środa, 24 listopada 2021

Od Alexandra cd. Sana

Dziwne zachowanie Elise nie uszło nawet uwadze Alexandra, który zwykle miał głęboko gdzieś innych ludzi. Dziewczyna po prostu zaczynała go lekko irytować. Kiedy rozmawiali na osobności, nie wydawało się, że z jego koleżanką coś jest inaczej. Jednak w momencie pojawienia się Sana, ona całkowicie traciła głowę! 
Alex zaśmiał się cicho na komentarz Sana o pielęgniarkach. Nie miał jeszcze tej wątpliwej przyjemności odwiedzin gabinetu lekarskiego, ale słyszał dużo ciekawych opowieści o tym, co tam się dzieje. Może to właśnie kiepski stan zdrowia Elise tak źle wpływa na jej zachowanie? 
- Spodobała ci się już jakąś broń?
Z konsternacji wyrwało go pytanie Sana. 
- Najchętniej nie wybierałbym żadnej- odparł Alexander ze wzruszeniem ramion. - Ale na dystans zdecydowanie chciałbym używać długiego oszczepu, włóczni czy czegoś tego typu. Im dalej od przeciwnika, tym lepiej - wyjaśnił. - Myślałem też o łuku, ale mam beznadziejną celność. Co do broni do walki w zwarciu to zobaczę podczas treningu. Póki co, żadna mi się nie podoba. 
W akompaniamencie spokojnej rozmowy skierowali się w stronę akademików. Krótko rozmawiali o broniach, a Alexander nie mógł oczywiście pominąć swojego zdania na temat materiałów, z których zostały one zrobione. Zaszedł nawet do pobliskiej łazienki, aby dokładnie umyć dłonie. 
- Będziesz tak robić po każdym użyciu broni? - zakpił San, czekając, jak rudowłosy chłopak skończy nakładać drugą dawkę płynnego mydła.
- Jeśli sytuacja będzie tego wymagać, owszem - zaśmiał się w odpowiedzi Alexander. 
Po opuszczeniu łazienki, chłopcy rozdzielili się. Każdy poszedł do swojego pokoju, aby odpocząć przed treningiem. Alex z irytacją słuchał podekscytowania współlokatorów. Jego znajomi nie mogli się doczekać ćwiczeń z prawdziwą bronią używaną przez łowców. Rudowłosy w żaden sposób nie podzielał ich entuzjazmu. Bez większych emocji położył się na łóżku twarzą do poduszki. Wcześniej jednak ustawił budzik w telefonie, aby nie zaspać. W końcu, powątpiewał, że współlokatorzy będą tak mili, aby go obudzić na czas. Alexander zasnął chwilę później. 
Nieprzyjemny, wwiercający się w głowę budzik wybudził chłopaka ze snu. Niemrawo podniósł głowę z poduszki, walcząc z telefonem, aby wyłączyć dźwięk. Niestety urządzenie jak na złość postanowiło się zaciąć, męcząc Alexa potwornym dźwiękiem jeszcze przez dłuższą chwilę. To całkowicie go rozbudziło. I sprawiło, że był w jeszcze gorszym humorze niż zwykle. 
Współlokatorzy już wyszli, co naprawdę podobało się Alexandrowi. Nie musiał znosić ich obecności i miał szansę w spokoju przygotować się do wyjścia na trening. Właściwie jego szykowanie się polegało jedynie na wyczesaniu włosów i poprawieniu podkładu. Największą obawą Alexandra było przypadkowe zmycie się makijażu. Nigdy nie żałował zrobienia tatuaży w tak widocznym miejscu, jak teraz. 
Ziewając jeszcze przeciągle, Alex wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz. Ruszył w stronę sali treningowej. Już z daleka słyszał dochodzące z tamtego kierunku głosy. Najpewniej już większość kandydatów zebrało się, aby wspólnie ze zniecierpliwieniem czekać na ćwiczenia. 
Rudowłosy rozejrzał się po pomieszczeniu, ale w zwartej grupie ludzi nie dostrzegł nikogo znajomego. Oprócz Yuriego. Ale do niego nie miał zamiaru podchodzić. Tak zdesperowany nie będzie raczej nigdy. Alexander zajął więc miejsce pod ścianą. W ciszy oczekiwał na początek treningu. 
W końcu na salę wszedł głównodowodzący zajęciami łowca, a za nim wmaszerowała grupka osób z broniami. Ćwiczenia rozpoczęły się. Zgodnie z poleceniem prowadzącego, wszyscy mieli podzielić się na małe zespoły i w kolejkach czekać na pojedynki. Miały się one odbyć między kandydatem a władającym daną bronią łowcą.
Alexander mimowolnie słyszał głosy ulgi stojących przy nim uczestników treningu. Jego uwadze nie uszła nawet radość z tego, że nie będą musieli walczyć pomiędzy sobą. Z dalszego podsłuchiwania poznał powód ich pociechy. Nie chcieli mierzyć się z Samem. Alex nawet potrafił ich zrozumieć. 
Po krótkich wstępnych informacjach, trening oficjalne się rozpoczął. Alexander już na samym początku podszedł do łowcy, który prowadził ćwiczenia z walki włócznią. Rudowłosy poczuł się zainteresowany, odpychając na dalszy plan niechęć do materiału, z którego broń została wykonana. 
Słuchanie wyjątkowo pochłonęło jego uwagę. Pierwszy raz szczerze zainteresował się jakimikolwiek zajęciami. Sam w to nie wierzył. Zwykle jego skupienie rozpraszało się po kilku minutach mądrego tekstu. 
Z uśmiechem, który mimowolnie wpłynął na jego usta, zmierzył się nawet z łowcą. Włócznia naprawdę przypadła mu do gustu. Może była trochę przydługa i czasem jego ruchy stawały się nieskoordynowane, ale Alexander bawili się świetnie. 
Kolejno wypróbował strzelanie z łuku i jak się spodziewał - beznadziejnie celował. Do gustu nie przypadł mu również miecz. Uznał go za za ciężki, aby dobrze nim manewrować. No i nie zapewniał on wystarczającego dystansu. 
Alex już miał spróbować swoich sił w walce z dziwnym batem w ręce, kiedy po sali rozległ się krzyk. Rudowłosy pośpiesznie odłożył przedmiot i spojrzał w stronę dźwięku. W otoczeniu grupy gapiów stał chłopak. Trzymał się za twarz, a z dłoni powoli kapały gęste krople krwi. Zamieszanie trwało chwilę, a nieszczęśnik został szybko zabrany przez łowców. 
- Co mu się stało? - Ciągle padały niepewne pytania. 
- Wypadek przy pracy - wyjaśnił stojący w pobliżu chłopak. - Chyba rozciął sobie czymś policzek. I to nieprzyjemnie. 
Alexander odprowadził wzorkiem poszkodowanego. Aż dziwił się, że takie coś nie przytrafiło się właśnie jemu. Zwykle to on miał takiego pecha, a po tym blizna zostanie na długo, jak nie na zawsze. 
Po całym zamieszaniu na podest wyszedł dowodzący treningiem łowca. 
- Cóż, myślę, że ćwiczenia dokończymy jutro, pewnie jesteście już zmęczeni - zaapelował donośnie. - Macie godzinę odpoczynku, po którym wrócicie na zwyczajne zajęcia. 
Alex z cichym westchnięciem poszedł w stronę swojego pokoju. Po spędzeniu wolnego czasu na robieniu dosłownie niczego, poszedł na lekcje. Zwyczajny wykład dłużył mu się niemiłosiernie. Gdzieś tam w myślach ciągle błądził o popołudniu spędzonym na treningu. Może nie należał do pasjonatów broni, ale ćwiczenia naprawdę mu się podobały. 
Nagle poczuł szurnięcie w bok. Siedząca obok niego Elise wyrwała go z zamyślenia. Alexander rzucił jej pytające spojrzenie. Dziewczyna kiwnęła głową w stronę nauczyciela. Mówił o czymś ważnym, więc rudowłosy mimowolnie zerknął w kierunku prowadzącego, który odkaszlnął głośno.  
- Tak jak mówiłem - powtórzył mężczyzna. Wydawał się lekko zirytowany. Pewnie tym, że połowa osób dopiero zaczęła go słuchać. W tym oczywiście Alexander. - W przyszłym tygodniu odbędzie się pisemny egzamin teoretyczny z wiadomości, które zdobyliście do tej pory. Dwa terminy. Kto nie zda poprawkowego, zakończy przygodę z naszym szkoleniem. 
Alexander głośno wciągnął powietrze i spojrzał na Elise. Egzamin..? Spodziewał się, że misja nie będzie łatwa, ale nie myślał, że nawet tutaj zostanie zmuszony do pisania testów! Uciekł ze zwykłej szkoły, aby trafić do jeszcze gorszej. Nie sądził, że ta przygoda zakończy się dla niego w ten sposób. Już bardziej był skłonny uwierzyć, że zostaną odkryci.
A tutaj obleje egzamin. Wyleci, bo nie zda. Nie istniała najmniejsza szansa, że to zda. Pozostały modlitwy.
- Aż tak się tym przejmujesz? 
Przy jego uchu zabrzmiał zaskoczony głos Elise. Alexander szybko się uspokoił, zdając sobie sprawę, że przesadził z reakcją. Otrząsnął się i spojrzał na dziewczynę. 
- Cóż, nie jestem najlepszy w egzaminach - wyjaśnił, zmuszając się do uśmiechu. Czuł, że pomimo tego, że posiada dość dużą wiedzę, to sam fakt pisania testu go zestresuje (jak zwykle zresztą) i zapomnie nawet, jak ma na imię. 

San?

czwartek, 11 listopada 2021

Od Sana cd. Alexandra

– Wisiałem tak długo, aż mi sieć zaczęła się wbijać w ciało! Na serio, potem jak się myłem to zobaczyłem czerwone odciski! Ciebie gdzieś wywiało, martwiłem się, że może również wpadłeś w jakąś pułapkę czy coś, aczkolwiek z drugiej strony pomyślałem, że ciebie nie zagnie byle jaka pułapka, w końcu to... to ty! Czasami patrzę na ciebie i trochę zazdroszczę! Jesteś silny, szybki, zwinny, znasz się na walce, poruszasz się z taką gracją, jakbyś, nie wiem, był władcą grawitacji!
San poderwał się na ostatnie słowa Yohana. Tamtego zaskoczył nagły ruch Azjaty; zmierzył go wzrokiem z góry na dół.
– Co, przynudzam? – spytał z nutą zawiedzenia w głosie.
W tym momencie San dziękował wszelakim nadludzkim siłom, że Yohan tak to zinterpretował.
– Nie, kontynuuj – rzucił bez emocji, wygodniej opierając plecy o ścianę.
Chwila.
– Uff, to dobrze! – odparł wesoło Yohan. – Gdzie ja to... Aa! No i jak tak wisiałem w tej sieci przez jedną minutę, potem drugą, trzecią, trzynastą, zacząłem się zastanawiać czy w ogóle ktoś po mnie przyjdzie. Trochę przerażony tą wizją, nie będę ukrywać, postanowiłem coś zrobić ze swoją sytuacją, ale mimo wielu prób nie byłem w stanie wydostać się z pułapki. Może gdybym miał coś ostrego...
San przeleciał wzrokiem po całej sali. Przyjrzał się stoiskom z broniami oraz rekrutom bawiącym się co niektórymi. Jak tak na nich patrzył to pomyślał, że w sumie mógłby mieć coś do walki (nie jako łowca). Trochę go kusił miecz, głównie ze względu na to, że uwielbiał oglądać kdramy historyczne, szczególnie sceny walki. Taka broń całkiem nieźle współpracowałaby z jego mocami: mógłby między innymi rzucać nią i przywoływać. O, albo miecz, który dzieli się na dwa. Tylko jak to miałoby działać? W zasadzie dałoby się taki efekt uzyskać odpowiednio manipulując grawitacją... ale to był za wysoki poziom dla Sana. Musiałbym być bogiem grawitacji, żeby to zrobić...
– ...I tak zakolegowałem się z Yurim!
Słysząc te słowa, San podniósł wzrok na wyższego od niego chłopaka.
– Czyli się z nim teraz kolegujesz? – spytał.
– Tak! – odparł z pewną dumą Yohan, podpierając ręce pod biodra.
– To czemu nie spędzasz z nim czasu?
Ruchem głowy wskazał Ruska, bawiącego się świetnie dwuręcznym mieczem. Yohan spojrzał na niego, po chwili powrócił wzrokiem na Sana.
– Czemu? – zapytał tonem, jakby słowa tamtego go zabolały. – Bo przecież ty jesteś lepszy! W pojedynku pokonałbyś go nawet z dwiema przepaskami na oczach!
Samuel spojrzał na niego, mrużąc nieco oko.
– Nabijasz się teraz ze mnie?
– Ależ oczywiście, że nie! – Blondyn uniósł ręce w obronnym geście. – Swoją drogą, kiedy zdejmujesz opatrunek?
– Jutro. Ale przez kolejne kilka dni będę musiał chodzić w okularach przeciwsłonecznych.
– A tam, i tak będziesz wyglądał czadersko! Chociaż trochę będę tęsknił za kapitanem Samuelem.
Niebieskowłosy prychnął, słysząc to.
– To może mi wydłubiesz jedno oko, co? Wtedy na stałe będę nosił przepaskę.
Na te słowa Yohan wyraźnie się speszył.
– Nie no, co ty!
Zamierzał coś dodać, lecz zaczepił go jakiś łowca, odciągając na bok.
San odprowadził go wzrokiem, w duchu westchnął z ulgą. Nareszcie miał chwilę dla siebie. Widząc, że niektóre stanowiska zrobiły się wolne od reszty, postanowił trochę pooglądać.
Pokaz broni. Bardzo ciekawe. Od dłuższego już czasu San się zastanawiał, jakiej dokładnie broni używali łowcy. Byli w stanie zabić osobę z mocami czy nawet przerośniętego plującego ogniem gada, więc nie mogli robić tego byle czym. Musieli posiadać specjalne narzędzia.
– Każda broń technicznie jest wykonana ze smoków – opowiadał stojący przez Koreańczykiem stosunkowo młody łowca. – Łuski, skóra, kości, szpony – wymieniał – nawet krew się znajdzie w niektórych.
San spuścił wzrok na trzymany w rękach długi miecz, który wcześniej postanowił dokładnie zbadać. W tym momencie poczuł ogromną ironię losu. Smok dzierżył broń wykonaną z innego smoka. Niezwykle... zabawne. Chociaż w odległej prehistorii jaskiniowcy wykorzystywali cokolwiek do walki i polowań, więc może w pewnym momencie używali ludzkich kości? Nigdy nie wiadomo.
Czy czuł obrzydzenie? Niekoniecznie. Mimo braku mrocznej przeszłości, którą odznaczała się znaczna większość książkowych i filmowych głównych bohaterów, przyzwyczaił się do poglądu głoszącego, że ludzie to bardzo brutalne istoty – ojciec mawiał, że niektórzy ludzie potrafią być okrutniejsi niż zdziczały smok. Dlatego jeśli miał być szczery to nie zdziwił się szczególnie gdy usłyszał o materiałach, z jakich wykonano bronie łowców. Ale żeby nie było, nie znaczy to, że był niewzruszony. W końcu przed oczami miał resztki po swoich pobratymcach, którzy może chcieli wieść spokojne życie, ale im się nie udało.
Przynajmniej ich śmierć nie poszła nadaremno, zaśmiał się gorzko w duchu.
Odłożył miecz i podszedł do spoczywającego w futerale karabinu wyborowego. Ostrożnie go wyjął, ułożył wygodnie w rękach. Przyjrzał się powierzchni, ciemnej, acz dziwacznie połyskującej na ciemnozielono.
– Woah, trzymasz go jak profesjonalista – przyznał łowca, uśmiechając się szeroko. – Masz doświadczenie z bronią?
San przeniósł na niego swój wzrok. W tym momencie przypomniał sobie wszystkie rysunki postaci z karabinami, jakie wykonał.
– Pasuje ci – mówił dalej łowca. – Z wyborówki celuje się jednym okiem, więc...
Zamilkł, gdy tylko napotkał mroczne spojrzenie Azjaty, momentalnie się speszył.
– To znaczy...
– To tylko tymczasowe – mruknął obojętnie San.
– Aaa... C-Cóż... Wybacz. – Nerwowo podrapał się po karku.
