poniedziałek, 25 stycznia 2021

Od Sana cd Alexandra

Spojrzał na zdeterminowanego Alexandra. Tak jak on San również chciał dowiedzieć się więcej. Z każdą jednak ich akcją ryzyko wzrastało, a oni stąpali po coraz cieńszym lodzie. Musieli być naprawdę ostrożni. Samo pójście za podejrzanymi wiązało się z niebezpieczeństwem. W końcu mogli oni udać się w miejsce, gdzie nikt inny nie miał dostępu albo w którym czatowali łowcy. Jeden fałszywy ruch i uczniowie wpadną w jeszcze głębsze bagno niż byli obecnie.
– Musimy naprawdę uważać – rzekł ostatecznie San, wstając.
Wyciągnął z kieszeni portfel, z którego wyjął parę banknotów i zostawił na stoliku. Kelner od razu to zauważył, więc szybko znalazł się przy nich. Nie zdążył jednak cokolwiek powiedzieć, a Koreańczyk rzucił, że reszty nie trzeba i razem z Alexem szybkim krokiem wyszli z kawiarni.
Nim jednak zdołali wykonać parę kroków, ujrzeli podejrzanych wsiadających do czarnego samochodu, który chwilę później odjechał. Ta sytuacja nieco ich zaskoczyła, choć San gdzieś tam czuł, że pewnie w ten sposób udadzą się do tego bardziej ustronnego miejsca.
– Ach, no tak, bogacze nie chodzą piechotą! – jęknął Alex, wyraźnie zirytowany. – I co teraz? – Spojrzał na Sana jakby w nadziei, że ten coś wymyśli.
Koreańczyk popatrzył na niego, po chwili powrócił wzrokiem na samochód, który zdążył już przejechać najbliższe skrzyżowanie i po sekundzie zniknął z pola widzenia. Wyglądało na to, że to chyba tyle z ich zabawy w szpiegów. Chociaż...
Zmierzył wzrokiem okoliczne wysokie budynki, po czym sprawdził godzinę w komórce. Słońce już jakiś czas temu schowało się za horyzontem, ale wcale nie było późno. Uczniowie nawet mieli farta; właśnie wybiła godzina, o której dużo osób kończy pracę.
– Mamy jeszcze szansę – powiedział, chowając komórkę do kieszeni. – Akurat jest duży ruch, więc tak szybko nie będą się poruszać.
– Czyli... będziemy za nimi biec? – spytał dość niepewnie Alex.
– Prawie. Chodź.
Nie mówiąc nic więcej udał się do najbliższej wąskiej uliczki między budynkami. Poczekał, aż białowłosy go dogoni.
– Weź głęboki wdech i podskocz – polecił mu. – Tylko skup się na lądowaniu.
Słysząc to Alexander zmarszczył brwi w konfuzji, Musiał nie wiedzieć, o co dokładnie chodziło blondynowi. Choć chyba miał pewne obawy, bowiem zapytał z wyraźną niepewnością:
– Po co?
– Po prostu to zrób – odparł San. – A, i nie krzycz.
Alex w końcu wziął głęboki wdech i przyszykował się do skoku. Wybił się z palców, gdy nagle San chwycił go za przedramię i oboje polecieli ponad budynek. Na dosłownie moment zawisnęli w powietrzu, ale i tak tyle wystarczyło, by białowłosy zdążył zobaczyć, jak wysoko się znajdowali i zaczął krzyczeć w przerażeniu. Koreańczyk czym prędzej zasłonił mu ręką usta, a po chwili w miarę gładko wylądowali na płaskim dachu.
Gdy Alex dotknął podłoża, nogi odruchowo ugięły się pod nim, wskutek czego upadł na kolana.
– O Boże! – wrzasnąłby, gdyby nie fakt, że na moment zabrakło mu tchu. – Ej, czemu nie...!
Zamilkł nagle, bowiem zdał sobie sprawę, że San już biegł w stronę drugiego końca dachu. Nie zwlekając dłużej wstał i pobiegł za nim.
– Czemu mnie nie ostrzegłeś?! – krzyknął, gdy był już blisko.
– Nie mamy czasu na takie rzeczy jak namawianie i przekonywanie, że to dobry pomysł – odpowiedział spokojnie San.
– Mogłeś chociaż powiedzieć, że wskakujemy na dach!
San chwilę milczał.
– Niech ci będzie. Skaczemy!
Znów chwycił chłopaka za przedramię, wybił się i z mocą pociągnął go za sobą na kolejny dach; teraz Alex już lepiej wylądował (i mniej krzyczał).
– Tym razem uprzedziłem – rzekł beznamiętnym tonem Koreańczyk, wyprzedzając tym kolejne przyczepki białowłosego.
Chwilę później oboje zatrzymali się na krańcu dachu. San wyjrzał przez murek, niemal od razu dostrzegł samochód McGardena – kształt zdążył zapamiętać. Pojazd stał w korku, którego ruch powstrzymywało czerwone światło.
Linia samochodów prawie w ogóle nie poruszała się, co dało uczniom czas na przerwę. Alex oparł się o murek, wziął kilka głębokich wdechów, by wyrównać swój oddech. Zapewne usiadłby gdyby nie śnieg pokrywający cały dach.
Tymczasem San wyciągnął komórkę i zaczął robić zdjęcia samochodowi. Próbował uchwycić rejestrację, ale nie szło mu to za dobrze – odległość i noc zdecydowanie nie ułatwiały tego zadania. Tak skończył z kilkoma bezużytecznymi zdjęciami, co doprowadziło do poddania się. Może później nadarzy się lepsza okazja.
Jakiś czas później samochód wreszcie wydostał się z korku i skręcił w znacznie mniej ruchliwą ulicę. Uczniowie podążyli za nim, nadal skacząc po dachach (oczywiście, że San mówił za każdym razem Alexowi, że będą skakać), aż znaleźli się w niewielkiej, niezamieszkałej dzielnicy. San zdziwił się, unosząc jedną brew. Dlaczego udali się właśnie tutaj? Czyżby w tym miejscu coś było? Jakieś ukryte miejsce?
Auto zatrzymało się, a chwilę później wysiadł ubrany w czarny płaszcz kierowca, który otworzył drzwi McGardenowi. Mężczyzna wyprostował się, wygładził swoje ubrania i okrążył samochód, by znaleźć się przy Petersonie, który zdążył już wysiąść.
Dzięki mocy Koreańczyka uczniowie wylądowali możliwie jak najciszej na najbliższym dachu. Budynek nie był wysoki, więc mieli dobry widok, a także mogli usłyszeć ich rozmowę. Korzystając z okazji San ponownie wyciągnął komórkę, ale zamiast robić zdjęcia włączył nagrywanie i skierował kamerę na podejrzanych.
– Nagrywasz? – szepnął do niego Alex, zaglądając do komórki.
– Zawsze potrzeba dowodu – odparł krótko San.
McGarden splótł dłonie za plecami i wyszedł na sam środek pustej ulicy. Stanął w pobliżu jednej z niewielu lamp, które jeszcze oświetlały tę okolicę. Peterson podążył za nim, pytając:
– Dlaczego tu jesteśmy?
– Znasz to miejsce, prawda? – zapytał z pełnym spokojem McGarden, rozglądając się.
– Oczywiście. Kiedyś tu była pomniejsza baza wypadowa gadów.
– Właśnie. – Wolno przestąpił z nogi na nogę. – Niezamieszkała dzielnica. Pamiętam, jak przez pewien czas tu miała miejsce większość walk łowców ze smokami. To dobry teren, bowiem zarówno smoki, jak i łowcy nie musieli się ograniczać. Co, jeśli się przyjrzeć, można zauważyć.
Ruchem głowy wskazał pobliski budynek, a raczej to, co z niego zostało. San na moment przeniósł na niego wzrok. Pamiętał, jak Aurora opowiadała mu o walkach w tym miejscu, raz nawet go tu zaprowadziła. Oficjalnie wiadomości mówiły, że niektóre budynki rozpadły się z zaniedbania i starości – i choć kilku się to rzeczywiście tyczy, większość zawaliła się pod ciężarem smoków, które kiedyś pewnej nocy stoczyły tu walkę z łowcami.
– Zapewne gdzieś tu są sekretne miejsca, ukryte lokacje. Jednak nikt o nich nie wie. Ogólnie mówiąc wiele tu rzeczy jest ukrytych przed resztą świata, które mogą nigdy nie wyjść na światło dzienne.
