niedziela, 20 lutego 2022

Od Sana cd. Alexandra

Aish, niedobrze...
Zwilżył językiem usta, zmrużył nieco oczy. Ani odrobinę nie podobało mu się to wszystko. Bawienie się w rekruta w bazie łowców to chyba za mało, los musiał jeszcze spuścić na niego przebywanie w jednym pomieszczeniu z najlepszymi jednostkami w całej organizacji.
To nie byle jacy ludzie. Tyle walk stoczyli ze smokami, że teraz byli wręcz specami w swoim fachu. Znali wszystkie słabe punkty przeciwnika, a jak coś nowego się pojawiało to im najszybciej udawało się to rozgryźć. San nawet słyszał od swojej mentorki, że raz któryś z tych łowców złapał smoka, który w żaden sposób nie rzucał się w oczy. To już polowanie na zupełnie innym poziomie.
Problem nie był mały. Jeden nieodpowiedni ruch i ktoś zaraz to zauważy. I choć San już wyrobił o sobie opinię innych, dzięki której może jakoś dać radę, martwił się o Alexandra. Obawiał się, że rudzielec się zestresuje i łowcy, jeśli nie zaczną go podejrzewać o szpiegostwo to pomyślą, że ma za małe predyspozycje.
Yuri? A, Yuri. W przypadku Yuriego to San martwił się, że Rusek wrzuci resztę do bagna przez swoją własną głupotę. Jak już to niech skacze sam, a innych zostawi w spokoju.
– Dwunastka najlepszych z najlepszych przez najbliższe trzy dni poprowadzi wasze treningi – ogłosił prowadzący. – Bierzcie całymi garściami, ponieważ bardzo wam się przyda ta lekcja.
– Czy mogę najpierw się dowiedzieć, kto z egzaminu miał więcej niż dziewięćdziesiąt procent? – wtrąciła wtem jedna z kilku kobiet w wielkiej dwunastce.
– A-Ależ oczywiście – odparł tamten, po czym zwrócił się do rekrutów: – Wszyscy, którzy mieli więcej niż dziewięćdziesiąt procent wystąpić naprzód!
San spojrzał ze skosu na kilka osób, które wyszły z szeregu. Szturchnięty łokciem przez stojącego obok Yohana sam wykonał dwa leniwe kroki. Popatrzył na również wysuniętą na przód Elise. Dziewczyna spoglądała na niego, leczy gdy dostrzegła jego wzrok, pospiesznie odwróciła głowę. San zmarszczył brwi. Patron to zorganizował, hę? Chyba wiem, kim on jest...
– Przedstawcie się – powiedziała ta sama kobieta, puszczając kadetom spokojny uśmiech.
Każdy z grupki wybrańców podał swoje nazwisko. Kiedy przyszła kolej na Sana, ten posłał łowczyni zimne spojrzenie i niechętnie rzucił:
– Samuel Rivers.
– Samuel Rivers? – usłyszał.
Przeniósł wzrok na innego łowcę, który przyglądał mu się uważnie.
– Słyszałem, że to ty wygrałeś turniej rekrutów, prawda?
Stosunkowo młody mężczyzna w lekkim pancerzu podszedł do niego i zatrzymał się tuż przed nim. Wyszczerzył się w dziwacznym trochę uśmiechu, wyciągnął otwartą dłoń.
– Gratuluję wygranej! – zawołał wesoło.
Samuel nic nie odpowiedział, nawet się nie poruszył. Jedynie spuścił wzrok na rękę tamtego z pewnym ukrytym zniechęceniem.
Łowca na ten widok zaśmiał się trochę nerwowo. Przyjrzał się twarzy Azjaty, gdy nagle podszedł jeszcze bliżej niż był, tym razem naruszając niegłoszoną zasadę jednego metra.
– Coś ci się stało w oko? – spytał tonem pełnym ciekawości.
San odchylił lekko głowę do tyłu, wykonał drobny krok w tył. Jak on to...?
