Alexander poczuł ulgę widząc powalonego na ziemię Yuri'ego. San użył na nim swojej umiejętności, jednocześnie uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Mimo to, Rusek nie poddawał się, dalej próbując szarpać się na boki. Nic z tego, mój drogi.
Blondyn ostatecznie przestał pastwić się nad mruczącym coś pod nosem przeciwnikiem. Wypuścił go z objęć swojej umiejętności. Jak poparzony, Yuri skoczył na nogi, lecz zachwiał się, dalej wycieńczony. Oddychał ciężko, a głowę miał pochyloną do przodu. Nie zaatakował ponownie. Jedynie z trudem poniósł na nas wrogie spojrzenie.
- To jeszcze nie koniec - wydukał. Kąciki jego oczu zalśniły od trudnych do powstrzymania łez, które napłynęły najpewniej mimowolnie. Szybkim ruchem ręki otarł rękawem twarz i raźnym krokiem opuścił salę gimnastyczną. Alexander odprowadził go wzrokiem, nie kryjąc pełnego triumfu uśmiechu.
- Sądzę, że szybko jednak nie wróci - podsumował białowłosy, odwracając się do blondyna.
- Mam taką nadzieję - odparł San ze wzruszeniem ramion. Przez chwilę obserwował, czy Yuri nie wraca. Po upewnieniu się, że teren jest czysty, już cichszym głosem zwrócił się do Alexandra: - Póki mamy go z głowy, idziemy pośledzić Petersona? To chyba najlepszy moment.
Białowłosego nie trzeba było namawiać. Niemal od razu się zgodził i pewnym krokiem skierował się w stronę drzwi. San oczywiście go zatrzymał.
- Może jeszcze wrócić - wyjaśnił. Faktycznie, Alexander przypomniał sobie o tym, jak nieprzewidywalny potrafi być Yuri. Może lepiej, jak pozostaną chwilę na sali gimnastycznej, tak na wszelki wypadek.
Alexander już z mniejszym entuzjazmem zajął miejsce pod ścianą. Dopiero teraz poczuł zmęczenie. Ciągle uniki czy własne ataki pochłonęły dużo energii. Białowłosy nie był przyzwyczajony do tak intensywnej pracy. Nigdy więcej.
Po upływie kilku minut, uczniowie upewnili się, że młody Rosjanin raczej już nie wróci. Udali się więc do swojego pokoju, aby zabrać wszystkie niezbędne rzeczy i upewnić się, gdzie i kiedy nastąpi spotkanie Petersona. Przygotowani skierowali się w stronę wyjścia. Alexander nie mógł się doczekać. Po kilku tygodniach spędzonych w podziemiach w końcu zobaczy powierzchnię. Brakowało mu spacerów, słońca, a nawet szkoły.
Wyjątkowo sprzyjało im szczęście. Po drodze nie natknęli się na nikogo, kogo nie chcieli widzieć. Ani śladu po Yurim czy osiłkach Petersona. Bez większych problemów opuścili bazę Bractwa. Śnieg sypnął w oczy Alexandrowi. Chłopak długo nie mógł przyzwyczaić się do otaczającej go bieli. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział tyle zimnego puchu. Na jego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Uwielbiał zimę! Może dlatego, że wszechobecny chłód wcale mu nie dokuczał - żywioł lodu zapewniał mu ochronę przed niskimi temperaturami. Dzięki niemu to właśnie o takiej pogodzie Alex czuł się najlepiej.
- W którą stronę teraz? - zapytał Sana, który szukał czegoś w swoim telefonie. Włączył mapę, na której cel ustawił kawiarnię, w której miało się odbyć spotkanie. Okazało się, że znajduje się ona dość daleko od bazy. Dzielący ich odcinek musieli pokonać zatłoczonym autobusem. Alexandrowi, który zwykle unikał ten "okropny" środek transportu, wyjątkowo to nie przeszkadzało. Zatęsknił za swoim zwykłym, szarym życiem. Miał serdecznie dosyć problemów związanych z Bractwem.
