poniedziałek, 17 stycznia 2022

Od Alexanda cd. Sana

 Plan Sana lekko zbił Alexandra z tropu. Rozumiał intencje chłopaka, ale nie miał pewności, czy zabawa uczuciami dziewczyny to na pewno najlepszy pomysł. Znaczy się, rudowłosy nie czuł do niej nic specjalnego, żadnej mocnej sympatii. Po prostu miał wrażenie, że zahaczenie o ten wątek może przynieść więcej kłopotów niż pożytku.
Mimo to, postanowił posłuchać Sana. Faktycznie głównie powinni się skupić na skończeniu swojej misji. Elise może im w tym pomóc. Dziewczyna wydaje się być dość obyta w wiedzy na temat łowców, a tego właśnie potrzebowali.
Alexander zajął się poszukiwaniami Elise. Przemierzał korytarze, sale lekcyjne i szatnie, a odnalazł ją dopiero na stołówce. Pogrążona w ponurym nastroju dziewczyna w samotności spożywała posiłek. Alex postanowił wykorzystać okazję. Nałożył sobie na talerz serwowany dzisiaj przez kucharki obiad i dosiadł się do pogrążonej we własnych myślach znajomej.
- Wciąż nie potrafię się przyzwyczaić do normalnych posiłków - powiedział, kładąc tacę na blacie przed Elise. - Wcześniej żyłem głównie na zupkach chińskich. Miła odmiana - jedzenie czegoś, co nie smakuje jak chemia.
Dziewczyna uniosła wzrok. Wydawała się być odrobinę zdziwiona nagłym pojawieniem się rozmówcy. Dopiero jak rozpoznała Alexandra, jej twarz przybrała trochę bardziej rozluźniony wyraz.
- Ja średnio przepadam za podawanym tutaj jedzeniem - westchnęła, niechętnie patrząc na talerz z makaronem. - Nie smakuje mi. Wydaje się być robione kompletnie bez umiejętności i zmysłu smaku.
- Mam więc dla ciebie dobre wieści, słyszałem, że Samuel bardzo dobrze gotuje.
Alexander nie miał zamiaru długo się czaić. Nie należał do osób, które owijały w bawełnę. Skoro miał z nią porozmawiać, zrobi to przy pierwszej możliwej okazji. Nie było powodów, by tym zwlekać. 
Elise upuściła trzymany widelec i prawie zakrztusiła się trzymanym w ustach jedzeniem. Z trudem przełknęła kęs. Jej twarz przybrała kolor czerwieni, kiedy zaczęła się szybko rozglądać na boki. Upewniając się, że nikt w pobliżu nie słucha ich rozmowy, całkowicie skupiła się na siedzącym przed nią chłopakiem.
- N-naprawdę..? - Jej głos zabrzmiał cicho, ale kolejną część zdania wypowiedziała całkowicie inaczej - głośno i pośpiesznie: - To znaczy! Dlaczego w ogóle miałoby mnie to obchodzić, nie mam pojęcia, o czym mówisz!
Alexander uśmiechnął się w odpowiedzi. Znajomy Sana miał rację. Elise była pogrążona w zauroczeniu po uszy. Rudowłosy nie wiedział, jak mógł tego nie zauważyć wcześniej.
- Przestań, znamy się już tyle czasu, domyśliłem się. - Alexander nie zmieniając swojego wyrazu twarzy ciągnął rozmowę dalej. Chciał, aby Elise powiedziała mu o wszystkim, co wie. Zarówno o łowcach, Bractwie, jak i o samym Sanie.
- To aż tak bardzo widać...? - zapytała trochę speszona dziewczyna. Jej policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, niż wcześniej. - Myślisz, że Samuel też to zauważył?
- Wątpię - zapewnił ją pośpiesznie Alexander. - Nie zna cię tak dobrze, jak ja. Nie podejrzewa nic, a nic. A ja na pewno mu o tym nie powiem.
Elise odetchnęła głośno z ulgi. Wydawało się, że słowa chłopaka ją uspokoiły. Nabrała nawet trochę pewności. Ponownie ujęła w dłoń widelec i zaczęła szturchać makaron na talerzu.
- Jest niesamowity, prawda? - Jej głos drżał, kiedy mówiła, a oczy błyszczały podekscytowaniem. - Uratował mnie! Jest taki szybki, silny, utalentowany i tajemniczy...
- To prawda, Samuel naprawdę wyróżnia się na tle innych kandydatów - przyznał Alexander, popierając słowa Elise. - Na pewno będzie jednym z najlepszych łowców, nie ma co!
Dziewczyna ponownie zamilkła i wbiła wzrok w talerz. Wydawało się, że coś ją zasmuciło. Alex zaczął się zastanawiać, czy powiedział coś źle. Nigdy w końcu nie potrafił rozmawiać z kobietami. Głównie dlatego, że bywał zbyt bezpośredni i mówił to, co myślał.
- Myślisz, że mogę mu kiedyś dorównać? - Dziewczyna zadała ciche pytanie. - Nie chcę zostać w tyle i go spowalniać.
- Na pewno dasz radę, wystarczy dużo trenować, mówię ci! - zapewnił pośpiesznie Alexander. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna brała aż tak na poważnie uczucie do Sana. Pragnęła stać się silna, aby nigdy nie być dla niego ciężarem. Alex uznał to nawet za godne podziwu.
- Jest tylko jeszcze jeden problem...
Że on nie jest ani odrobinę zainteresowany? przemknęło rudowłosemu przez myśli.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Alexander cały ten czas dawał poczucie zainteresowanego uczuciową sprawą swojej znajomej.
- Samuel jest taki... Taki... Buntowniczy, ah! - Dla Alexa jej słowa nie zabrzmiały przekonywująco. Wypowiedziała to raczej z dziwnym przekonaniem. Chłopak zmarszczył brwi. Wtedy dziewczyna zaczęła pośpiesznie tłumaczyć: - Chodzi mi o to, że moja rodzina jest od zawsze dość powiązana z łowcami. Wiesz, stanowimy jedno ze wsparć finansowych całej tej organizacji. Rodzice chcą, bym została jedną z czołowych członkiń i związała się z kimś z również wyższego stanu. A San jest... No sam rozumiesz!
- Boisz się, że się nie zgodzą?
Alexander w końcu dowiedział się czegoś wartościowego. Elise i jej rodzina były ściśle związana z łowcami. Krótko mówiąc w przyszłości może stanowić niemałe problemy. Ale jednocześnie - można wykorzystać jej znajomości i ogólny status. W głowie Alexa powoli zaczął się tworzyć mały plan.
- Właśnie tak...
- Chwila, chwila. - Alexander nagle się wtrącił. - Nie wybiegajmy tak bardzo w przyszłość. Skupmy się na tym, co dzieje się teraz. Wy nawet nie rozmawiacie!
Elise westchnęła ze smutkiem.
- Nie mam pojęcia, co robię źle. On ciągle mnie nie zauważa... Może ty dasz radę go przekonać?
W głosie dziewczyny pojawiła się nutka nadziei. Alexander zaś pokręcił przecząco głową.
- Myślę, że powinnaś sama udowodnić mu, że ci zależy - odparł poważnie. - Może pokaż mu coś nadzwyczajnego? Albo podaruj? W końcu to nie byłby dla ciebie żaden problem, a dobrze wiesz, jak Samuel uwielbia tematykę związaną z łowcami! Wiesz, coś wyjątkowego, niepowtarzalnego. Coś, czego na pewno jeszcze nie widział.
Dziewczyna otworzyła usta z zaskoczenia. Jej oczy zalśniły. Wydawało się, że ten pomysł przypadł jej do gustu. Elise szybko skończyła posiłek, widocznie podekscytowana własnymi myślami.
Po skończonym jedzeniu podeszła do siedzącego Alexandra i przytuliła go mocno.
- Jesteś naprawdę wspaniały! - powiedziała. - Ale jako przyjaciel.
A Alex nie oczekiwał niczego więcej. Uważanie go za przyjaciela i tak było zbyt wygórowane. Z tego powodu, jedynie uśmiechnął się niezręcznie. On tylko wypełniał swoją misję i miał nadzieję, że w jakiś sposób dopisze im szczęście, a Elise nieświadomie ułatwi im zadanie. Dziewczyna nie była najbardziej rozgarniętą osobą pod słońcem. Na szczęście. 
W samotności dokończył posiłek, ponieważ podekscytowana Elise odeszła w jedynie sobie znanym kierunku. Miał jeszcze trochę czasu przed spotkaniem z Sanem. Pokręcił się więc po budynku, unikając obowiązków i treningów. Wrócił nawet do pokoju, gdzie nie zastał żadnego ze współlokatorów. Wykorzystał więc ofiarowaną przez los chwilę, aby zapalić. Tak dawno tego nie robił, że prawie zapomniał, jaką ulgę przynosiła mu ta czynność. Po kilku minutach wyrzucił peta i otworzył okno, aby chociaż trochę zneutralizować nieprzyjemny dla innych zapach. 
A kiedy nadeszła oczekiwana godzina, skierował się w stronę sali do ćwiczeń.
San czekał już na niego, w ciszy trenując. Powtarzał zaplanowany przez siebie ruch jeszcze przez kilka razy. Przerwał dopiero wtedy, kiedy Alexander podszedł wystarczająco blisko. Rudowłosy podziwiał jego motywację do treningu. Sam nie miał żadnej. 
- I jak sprawa z Elise? - zapytał ściszonym głosem, zbliżając się do ściany i siadając na ziemi. Chwilę później opróżnił połowę butelki z wodą.
- Nie musisz się niczym przejmować, wszystko załatwione - odpowiedział Alex, zajmując miejsce obok niego. - Ślub zaplanowany na sobotę.
San uniósł brwi w pytającym geście. Rudowłosy odpowiedział mu uśmiechem i zaczął na poważnie opowiadać o wszystkim, czego się dowiedział. Może nie było tego wiele, ale fakt, że Elise pochodzi z wpływowej rodziny był nowością.
- Wystarczy, że teraz poczekamy na jej ruch. Może nas zaskoczyć - podsumował Alexander. - Przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie. W każdym razie, niczego raczej nie stracimy. 

San?

wtorek, 4 stycznia 2022

Od Sana cd. Alexandra

Przebrany w codzienne ubrania położył się na swoim łóżku.
Nareszcie przerwa.
Zamknął oczy.
– Hej, Samuel, wstawaj!
Mruknął coś pod nosem, powoli podniósł powieki. Nad nim stał Yohan, ręką lekko szturchając jego ramię.
– Czas na trening! – przypominał.
Słysząc to, San westchnął.
Koniec przerwy.
Gdzie ta godzina uciekła, serio?
Niechętnie wstał z łóżka, ziewając. Udało mu się zasnąć po egzaminie, ale ta jedna godzina to było za mało. Tyle dobrego, że czekał go popołudniowy trening z bronią – może po nim zaśnie w nocy jak normalny człowiek i nie będzie czuwał niczym jakaś zjawa.
Udał się do toalety załatwić potrzebę i przemyć twarz zimną wodą. Prostując się, spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Przeleciał wzrokiem po oczach. Ta, lewa tęczówka była jaśniejsza i chyba nie zamierzała powrócić do dawnego koloru. Może z daleka nie było to tak widoczne, ale San zdecydowanie zwracał na to uwagę. Dla niego ta różnica wydawała się jeszcze wyraźniejsza niż dla innych. Ale przynajmniej normalnie widział. Nosząc jeszcze przepaskę późnymi wieczorami naprawdę się martwił, że po jej zdjęciu pojawią się jakieś powikłania. Ale dopóki nic takiego się nie działo, tęczówka mogła sobie być nawet szara.