Coś złowieszczo błysnęło w kącie lewego oka. Spojrzał w bok i zauważył ostrze sztyletu, pędzące po łuku idealnie na niego.
Od razu zareagował. Odchylił się gwałtownie do tyłu, z ukrytą pomocą ze strony grawitacji zachowując równowagę. Bez zawahania jednym kopnięciem odepchnął łowcę kilka kroków od siebie, po czym sam odskoczył, zwiększając dystans. Stanął szeroko na nogach, prawą rękę trzymając przy kieszeni spodni.
Łowca wyprostował się, podrzucił swój sztylet, by złapać go z gracją.
– Unik i odepchnięcie – rzekł. – No, no, całkiem nieźle. – Schował broń do pochwy, a następnie uśmiechnął się niewinnie. – Wybacz, tylko sprawdzałem czy z okiem wszystko w porządku.
Gdy pokazał, że nie zamierza więcej atakować, San powoli rozluźnił mięśnie. Nadal jednak uważnie przyglądał się łowcy.
Z tymi ludźmi nie ma żartów.
Około pół godziny łowcy spędzili na opowiadaniu rekrutom, jak to jest być zawodowcem i jak wyglądają walki z prawdziwymi smokami. Rzucali różnymi radami, odpowiadali na pytania. San nie odzywał się słowem, bacznie obserwując dwunastkę. Mierzył wzrokiem ich wygląd, zachowanie, bronie i na tym próbował rozpracować style walki. W końcu nigdy nie wiadomo, może któregoś dnia stanie z jednym z nich do walki. Miał tylko nadzieję, że to nie nastąpi w ciągu najbliższych dni. Na samą myśl o tym, że przebywa w jednym pomieszczeniu z dwunastoma elitarnymi łowcami, brał go niepokój.
Paru łowców rozpoznał. Aurora kiedyś mu ich opisywała. I oczywiście wśród nich musiała być żywa legenda – Walter Bergen. Większość członków bractwa na samo jego nazwisko trzęsła portkami, młodzi mówili, że wypowiadanie jego imienia sprowadza zgubę (jakby był bratem Krwawej Mary czy bogowie wiedzą, kim). Łowcy chwalili, że Bergen do perfekcji opanował sztukę łapania smoków żywcem. Innymi słowy, zapowiadało się naprawdę ciekawie.
– Jakieś jeszcze pytania? – kobieta o imieniu Natalie zatrzepotała rzęsami.
– Ja mam, ja mam!
Wszyscy spojrzeli na Yuriego. San przygryzł dolną wargę. To się nie skończy dobrze.
– Co by było, gdyby tutaj był smok? – zapytał Rosjanin. – W znaczeniu, że pod przykrywką, ukrywa się, coś w tym stylu – pospiesznie tłumaczył. – Nie, że jakikolwiek tu jest, bo to przecież niemożliwe, zero procent szans, ale tak, em, hipopotamicznie, powiedzmy, jakiś tu jest.
Łowcy popatrzyli na niego z wyraźną konsternacją. San otworzył szeroko oczy, zacisnął dłoń w pięść.
Każde wylatujące zdanie z ust Yuriego sprawiało, że coraz bardziej czuł silną potrzebę przejechania jego twarzą po ziemi i posłania go prosto w sufit.
Zaskoczeni tym pytaniem łowcy nie wiedzieli, co odpowiedzieć. Pozostali rekruci gapili się na Yuriego, Alexander uparcie starał się ukryć strach, jaki wyraźnie go opętał. Zapadła grobowa cisza, którą jednak przerwał surowy, lodowaty głos:
– A co, jesteś nim?
Kadeci momentalnie zburzyli szereg, na tak powstałej scenie pozostawiając Yuriego i stojącego trochę dalej Samuela. Niebieskowłosy pewnym, wręcz aroganckim krokiem zbliżył się do Rosjanina, nieprzyjemne w tym momencie dźwięki uderzania ciężkich podeszw glanów o podłogę odbijały się od ścian pomieszczenia.
