czwartek, 11 listopada 2021

Od Sana cd. Alexandra

– Wisiałem tak długo, aż mi sieć zaczęła się wbijać w ciało! Na serio, potem jak się myłem to zobaczyłem czerwone odciski! Ciebie gdzieś wywiało, martwiłem się, że może również wpadłeś w jakąś pułapkę czy coś, aczkolwiek z drugiej strony pomyślałem, że ciebie nie zagnie byle jaka pułapka, w końcu to... to ty! Czasami patrzę na ciebie i trochę zazdroszczę! Jesteś silny, szybki, zwinny, znasz się na walce, poruszasz się z taką gracją, jakbyś, nie wiem, był władcą grawitacji!
San poderwał się na ostatnie słowa Yohana. Tamtego zaskoczył nagły ruch Azjaty; zmierzył go wzrokiem z góry na dół.
– Co, przynudzam? – spytał z nutą zawiedzenia w głosie.
W tym momencie San dziękował wszelakim nadludzkim siłom, że Yohan tak to zinterpretował.
– Nie, kontynuuj – rzucił bez emocji, wygodniej opierając plecy o ścianę.
Chwila.
– Uff, to dobrze! – odparł wesoło Yohan. – Gdzie ja to... Aa! No i jak tak wisiałem w tej sieci przez jedną minutę, potem drugą, trzecią, trzynastą, zacząłem się zastanawiać czy w ogóle ktoś po mnie przyjdzie. Trochę przerażony tą wizją, nie będę ukrywać, postanowiłem coś zrobić ze swoją sytuacją, ale mimo wielu prób nie byłem w stanie wydostać się z pułapki. Może gdybym miał coś ostrego...
San przeleciał wzrokiem po całej sali. Przyjrzał się stoiskom z broniami oraz rekrutom bawiącym się co niektórymi. Jak tak na nich patrzył to pomyślał, że w sumie mógłby mieć coś do walki (nie jako łowca). Trochę go kusił miecz, głównie ze względu na to, że uwielbiał oglądać kdramy historyczne, szczególnie sceny walki. Taka broń całkiem nieźle współpracowałaby z jego mocami: mógłby między innymi rzucać nią i przywoływać. O, albo miecz, który dzieli się na dwa. Tylko jak to miałoby działać? W zasadzie dałoby się taki efekt uzyskać odpowiednio manipulując grawitacją... ale to był za wysoki poziom dla Sana. Musiałbym być bogiem grawitacji, żeby to zrobić...
– ...I tak zakolegowałem się z Yurim!
Słysząc te słowa, San podniósł wzrok na wyższego od niego chłopaka.
– Czyli się z nim teraz kolegujesz? – spytał.
– Tak! – odparł z pewną dumą Yohan, podpierając ręce pod biodra.
– To czemu nie spędzasz z nim czasu?
Ruchem głowy wskazał Ruska, bawiącego się świetnie dwuręcznym mieczem. Yohan spojrzał na niego, po chwili powrócił wzrokiem na Sana.
– Czemu? – zapytał tonem, jakby słowa tamtego go zabolały. – Bo przecież ty jesteś lepszy! W pojedynku pokonałbyś go nawet z dwiema przepaskami na oczach!
Samuel spojrzał na niego, mrużąc nieco oko.
– Nabijasz się teraz ze mnie?
– Ależ oczywiście, że nie! – Blondyn uniósł ręce w obronnym geście. – Swoją drogą, kiedy zdejmujesz opatrunek?
– Jutro. Ale przez kolejne kilka dni będę musiał chodzić w okularach przeciwsłonecznych.
– A tam, i tak będziesz wyglądał czadersko! Chociaż trochę będę tęsknił za kapitanem Samuelem.
Niebieskowłosy prychnął, słysząc to.
– To może mi wydłubiesz jedno oko, co? Wtedy na stałe będę nosił przepaskę.
Na te słowa Yohan wyraźnie się speszył.
– Nie no, co ty!
Zamierzał coś dodać, lecz zaczepił go jakiś łowca, odciągając na bok.
San odprowadził go wzrokiem, w duchu westchnął z ulgą. Nareszcie miał chwilę dla siebie. Widząc, że niektóre stanowiska zrobiły się wolne od reszty, postanowił trochę pooglądać.
Pokaz broni. Bardzo ciekawe. Od dłuższego już czasu San się zastanawiał, jakiej dokładnie broni używali łowcy. Byli w stanie zabić osobę z mocami czy nawet przerośniętego plującego ogniem gada, więc nie mogli robić tego byle czym. Musieli posiadać specjalne narzędzia.
– Każda broń technicznie jest wykonana ze smoków – opowiadał stojący przez Koreańczykiem stosunkowo młody łowca. – Łuski, skóra, kości, szpony – wymieniał – nawet krew się znajdzie w niektórych.
San spuścił wzrok na trzymany w rękach długi miecz, który wcześniej postanowił dokładnie zbadać. W tym momencie poczuł ogromną ironię losu. Smok dzierżył broń wykonaną z innego smoka. Niezwykle... zabawne. Chociaż w odległej prehistorii jaskiniowcy wykorzystywali cokolwiek do walki i polowań, więc może w pewnym momencie używali ludzkich kości? Nigdy nie wiadomo.