Peterson słuchał uważnie, ale mierzył wzrokiem mężczyznę jak gdyby mimo wszystko nie wiedział, co dokładnie miał on na myśli. Musiał nie wiedzieć do tego stopnia, że w końcu postanowił zapytać:
– Czy przyjechaliśmy tu, ponieważ odkrył pan jedno z tych tajnych miejsc?
– Ach, nie, nie – zaprzeczył McGarden, odwracając się do niego. – Po prostu chciałem tak oficjalnie oznajmić, że dołączysz do tego, co zostanie tu na zawsze i nikt się nie dowie.
Peterson otworzył szeroko oczy.
– Słucham?
McGarden nie odpowiedział; zamiast tego zwrócił się do swojego kierowcy:
– Carl.
Kierowca skłonił głową, a chwilę później wyciągnął spod płaszcza pistolet. Nim Peterson zdążył cokolwiek zrobić, mężczyzna wycelował w jego głowę i bez zawahania pociągnął za spust.
Po okolicy rozległ się dźwięk wystrzału, a chwilę później ciało Petersona bezwładnie osunęło się na ziemię. 
Alexander zerwał się jak poparzony, zahaczając o Sana. Koreańczyk odsunął się od niego, gdy nagle poślizgnął się na ubitym śniegu. Stracił na moment równowagę, a że nieschowane w rękawiczkach ani kieszeniach zmarznięte dłonie po części straciły czucie, komórka wyślizgnęła się z nich niczym kostka mydła i poleciała na sam dół. San w ostatniej chwili zdążył swoją mocą nieco złagodzić jej upadek, by się całkiem nie zniszczyła, ale spotkanie jej z kostką brukową nadal wywołało dźwięk, który odwrócił wszystkich uwagę.
Kierowca od razu zareagował. Spojrzał w górę, w sekundę ich dostrzegł i równie szybko wystrzelił w ich kierunku. Uczniowie najszybciej jak mogli schowali się za murkiem. Alex wysyczał coś pod nosem, przygryzł dolną wargę.
– Ach, mamy przerąbane! – zawołał.
Spojrzał na Sana... to znaczy na miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu znajdował się kolega. Nie dostrzegając go otworzył szeroko oczy, dopiero po sekundzie zauważył leżącą na śniegu maseczkę – jakby czekała ona właśnie na niego.
San skoczył na dół. Założywszy na twarz drugą maseczkę, wylądował zgrabnie i pochwycił do ręki swoją komórkę, po czym schował się za samochodem, ledwo unikając wystrzelony w jego stronę pocisk. Przywarł plecami do zimnej blachy, wrzucił urządzenie do kieszeni. Musieli czym prędzej uciekać – wróg dowiedział się o ich obecności. Nie chciał jednak szczególnie używać swoich zdolności; jeśli w ten sposób się ujawni, później może mieć problemy. Trzeba było działać inaczej.
Podniósł wzrok na dach, zza którego murka wyłoniła się zasłonięta maseczką twarz Alexa. Chłopak go dostrzegł, lecz nim cokolwiek zrobił, musiał z powrotem się schować, ponieważ kierowca ponownie do niego strzelił. San zaklął pod nosem.
Po bardzo krótkim namyśle wziął do rąk garść śniegu i uformował śnieżkę. Kucając przeszedł na drugi koniec samochodu i wychylił się z boku, biorąc porządny zamach. Chwilę odczekał, aż kierowca go spostrzeże, po czym rzucił śnieżką prosto w McGardena, a żeby tamten mocniej oberwał, zwiększył jej prędkość grawitacją. Ku jego przewidywaniom kierowca zdążył zasłonić mężczyznę – ale za to sam porządnie dostał.
Nie marnując takiej okazji San wstał i wyskoczył zza auta. Nie rzucił się jednak do ucieczki, a wyciągnął komórkę na moment, by szybko zrobić zdjęcie rejestracji. Cyknął fotę, pospiesznie schował urządzenie, o mało nie zostając trafiony nabojem. Już nie zwlekając dłużej wbiegł w najbliższą uliczkę i po zniknięciu za rogiem z użyciem grawitacji dostał się na dach. Chwilę później znalazł się przy Alexie.
– Musimy uciekać – oznajmił.