– Martwisz się o swoją zimną, łuskowatą dupę? – zapytał mrożącym krew w żyłach tonem Samuel, będąc coraz bliżej. – Jak chcesz to mogę ja ci odpowiedzieć na twoje pytanie. Ale wiesz, preferuję działania nad słowami.
Yuri cofnął się odrobinę, przełknął głośno ślinę.
– N-Nie no, co ty, oczywiście, że nie jestem! – wyjąkał. – T-To tylko takie pytanie! Hipopotamiczne!
– Hipotetyczne – poprawił go.
Przez chwilę jeszcze przeszywał ostrym spojrzeniem Yuriego, po czym odsunął się od niego na kilka kroków.
– Jeśli byłby to jakikolwiek smok – zwrócił się do wszystkich – to powinien się modlić o to, żebym to ja go nie wykrył.
Powrócił wzrokiem na Yuriego.
Jak zrujnujesz tę misję, osobiście cię wykończę.
Po mrocznej chwili ciszy łowcy powrócili do zajęć. Nie odpowiedzieli na pytanie Yuriego tylko zakończyli tę część. Prowadzący ogłosił kilka minut przerwy i kazał rekrutom dobrać się w dwanaście grup – później rozpoczną trening i łowcy, zmieniając się między grupami, będą ich uczyć walki.
Wszyscy się rozproszyli, korzystając z wolnego. Część już zaczęła zbijać się w grupy. Podobnie jak Yohan, który po pochwaleniu zachowania Samuela postanowił zgarnąć kilka osób. Udało mu się zaciągnąć Sashę i Elise (on chyba specjalnie to zrobił).
Alexander zatrzymał się, żeby zawiązać buta, gdy wtem podszedł do niego, uwaga, Yuri.
– Hej, A-um, Sasha – zaczął – co ty na to, żebyśmy byli w jednej grupie?
Alex wyprostował się, spojrzał na Rosjanina, unosząc brwi.
– Jestem już z nimi – odpowiedział bez owijania w bawełnę.
Kciukiem wskazał stojących trochę dalej Sana, Yohana i Elise. Yuri popatrzył na nich, cicho westchnął.
– Och, z elitą – palnął dziwnym głosem.
San spojrzał na niego, skrzyżował ręce na piersi.
– On zdał egzamin – rzucił, ruchem głowy wskazując rudego.
Słysząc to, oczy Yuriego błysnęły złością.
– A...! Agrh!
Odwrócił się na pięcie i sobie poszedł. Pozostała czwórka odprowadzała go wzrokiem, dopóki nie zniknął gdzieś w tłumie.
– Damn, co jest z nim dzisiaj? – przerwał ciszę Yohan. – O co chodzi z tym scenami?
– Przeżywa kryzys po oblaniu egzaminu? – spytała Elise.
– Po prostu jest głupi. – Alexander wzruszył ramionami.
Yohan zmrużył na moment oczy.
– Ale serio, to pytanie totalnie zbiło mnie z tropu! – Usiadł na stojącej przy ścianie ławeczce z cichym stęknięciem.
San popadł w zamyślenie. Choć Yuri był debilem do kwadratu, nadal Koreańczyka zdziwiło jego pytanie. Było nieprzemyślane i cholernie nie na miejscu. On naprawdę zamierza wskoczyć do żołądka bestii? Yuri był jeszcze głupszy niż mogło się wydawać? Coś tu nie pasowało.
Wziął nieco głębszy wdech. Jeśli Rosjanin sam na siebie ściągnie kłopoty, San mu nie pomoże. Postanowione.
– Ej, a co jak wśród nas jest jakiś ukryty smok?
Pytanie to wytrąciło Sana z zamyślenia. Spojrzał na Elise, zmarszczył nieco brwi.
Brakowało tylko, żeby ona zaczęła coś podejrzewać.
– Też mi co! – bąknął wtem Alexander. – Smok, tutaj! To dosłownie samobójstwo, żaden by tego nie zrobił!
– Ta! – zgodził się z nim Yohan. – Zresztą, nawet jeśli byłby tu jakikolwiek smok, nasz Samuel go zaraz dopadnie!
Objął ramieniem Sana, lecz został od razu odepchnięty na bok. San poprawił swój T-shirt, mówiąc:
– Po to tu jestem, żeby załatwić każdego gada.

Alexander?

środa, 16 lutego 2022

Od Alexandra cd. Sana

Wśród wszystkich kadetów starających się o zostanie łowcami rozeszła się długo wyczekiwana wieść. Nadeszły wyniki egzaminu teoretycznego. Alexander poczuł dreszcze na samą myśl o tym, że niedługo dowie się czy zdał, czy jednak zawalił po całości. Był dobrej myśli, ale nie miał pewności, co do swojej wiedzy. W szkole nigdy nie radził sobie dobrze, a sprawdziany zdawał jedynie dzięki poprawkom i litości nauczycieli. 
Teraz sytuacja była zgoła inna. Musiał zaliczyć, aby ich misja mogła toczyć się dalej. Nawet nie mógł sobie wyobrazić tego wstydu, kiedy zostałby wyrzucony z kursu na łowcę ze względu na głupi test, w którym sprawdzano wiedzę na temat smoków. Jego mentorka nie wybaczyłaby mu tego do końca życia.
Z sercem na ramieniu więc, Alex zbliżył się do ściśniętej grupy zgromadzonej pod korkową tablicą. Ze względu na swoją drobną posturę nie dał rady przepchnąć się przez tłum. Początkowo stał wyłącznie z boku, wytężając wzrok, aby cokolwiek zobaczyć i dowiedzieć się, czy udało mu się zdać. 
Dopiero po długiej, pełnej niepewności chwili, udało mu się dostać pod tablicę. Chwilę zajęło mu wyszukanie swojego nazwiska. Znalazł je pod koniec listy, ale jak się okazało - nie miał najgorszego wyniku. I co najlepsze! Zaliczył!
- ZDAŁEM! JA ZDAŁEM! O MATKO, ZDAŁEM!
Alexander wykrzykiwał swoją radość, nie zważając na zgromadzonych kadetów. Czuł rozpierającą go pozytywną energię. Chyba pierwszy raz w życiu. Mimo wszystko, miał nieprzyjemne ważenie, że definitywnie to obleje. Uczył się długo i włożył w to wiele zachodu, ale znając swoje szczęście, obawiał się, że do zdania zabraknie mu punktu. Szczęście sprzyjało mu chyba po raz pierwszy w życiu. Z ulgą i niedowierzaniem spoglądał na swoje nazwisko, całkowicie ignorując gratulacje składne przez Elise. Jedynie ciągle powtarzał proste "Zdałem, zdałem, ja zdałem". 
Odzyskując odrobinę świadomości i przyzwoitości, ponownie spojrzał na listę. Był ciekawy, jak poszło Sanowi. Nie czuł nawet odrobiny zaskoczenia widząc go na pierwszym miejscu, gdzie chłopak osiągnął maksymalną ilość punktów. Odwrócił się z chęcią pogratulowania mu, kiedy wśród zgromadzonych wybuchła konwersacja na temat zdawalności egzaminu. Okazało się, że oblała wyłącznie jedna osoba. Był nią nie kto inny, jak Yuri. 
Alexander powstrzymał śmiech. To nie tak, że życzył chłopakowi źle, ale fakt, że jako jedyny nie zdał, kiedy był właściwie prowadzącym kółka wspólnego uczenia się. Cóż za ironia!
Yuri z przekonaniem wyraził swoje niezadowolenie. Rzucił salwę przekleństw, zerwał ze złością kartkę, którą rzucił o ziemię. Z gniewem skierował się przez korytarz, a za nim ruszyła grupka pocieszających go towarzyszy. 
Alexander odprowadził go wzrokiem. Kiedy Yuri się oddalił, rudowłosy chłopak wraz z Elise odszukali Sana. Wyższy młodzieniec stał pod ścianą i z rozbawieniem oglądał sytuację, która miała przed chwilą miejsce. 