Czy czuł obrzydzenie? Niekoniecznie. Mimo braku mrocznej przeszłości, którą odznaczała się znaczna większość książkowych i filmowych głównych bohaterów, przyzwyczaił się do poglądu głoszącego, że ludzie to bardzo brutalne istoty – ojciec mawiał, że niektórzy ludzie potrafią być okrutniejsi niż zdziczały smok. Dlatego jeśli miał być szczery to nie zdziwił się szczególnie gdy usłyszał o materiałach, z jakich wykonano bronie łowców. Ale żeby nie było, nie znaczy to, że był niewzruszony. W końcu przed oczami miał resztki po swoich pobratymcach, którzy może chcieli wieść spokojne życie, ale im się nie udało.
Przynajmniej ich śmierć nie poszła nadaremno, zaśmiał się gorzko w duchu.
Odłożył miecz i podszedł do spoczywającego w futerale karabinu wyborowego. Ostrożnie go wyjął, ułożył wygodnie w rękach. Przyjrzał się powierzchni, ciemnej, acz dziwacznie połyskującej na ciemnozielono.
– Woah, trzymasz go jak profesjonalista – przyznał łowca, uśmiechając się szeroko. – Masz doświadczenie z bronią?
San przeniósł na niego swój wzrok. W tym momencie przypomniał sobie wszystkie rysunki postaci z karabinami, jakie wykonał.
– Pasuje ci – mówił dalej łowca. – Z wyborówki celuje się jednym okiem, więc...
Zamilkł, gdy tylko napotkał mroczne spojrzenie Azjaty, momentalnie się speszył.
– To znaczy...
– To tylko tymczasowe – mruknął obojętnie San.
– Aaa... C-Cóż... Wybacz. – Nerwowo podrapał się po karku.
Niechętny do kontynuowania rozmowy (o ile tak to można nazwać), San odłożył karabin z powrotem do futerału, po czym odszedł od stanowiska. Rozejrzał się po zebranych. Yuri gdzieś tam w oddali wymachiwał wielką siekierą, strasząc przy tym otaczające go grono uczniów. Koreańczyk postanowił go zignorować. Spojrzał w inne miejsce, dostrzegł znajomą dwójkę. Bez zastanowienia podszedł do nich.
– O wilku mowa. – Alex posłał mu uśmiech, gdy go zobaczył. – Elise cię szukała, prawda?
Wspomniana dziewczyna wzdrygnęła się, jej twarz w mgnieniu oka zalał rumieniec. Wbiła wzrok w ziemię, jak gdyby w tym momencie była ona ciekawsza niż cokolwiek innego.
– Cz-cześć, Sam... – wydukała cicho.
Jej zachowanie bardzo dziwiło Sana, zwłaszcza że zdążył się już przyzwyczaić do jej oschłości zarezerwowanej specjalnie dla okrutnego Samuela. Uniósł nieco brew, rozchylił odrobinę wargi.
Elise jakby odruchowo podniosła na niego swój wzrok, ich spojrzenia się spotkały, co wywołało u niej tylko większego rumieńca.
– T-To znaczy, S-S-Samuel! – poprawiła się pospiesznie.
– Może jeszcze Ssssssamuel, jak jakiś gad – rzucił Samuel, krzyżując ręce na piersi.
Alexander otworzył szeroko oczy, popatrzył na Koreańczyka w chwilowym stresie.
– W-Wybacz! – jąkała się Elise. – Ja... Ja... – chwila pauzy – em, spójrz!
Wyprostowała gwałtownie ręce, pokazując im broń, jaką trzymała w rękach.
San chwilę przyglądał się dziwnemu sierpowi. Przypominał mu trochę szpon Joona, tylko był bardziej zakrzywiony. Powrócił wzrokiem na Elise. Dziewczyna wyglądała na niezwykle zestresowaną, wręcz niepodobną do siebie... choć San za bardzo nie mógł oceniać, ponieważ znał ją dość krótko. Może taką miała stronę? A może po prostu się go bała?
Zwilżył językiem usta.
– Niezły – rzekł, lecz wtem opamiętał się. – Idealny do połaskotania smoka – dopowiedział zimnym tonem.
Słysząc jego słowa, Elise spuściła głowę, jakby poniekąd załamana. Wolnym ruchem gładziła palcami sierp, nie odzywając się nawet słowem. Wtem jednak wyprostowała się, wzięła kilka głębokich wdechów, wyraźnie przygotowując się w ten sposób do powiedzenia czegoś. Lecz cokolwiek to było, nie zdążyła się tym podzielić z resztą – wyprzedził ją jeden z łowców, który postanowił zabrać głos.
– Już dzisiaj popołudniu zaczniecie treningi z atrapami broni, które teraz przed sobą macie – przemówił. – Najpierw zobaczycie, jak się walczy każdym rodzajem, potem sami popróbujecie, by na końcu wybrać ten, który wam najbardziej odpowiada. Pamiętajcie, że wybieracie dwie bronie: jedną na krótki dystans, drugą na daleki. Do czternastej macie wolne, więc gdy skończycie oglądać, możecie wrócić do siebie.
Zakończywszy swoją przemowę, opuścił salę.
– T-To ja już... będę zmykać!
Nim chłopaki zdążyli odwrócić głowy, Elise czmychnęła, znikając gdzieś w tłumie. Oboje patrzyli tak w kierunku, w którym dziewczyna pobiegła.
– Nie sądzisz, że dziwnie się zachowuje? – zapytał Alexander, unosząc jedną brew w konfuzji. – Tak jakoś od wczoraj.
– Może coś jej podejrzanego dano z lekami jak była u pielęgniarki – rzucił San, wzruszając lekko ramionami. – Akurat bym się nie zdziwił, jakby tak było. Już same tutejsze przeciwbólowce są beznadziejne. W zwykłej aptece można bez recepty kupić coś znacznie lepszego.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz