środa, 15 września 2021

Od Alexandra cd. Sana

Alexander dalej czuł nieprzyjemny zapach spalenizny. O włos uniknął spalenia żywcem. Albo przynajmniej udało mu się uchronić od dotkliwych oparzeń. Ciągle nie wierzył, że udało im się wyjść z tego treningu cało. No, prawie. Ale w końcu Elise i jej kostka nie obchodziły go jakoś szczególnie.
Wraz z końcem wyzywania Alex i San udali się do ośrodka. Przywitała ich niepodobna do tego miejsca ciemność. Zwykle nim dotarło się do sypialni, na korytarzu mijało się wielu kandydatów czy już pełnoprawnych łowców. Teraz, głównie z powodu próby w terenie, hol świecił pustkami.
Wraz z każdym kolejnym krokiem młodzieńcy zagłębiali się w mrok. Alexander przeciągnął się, ziewając. Niemal padał z nóg. Marzył tylko o tym, żeby położyć się spać. Zbyt wiele wrażeń, jak na jeden dzień. 
- Rozejrzyjmy się po bazie. - Nagła propozycja padła z ust Sana. Alex zatrzymał się nagle, rzucając chłopakowi zaskoczone spojrzenie. 
- Hmmm? - Rudowłosy chciał upewnić się, czy naprawdę dobrze usłyszał. 
- Nie ma rekrutów i części łowców, ponieważ są na szkoleniu. Mamy okazję, żeby się trochę rozejrzeć. Musimy zrobić jakiś postęp w misji. 
Wyjaśnienia starszego chłopaka były logiczne. Ich zadanie trwa od kilku tygodni, a odkryli właściwie nic. 
- A co jak ktoś nas zobaczy? - zapytał niepewnie Alexander. 
- Jesteśmy rekrutami, niedawno zaczęliśmy szkolenie. Poza tym jest ciemno. Uwierzą jeśli powiemy, że się zgubiliśmy.
Alex ostatecznie przyznał rację swojemu towarzyszowi. Bez większych wątpliwości ruszył za Sanem. Chwilę potrwało odnalezienie jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Nie wiedzieli w końcu, od czego mają właściwie zacząć. 
Ostatecznie udało im się dotrzeć do archiwum. Młodzieńcy stanęli przed metalowymi drzwiami, próbując dostać się do środka. Bezskutecznie. 
- Zamknięte - prychnął zdenerwowany Alexander. - Może powinienem rozsadzić zamek lodem? 
- Wtedy zbyt szybko domyśliliby się, że coś jest nie tak - odparł San. - Poszukajmy może jakiejś portierni. 
To wcale nie był głupi pomysł. Wspólnie więc skierowali się w kierunku wyjścia. Odnajdując pokój administracyjny, tym razem sprzyjało im szczęście. Drzwi nie zostały zamknięte. Najprawdopodobniej ktoś zapomniał je zakluczyć. Z tego powodu, bez większego problemu młodzieńcom udało dostać się do środka. 
Po wcześniejszym upewnieniu się, że nikt ich nie widział, zaczęli przeszukiwać pomieszczenie. Alexander starał się nie robić dużego bałaganu, chociaż przychodziło mu to z trudem. Dopiero po kilku minutach udało im się odnaleźć jakieś klucze w jednej z niewielkich szafek na uboczu. Wydawało się to aż zbyt proste. 
San zrobił im zdjęcie - w końcu nie wiedzieli, który im się przyda. Alex zarzekał się, że odtworzy klucze z lodu. Wtedy nie będą musieli martwić się, że ktoś przyłapie ich na posiadaniu tych przedmiotów. Obecność w przypadkowych pokojach jeszcze mogliby wyjaśnić. Klucze już niekoniecznie. 
Powrócili pod archiwum. Na szczęście dalej nikogo nie zastali w bazie. Trening najpewniej dalej się nie skończył. Na szczęście. Alexander przez chwilę zastanawiał się, jak idzie wszystkim innym. Miał szczerą nadzieję, że zejdzie im jeszcze długo. Jak najdłużej. 
Alex zaczął odtwarzać klucze. Robił to metodą prób i błędów. Musiał nawet bluzą zetrzeć plamę wody, która powstała od rozpuszczonego lodu. Przeklinał też pod nosem za każdym razem, kiedy ponownie nie trafił w odpowiedni kształt. 
Młodzieńcom ostatecznie udało się dostać do archiwum. Na wstępie przywitał ich rząd szafek z różnymi księgami, papierami czy innymi segregatorami.  
- Zacznij od tamtej strony, ja przejrzę tamte szafki. - San rozdzielił ich zadaniami. Alexander odszedł we wskazanym kierunku. 
Stanął przed znajdującym się na uboczu regałem. Poszukiwania rozpoczął od dolnej półki. Przeglądał dokumenty, ale znalazł tylko zapiski jakiś zakupów, głównie broni. 
- Nuda, nuda - mamrotał, przerzucając arkusze papieru. Głównie skupiał się na odnajdowaniu znajomych nazwisk. Miał nadzieję, że i teraz dopisze mu szczęście. Liczył na rozpoznanie znajomego mienia Petersona. 
Przeniósł się do kolejnej szafki. Nie zdążył jeszcze przejrzeć jej w całości, kiedy usłyszał wołanie Sana. Zaciekawiony Alexander podszedł przekonać się, co takiego znalazł. 
- Zrzuć okiem na te papiery. - Chłopak podał rudowłosemu kilka kartek papieru. Alex przysunął się do twarzy, przeglądając dokumenty. Na niektórych arkuszach widniały ciemne pieczątki z napisem "Unicestwiony". Na ten widok, Alexa przeszły dreszcze. 
- To informacje o członkach Bractwa, prawda? - dopytał Alexander, oddając akta. 
- Wszystkie smoki, które są znani łowcom. Prawdopodobnie tacy, którzy już zostali złapani, jak i tacy dalej obserwowani - wyjaśnił San. W dłoniach dalej przetasowywał kartki papieru, przeglądając dane. 
Nagła nieprzyjemna myśl ogarnęła głowę Sashy. Rudowłosy sięgnął w stronę innej kupki stworzonej z dokumentów. Przejrzał ją, zatrzymując się przy znajomym sobie nazwisku. Müller. 
Wspomnienia, których wolał nie pamiętać, powróciły. Widząc twarze swoich rodziców, oznaczone mrocznym napisem "Unicestwiony", poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. 
- Już właściwie prawie ich nie pamiętam - powiedział nagle, nawet nie patrząc w stronę Sana. Na myśl o rodzicach, Alexander uśmiechał się delikatnie. To było tak dawno temu, ale bolało cały czas tak samo. 
- Zginęli na służbie, podobno przyczynili się do czegoś wielkiego - dodał z lekkim westchnięciem. Nie chciał dalej męczyć Sana swoimi problemami, więc wtrącił pośpiesznie: - Czy sprawdzałeś już Petersona? 
Po szybkiej zmianie tematu, sięgnął w stronę innej grupy papierów. Przeglądał je do momentu, w którym nie natrafił na literę "p".
- Jest! - zawołał z ekscytacji, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że był odrobinę za głośny. Zamilkł więc, rzucając Sanowi przepraszające spojrzenie. 
Z zaciekawieniem zaczął przeglądać dane Petersona. Przysunął się też do Sana, aby wspólnie mogli dowiedzieć się czegoś nowego. 
- Na drugie ma Gaylord - przeczytał na głos Alexander, ledwo powstrzymując chichot. Nie komentując nic więcej, kontynuował czytanie. Jego wzrok przejechał po ciemnym napisie "Unicestwiony" i zatrzymał się niżej. 
- "Przywódca grupy inwigilacyjnej?" - San jako pierwszy odczytał napis. Alexandra przeszły dreszcze.
- "Grupy"? To znaczy, że jest ich więcej? - Pytanie ledwo przeszło rudowłosemu przez gardło. 

