czwartek, 21 października 2021

Od Alexandra cd. Sana

Po niezwykle stresujących odwiedzinach w archiwum Alexander z trudem łapał oddech. W momencie, kiedy do pomieszczenia wszedł łowca, czuł, że zaraz zostaną odkryci i cały plan zakończy się fiaskiem. Ledwo cokolwiek udało im się odkryć, a już zdążyli się otrzeć o takie ryzyko. 
Alex próbując przybrać kamienną twarz, skierował się w stronę swojego pokoju. Nie mógł przestać myśleć o tym, co się stało. Miał wrażenie, że dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak niebezpieczna jest ich misja. Zaczął się zastanawiać, na co właściwie się pisał. Westchnął głośno, przypominając sobie, że już raczej nie ma odwrotu. Może nie odkryli jeszcze wystarczająco wiele, ale zdecydowanie wraz z Sanem zaszedł na tyle daleko, że nie opłacałoby się już zawracać. Byli bliżej rozwiązania zagadki, nie mogli więc tak po prostu zapomnieć o całej sprawie z Petersonem. 
- Sasha, poczekaj! 
Pełen entuzjazmu głos wyrwał chłopaka z zamyślenia. Odwrócił się i zobaczył osobę, której widział w tym momencie nie chciał. Yuriego. 
- Już po wyzwaniu? - zagadnął Alexander, zwalniając krok, aby Rusek mógł do niego dołączyć. 
- Przed chwilą skończyliśmy - pochwalił się dumnie Yuri. - Bez większych problemów dotarliśmy do celu in odgadliśmy typ smoka. Po drodze nawet uratowaliśmy nawet jakiegoś wiszącego w sieci nieszczęśnika!
- Niesamowite. 
Oschły ton Alexandra nie ostudził zapału Yuriego, który chwilę później zaczął streszczać całą wyprawę, tak, jakby rudowłosego to chociaż trochę interesowało. Wspominał całe podchody, odnalezione poszlaki i świetne chwile, jakie spędził z nowymi przyjaciółmi. 
- Przypadkiem nie zapomniałeś, co tutaj robimy? - mruknął ściszonym głosem, wcześniej upewniając się, czy nikogo nie ma w pobliżu. 
Yuri przybrał obrażoną minę, jakby wytknięcie Alexa szczerze go obraziło. 
- Staram się! - odparł oburzony. - Wiem tyle samo, co wy!
Widząc podejście Ruska, Alexander miał ochotę podzielić się z nim informacjami, jakie niedawno odkrył z Sanem. Ugryzł się jednak w język. Może lepiej, żeby nie dowiadywał się o tym wszystkim od niego. 
Pociągnął więc bezsensowną rozmowę aż do momentu, w którym młodzieńcy znaleźli się pod pokojem Alexandra. Tam rudowłosy pożegnał się i zagłębił się w głąb pomieszczenia. Współlokatorzy również wrócili. Chłopak przyjął tę wiadomość bez entuzjazmu. Próbując unikać kontaktu wzrokowego, po szybkim skorzystaniu z łazienki i wzięciu prysznica, zagrzebał się pod grubą kołdrą i poszedł spać. Miał dosyć tego dnia. Był niesamowicie zmęczony. 
Alexandra obudziło poruszenie. Niechętnie otworzył oczy i podniósł się z łóżka. Niemrawo rozejrzał się po pokoju, próbując rozeznać się w sytuacji. Z posłyszanych urwanych zdań wyłapał kilka słów - "nowe zajęcia", "pokazanie broni", "nie mogę się doczekać". 
Mrucząc nerwowo pod nosem, Alex udał się do łazienki. Nie podobało mu się to, że został wyrwany tak wcześnie z łóżka. I to po tak ciężkim dniu! Chłopak zastanawiał się, skąd jego współlokatorzy mieli w sobie tyle entuzjazmu. 
Z niewesołą miną zebrał się z innymi kandydatami na głównej sali. Większość wyglądała na naprawdę podekscytowaną nadchodzącymi zajęciami. Alex w żaden sposób nie podzielał tego zaangażowania. Ze znudzonym wyrazem twarzy obserwował innych. 
Pierwszego wypatrzył Yuriego. Nie było to trudne. Chłopak górował nad pokaźnym haremem fanów czy innych przyjaciół. W kontraście do niego - San stał na uboczu, opierając się o ścianę i wsłuchując się w wykład znajdującego się obok jakiegoś młodzieńca. Niedaleko obok nich Alexander zauważył Elise. Uznał to za dziwne. Dziewczyna zwykle robiła wszystko, aby odnaleźć "Sashę". Najwyraźniej straciła obiekt zainteresowania. Alexowi to nie przeszkadzało. Trochę spokoju chociaż. 
Na salę wszedł wysoki mężczyzna. Głośnym kaszlnięciem zwrócił na siebie uwagę widowni. W momencie, kiedy zebrani spojrzeli w jego kierunku, łowca zaczął przemowę. 
- Nadszedł czas, aby zapoznać was z bronią, jaką posługujemy się do walki ze smokami - zaczął mężczyzna. - Na dzisiejszym pokazie zobaczycie, czym będziecie walczyć w przyszłości. 
Kończąc wypowiedź, do sali wmaszerowała grupa łowców. W przeróżnych futerałach odłożyli na rozłożone stoły tajemnicze przedmioty. Po otworzeniu skrzyneczek, oczom kandydatów okazały się różnego rodzaju bronie. 
Wszelkie miecze, łuki, włócznie czy nawet zbroje. Cały arsenał zachwycał wszystkich zebranych. Nawet Alexander, który szczerze nie interesował się takimi bzdetami - nie mógł się oprzeć przed rzuceniem okiem na przedmioty. 
Przejechał dłonią po jednym z ostrzy. Było chłodne i gładkie. 
- Wspaniały, nie? - zagadnął jeden z łowców, zdejmując miecz ze stojaka, aby podać go Alexandrowi. 
- Tak, myślę, że jest w porządku - odpowiedział rudowłosy, przybierając kamienną twarz. - Nieszczególnie się na tym znam. 
- Pozwól więc, że ci opowiem. - Z twarzy mężczyzny nie znikał uśmiech. Wydawał się jeszcze bardziej podekscytowany pokazem niż młodzi kandydaci. - To moja pierwsza broń, jaką dostałem po zostanie łowcą - pochwalił się. - Ostrze to specjalnie przygotowane smocze łuski, a rękojeść jest z najprawdziwsze skóry. Czujesz te wypustki?
Alexander nagle zastygł. Powstrzymał nadchodzące mdłości. Nie spodziewał się, że łowcy byli zdolni do czegoś takiego. Pośpiesznie dołożył miecz na miejsce i powstrzymał chęć umycia dłoni. 
- Z-z łusek? - zająknął się rudowłosy. Wciąż miał nadzieję, że się tylko przesłyszał. 
- Wiadomo! Dzięki temu miecz jest znacznie ostrzejszy! - Łowca potwierdził najgorsze przypuszczenia Alexa. - Po skończonym treningu sam taki dostaniesz, mówię ci!
Alexander uśmiechnął się niemrawie i pokiwał głową. Odszedł bez słowa. Nie miał już zamiaru podchodzić do żadnego ze stoisk. Wszystkie te przedmioty zostały wykonane w tak barbarzyński sposób. Nie mógł nawet na nie patrzeć. Wydawało mu się to być zbyt makabryczne. Smoki, które skończyły w ten sposób najpewniej należały do Bractwa. Może nawet kiedyś mijali się gdzieś na korytarzu? Alexander nawet nie chciał o tym myśleć. 
Odnalazł Elise. Dziewczyna w żaden sposób nie wydawała się zniesmaczona materiałem, z którego wykonano bronie. Wesoło wymachiwała kataną czy ważyła w dłoni fikuśny łuk. Kiedy zobaczyła rudowłosego, rozpromieniła się jeszcze bardziej. 
- Sasha! Dawno się nie widzieliśmy - przywitała się, podchodząc bliżej. W dłoniach dalej dzierżyła dziwnie wyglądający sierp. Alex mógł przysiąc, że przypominało mu to smocze szpony. - Gdzie Sam? - zapytała całkowicie niespodziewanie. - Chciałabym mu to pokazać - mówiąc to, przysunęła broń do twarzy rudowłosego. - Wspaniale wygląda, prawda? 
- Niezwykle - odpowiedział, odsuwając się delikatnie. - Nie wiem, gdzie jest Sam. Dlaczego miałbym w ogóle to wiedzieć? 
Elise otworzyła usta, ale nie powiedziała nic. Najpewniej przez chwilę nawet nie miała pojęcia, dlaczego o to zapytała. 
- Po prostu wydawało mi się, że wcześniej widziałam was razem... - wyjaśniła cicho. 
Alexander przekrzywił głowę. Wydało mu się to naprawdę dziwne - w końcu dzisiaj nawet nie rozmawiał z Sanem. Poczuł się niepewnie na myśl o tym, że Elise mogłaby cokolwiek podejrzewać. Obiecał sobie, że teraz będzie trochę ostrożniejszy. Może dziewczyna nie jest taka głupia, na jaką wygląda? 
- A jak twoja noga? 
Chłopak szybko zmienił temat. Oddalił się też od prezentowanych w pobliżu broni. Obrzydliwe
- Już mogę chodzić, ale dalej trochę boli z każdym krokiem - powiedziała, jednocześnie wskazując na ranę. - Mam nadzieję, że szybko się... 
Przerwała. Alexander spojrzał na nią pytająco. Dopiero po chwili poczuł, że ktoś za nim stoi. Odwrócił się pośpiesznie. Na szczęście to był San. 
- O wilku mowa. - Uśmiechnął się w jego kierunku. - Elise cię szukała, prawda? - Pytanie zwrócił w stronę dziewczyny, która słysząc jego słowa zrobiła się czerwona. Niepewnie wbiła wzrok w ziemię. Jej dłonie zacisnęły się na trzymanej broni. 
- Cz-cześć, Sam... - przywitała się cicho, nawet nie patrząc w jego kierunku. Alexandrowi wydało się to jeszcze dziwniejsze. Nie miał pojęcia, co wstąpiło dziewczynę. Nigdy się tak nie zachowywała. 

San?

piątek, 15 października 2021

Od Sana cd. Alexandra

 San zmarszczył brwi. Grupa inwigilacyjna. Grupa... Czyli było więcej osób takich jak Peterson. Czy to oznaczało, że w Bractwie chowało się więcej szpiegów i zdrajców? Sam Peterson był sporym problemem, a tu jeszcze inni. Koreańczyk nie był typem, który szybko obdarowywał kogoś zaufaniem, ale teraz tym bardziej miał powód, by traktować osoby w bractwie z dystansem. Czy mógł tam w ogóle komuś ufać poza Joonowi, Aurorze, Alexowi i Rebecce?
Chwila.
Spojrzał jeszcze raz na kartkę z danymi Petersona.
Grupa inwigilacyjna...
– Co... co znaczy grupa inwigilacyjna? – zapytał z pewnym wahaniem w głosie, spoglądając na rudego.
Alexander uniósł brew, na moment popadł w zamyślenie.
– No że to taka grupa do tajnego obserwowania kogoś – odpowiedział.
– Aa – odparł San. – Czyli to po prostu szpiedzy.
– Można tak powiedzieć? – Alex wzruszył ramionami.
Koreańczyk powrócił wzrokiem na kartkę.
Dawanie dużych słów świetnym rozwiązaniem na przeciwnika obcokrajowca.
– To dobry dowód na zdradę Petersona – stwierdził po chwili.
– Czyli bierzemy dokumenty ze sobą?
W odpowiedzi San pokręcił głową.
– No tak – domyślił się Alex – zauważą przecież, jak zabierzemy. Zróbmy zdjęcia – zaproponował po chwili.
Obydwoje wykonali odpowiednią ilość zdjęć, uwieczniając w ten sposób wszystkie przydatne informacje, jakie dotychczas znaleźli. San przejrzał je pospiesznie w swojej galerii, zamyślił się na minutę.
Nareszcie ich misja zrobiła jakiś znaczący postęp. Zajęło im to z dobre kilka tygodni, ale na to akurat nie dało się narzekać; w końcu w najgorszym wypadku mogli zdobyć dostęp do akt dopiero po staniu się pełnoprawnym łowcą i awansowaniu do stanowiska, które pozwoliłoby na legalne wejście do archiwum. Czyli w porównaniu z tą wizją poszło im całkiem dobrze.
Właśnie.
Skoro już byli w archiwum i przeglądali papiery, mogliby poza dowodami na zdradę Petersona poszukać też innych przydatnych informacji. Zobaczyć, jaką wiedzę posiadają łowcy na temat smoków albo sprawdzić czy są gdzieś jakieś zapiski o broniach, cokolwiek. Jakby zdobyli więcej ważnych informacji, a może i nawet takie, które miałyby potem ogromny wpływ na wszystko, z pewnością zostaliby docenieni przez bractwo. A San wcale by nie narzekał, gdyby za wspaniałe czyny daliby mu parę awansów w górę (przynajmniej do stopnia, żeby ludzie nie czepiali się go i miał choć trochę spokoju).
– Szukajmy dalej – polecił po dłuższym namyśle. – Mamy jeszcze trochę czasu, może znajdziemy coś pożytecznego.
Oboje odłożyli wcześniej znalezione dokumenty na swoje miejsce i zaczęli szukać czegoś nowego. Nie minęło nawet kilka minut jak Alex zawołał do siebie Sana.
– Księga smoków – rudzielec przeczytał na głos tytuł zapisany na segregatorze. – Podobna do tamtego poprzedniego zbioru.
– Hm, może to po prostu opisy zależne od typu, a nie członka bractwa. – San spojrzał na napis. – Pewnie wszystko, co wiedzą o smokach, o których wiedzą. Ciekawe czy mają też podane jak je wytresować.
Obaj wymienili się spojrzeniami.
Alexander otworzył na pierwszej stronie, gdy nagle kątem oka dostrzegł gwałtowny ruch. Podniósł głowę znad kartki, unosząc brwi spojrzał na Sana, który wpierw się wzdrygnął, a tuż po tym zastygł w bezruchu.
– Co jest...? – zaczął.
– Shhh – uciszył go Koreańczyk, podnosząc nieco palec wskazujący w geście milczenia.
Obydwoje teraz tak stali nieruchomo; nastała cisza, przerywaną jedynie przez odległe odgłosy kroków, które ku obawie młodzieńców stopniowo stawały się coraz głośniejsze. Zdając sobie z tego sprawę, Alexander zamknął nagle segregator, skrzywił się momentalnie gdy przedmiot wydał z siebie cichy (choć w tym konkretnym momencie wydający się być bardzo głośny) stuk.
– Ktoś się zbliża! – szepnął z wyraźną paniką w głosie. – Och, żeby tylko przechodził obok!
– W razie czego musimy się schować – odparł spokojnie San.
Jak postanowił, tak też zrobili. Czym prędzej ukryli się za regałem na samym końcu pomieszczenia. Uważnie nasłuchiwali kroków, coraz głośniejszych, do których na chwilę dołączyły głośne westchnięcia. Przez napięcie, jakie panowało w archiwum wydawało się, że nieznajomy był tuż obok i za chwilę miał przyłapać tajnych agentów na gorącym uczynku.
Cisza.
Kroki ustały.
Szmer.
Chłopaki otworzyli szeroko oczy, gdy po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk wkładanego do dziurki klucza, poprzedzający przekręcenie go i otworzenie drzwi. Nim się zorientowali, do środka ktoś wszedł.
Alexander starał się wstrzymywać oddech. San tymczasem postanowił jednym okiem obserwować wszystko.
Do archiwum wszedł stosunkowo młody, wyglądający na trzydziestkę mężczyzna. Zamknął za sobą drzwi, wzdychając ciężko.
– Nie wierzę, że w środku nocy muszę iść po jakieś papiery – marudził pod nosem do siebie. – Jakby nie można było tego zrobić o jakiejś normalnej porze!