- Jesteśmy na miejscu - poinformował San, wstając z zajmowanego przez siebie miejsca. Alex podążył za nim. Po krótkim spacerze dotarli przed kawiarnię. Białowłosy zajrzał ostrożnie do środka, szukając wzrokiem Petersona. Nie widział mężczyzny. Stoliki kawiarni były od siebie oddzielone ściankami. Zapewniało to uczniom możliwość podsłuchiwania rozmowy mężczyzn bez obawy na zostanie rozpoznanym.
Blondyn pierwszy wszedł do środka. Rozejrzał się, niby w poszukiwaniu wolnego miejsca. Alexander dostrzegł jednak, że jego towarzysz bacznie przygląda się gościom, których właściwie nie było zbyt wielu. Główną uwagę skupił na pochłoniętym we własnym telefonie grubszym mężczyźnie. Bez słowa ruszył do stolika znajdującego się za stolikiem mężczyzny. Białowłosy dołączył do niego w milczeniu.
- To on - szepnął San. Do ręki wziął menu i dodał głośniej: - Na co masz ochotę?
Alexander również otworzył pobliski spis dań i przejechał wzrokiem po napojach oraz wszelkiego rodzaju deserach. Nim pojawi się Peterson, mają czas coś zjeść. No i nie będą wzbudzać podejrzeń.
- Ciasto czekoladowe - stwierdził po chwili. - Wygląda naprawdę smacznie.
Uniósł menu, pokazując blondynowi ilustrację. Po krótkiej wymianie zdań, podszedł do nich kelner, u którego złożyli zamówienie. W międzyczasie do kawiarni wszedł Peterson. Jego odbicie dojrzał Alex w pobliskim lustrze. Mężczyzna nie zauważył uczniów, którzy siedzieli za ścianą. Najpewniej nie spodziewał się, że ktokolwiek mógłby go śledzić w takim miejscu.
Po krótkim przywitaniu i złożeniu zamówienia, McGarden przeszedł do załatwiania prywatnych spraw.
- Udało ci się odnaleźć te dokumenty? - zapytał ponurym głosem.
- Tak, chociaż nie było to proste - przytaknął Peterson. - Baza jest niemal całkowicie zniszczona. Dodatkowo, kręci się tam wielu zbyt wielu ciekawskich gadów, które wtykają nos w nie swoje sprawy.
Alexander nie potrafił przełknąć kolejnego kęsa czekoladowego ciasta, które niedawno otrzymał od kelnera. Przypomniał sobie misję w górach, kiedy zaatakowani przez łowców walczyli o swoje życie. Czyżby w ukrytej bazie znajdowały się jeszcze jakieś ukryte dokumenty? Białowłosy był pewien, że z ruiny odzyskali wszystko, co wartościowe. Z gniewem wbił mały widelczyk w wypiek. Przeklął cicho. McGarden coś planuje, a Peterson niewątpliwie mu w tym pomaga.
- Faktycznie - przytaknął grubszy mężczyzna. - Moi ludzie narobili tam niezłego bałaganu.
Starszy członek Bractwa zaśmiał się cicho. Alex miał ochotę wstać z miejsca i zrobić mu krzywdę. Wszystko to było więc zaplanowane od samego początku? A Peterson o tym wszystkim wiedział? Evans zginąłby tak czy siak, nieważne z czyjej ręki? Białowłosy rzucił zdenerwowane spojrzenie Sanowi, który siedział ze zmarszczonymi brwiami, pochłonięty we własnych myślach.
- Proponuję przeniesienie się w bardziej ustronne miejsce - powiedział McGarden, wstając od stolika. Peterson zapłacił za swoją kawę, zostawił napiwek i wyszedł za mężczyzną. Obydwaj opuścili kawiarenkę.
- Idziemy za nimi? - dopytywał Alexander. Musiał dowiedzieć się więcej. Nie mogą poddać się w takim momencie!
San?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz