w gardle.
San przez moment stał bez ruchu, po czym zaczął zmieniać kapcie na te łazienkowe. Widząc to, Joon go od razu powstrzymał.
– Ale nie, słuchaj, no przecież widziałeś, że ojciec się uspokoił, gdy powiedziałeś, że to tylko tymczasowe i na potrzeby tej całej misji! Zresztą, wiesz, że on nie mówił tego tak na serio!
– Mówisz? – San podniósł na niego zmęczony wzrok.
– Tak! – zapewnił go brat.
Chwila ciszy.
– No dobra, ale twoja wina, jeśli rano się na mnie skoczy z tego powodu.
– Em, okej?
San wrócił do swojego pokoju, rzucił poduszkę na łóżko, sam zaś usiadł na krześle przy biurku. Joon, o dziwo, podążył za nim.
– A właśnie, co zamierzasz zrobić z bliznami? – zapytał z ciekawości, ale jego głos skrywał pewną nutę zmartwienia.
– Kupiłem kosmetyki, które mają zakamuflować je – odpowiedział San. – Dla niepoznaki jeszcze ogarnąłem sobie krem na cienie pod oczami, szminkę, a nawet eyeliner. Czuję się prawie jak guru make-upu – dodał, cicho wzdychając.
– Zadziała?
– Musi. Nie po to wydałem więcej na polecany przez wielu produkt z gwarancją, żeby potem się zawieść. Była też opcja załatwienia sobie przepaski na oko, ale nie chcę na własne życzenie być w połowie ślepym agentem, to niewygodne.
Nastała cisza. San zajął się włączaniem tabletu graficznego, Joon zaś wpatrywał się w podłogę, głęboko zamyślony.
– Uważaj tam, dobra? – rzekł w końcu poważnym tonem.
– Dam radę – zapewnił go San. – Jestem całkiem dobry w udawaniu. Pamiętasz jak kiedyś mama próbowała z nas zrobić przyszłych aktorów?
Joon spojrzał na niego, kąciki jego ust delikatnie się uniosły.
– Taaa, ostatecznie rodzice zrobili zakład, w którym wygrał ojciec, więc się skupiliśmy na gotowaniu.
– Nom, ale ja nadal coś umiem. Poza tym, będę udawał badassa. Chyba nie zapomniałeś, jak raz w ten sposób pokonałem pewnego buntowniczego ucznia i potem byłem postrachem w gimnazjum, co?
– Daj spokój, jak odbierałem cię ze szkoły to wszystkie dzieciaki były w szoku.
Powspominawszy sobie trochę stare dobre czasy, Joon wyszedł z pokoju, wcześniej życząc bratu dobrej nocy. San jeszcze chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi, po czym założył okulary i zabrał się za rysowanie.



Szybkim krokiem wszedł do jednego z pomieszczeń bazy, gdzie miało się odbyć spotkanie. W środku już byli Alex i Yuri. Chłopaki, widząc zmienionego Koreańczyka, otworzyli szeroko oczy. Ich spojrzenia nieco go speszyły.
– Jak zmiana wyglądu to zmiana wyglądu... – wymamrotał niepewnie – prawda?
– Wow, sensei, wyglądasz czadersko! – zawołał Yuri, będący wyraźnie pod wrażeniem. – Normalnie jak pokażesz łowcom gdzie ich miejsce to wszyscy będą srać w gacie!
Na te słowa San ściągnął jedną brew. Widząc to policzki Yuriego zrobiły się czerwone ze wstydu.
– Wybacz mi, sensei, miałem powstrzymać się od niestosownego słownictwa! – Wykonał głęboki ukłon.
– Taaa... nieważne – mruknął San.
Zaczął przyglądać się dwójce. Z racji, że Rusek wyglądał w miarę normalnie (poza tym, że nosił trochę dziwną czapkę), skupił się na Alexandrowi. Chłopak, widząc jego spojrzenie, momentalnie odwrócił swój wzrok i spuścił wzrok, ręką gładząc swoje rude włosy, jak gdyby chciał je w ten sposób ukryć przed światem.
– Nie patrz tak na mnie – bąknął. – Nie wiedziałem, że tak to zwalę.
San jeszcze raz go zmierzył wzrokiem.
– Nie no, nie wyglądasz źle. Pod czapką Yuriego kryje się coś niedobrego – dorzucił po chwili.
Obydwoje podejrzliwie popatrzyli na Ruska, który pod wpływem ich spojrzeń bardzo się speszył. Między trójką nastała niezręczna cisza, którą wreszcie postanowił przerwać Yuri.
– No dobra, macie mnie!
Zdjął czapkę, spod której wyskoczyły krótkie, zielonobrązowe kosmyki. San i Alex patrzyli na nie w zdziwieniu, niezbyt wiedząc, jak na to zareagować. Koreańczyk przeniósł wzrok na rudego.
– Wyglądasz świetnie – powiedział, podkreślając nieco bardziej ostatnie słowo.
Znów spojrzał na Yuriego.
Zielona porażka.

Alexander?