Alexander?

piątek, 15 stycznia 2021

Od Alexandra cd. Sana

Alexander poczuł ulgę widząc powalonego na ziemię Yuri'ego. San użył na nim swojej umiejętności, jednocześnie uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Mimo to, Rusek nie poddawał się, dalej próbując szarpać się na boki. Nic z tego, mój drogi.
Blondyn ostatecznie przestał pastwić się nad mruczącym coś pod nosem przeciwnikiem. Wypuścił go z objęć swojej umiejętności. Jak poparzony, Yuri skoczył na nogi, lecz zachwiał się, dalej wycieńczony. Oddychał ciężko, a głowę miał pochyloną do przodu. Nie zaatakował ponownie. Jedynie z trudem poniósł na nas wrogie spojrzenie.
- To jeszcze nie koniec - wydukał. Kąciki jego oczu zalśniły od trudnych do powstrzymania łez, które napłynęły najpewniej mimowolnie. Szybkim ruchem ręki otarł rękawem twarz i raźnym krokiem opuścił salę gimnastyczną. Alexander odprowadził go wzrokiem, nie kryjąc pełnego triumfu uśmiechu. 
- Sądzę, że szybko jednak nie wróci - podsumował białowłosy, odwracając się do blondyna. 
- Mam taką nadzieję - odparł San ze wzruszeniem ramion. Przez chwilę obserwował, czy Yuri nie wraca. Po upewnieniu się, że teren jest czysty, już cichszym głosem zwrócił się do Alexandra: - Póki mamy go z głowy, idziemy pośledzić Petersona? To chyba najlepszy moment. 
Białowłosego nie trzeba było namawiać. Niemal od razu się zgodził i pewnym krokiem skierował się w stronę drzwi. San oczywiście go zatrzymał. 
- Może jeszcze wrócić - wyjaśnił. Faktycznie, Alexander przypomniał sobie o tym, jak nieprzewidywalny potrafi być Yuri. Może lepiej, jak pozostaną chwilę na sali gimnastycznej, tak na wszelki wypadek.
Alexander już z mniejszym entuzjazmem zajął miejsce pod ścianą. Dopiero teraz poczuł zmęczenie. Ciągle uniki czy własne ataki pochłonęły dużo energii. Białowłosy nie był przyzwyczajony do tak intensywnej pracy. Nigdy więcej.
Po upływie kilku minut, uczniowie upewnili się, że młody Rosjanin raczej już nie wróci. Udali się więc do swojego pokoju, aby zabrać wszystkie niezbędne rzeczy i upewnić się, gdzie i kiedy nastąpi spotkanie Petersona. Przygotowani skierowali się w stronę wyjścia. Alexander nie mógł się doczekać. Po kilku tygodniach spędzonych w podziemiach w końcu zobaczy powierzchnię. Brakowało mu spacerów, słońca, a nawet szkoły.
Wyjątkowo sprzyjało im szczęście. Po drodze nie natknęli się na nikogo, kogo nie chcieli widzieć. Ani śladu po Yurim czy osiłkach Petersona. Bez większych problemów opuścili bazę Bractwa. Śnieg sypnął w oczy Alexandrowi. Chłopak długo nie mógł przyzwyczaić się do otaczającej go bieli. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział tyle zimnego puchu. Na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Uwielbiał zimę! Może dlatego, że wszechobecny chłód wcale mu nie dokuczał - żywioł lodu zapewniał mu ochronę przed niskimi temperaturami. Dzięki niemu to właśnie o takiej pogodzie Alex czuł się najlepiej.
- W którą stronę teraz? - zapytał Sana, który szukał czegoś w swoim telefonie. Włączył mapę, na której cel ustawił kawiarnię, w której miało się odbyć spotkanie. Okazało się, że znajduje się ona dość daleko od bazy. Dzielący ich odcinek musieli pokonać zatłoczonym autobusem. Alexandrowi, który zwykle unikał ten "okropny" środek transportu, wyjątkowo to nie przeszkadzało. Zatęsknił za swoim zwykłym, szarym życiem. Miał serdecznie dosyć problemów związanych z Bractwem.
- Jesteśmy na miejscu - poinformował San, wstając z zajmowanego przez siebie miejsca. Alex podążył za nim. Po krótkim spacerze dotarli przed kawiarnię. Białowłosy zajrzał ostrożnie do środka, szukając wzrokiem Petersona. Nie widział mężczyzny. Stoliki kawiarni były od siebie oddzielone ściankami. Zapewniało to uczniom możliwość podsłuchiwania rozmowy mężczyzn bez obawy na zostanie rozpoznanym.
Blondyn pierwszy wszedł do środka. Rozejrzał się, niby w poszukiwaniu wolnego miejsca. Alexander dostrzegł jednak, że jego towarzysz bacznie przygląda się gościom, których właściwie nie było zbyt wielu. Główną uwagę skupił na pochłoniętym we własnym telefonie grubszym mężczyźnie. Bez słowa ruszył do stolika znajdującego się za stolikiem mężczyzny. Białowłosy dołączył do niego w milczeniu.
- To on - szepnął San. Do ręki wziął menu i dodał głośniej: - Na co masz ochotę?
Alexander również otworzył pobliski spis dań i przejechał wzrokiem po napojach oraz wszelkiego rodzaju deserach. Nim pojawi się Peterson, mają czas coś zjeść. No i nie będą wzbudzać podejrzeń.
- Ciasto czekoladowe - stwierdził po chwili. - Wygląda naprawdę smacznie.
Uniósł menu, pokazując blondynowi ilustrację. Po krótkiej wymianie zdań, podszedł do nich kelner, u którego złożyli zamówienie. W międzyczasie do kawiarni wszedł Peterson. Jego odbicie dojrzał Alex w pobliskim lustrze. Mężczyzna nie zauważył uczniów, którzy siedzieli za ścianą. Najpewniej nie spodziewał się, że ktokolwiek mógłby go śledzić w takim miejscu.
Po krótkim przywitaniu i złożeniu zamówienia, McGarden przeszedł do załatwiania prywatnych spraw.
- Udało ci się odnaleźć te dokumenty? - zapytał ponurym głosem.
- Tak, chociaż nie było to proste - przytaknął Peterson. - Baza jest niemal całkowicie zniszczona. Dodatkowo, kręci się tam wielu zbyt wielu ciekawskich gadów, które wtykają nos w nie swoje sprawy.
Alexander nie potrafił przełknąć kolejnego kęsa czekoladowego ciasta, które niedawno otrzymał od kelnera. Przypomniał sobie misję w górach, kiedy zaatakowani przez łowców walczyli o swoje życie. Czyżby w ukrytej bazie znajdowały się jeszcze jakieś ukryte dokumenty? Białowłosy był pewien, że z ruiny odzyskali wszystko, co wartościowe. Z gniewem wbił mały widelczyk w wypiek. Przeklął cicho. McGarden coś planuje, a Peterson niewątpliwie mu w tym pomaga.
- Faktycznie - przytaknął grubszy mężczyzna. - Moi ludzie narobili tam niezłego bałaganu.
Starszy członek Bractwa zaśmiał się cicho. Alex miał ochotę wstać z miejsca i zrobić mu krzywdę. Wszystko to było więc zaplanowane od samego początku? A Peterson o tym wszystkim wiedział? Evans zginąłby tak czy siak, nieważne z czyjej ręki? Białowłosy rzucił zdenerwowane spojrzenie Sanowi, który siedział ze zmarszczonymi brwiami, pochłonięty we własnych myślach. 
- Proponuję przeniesienie się w bardziej ustronne miejsce - powiedział McGarden, wstając od stolika. Peterson zapłacił za swoją kawę, zostawił napiwek i wyszedł za mężczyzną. Obydwaj opuścili kawiarenkę. 
- Idziemy za nimi? - dopytywał Alexander. Musiał dowiedzieć się więcej. Nie mogą poddać się w takim momencie!

San?

sobota, 9 stycznia 2021

Od Sana cd. Alexandra

Uważnie śledził wzrokiem walczącą dwójkę. Alexandrowi szło lepiej niż przypuszczał; dobrze sobie radził z odwracaniem uwagi, więc San mógł spokojnie wypatrywać dobrego momentu do ataku. Korzystał też z okazji i dobrze przyglądał się technice walki, jaką posługiwał się Yuri. Rosjanin częściej atakował z bliska aniżeli z większego dystansu, co nieco zdziwiło Koreańczyka. Spodziewał się, że chłopak postanowi trzymać ich na pewną odległość, ale ten walczył prawie jakby usiłował przywalić Alexowi prosto z pięści. Może chciał się nimi zabawić? Istniała na to szansa. Szczerze mówiąc gdyby San natrafił na nie najgorszego przeciwnika i miałby siły oraz chęci, również postanowiłby urozmaicić walkę, nawet jeśli wiązałoby się to z nakładaniem pewnych ograniczeń i utrudnień. W końcu wtedy byłoby ciekawiej.
Widząc, jak Yuri upada, zerwał się niczym poparzony. Używając swojej mocy w niemal oka mgnieniu znalazł się tuż za chłopakiem. Wyciągnął rękę w celu dotknięcia go.
– Ha, nie tak prędko! – zawołał wtem Yuri.
Zareagował, do tego szybciej niż San się spodziewał. Położył się nagle i machnął ręką, tworząc strugę kwasu, która poleciała wprost na blondyna. Koreańczyk odskoczył gwałtownie, zasłonił się rękawem. Cofnął się o parę metrów, możliwie jak najszybciej zdjął bluzę, którą miał na sobie i rzucił na podłogę.
– Aish! – syknął pod nosem.
Spojrzał na przedramię. Miał szczęście, ponieważ jedynie kilka drobnych kropel dosięgnęło skóry. Mało brakowało. Gdyby bardziej oberwał zrobiłoby się naprawdę nieciekawie.
Trzeba tę walkę jak najszybciej zakończyć.
– Wow, wreszcie dołączyłeś – usłyszał.
Podniósł wzrok na Yuriego, który zdążył już się podnieść. Chłopak strzepnął z dłoni brud, uśmiechając się złośliwie.
– Myślałem, że będę musiał sam do ciebie podejść – rzekł tym swoim wywyższającym się tonem.
San nie odpowiedział; jakoś nie miał na to siły. Jedynie westchnął ciężko, prostując się. Popatrzył na stojącego trochę dalej Alexandra. Białowłosy posłał mu spojrzenie, proszące o możliwie jak najszybsze zakończenie pojedynku – musiał już mieć zdecydowanie dość, nawet jeśli bili się naprawdę krótko. San przyjrzał mu się uważnie, chwilę później ponownie westchnął. No dobra, zajmę się nim. Miał zrobić to trochę potajemnie, by ujawnić jak najmniej, ale wygląda na to, że chyba jednak przyda się szybka zagrywka.
Yuri najwyraźniej stracił zainteresowanie Alexem, bowiem nawet na moment nie przenosząc na niego wzroku wybił się i ruszył pędem w stronę Sana.
– Nie myśl sobie, że masz taryfę ulgową! – zawołał.
W dłoni zaczął tworzyć kulę kwasu, z każdą sekundą był coraz bliżej. San jednak nie ruszał się, nawet nie przyjął pozycji gotowej do uniku. Po prostu stał zwyczajnie, jakby przygotowany był do śmierci. Yuri nie zareagował na to konkretnie, jedynie szerzej się uśmiechnął. Wykonał następny krok.
Poczuł jak nagle traci styczność z podłożem, a nim się obejrzał, całkiem oderwał się od niego i zaczął się unosić coraz wyżej. Odruchowo usunął kulę kwasu, nie wiedząc, co się dzieje.
– Co jest? – zapytał w pewnej panice.
Zaczął wymachiwać kończynami, zapewne w nadziei, że w ten sposób będzie mógł się przemieścić. Niestety nie dawało to żadnych efektów. Spuścił wzrok na podłogę, która była coraz dalej, i dalej, gdy nagle kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Odwrócił głowę, otworzył szeroko oczy.
San pędził na niego z zadziwiającą prędkością; wyglądało to jakby spadał w bok. Nim Rosjanin zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, blondyn niczym burza wpadł na niego z butami i zabrał ze sobą wprost na ścianę. Gdy był już blisko zawisł w miejscu, pozostawiając chłopaka, który pod wpływem uderzenia zatrzymał się dopiero na płaszczyźnie, a następnie spadł na podłogę.
Po całej sali rozległ się niezbyt przyjemny dźwięk. San zgrabnie wylądował na podłożu. Spojrzał na Alexa, który oglądał to wszystko w pewnym szoku. Białowłosy podszedł od leżącego na ziemi półprzytomnego Yuriego, zmierzył go uważnie wzrokiem. Rosjanin wyglądał jakby wszelkie siły go opuściły.
– Ha, boli, co? – zawołał wtem Alex, uśmiechając się złośliwie.
San również podszedł bliżej i przyjrzał się leżącemu.
– Wybacz, chciałem to jak najszybciej zakończyć – rzekł zadziwiająco zimnym tonem, gdy tamten na niego spojrzał. – W ostatniej chwili nieco zablokowałem pęd, żebyś czasem się nie połamał ani umarł, ale pewnie i tak boli, co? Mam nadzieję, że sam dasz radę dojść do pielęgniarki – rzucił. – Nie chcę nieść przegranego.
Yuriego wyraźnie zabolała wypowiedź Sana, ponieważ zmarszczył brwi, a oczy błysnęły furią.
– Zajebię cię! – wycedził przez zęby.
Próbował się podnieść, lecz Koreańczyk zaraz pokrzyżował mu plany. Jedno dotknięcie i Rosjanin został przybity grawitacją do podłogi, nie mogąc podnieść nawet małego palca u ręki. Chłopak skrzywił się z bólu, ledwo odwrócił głowę na bok, by móc widzieć stojącego nad nim Sana.
– Yaaa, co to za słownictwo wobec starszego? – rzucił poważnie blondyn, krzyżując ręce na piersi. – Gdybyśmy byli w Korei, teraz bym ci przyłożył. Nie wierzę, że reszta świata nie ma takiego szacunku do innych. – Kucnął przy nim. – Miło by było, gdybyś zaczął przestrzegać tych zasad. I mam nadzieję, że już więcej nie będzie cię tak ciągnęło do walki z nami, bo następnym razem nie będę się tak ograniczał.
Widząc, że znacznie zwiększona grawitacja nieźle daje popalić Rosjaninowi, postanowił go puścić. Cały czas jednak był gotowy na ewentualny atak z jego strony. Chociaż... gdyby ten znów zaatakował, tylko bardziej by ucierpiał. Może zdawał sobie sprawę, że dalsza walka kompletnie mu się nie opłacała. Raczej nie jest taki głupi. A może?

Alexander?

środa, 6 stycznia 2021

Od Alexandra cd. Sana

 Alexander niepewnie spojrzał w stronę Sana. Deklaracja Yuriego zaskoczyła go. Znaczy się, zawsze brali pod uwagę to, że młody Rosjanin pewnego dnia będzie chciał stanąć z nimi do walki. Białowłosy po prostu nie spodziewał się, że zaproponuje on potyczkę tak szybko. Dodatkowo, Yuri wydawał się być dość pewny swojego.
- Nie lekceważcie mnie! - Zdenerwowany Yuri przybrał pozycję typową do walki. - Jestem silniejszy niż możecie sobie wyobrazić!
Alex przełknął ślinę. Rosjanin raczej nie rzucał słów na wiatr. 
- Jak tak bardzo ci na tym zależy to możemy zawalczyć - zgodził się San. W jego głosie białowłosy dosłyszał niechęć. Nic dziwnego. - Tylko radzę nie przesadzać za bardzo, bo odpowiem tym samym.
Yuri najwyraźniej nie mógł uwierzyć, że przystano na jego propozycję. Przez chwilę jego oczy zalśniły z podekscytowania. Spróbował spoważnieć, ale wyszło mu to marnie.
- Ha, pokażę wam, na co mnie stać! - Yuri naprawdę nie potrafił się opanować. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego. 
Alexander nie podziewał tego entuzjazmu. San się godził, ale nie uzgodnił z białowłosym, czy ten czuł się na sile, aby stanąć do walki z Rosjaninem. Blondyn jednak, kiwnął głową do towarzysza. Czyli masz wszystko pod kontrolą, tak?
- To kto ma iść pierwszy? - San wyprostował się i spojrzał na Yuriego. - Chyba że chcesz bardzo odważnie pojedynkować się z dwoma naraz. Wiesz, wtedy rzeczywiście pokazałbyś, że jesteś silny.
Powstrzymałem uśmiech. No tak. San nie bez powodu zgodził się na propozycję Rosjanina. Jeśli chcą mieć spokój z jego strony - muszą dać mu do zrozumienia, że nie powinien on chodzić za nimi krok w krok i męczyć swoją obecnością.
Yuri zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się, czy aby na pewno zgoda będzie dobrą decyzją. Nie namawiali, jednak szczerze liczyli, że łyknie haczyk. W końcu, młody uczeń nie należał do tych najinteligentniejszych.
- Nie macie ze mną najmniejszych szans - stwierdził po chwili. - Dam radę wam obu!
 Alexander uśmiechnął się - tym razem nie potrafił ukryć powagi. Yuri zrobił dokładnie to, czego oczekiwali. Chłopak jeszcze nie spodziewał się, jak marne szanse ma w tym pojedynku. Nawet ze swoim niszczycielskim żywiołem nie da rady pokonać współpracujących Alexa i Sana.
- Jesteśmy gotowi - odparł blondyn, podchodząc bliżej do białowłosego. - Daj znać, a zaczniemy.
Alexander przełknął ślinę. Czy naprawdę da radę wyjść bez szwanku z tego pojedynku? Ufał sanowi, to oczywiście, ale mniej wierzył w swoje umiejętności. Tak wiele rzeczy mogło pójść nie po jego myśli!
- Pokażcie, na co was stać! - zawołał, a chwilę później zaczął biec w kierunku białowłosego. Może jednak nie jest aż tak głupi.
Alex, podobnie jak na treningach, które przeprowadził wraz z Sanem, zgrabnie odskoczył. Wyjątkowo bez większego problemu wylądowywał nawet nie tracąc równowagi. Yuri dalej nacierał, starając się zmniejszyć zachowywany przez białowłosego dystans. Alexander nie miał zamiaru zbliżać się do przeciwnika. Próbował odwrócić jego uwagę, aby San mógł zakończyć tę bezsensowną walkę. 
Sytuacja obrała nieprzyjemny kierunek, kiedy najwyraźniej już poirytowany biernością Alexa Yuri zaczął używać kwasu do zmniejszenia dystansu. Białowłosy poczuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej, kiedy ledwo uniknął wycelowanego w jego głowę pocisku.
- Co to miało być?! - wysapał, odskakując do tyłu. Tym razem gorzej wylądował, ledwo utrzymując się w pionie. Nie miał dużo czasu, aby czekać na odpowiedź. Yuri pragnął jak najlepiej skorzystać z okazji. Nie przerywał ataków. Alexander cieszył się w duchu, że naprawdę przykładał się do treningów Sana - teraz był w stanie omijać ataki przeciwnika. Okazały się jednak one znacznie wolniejsze od pocisków blondyna, którymi ciężko było nie dostać. 
Alex wyszukał wzrokiem Sana. Miał szczerą nadzieję, że jego towarzysz szybko zakończy tę gonitwę. Ten jednak, dał mu naglący gest ręką. Białowłosy średnio zrozumiał, czego blondyn właściwie od niego oczekuje. Przeklął więc w myślach, kolejny raz umykając przed atakiem. Musiał stworzyć okazję dla Sana. Wystarczy, że blondyn dotknie Rosjanina i pozamiatane, zwycięstwo mają zagwarantowane. Białowłosy postanowił więc przejść do ofensywy - tak szybko, jak tylko potrafił, stworzył kulę z lodu, którą nie myśląc zbyt wiele, rzucił w stronę Yuriego. Oczy przeciwnika zabłyszczały z podekscytowania na jej widok. Oczywiście, szybko poradził sobie z pociskiem - kruchy lód stopił za pomocą kwasu. Alexander szybko jednak nie odpuścił. Kontynuował natarcie. Kreowanie owych kul nie okazało się na szczęście tak męczące, jak białowłosy początkowo sądził. Czyżby treningi naprawdę mu pomogły? 
Alexander nie przestawał. Pociski, nawet te najmniejsze, musiały denerwować Yuriego, na którego twarzy powoli pojawiała się irytacja. Przez ataki białowłosego nie mógł skupić się na własnej ofensywie. 
- Możesz przestać?! - prychnął po chwili, będąc na skraju spokoju.
Alex uśmiechnął się wrednie i kontynuował natarcie. Niby przypadkiem kilka z kul zrzucał na ziemię. Te rozbijały się na mniejsze odłamki. Potrzaskane kawałki lodu bez ładu rozłożyły się na podłodze. Teraz Alexander musiał tylko zwabić w tamto miejsce Yuriego. Przy odrobinie szczęścia, Rosjanin poślizgnie się, a wtedy San zakończy walkę. 
Niestety, nie mogło być tak łatwo. Alexander bał się nagle zmienić kierunek walki. Musiał jednak zaryzykować. Wymienił spojrzenie ze stojącym w pobliżu blondynem. Raz się żyje
Tak szybko, jak tylko potrafił, rzucił większą kulką prosto w twarz Yuriego. Uczeń stopił ją podobnie jak wcześniejsze. Zdziwił się jednak, kiedy zobaczył Alexandra, który przemknął obok niego, jednocześnie kierując w stronę Rosjanina kolejny atak. Białowłosy odwrócił się w jego stronę, parując kolejne natarcie wystrzelonego w jego stronę kwasu. Zaczął się cofać, kątem oka spoglądając, jak blisko znajduje się od pułapki.  
Choć pojedynek trwał dosłownie kilkanaście sekund, Alex miał wrażenie, że walczy z Yurim od wieków. Poczuł więc ulgę, kiedy zobaczył, jak uczeń traci równowagę i z głuchym hukiem upadł na ziemię. W ostatniej chwili rzucił w stronę Alexandra kolejny kwasowy pocisk. Mniejszy chłopak ledwo umknął, przypalił jednak końcówki włosów, na co przeklął głośno. Jak on to teraz wyczesze?!  
Nim Yuri zdążył podnieść się z podłogi, poszedł do niego San.

San?