San? 

sobota, 11 września 2021

Od Sana cd. Alexandra

Sanowi już kompletnie przestało się podobać to całe szkolenie. Oczywiście, nie mógł oczekiwać, że jedyne, co będzie robił to zbieranie poszlak i spokojna wędrówka do mety. Można było bez problemu przewidzieć, że łowcy przyszykują jakieś pułapki mające na celu utrudnienie rekrutom wykonanie zadania. Aczkolwiek chłopak nie przypuszczał, że mogą one być aż tak... brutalne. Istniała szansa, że góra w ten sposób chciała wyselekcjonować najlepszych. Chociaż... z jednej strony wydawało się to wręcz nieludzkie, z drugiej jednak miało sens. Patrząc na całą sytuację i istotę organizacji łowców zabieranie w szeregi osób, które umrą przy pierwszym kontakcie ze smokami kompletnie im się nie opłacało. Nawet nie dało się tego podciągnąć pod mięso armatnie.
Rozejrzał się zdrowym okiem dookoła, spojrzał na Elise. Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że dziewczyna całą tę chwilę trochę dziwnie się w niego wpatrywała. Nie potrafił dokładnie odczytać jej wyrazu twarzy, jedno jednak odgadł i wcale nie był z tego zadowolony.
– Nie mów, że będę musiał cię nieść jak damę w opałach – parsknął, krzyżując ręce na piersi.
Alex posłał mu trudne do określenia spojrzenie. Elise zaś spuściła głowę.
– Przepraszam, naprawdę boli mnie noga – odparła cicho. – Co ja mam zrobić?
– Cóż, w prawdziwej akcji spisałabyś się świetnie odwracając uwagę gadów.
Na te słowa dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
– Sugerujesz, że zamierzasz mnie porzucić w tym lesie?!
Samuel nie odpowiedział. Stał jedynie w całkowitym bezruchu, powstrzymując się przed spojrzeniem na Alexandra. Gdzieś w głębi duszy nie chciał zobaczyć jak rudowłosy twardo ocenia go wzrokiem. Samuel przecież nie był opiekuńczy...
– No dobrze. – Elise zaczęła spoglądać na ziemię, głos jej zdradzał wyraźny smutek. – Zostanę. W prawdziwej walce człowiek jest zdany na siebie samego – dodała ciszej.
San cały czas ją obserwował, zalany najprzeróżniejszymi myślami. Pomóc, nie pomóc, pomóc, nie pomóc. W głowie miał jeden wielki mętlik.
Ach, nie mogę tak! Jeszcze dostanę jakiegoś zaburzenia osobowości!
Westchnął ciężko, a następnie podszedł do dziewczyny. Wziął jej rękę i przełożył przez swoje barki, wolnym ramieniem asekurował ją od tyłu.
Elise na początku się wzdrygnęła. Popatrzyła na Azjatę, zmierzyła go wzrokiem w zaskoczeniu, momentalnie się rumieniąc. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz wyprzedził ją Samuel, mówiąc:
– Lepiej sama też się trochę postaraj. Później się zamienimy – rzucił do Sashy, na co tamten pokiwał głową.
Cała trójka trochę wolno ruszyła dalej. Szli w jednym kierunku, zbieraniem poszlak zajmował się głównie Alexander, czasami San polecał mu sprawdzić w niektórych miejscach. Po dłuższym czasie wreszcie dotarli do punktu docelowego.
W duchu San cieszył się, że już nic więcej ich nie zaskoczyło. No może poza jednym.
– Waah! – krzyknął Alexander, gdy tuż przed nim z krzaków wyłonił się... miotacz ognia.
O mały włos uniknął buchający prosto na niego ogień. Upadł na ziemię, oddychając płytko i nierówno, podniósł nieco w geście obronnym drżącą rękę.
– Sasha! – zawołała w przerażeniu Elise. – Wszystko w porządku?
Poruszyła się gwałtownie, pociągając za sobą podpierającego ją Sana. Niebieskowłosy na sekundę stracił równowagę, syknął cicho pod nosem w niezadowoleniu (po części spowodowanym pewnym bólem w boku).
– Jeśli ktoś ci pomaga to nie utrudniaj tego – mruknął.
– Ach, wybacz – odpowiedziała ulegle dziewczyna.
Westchnąwszy ciężko, San popatrzył na podnoszącego się Alexandra. Posłał mu pytające spojrzenie, tamten pokiwał głową, ruchem tym zapewniając, że nic mu nie jest. W duchu Koreańczyk odetchnął z ulgą. Całe szczęście. Brakuje tylko, żeby i jemu coś się stało.
Miotacz ognia. Tuż przed metą. Bardzo interesująca sztuczka.
Czekający na rekrutów łowcy spisali ich tożsamości, zaznaczając, że dotarli. San skorzystał z okazji i zapuścił żurawia na kartę. Zauważył, że choć byli dosyć wolni pod koniec przez Elise, nie przyszli ostatni; o dziwo znajdowali się gdzieś w połowie. Sporo osób jeszcze błądziło po lesie. W tej chwili Koreańczyk zaczął się zastanawiać co z Yohanem. Zostawił pod nim scyzoryk, więc chłopak powinien sobie jakoś poradzić. Powinien.
Gdy oddali poszlaki i poprawnie określili typ smoka (z żywiołem trochę im się poszczęściło, ponieważ nie byli zbyt pewni), Elise została zabrana do punktu medycznego, zaś Sasha i Samuel otrzymali pozwolenie na powrót do głównego budynku. Chłopaki mogli pobyć trochę na osobności.
San powstrzymał się przed jęknięciem, na dosłownie parę sekund położył dłoń na prawym boku. Wtedy jak uratował Elise dosyć nieprzyjemnie się wygiął, naciskając na ranę. Od tamtej pory sporadycznie dawała ona o sobie znać w trochę bardziej odczuwalny sposób niż dotychczas. No i teraz jeszcze leki powoli przestawały działać. Świetnie. Przynajmniej szwom nic się nie stało; inaczej już dawno pojawiłby się nieładny czerwony ślad.
– Te podchody były straszne – usłyszał.
Popatrzył na idącego obok niego Alexa. Próbując zapomnieć o bólu wziął nieco głębszy wdech, poprawił ręką przepaskę na oku.
– Łowcy mają surowe treningi – rzekł. – Ale jakoś im się nie dziwię. Dopóki nie posiadają tej swojej specjalnej broni, normalnie nie mają za wiele szans przeciwko wielkiemu zionącemu ogniem stworowi czy chociażby człowiekowi z mocami.
– Dla mnie nadal to trochę za dużo jak na początek...
Szli jakiś czas w milczeniu. W pewnej chwili San zaczął mierzyć wzrokiem całą sylwetkę rudzielca. Gdy tamten to zauważył i uniósł brwi w zdziwieniu, Koreańczyk spytał:
– Na pewno nic ci nie jest?
– Co...? Aaa, tamto. – Chłopak popatrzył w bok jak gdyby wracając wspomnieniami do miotacza ognia. – Spokojnie, nic się nie stało.
Słysząc to, spojrzenie Sana zrobiło się bardzo łagodne, lecz wtem niebieskowłosy spuścił wzrok.
– Wybacz. Poczułem charakterystyczny zapach, powinienem zareagować.
– Ach, nie muszę ci niczego wybaczać! – Alexander uniósł nieco dłonie. – Ja też mogłem jakoś szybciej uskoczyć, a jednak tego nie zrobiłem. Ale patrz, nic mi nie jest! Tylko na moment gorąco się zrobiło. – Podrapał się palcem po policzku.
– To dobrze – odparł po krótkim namyśle San.
– A u ciebie wszystko gra? – zapytał chwilę później tamten.
– Mhm.
Ponownie nastała między nimi cisza, w czasie której dotarli do drzwi głównego budynku. Weszli do środka, zajrzeli w głąb ciemnych, nieoświetlonych korytarzy. Brak jakichkolwiek dźwięków. Ale nie ma co się dziwić, w końcu był środek nocy.
Stojąc tak w holu, San wręcz marzył o powrocie do swojego pokoju, gdzie mógłby odsapnąć i zrobić coś z tym bólem. Czemu więc jeszcze nie ruszył szybkim krokiem w stronę skrzydła dla rekrutów? Ponieważ na drodze stała okazja. Okazja do lepszego rozejrzenia się po bazie łowców. Mogli się trochę pokręcić, pozaglądać tu i tam, a gdyby na kogoś natrafili, powiedzieliby po prostu, że wracają z nocnego szkolenia i się zgubili, do czego mieli prawo jako rekruci. Aż żal było to wszystko przegapić.
Okej, dasz radę, niejeden ból zniosłeś, wytrzymasz jeszcze trochę bez problemu.
– Rozejrzyjmy się po bazie – powiedział cicho do Alexa.
Chłopak odwrócił w jego stronę głowę.
– Hm? – Uniósł brew.
– Nie ma rekrutów i części łowców, ponieważ są na szkoleniu. Mamy okazję, żeby się trochę rozejrzeć. Musimy zrobić jakiś postęp w misji.
– A co jak ktoś nas zobaczy?
– Jesteśmy rekrutami, niedawno zaczęliśmy szkolenie. Poza tym jest ciemno. Uwierzą jeśli powiemy, że się zgubiliśmy.

Alexander?

piątek, 3 września 2021

Od Alexandra cd. Sana

Nagły szelest wyrwał Alexandra z zamyślenia. Zatrzymał się nagle i zaczął nasłuchiwać. Ktoś się zbliżał. Elise od razu zauważyła reakcję chłopaka. Podeszła do niego, przyjmując pozycję gotową do ataku. Dźwięk stawał się głośniejszy. Z każdym słyszanym krokiem Alex czuł większy niepokój. Stres minął w momencie, kiedy wśród gałęzi i liści drzew dostrzegłem znajomą twarz. 
- Samuel? - zapytał niepewnie, mrużąc oczy, aby upewnić się, że na pewno dobrze widzi. Wspomniany chłopak odwrócił głowę w ich kierunku. Alexander dostrzegł, że chłopak również odetchnął z ulgą. Zaczął iść w stronę rudowłosego, ale zatrzymał się w momencie, kiedy drogę zastąpiła Elise. Wydawało się, że dziewczyna nie cieszy się na widok Sana. 
- Huh, co ty tu robisz? - prychnęła, mierząc go wzrokiem. Zaplotła ręce na piersi w geście wyczekującym na odpowiedź. 
- No ciekawe, co ja, rekrut bractwa łowców, mogę robić w lesie w środku nocy. - Sen podobnie skrzyżował ręce. - Cieszę się, że niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, po co tu w ogóle przyszli. Mniejsza konkurencja.
Cisza. Alexander niemal czuł, jak atmosfera gęstnieje. Elise zdawała się być o krok od wybuchu. Chłopak postanowił więc załagodzić sytuację. 
- Jak już tu jesteśmy razem - wtrącił, stając pomiędzy dwójką - to może wspólnie kontynuujmy poszukiwania?
- Niech ci będzie. - Z ust Sana padła pozbawiona emocji odpowiedź. 
Elise nie wyglądała na szczęśliwą. Mruknęła coś pod nosem i ruszyła przed siebie. Co chwilę jednak oglądała się, rzucając nieprzyjemne spojrzenie w kierunku Samuela. Przez cały ten czas Alexander uśmiechał się niezręcznie. W tym momencie chciałby zgubić dziewczynę i zyskać czas na rozmowę z drugim smokiem, ale nie mógł jej tak po prostu zostawić. 
Nie wiedząc, co mógłby zrobić, aby polepszyć sytuację, postanowił przerwać nieprzyjemną ciszę. 
- Samuel - zwrócił się do wyższego chłopaka. - Czy nie współpracowałeś z jak mu tam... No, tym gadatliwym chłopakiem? 
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Odpowiedź padła niemal natychmiast. Alex powstrzymał śmieć. Jego rozbawienie dostrzegła jednak Elise, która spojrzała na niego z miną "co cię tak śmieszy". 
- Znalazłeś już coś? - Dziewczyna zatrzymała się, zerkając w stronę Samuela. - Skoro już z nami jesteś, miło by było, gdybyś wniósł coś do naszej dziewczyny. 
- My znaleźliśmy pióro - wtrącił szybko Alexander. Mówiąc to, wyciągnął wspomniany przedmiot. Podał go Sanowi, aby ten mógł się przyjrzeć. Chłopak zbliżył pióro do twarzy. Przejechał po nim dłonią. 
- Ja kierowałem się tropem łusek - powiedział, oddając znalezisko Alexandrowi. - Na moje oko smok nie jest duży, to pióro również może należeć do niego. 
- Wcześniej natrafiliśmy też na ślad - przypomniał sobie rudowłosy. - Masz rację, faktycznie nie należał do największego osobnika.  
Rozmowa na temat smoka ciągnęła się przez dłuższą chwilę. San i Alex wymieniali się zdobytymi informacjami, gdybając na temat gada. 
- Może to jakiś typ powietrzny? - zasugerował rudowłosy. - Patrząc na rozmiary, na pewno jest zwinny. 
Elisa nie odezwała się słowem. Szła przodem, widocznie tracąc cały wcześniejszy entuzjazm. Już na pierwszy rzut oka nie trudno było zauważyć, że nie podoba się jej obecność Sana. Rzucała jedynie zazdrosne spojrzenie, później odwracając dumnie głowę. 
Nagle Alexander usłyszał trzask. Odskoczył gwałtownie, oczekując nagłego ataku. Nic takiego nie nadeszło. Spojrzał w stronę Elise. Jedna z jej nóg stała się niewidoczna - całkowicie zniknęła w niespodziewanie pojawionej się dziurze. Nim Alex zdążył zareagować, San wyskoczył do przodu i złapał dziewczynę za ramię, ciągnąc w swoim kierunku. Brakowało kilku sekund, a kandydatka na łowcę całkowicie wpadłaby do pułapki. 
- Nic ci się nie stało? - Alexander podszedł do dziewczyny. Kątem oka spojrzał w dół dziury. Na samym dnie znajdowały się drewniane kolce. - Czy to w ogóle legalne?! 
Rudowłosy spodziewał się, że droga miała być niełatwa. Nie myślał jednak, że łowcy naprawdę przyszykowali coś, co mogło zagrozić życiu uczniów. To lekkie przegięcie. 
Elise z trudem łapała oddech. Jej oczy były wielkie z przerażenia. Cały czas ściskała dłoń Sana. Chłopak odsunął się nieznacznie. 
- Uratowałeś mnie... - wysapała po chwili. Głos dziewczyny brzmiał całkowicie do niej nie podobnie. Zdawał się być dziwnie łagodny. - Ja... dziękuję. - Ostatnie słowo ledwo przeszło jej przez gardło. 
San dopiero po minucie uwolnił się z uścisku. Wolnym krokiem podszedł do dziury. Liściasta siatka odsłoniła wypełnione kolcami ciemne dno. Jeszcze chwila, a dziewczyna skończyłaby naprawdę źle. 
- Im głębiej w las, tym niebezpieczniej. A więc to mieli na myśli - odparł, przyglądając się pułapce. 
- Więc od teraz trzeba się mieć na baczności? - zapytał zmartwiony i zniechęcony Alexander. - Co niby ma symbolizować na dziura? Wątpię, by smoki były aż tak brutalne - ostatnie zdanie dodał ściszonym głosem, zerkając na Sana. 
- Te zimnokrwiste gady nie cofną się przed niczym! - Elise otrząsnęła się z pierwszego szoku. Najwyraźniej przerażenie zastąpił gniew. Przełknęła ślinę na widok zaostrzonych kolców. Później przeniosła wzrok na Sana. Alex nie dostrzegł w tym spojrzeniu typowej dla niej wrogości. Pojawiły się zaś dziwne, niespotkane do tej pory rudowłosemu iskierki. Kiedy San również skierował głowę w jej kierunku, Elise odwróciła swoją, śmiejąc się niepewnie. Alexandrowi wydało się to naprawdę dziwne.
Samuel schylił się nad dziurą, z której wyciągnął pewien zaostrzony przedmiot. 
- Czy to szpon? - zapytał rudowłosy, przyglądając się znalezisku. - Wygląda niezwykle realistycznie. 
- Raczej jest prawdziwy - wywnioskował San. Schował ślad do kieszeni. 
Rudowłosy kątem oka zerknął na dalej siedząca na ziemi dziewczynę. Poczuł nieprzyjemny dreszcz. Zdał sobie sprawę, że w przyszłości ich relacja może się nieprzyjemnie skomplikować. W końcu - jej zależy na zastaniu jednym z najlepszych łowców. To czyni ich wrogami.
Po głowie rudowłosego w tamtym momencie chodziło zbyt wiele różnych myśli. Gdyby San nie uratował Elise, tak naprawdę pozbyliby się przyszłego problemu. Alexander jednak nie potrafił wyobrazić sobie, że coś naprawdę mogłoby się jej stać. Fakt, bywała irytująca i chłopak często robił wszystko, aby unikać dziewczyny, tak naprawdę nie chciał jej krzywdy. Może ta odrobina życzliwości ze strony Sana przyniesie im korzyści w przyszłości? Przynajmniej taką Alex miał nadzieję. 
- Jesteś gotowa do dalszej drogi? - zapytał, podchodząc do dziewczyny. Podał jej dłoń. Elise uniosła głowę. Złapała Alexandra za rękę, ale miała problem ze wstaniem. Ledwo udało mu się ją utrzymać. Pokonali kilka kroków, a z ostatnim z nich dziewczyna syknęła z bólu. 
- Chyba podczas upadku zrobiłam coś sobie w nogę... - powiedziała cicho, wbijając wzrok w ziemię. - Przepraszam, nie wiem, czy dam radę iść dalej sama...

San?