Sprawdził jeszcze proces zabliźniania się rany na prawym boku – przebiegał on bardzo ładnie, San już nie musiał nakładać ciężkiego opatrunku. Jedynie sam ślad mu się nie podobał, ale nie mógł pójść do domu, żeby matka go uleczyła i zmniejszyła w ten sposób bliznę. Trzeba będzie nauczyć się z tym żyć. Zresztą, pewnie jeszcze niejednej się nabawi. Tylko czekał na jakąś dużą.
Gdy dotarł na salę treningową, połowa już była na miejscu. Niedługo potem zjawili się pozostali, po czym rozpoczął się trening.
Wszyscy ćwiczyli w niedużych grupach, podzieleni zależnie od rodzaju broni, którą trenowali.
– Samuel, nie możesz tak sobie podrzucać mieczem – upomniał go jeden z mentorów. – Teraz to tylko drewniana atrapa, ale potem dostaniesz prawdziwy i w ten sposób tylko siebie zranisz.
San obrócił miecz w dłoni, spojrzał spod skosu na mężczyznę. Nic nie mówiąc oddalił się kawałek; osoba, w której stronę poszedł, odsunęła się o kilka kroków, ukradkiem posyłając mu niepewne spojrzenia.
Postanowił na jakiś czas słuchać się mentora i robić dokładnie to, co on chciał. Lecz wcześniej czy później znowu zacznie do wyuczonych ruchów dodawać swoje. Odkrył, że szermierka potrafiła go całkiem nieźle wciągnąć. Zwłaszcza, że to było wymachiwanie mieczem z głową, a nie byle jak. Nauka wykonywania skutecznych zamachów, parowania i blokowania ataków przeciwnika, ruchów całego ciała, które mają współgrać z bronią...
Gdyby wiedział, że odnajdzie w tym pasję, już dawno zapisałby się na zajęcia z szermierki lub chociaż czegoś koło tego.
Oczywiście od razu zaczął pracować nad swoim stylem walki (to naprawdę pasja, jeśli nie nowy powód do życia) i nawet uznał, że chce się czymś wyróżnić na tle reszty wojowników. Czytał kiedyś opowiadanie fantasy, którego główny bohater czasami podrzucał swoim toporkiem lub przerzucał z jednej ręki do drugiej. Wizja ta spodobała mu się do tego stopnia, że postanowił to wykorzystać w walce mieczem. I nie było to dla niego aż tak trudne. Z pomocą mocy grawitacji mógł się przy tym bawić, zwłaszcza że dzięki zmniejszeniu nieco przyciągania broni nie dało się narzekać na jej ciężar.
Szkoda tylko, że mentorowi się to nie podobało. Ciągle go ganił, powtarzając w kółko tę samą regułkę niczym zacięta płyta. San trochę korzystał z tego, że udawał badboya, ale po pewnym czasie musiał przystopować. A niech będzie, i tak czy siak po ciszy nocnej jak zwykle pójdzie na salę i będzie robił co chce.
Buntownicza natura Samuela chyba zaczęła powoli przesiąkać w Sana.
Gdy łowcy dali dziesięciominutową przerwę, wszyscy rekruci mogli trochę odsapnąć. Od razu pozbijali się w grupki towarzyskie, jak zawsze w centrum największej znajdował się Yuri. San podszedł do siedzącego pod ścianą Alexandra. Już miał coś mu powiedzieć, lecz wtem znienacka pojawił się Yohan.
– Treningi potrafią być wyczerpujące, co? – rzucił wesoło, dołączając do nich.
San powstrzymał się przed przewróceniem oczami. No i tyle z naszej rozmowy, która nawet nie zdążyła zaistnieć...
Yohan jak gdyby nigdy nic przycupnął obok Alexandra.
– Sasha, tak? – upewnił się, że dobrze zapamiętał imię tamtego. – Wiem, że wcześniej jakoś specjalnie nie brnąłem do naszej znajomości, ale uznałem, że dobrze jest poznać całą grupę. – Nachylił się nieco w stronę rudego. – Poza tym, zauważyłem, że Samuel co jakiś czas do ciebie podchodzi, więc postanowiłem pilnować, żeby nic ci nie zrobił – dodał ciszej.
Wiadomo, San i tak usłyszał wszystko wyraźnie. Zmrużył nieco oczy, Yohan od razu dostrzegł jego spojrzenie.
– Nie patrz tak na mnie, no! Ja wiem, że mnie nie możesz sobie podporządkować, więc upatrzyłeś sobie kogoś słabszego jak nasz Sasha! – Pogroził mu palcem.
San w milczeniu odkręcił butelkę z wodą. Jakby chciał to już dawno by owinął Yohana wokół palca... Tak tylko sobie pomyślał...
Mniejsza.
To znaczy, nie mniejsza, bo teraz kolejna osoba będzie się koło nich kręcić. Naprawdę, w tej sytuacji brakowało tylko Elise.
– O, jest i Elise! – zawołał wtem Yohan. – Czyli jest już brygada w komplecie!
O wilku mowa...
– Hej – powiedziała trochę niepewnie Elise, po czym spojrzała na Yohana. – O, Yohan, hej!
– Hej! – Blondyn pomachał jej. – A właśnie, jeszcze raz dzięki za pomoc wtedy w nauce! Dzięki tobie jestem pewien, że zdobędę całkiem dobry wynik! O, a propos testów to jak wam poszło?
Posłał pytające spojrzenia Sanowi i Alexowi.
Alexander chwilę spoglądał na Yohana jakby zastanawiał się czy tamten na pewno mówił do niego. Ostatecznie jednak odpowiedział z nutą niepewności w głosie:
– Cóż, myślę, że poszło mi całkiem dobrze.
– A jak tobie?
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na Sana, który akurat pił wodę. Koreańczyk przeleciał po nich wzrokiem, wolno odsunął butelkę od ust.
– Dobrze – rzucił po krótkim milczeniu.
– No na pewno! – odparł zbyt entuzjastycznie Yohan. – Ty to we wszystkim jesteś dobry, co nie, Elise?
– Tak... to znaczy co? – zdziwiła się dziewczyna. – Em, tak... Chyba... Tak myślę? – zamilkła. – Yyy, muszę do toalety!
Odwróciła się na pięcie i w kilku szybkich susach opuściła salę treningową. Chłopaki tylko podążali za nią wzrokiem dopóki nie zniknęła z ich oczu.
– Matko, naprawdę jej nie rozumiem – westchnął Alexander, unosząc jedną brew w widocznej konfuzji.
– Taaa... – mruknął San, zakręcając butelkę.
Słysząc to, Yohan otworzył szerzej oczy. Popatrzył na jednego z nich, potem na drugiego, chwilę tak skakał między nimi wzrokiem, aż wreszcie wielce zdziwionym tonem spytał:
– To wy nie wiecie?
Oboje spojrzeli na niego.
– Niby czego? – zapytał niewinnie Alexander.
– No ona leci na Samuela, totalnie!
W tym momencie San i Alex unieśli wysoko brwi, na kilka dobrych sekund zastygli w kompletnym bezruchu. San wolno przełożył butelkę z wodą do drugiej ręki, niezbyt wierząc słowom Yohana. Fakt, Elise zachowywała się dziwnie akurat przy nim, zwłaszcza po tym, jak ją uratował wtedy w lesie, ale nadal... On... Ona... Co?
– Na mnie? – Choć był po prostu zdziwiony, odczuł wrażenie, że z twarzy mimowolnie wyglądał na zirytowanego.
– No ba! – przytaknął blondyn. – Jak na początku poszedłem na te grupowe powtórki do testu w stołówce to trochę z nią siedziałem przy jednym stole i jak coś wspomniałem o tobie to się cała czerwona zrobiła! I cię nawet skomplementowała! Skomplementowała takiego brutala jak ty! – Zamilkł na moment, widząc wymowne spojrzenie Azjaty. – No ja wiem, że w głębi duszy, o ile ją masz, gdzieś tam, tam, tam jesteś całkiem dobry, ale to ja to widzę, no bo jestem wspaniały! – Uśmiechnął się dumnie, wskazując siebie ręką. – Ale wiesz o co mi chodzi! Jak zobaczyłem jej zachowanie to od razu załapałem, że się w tobie podkochuje! No nie ma innej opcji!
San potrzebował z dobrej chwili, by przekalkulować całą wypowiedź Yohana. Bo... serio tego nie zauważył. Niby był swego rodzaju typem obserwatora, a choć od razu zwrócił uwagę na zmianę w zachowaniu Elise, nigdy nie pomyślał, że mogło to być spowodowane... tym. Już prędzej podejrzewał, że czuła się głupio i niezręcznie przy nim albo gryzł ją obowiązek odwdzięczenia się za pomoc i wolała przez resztę życia unikać go, żeby nie musieć spłacić długu niedobremu Samuelowi. A w zasadzie to San nie przykładał tego specjalnej wagi, za bardzo skupiony na misji.
I szczerze? Nie miał bladego pojęcia jak na to zareagować.
Yohan patrzył na niego, gdy wtem zaczął wstawać.
– Ach, ja też muszę do toalety – rzucił. – Za dużo wody wcześniej wypiłem. Zaraz wracam! – to mówiąc ruszył w stronę wyjścia.
Tajni agenci nareszcie zostali sami. To znaczy, na sali nadal przebywało sporo osób, ale byli sami.
– To się porobiło... – rzekł Alex, opierając się plecami o ścianę. – Lepiej być nie mogło – rzucił sarkastycznie.
San usiadł na podłodze obok niego, cicho wzdychając.
– Mogłem jej wtedy nie ratować – powiedział bez konkretnych emocji w głosie.
– Co? – zdziwił się tamten. – To już by było naprawdę nieczułe.
Chwila ciszy, obydwoje popadli w zamyślenie.
– Może to wykorzystajmy na naszą korzyść? – rzucił San.
– Że co? – Alexander zdziwił się jeszcze bardziej. – Wtedy to na serio będziesz bandytą!
Spojrzał na Sana, lecz wtem zamknął usta, które przemieniły się w wąską kreskę. Uciekł wzrokiem gdzieś w bok, wyglądał teraz na speszonego, choć Koreańczyk nic nie zrobił. I w sumie nie miał czemu. Z początku San nawet nie wiedział zbytnio, dlaczego Alex tak nagle się zrobił taki niepewny. Domyślił się jednak, że chodziło o ostatnią wypowiedź.
Alex spojrzał ostrożnie na Sana.
– Och... – chwilę się wahał. – Wybacz...
– Nic nie szkodzi – odparł spokojnie San. – W końcu mam bandytę w wyglądzie – to mówiąc wskazał palcem swoją twarz.
Posiedzieliby jeszcze trochę, gdyby nie łowcy, którzy oznajmili, że już koniec przerwy. Obaj powoli wstali, otrzepali spodnie z brudu. Alex mruknął coś pod nosem, zamierzał iść, lecz San go zatrzymał na jeszcze moment.
– O dziesiątej wieczorem spotkajmy się na sali treningowej – zaproponował. – Do tego czasu spróbuj wyciągnąć jakieś przydatne informacje od Elise.
Słysząc ostatnie słowa, rudzielec uniósł brew.
– Mam jej mówić, że wiesz?
– Nie. Ani, że Yohan się wygadał. Powiedz, że sam się domyśliłeś.

Alexander?