Niechętny do kontynuowania rozmowy (o ile tak to można nazwać), San odłożył karabin z powrotem do futerału, po czym odszedł od stanowiska. Rozejrzał się po zebranych. Yuri gdzieś tam w oddali wymachiwał wielką siekierą, strasząc przy tym otaczające go grono uczniów. Koreańczyk postanowił go zignorować. Spojrzał w inne miejsce, dostrzegł znajomą dwójkę. Bez zastanowienia podszedł do nich.
– O wilku mowa. – Alex posłał mu uśmiech, gdy go zobaczył. – Elise cię szukała, prawda?
Wspomniana dziewczyna wzdrygnęła się, jej twarz w mgnieniu oka zalał rumieniec. Wbiła wzrok w ziemię, jak gdyby w tym momencie była ona ciekawsza niż cokolwiek innego.
– Cz-cześć, Sam... – wydukała cicho.
Jej zachowanie bardzo dziwiło Sana, zwłaszcza że zdążył się już przyzwyczaić do jej oschłości zarezerwowanej specjalnie dla okrutnego Samuela. Uniósł nieco brew, rozchylił odrobinę wargi.
Elise jakby odruchowo podniosła na niego swój wzrok, ich spojrzenia się spotkały, co wywołało u niej tylko większego rumieńca.
– T-To znaczy, S-S-Samuel! – poprawiła się pospiesznie.
– Może jeszcze Ssssssamuel, jak jakiś gad – rzucił Samuel, krzyżując ręce na piersi.
Alexander otworzył szeroko oczy, popatrzył na Koreańczyka w chwilowym stresie.
– W-Wybacz! – jąkała się Elise. – Ja... Ja... – chwila pauzy – em, spójrz!
Wyprostowała gwałtownie ręce, pokazując im broń, jaką trzymała w rękach.
San chwilę przyglądał się dziwnemu sierpowi. Przypominał mu trochę szpon Joona, tylko był bardziej zakrzywiony. Powrócił wzrokiem na Elise. Dziewczyna wyglądała na niezwykle zestresowaną, wręcz niepodobną do siebie... choć San za bardzo nie mógł oceniać, ponieważ znał ją dość krótko. Może taką miała stronę? A może po prostu się go bała?
Zwilżył językiem usta.
– Niezły – rzekł, lecz wtem opamiętał się. – Idealny do połaskotania smoka – dopowiedział zimnym tonem.
Słysząc jego słowa, Elise spuściła głowę, jakby poniekąd załamana. Wolnym ruchem gładziła palcami sierp, nie odzywając się nawet słowem. Wtem jednak wyprostowała się, wzięła kilka głębokich wdechów, wyraźnie przygotowując się w ten sposób do powiedzenia czegoś. Lecz cokolwiek to było, nie zdążyła się tym podzielić z resztą – wyprzedził ją jeden z łowców, który postanowił zabrać głos.
– Już dzisiaj popołudniu zaczniecie treningi z atrapami broni, które teraz przed sobą macie – przemówił. – Najpierw zobaczycie, jak się walczy każdym rodzajem, potem sami popróbujecie, by na końcu wybrać ten, który wam najbardziej odpowiada. Pamiętajcie, że wybieracie dwie bronie: jedną na krótki dystans, drugą na daleki. Do czternastej macie wolne, więc gdy skończycie oglądać, możecie wrócić do siebie.
Zakończywszy swoją przemowę, opuścił salę.
– T-To ja już... będę zmykać!
Nim chłopaki zdążyli odwrócić głowy, Elise czmychnęła, znikając gdzieś w tłumie. Oboje patrzyli tak w kierunku, w którym dziewczyna pobiegła.
– Nie sądzisz, że dziwnie się zachowuje? – zapytał Alexander, unosząc jedną brew w konfuzji. – Tak jakoś od wczoraj.
– Może coś jej podejrzanego dano z lekami jak była u pielęgniarki – rzucił San, wzruszając lekko ramionami. – Akurat bym się nie zdziwił, jakby tak było. Już same tutejsze przeciwbólowce są beznadziejne. W zwykłej aptece można bez recepty kupić coś znacznie lepszego.

Alexander?