- Dobra robota! - rzucił Alex. Przez chwilę nawet zapomniał o tym, że grają i w oczach kadetów są właściwie sobie obcy. Na szczęście San zachował pozory i jedynie przytaknął na słowa niższego chłopaka. 
Elise nieśmiało zerkała w stronę Samuela. Wydawało się, że miała zamiar coś powiedzieć, ale się bała. Dopiero po wzięciu głębokiego oddechu, zdołała z siebie wydusić:
- Bardzo gratuluję ci tak wspaniałego wyniku... 
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ w tym momencie zaalarmowany podnieconymi głosami kadetów, jeden z profesorów wyszedł na korytarz. 
- Już, już! Spokojnie! - uspokoił wszystkich. - Idźcie coś zjeść. Za godzinę widzimy się na apelu specjalnym na sali gimnastycznej. Obecność obowiązkowa!
Na te słowa wszyscy się rozeszli. Większość ruszyła w kierunku stołówki. Elise z niechęcią oddaliła się z Alexandrem, zostawiając Sana z tyłu.  
- Straciłam taką szansę! - jęknęła z niezadowolenia dziewczyna. - Mogliśmy w końcu porozmawiać, a wyszło jak zwykle...
- Będzie jeszcze wiele szans, wierz mi - zapewnił Alexander, posyłając jej uśmiech. 
- Mam taką nadzieję. 
- Specjalny apel - podjął Alex. - Brzmi ciekawie. Jak sądzisz, będzie polegał na omówieniu wyników egzaminów? 
- Po części na pewno - odpowiedziała dziewczyna, ale jej słowa zabrzmiały dosyć tajemniczo. Fakt ten nie uciekł Alexandrowi. 
- Wiesz coś na ten temat? - zapytał zaciekawiony.
- Może trochę - zaśmiała się niezręcznie. Przez chwilę milczała, po czym dodała ściszonym głosem: - mój tata przygotował małą niespodziankę! Oczywiście na moją prośbę!
Alex nie ukrywał swojego zaskoczenia. Dziewczyna zdecydowanie wpadła na jakiś szalony pomysł. Chłopak spoglądał na nią zaciekawiony. 
- Nie mogę się więc doczekać. 
Podtrzymując dalszą rozmowę, dotarli do stołówki. Po zjedzonym posiłku ruszyli na salę gimnastyczną, gdzie miał odbyć się apel. Alexander był ciekawy, co takiego wymyśliła dziewczyna. Miał jednak dziwne wrażenie, że jej pomysł może się źle na nich odpić. W końcu Elise nie była świadoma pochodzenia obydwu młodzieńców. Chwilowa niepewność ogarnęła ciało Alexa. Miał złe przeczucia. 
Na sali zgromadziła się już większa część kadetów. Alexander stanął obok swojej koleżanki. Niedługo później zaczął się apel. 
Zgodnie z przewidywaniami, prowadzący szkolenie pogratulował wszystkim, którzy zdali oraz wyznaczył termin poprawkowy specjalnie dla Yuriego. Mówiąc o młodym Rusku. Chłopak z niedozwoleniem rzucał każdemu wrogie spojrzenie. Alexander nawet to rozumiał. 
Po skończonych sprawach organizacyjnych nadeszła druga część spotkania. Tym razem kazano nam się ustawić w równych szeregach, niemal jak w wojsku. Stałem wyprostowany i obserwowałem, co będą rozkazywać dalej. Dopiero po dokładnym i starannym uszeregowaniu kadetów, jeden z łowców przemówił:
- Dzięki wsparciu naszego patrona - Alexander doskonale wiedział, że chodzi o ojca Elise - mamy dla was niespodziankę. Z okazji tak dobrego wyniku tegorocznych egzaminów, zaprosiliśmy najwybitniejszych ludzi ze świata łowców. 
Na tę słowa do sali wmaszerowała grupka osób. Wraz z ich pojawieniem się, całe pomieszczenie przybrało inną, bardziej złowrogą i pełną napięcia aurę. Alexander odwrócił wzrok, bojąc się nawiązać kontakt wzrokowy z którąkolwiek osobą, która właśnie weszła do sali. 
Tuzin zaopatrzonych w broń, zachowujących poważny wyraz twarzy osób ustawiło się rzędem przed przepełnionymi ekscytacją kadetami. 

<San?>

wtorek, 1 lutego 2022

Od Sana cd. Alexandra

Elise była szychą... A to niespodzianka.
Fakt ten z jednej strony mógł utrudnić przebieg misji. Gdyby dziewczyna zaczęła coś podejrzewać u Sana lub Alexa, lub najprędzej Yuriego, mogłaby zdradzić swoje myśli reszcie rodziny, a wtedy to byłaby tylko kwestia czasu zanim cała organizacja łowców rzuciłaby się na tajnych agentów. Aż Koreańczyk nie potrafił sobie tego wyobrazić. To znaczy, totalnie nie widział siebie ratującego tyłek Yuriemu. To ogromne wręcz szczęście, że Rosjanin nie spowodował jeszcze żadnych problemów, a gdyby się wydał, San by go chyba zostawił na pastwę losu. Nie, że by za nim tęsknił...
Ale wracając.
Tak, Elise wbrew pozorom nie była taka głupia. Nieodpowiedni ruch i po misji.
Z drugiej strony jednak ów szycha podkochiwała się w niejakim Samuelu Riversie. Gdyby San się do niej zbliżył, możliwe, że wyciągnąłby od niej wiele cennych informacji. No bo jak, Elise miałaby odmówić swojemu chłopakowi marzeń?
Em, chyba w tym momencie San się trochę źle z tym poczuł. Ale jeśli to miało zadecydować o powodzeniu misji...
Ugh, niech ta misja już się skończy, bo mam wrażenie, że jak długo tak tu posiedzę to całkiem się przemienię w Samuela.
– Wychodzi na to, że trzeba będzie dać jej szansę – westchnął, odkładając obok siebie butelkę z wodą.
Alexander zmierzył go wzrokiem z góry na dół, ściągnął nieco brwi w widocznym zamyśleniu.
– Naprawdę zamierzasz to zrobić? – spytał trochę niepewnie. – Jeśli się dowie, że tylko udajesz, że się zbliżasz do niej, będzie załamana.
– Samo odkrycie przez nią mojego pochodzenia skończy się tragicznie – przypomniał mu Koreańczyk. – Nawet jeśli udam, że odwzajemniam uczucie, jeśli dowie się, skąd jestem, bez zawahania rzuci się na mnie. W końcu do tego jest tu szkolona – dorzucił.
Słysząc jego słowa, rudzielec skrzywił się wyraźnie.
– Masz rację. Najlepiej będzie, jak nie dowie się o niczym.
San przytaknął. Z cichym jękiem wstał, przeciągnął się parę razy, a następnie wziął do ręki drewniany miecz.
– Zachęcaj ją do rozmów ze mną – polecił. – Ja będę stopniowo się do niej zbliżał. Obie te akcje są potrzebne, żeby nie straciła motywacji. Stawiam, że będzie od ciebie chciała, żebyś się dowiedział różnych rzeczy o Samuelu, póki ona nie nauczy się sama pytać.
– Ach, tylko tego brakowało, będę za posłańca robił – mruknął do siebie w wyraźnym niezadowoleniu Alexander.
San nie skomentował tego.
– Im szybszy progres misji, tym szybciej wrócimy do domu – powiedział tylko.
– Wiem, wiem... – Alex machnął niezgrabnie ręką. – To ja będę szedł.
– Mhm.
Alexander powoli wstał, po czym wyszedł z sali treningowej, zostawiając Sana samego. Koreańczyk spojrzał na trzymany w ręku drewniany miecz. Jeszcze trochę poćwiczy. I tak o tej porze by jeszcze nie spał.



Przedpołudniowa przerwa między treningami nie przebiegała spokojnie jak to miała w zwyczaju. Wszyscy zebrali się pod korkową tablicą koło drzwi do sali wykładowej; większość przepychała się nawzajem, by być jak najbliżej. Po całym korytarzu rozchodziła się wrzawa, której nie potrafił opanować żaden z przechodzących obok łowców. Albo nawet się nie starali, pogodzeni z faktem, że młodzież zawsze musiała wszystko głośno przeżywać.
Każdy był zagapiony w przybitą do tablicy pinezkami kartkę z wynikami egzaminu teoretycznego, przejeżdżając wzrokiem po długiej liście rekrutów w poszukiwaniu swojego nazwiska. Przy okazji też wszyscy mogli popatrzeć na wyniki pozostałych, ci bliżsi znajomi dogryzali sobie nawzajem, bo jeden miał o punkt lepszy wynik od drugiego. Normalnie jak w szkole.
San stał najbardziej na uboczu, oparty o pobliską ścianę. Nie zamierzał pchać się w ten tłum. Nawet legendarna Bestia z Northstream poczekałaby, aż tłum się przerzedzi. Aczkolwiek nie musiał jakoś długo czekać, ponieważ zaledwie kilka chwil po oblężeniu przez rekrutów tablicy rozległo się skądś wołanie:
– Cooooo, Samuel ma sto procent?!
– COOOOO?! – zawtórowały mu inne głosy.
No i wynik był już znany. San mógł technicznie wracać.
Czyli dobrze strzeliłem w tych paru pytaniach.
Z innych komentarzy dowiedział się, że sto procent miała jeszcze jedna osoba, której jednak nie znał. Natomiast jedną z tych, którym zabrakło jednego punktu do maximum była Elise.
– Ach, jeden punkt?! – jęknęła głośno Elise, wyraźnie zawiedziona. – Wiedziałam, że zawaliłam w tym pytaniu o smoku grawitacji, telekinezy, cokolwiek to jest!
Coś jeszcze dodała, ale zagłuszył ją krzyk:
– ZDAŁEM! JA ZDAŁEM! O MATKO, ZDAŁEM!
Dziewczyna spojrzała na stojącego obok niego rudowłosego chłopaka.
– Brawo, Sasha! – pogratulowała mu. – Nawet ładnie ci poszło! Trochę się o ciebie wcześniej martwiłam, ale poszło ci naprawdę dobrze!
– Ja zdałem! – powtarzał Alexander, jakby nadal w to nie wierzył.
Stojący w tłumie Yohan obserwował chwilę wszystkich, po czym spytał:
– Wow, czyli wszyscy zdali?
– Em, nie – ktoś mu odpowiedział.
W tym momencie wszyscy będący pod tablicą zjechali wzrokiem na sam dół listy. Moment tak stali nieruchomo, aż w końcu jak jeden mąż cała grupa odwróciła się w kierunku jednej osoby.
Yuri stał w niemal centrum grupy, załamanym spojrzeniem spoglądając na listę. Wyglądał jak dziecko, któremu powiedzieli rodzice, że skończyły się już jego ulubione batoniki, a potem ono zobaczyło starsze rodzeństwo, które właśnie kończyło ostatni batonik. Wydawało się, że życie bezpowrotnie zawaliło się przed jego oczami.
– C-Co...? – wydusił ledwo z siebie. – Że COOOO?!
Przepchał się przez tłum, był praktycznie tuż przed tablicą. Spojrzał na sam dół kartki, gdzie znajdowało się jego nazwisko w towarzystwie z ładnym, czerwonym napisem: Oblany. Oparł na tablicy otwartą dłoń, by wtem zacisnąć ją na kawałku papieru.
– OBLAŁEM! – Zerwał kartkę i w furii ją zmiął. – OBLAŁEM! JEDEN, WALONY PUNKT, CYKA BLYAT!
Oglądając tę jakże dramatyczną scenę, San westchnął cicho.
Dlaczego mnie to cieszy?

Alexander?