Mamrocząc coś jeszcze, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do regału, za którym chowali się chłopaki. Widząc to, San szybko usiadł na podłodze tuż obok opierającego się plecami o półkę Alexandra. Zarzucił na głowę kaptur ciemnej bluzy, wsuwając całą dłoń do rękawa przykrył ręką głowę rudzielca. Tak obaj trwali skuleni, w kompletnym bezruchu, wstrzymując powietrze.
Łowca wybrał z rzędu jeden segregator, odruchowo spojrzał przez szparę, jaką zrobił. Stanął w miejscu, postawa jego definitywnie wskazywała, że nad czymś się zastanawiał. Albo i coś badał. Na przykład, czy czasem ktoś jeszcze z nim nie przebywa w archiwum.
San przygryzł dolną wargę. Był gotowy do użycia swojej mocy, lecz zdecydowanie wolałby nie musieć jej teraz używać. Przynajmniej nie w sposób, który zrujnowałby całą misję. Obawiał się jednak, że mężczyzna za chwilę spojrzy przez szparę w dół (co nie kosztowało tyle energii czy pomyślunku) i ich zobaczy. Trzeba było coś zrobić. Coś więcej niż błagać jakiekolwiek istniejące siły nadprzyrodzone, żeby uszli z tego cało.
Dyskretnie spojrzał w lewo w poszukiwaniu odpowiednich przedmiotów. Czegoś, co już wcześniej dotknął. Jeśli się skupi to będzie mógł sprawić, że rzecz magicznie spadnie na ziemię i odwróci uwagę mężczyzny na tyle, że będą mogli uciec albo chociaż zmienić pozycję. Niestety, przepaska na oku znacznie ograniczała jego pole widzenia. Postanowił bardziej się obrócić w tułowiu, co jednak nie skończyło się najlepiej. Rana na boku przez niecodzienne wycięcie ciała wyraźniej dała o sobie znać. Czując ból większy niż ten, do którego zdążył się już przyzwyczaić, San skrzywił się mocno i choć zdołał się powstrzymać przed jęknięciem, przez odruchowe położenie ręki na boku uderzył łokciem o rząd pudeł na dolnej półce, o mało nie przesuwając jednego z nich.
Cichy dźwięk zwrócił uwagę łowcy. Mężczyzna spuścił wzrok na pudła, zmierzył je dokładnie wzrokiem. Między chłopakami nastała śmiertelna wręcz cisza.
– Ach, muszę skończyć wreszcie z czytaniem creepypast – jęknął wtem do siebie łowca, prostując się. – Te zwidy i przesłuchy kiedyś mnie wykończą.
Zabrawszy ze sobą segregator opuścił archiwum. Rozległ się dźwięk przekręcania klucza w zamku, potem odgłosy kroków, aż ostatecznie po obecności mężczyzny nie pozostał ślad. Młodzi agenci mogli wreszcie odetchnąć z ulgą.
– To było straszne! – powiedział Alexander, wstając. – Normalnie pot mi zamarzł na skórze! Myślałem, że spadnie i rozbije się na podłodze, zdradzając nas!
San podniósł na niego wzrok; rudzielec w tym momencie odklejał od twarzy zamarznięte krople.
– Mieliśmy szczęście – rzekł Koreańczyk.
– Taaa. – Na moment popadł w zamyślenie. – Wiesz co, może lepiej chodźmy stąd? Jak znam życie, wyczerpaliśmy już naszą dawkę szczęścia na ten moment i pewnie tamten facet tu wróci za chwilę.
– Mhm.
Przytaknąwszy, niebieskowłosy spróbował wstać, lecz powstrzymał go ból. Syknął, zaciskając dłoń na boku, co od razu zwróciło uwagę Alexa.
– Wszystko okej? – spytał chłopak.
San siedział tak przez chwilę, w końcu jednak przytaknął i tym razem już udało mu się podnieść.
– Ta, wracajmy już – powiedział. – Jak zobaczą, że nas nie ma w pokojach to będziemy musieli się tłumaczyć.

Alexander?