sobota, 18 grudnia 2021

Od Alexandra cd. Sana

Niechętnie zmierzał w kierunku sali treningowej. Nastała noc. Wesoła gwardia Yuriego przekomarzała się na solówce, którą właśnie mijał Alexander. Dokładnie słyszał podniesione głosy zebranych uczniów. Zatrzymał się nawet na chwilę, aby posłuchać, na jakim etapie nauki się znajdują. Z posłyszanej rozmowy zrozumiał, że właściwie nie osiągnęli niczego, oprócz dna. 
Dotarł w końcu na salę. Pośrodku pustej, przestronnej sali stał San. Alexander od razu zauważył różnicę w jego wyglądzie. Opaska zasłaniająca jedno z oczu zniknęła i została zastąpiona ciemnymi okularami. Teraz San wyglądał jeszcze bardziej podejrzanie. 
Alex już na początku rozmowy wyraził chęć do szybkiego powrotu do Bractwa. W końcu - zdobyli dokumenty z archiwum. Z tak silnymi dowodami zdecydowanie potwierdzą swoją niewinność. Nie widział sensu, aby dłużej narażać swoje bezpieczeństwo. 
Ostatecznie i tak Sanowi udało się przekonać rudowłosego do przedłużenia misji. Faktycznie zdobycie prototypu broni stanowiłoby dla Bractwa cenny materiał do badań. W przyszłości mogłoby to pomóc w walce z łowcami. Sojusznicy zdobyliby znaczącą przewagę. 
Trochę niechętnie więc, Alexander przystał na kontynuowanie zadania. Liczył, że posłyszana przez Sana informacja jest prawdziwa i misja przedłuży się tylko o kilka miesięcy. Wątpił, że wytrzymałby tutaj dłużej. 
Rudowłosy osunął się po ścianie i położył na zimnej podłodze. Rozłożył ręce w geście bezradności. 
- Czyli nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zdać ten głupi egzamin - podsumował niechętnie. - Przy odrobinie szczęścia zostaniemy po nim wysłani na misje, udowodnimy swoją siłę, dostaniemy broń i uciekniemy stąd jak najszybciej. Brzmi wykonalnie, wychodziliśmy z gorszych rzeczy. 
- Dokładnie - przytaknął San. Przez cały ten czas obracał w dłoniach drewniany miecz, co chwilę wykonując nim niespodziewane zamachy. Alex obserwował go z pewnym rodzaju podziwem - trenować nawet teraz! Sam chciałby mieć tyle motywacji do czegokolwiek. 
- Mówimy o tym Yuriemu? - zapytał rudowłosy, przewracając się bokiem w kierunku Sana. 
- Zacznijmy od tego, że on nawet nie zda tego egzaminu - odparł chłopak z pełną powagą. Alexander zawtórował mu śmiechem. 
- Czyli spotkam się z nim na poprawie. Wspaniale. 
- Nie sądzę, że ten egzamin będzie specjalnie trudny - przyznał San. - Wiemy o smokach znacznie więcej od innych. Dodatkowo, patrząc na ich aktualną naukę, szanse na zdanie mają równie marne - zakpił. 
- Pod przewodnictwem Yuriego każdy ma marne szanse. 
Przez dłuższą chwilę ciągnęli rozmowę na temat nieudanej próby wspólnego uczenia się podjętej przez resztę kandydatów. W międzyczasie próbowali przewidywać, jakie pytania pojawią się na egzaminie. 
- Sądzisz, że będą pytania o szczególne cechy każdego rodzaju smoków? - Kolejne pytanie padło z ust Alexandra. 
- Zdecydowanie. 
Z ust Alexa wyrwało się głośne westchnięcie. 
- Tego jest zdecydowanie za dużo! W takim tempie nikt tego nie zda! - narzekał. 
Nagle drzwi do sali otworzyły się z hukiem. Alexander, który dalej leżał na ziemi, przeturlał się na brzuch i wsparł na łokciach. Wbił wzrok w kierunku wchodzącej do sali osoby. Jego zaciekawienie zamieniło się w małą irytację, kiedy rozpoznał zbliżającą się sylwetkę. Elise.
- I na cholerę tu ona? - mruknął cicho w kierunku Sana, tak, aby tylko chłopak dał radę go usłyszeć. 
Dziewczyna niepewnie podeszła do siedzących pod ścianą młodzieńców. Z bliżej odległości Alexander dostrzegł dzierżony w jej dłoniach kij do treningów. Przyszła tutaj ćwiczyć właśnie teraz? Podejrzane. 
Alex przez chwilę zaczął się martwić o to, że może dziewczyna coś podejrzewa. Obawiał się, że nie jest tak głupia, na jaką wygląda. Spojrzał ukradkiem w stronę Sana, zastanawiając się, czy chłopak myśli podobnie. Dziwne wydawało mu się to, że Elise pojawiała się zawsze niespodziewanie w momentach, takich jak ten. 
- O, nie spodziewałam się was tutaj, haha. - Chwilę później dziewczyna już stała nad Sanem i Alexem, śmiejąc się nerwowo. - Co robicie? 
Pytanie było niespotykanie głupie. Znajdują się na sali treningowej. Mają ze sobą broń do ćwiczeń. Co mogą robić? 
- Trenujemy? - odpowiedź Alexandra padła niemal od razu. Sięgnął w kierunku siedzącego obok chłopaka, biorąc od niego butelkę. - Nawet mamy wodę! - powtórzył słowa Sana, jakby argument posiadania czegoś do picia wyznaczał prawdziwość ich alibi. Pomachał kilka razy przedmiotem przed dziewczyną, aby później ponownie odłożyć go na miejsce.
Elise przez cały ten czas uśmiechała się niezręcznie. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale San szybko wtrącił krótkie:
- Właśnie skończyliśmy. 
Dziewczyna zawahała się. Zbita z tropu obserwowała, jak wyższy chłopak poprawił okulary, wsparł się o drewniany miecz i podniósł się z miejsca. Alexander jego śladem również stanął na nogi. Otrzepał ubranie z kurzu i z uśmiechem na ustach rzucił w stronę Elise:
- Nie będziemy ci przeszkadzać! Trenuj bez skrępowania, do zobaczenia!
Po krótkim pożegnaniu, opuścili salę. 
- Musimy na nią uważać - szepnął Alexander. - Nie podoba mi się to, że pojawia się zawsze tak, gdzie jesteśmy. To dziwne. 
San przytaknął. Prowadząc krótką rozmowę, już nie na tematy związane z ich misją, a na zbliżający się egzamin. Jak przykładowi, normalni uczniowie. 
Przechodzili właśnie obok stołówki, kiedy wspierając się o ścianę, wyszedł z niej jeden z kandydatów. Chwiejnym krokiem, mamrocząc coś pod nosem parł naprzód w kierunku sypialni. Potknął się o jakiś przedmiot, ale nieprzerwanie dążył do dotarcia do celu. 
Alexander bez słowa podszedł i podniósł z ziemi rzecz. Od razu rozpoznał, że jest to pusta puszka po piwie. Chwilę później ponownie rzucił ją na podłogę i otrzepał ręce. 
- Trochę żałuję, że mnie tam nie ma - westchnął, tęsknie spoglądając na drzwi. - Może się nie uczą, ale chociaż dobrze bawią. 
- Ale ty masz szanse zdać egzamin - przypomniał San, lekko wzruszając ramionami. 
- Zastanawia mnie, czy Yuri po alkoholu też jest idiotą - zastanowił się Alex. - Żeby nie wygadał czegoś głupiego. 
- Zawsze mówi tylko głupie rzeczy. 
Rudowłosy tylko zaśmiał się w odpowiedzi. Racja
***
Kolejne dni mijały zaskakująco szybko. Alexander spędzał wolny czas na nauce. Trochę korzystał ze swoich notatek, czasem dopytywał Sana o trudniejsze rzeczy. Grupa edukacyjna Yuriego wieczorami okupowała stołówkę, a wspólna nauka kończyła się na zakraplanej alkoholem imprezie. Alex zastanawiał się, dlaczego jeszcze ich stamtąd nie wyrzucono. 
Dzień egzaminu nastał szybko. Ubrani w eleganckie ubrania zostali zaproszeni na salę treningową. Pustą dotychczas powierzchnię pokrywał teraz rząd stolików i krzeseł. Wszystkie były od siebie oddalone, aby uniemożliwić ściąganie. Test zapowiadał się niesłychanie poważnie. 
Alexander wylosował miejsce. Na tak wiele krzeseł i stolików, pech chciał, że musiał usiąść na samym początku, zaraz na widoku pilnujących łowców. Dlatego nienawidził egzaminów. Zawsze miał pecha. Pocieszał się, że spędzał wiele czasu na nauce. Chyba pierwszy raz w życiu tak przyłożył się do przyswajania informacji. Dużo zawdzięczał też Sanowi, który udzielał mu wskazówek i wyjaśnień. Krótko mówiąc Alex czuł się wyjątkowo gotowy na zmierzenie się z egzaminem. Wierzył, że nic nie może go zaskoczyć. 
A następnie dostał arkusz. 
Pierwsze pytanie odnośnie smoków władających lodem. Alexander, skup się, uczyłeś się tego, na pewno znasz jakiegoś smoka tego typu. Powtarzał sobie w myślach. Alexander, jesteś debilem, sam jesteś lodowym smokiem
Smoki lodu władają lodem. Pierwsze pytanie rozwiązane. Rudowłosy zajął się kolejnym. 
Czas mijał, a Alexander całkiem dobrze radził sobie z kolejnymi zadaniami. Faktycznie, w niektórych strzelał albo pisał głupoty, ale miał wrażenie, że to zda. Przynajmniej był dobrej myśli. 
Co chwila rozglądał się po sali, aby obserwować zdenerwowane twarze innych kandydatów. Konsternacja na twarzy Yuriego nawet go rozbawiła. Wydawało się, że chłopak nie ma pojęcia, co robi. W sumie, jak zwykle.
Alexander skończył kilka minut przed upływem określonego czasu. Z pewnym rodzajem dumy spoglądał na wypełniony arkusz. Zwykle sprawdziany bagatelizował, mając gdzieś wyniki. Ten egzamin jednak dosłownie stanowił sprawę życia i śmierci. Jeśli go zda, szybko uda się na misję, zdobędzie broń i pożegna się z tym bagnem raz na zawsze. Miał też małą nadzieję, że pomoc Bractwu sprawi, że nawet ta organizacja da mu spokój na jakiś czas. Alex czuł serdeczny dosyt ingerowania w jego życie prywatne przez różne ugrupowania. Potrzebował odpoczynku od tego wszystkiego. Zasłużonych wakacji. 
Egzaminy w końcu zostały zebrane. Niektórzy jeszcze desperacko walczyli, aby dopisać ostatnie słowa. Alexander z niemałą satysfakcją patrzył w ich stronę. 
W końcu opuścili salę egzaminacyjną. W całkiem dobrym humorze oddalił się do swojego pokoju. Już nie mógł się doczekać wyników, które miały się pojawić już niebawem. 

San?

niedziela, 12 grudnia 2021

Od Sana cd. Alexandra

Egzaminy. To było do przewidzenia. San już dawno się domyślił, że wcześniej czy później łowcy rzucą w nich testami do zaliczenia. Dobrze, że cały ten okres robił notatki. Na początku nie zamierzał, uznając, że badboy Samuel nie powinien robić notatek z lekcji, ale ostatecznie uznał, że będzie zapisywał najważniejsze informacje, z tą różnicą, że dopiero po lekcji, w swoim szkicowniku (ech, chociaż do tego się przydał). Nawet jeśli miał całkiem dobrą pamięć, lepiej było spisać to wszystko gdzieś w jednym miejscu.
– Kurde, egzamin! – usłyszał cichy jęk.
Minimalnie tylko odwracając głowę, spojrzał prawym okiem na siedzącego obok Yohana. Zmierzył go wzrokiem, nic nie odpowiedział.
– To tyle na dziś – zakończył wykładowca. – Koniec zajęć.
Mężczyzna zabrał swoją teczkę i opuścił salę.
Nie trzeba było długo czekać jak większość zaczęła narzekać na nadchodzący test. Niektórzy nawet pytali, po co to wszystko było, na co San jedynie cicho westchnął. Odpowiedź była bardzo oczywista. W wielu polach wiedza teoretyczna i wiedza praktyczna były ze sobą sprzężone, zwłaszcza w byciu łowcą. W końcu rzucanie się bezmyślnie na wroga nie mając o nim żadnych wartościowych informacji stało na równi z dobrowolnym popełnieniem samobójstwa.
Wtem ktoś zaproponował wspólną naukę. Pomysł ten niejednemu się spodobał, zwłaszcza gdy podsycił go nie kto inny jak Yuri. Rosjanin zaprosił wszystkich do swojego pokoju (to znaczy do stołówki, bo ktoś mu przypomniał, że w pokoju dla rekrutów tak dużo osób by się nie zmieściło) już dzisiaj na wieczorne powtarzanie i spotkał się z chórem aprobaty.
Mierząc tak wzrokiem rozweseloną grupę do głowy Sana przyszła pewna myśl. Jeśli wszyscy się zbiorą w jednym miejscu wieczorem, sala treningowa pozostanie pusta o wiele wcześniej niż zazwyczaj. Będzie można w niej potrenować.
Spojrzał w stronę Alexandra.
Albo spotkać się i omówić sprawy.
– Też idziesz na stołówkę wieczorem? – spytał Yohan.
– Nie – odparł krótko Samuel.
– Czemu? Wypadałoby się pouczyć do testu...
– W tym chaosie, jaki tam będzie panował? – prychnął. – Idź sam.
Na ostatnie słowa Yohan się skrzywił.
– No to razem się pouczymy! – postanowił, uśmiechając się szeroko.
– Nie.
– Ach, czemuuu?
– Będziesz tylko przeszkadzał.
Nie mówiąc nic więcej wstał i ruszył w kierunku wyjścia z sali. Po drodze zgarnął niespostrzeżenie mały kawałek kartki oraz długopis, który po pospiesznym napisaniu wiadomości wyrzucił. Zgiął kartkę parę razy, popatrzył ukradkiem na stojącego kawałek dalej Alexandra.
Gdy rudowłosy chłopak zamierzał też wychodzić, San specjalnie wpadł na niego. Ich barki odbiły się jeden od drugiego, w tej krótkiej chwili Koreańczyk szybkim ruchem wsunął karteczkę do kieszeni bluzy tamtego.
– Patrz, gdzie idziesz – warknął do niego.
– Co, a, ach – zająknął się Alexander.
Na moment wymienili się spojrzeniami, San ruchem oka wskazał mu kieszeń, po czym odwrócił się i ruszył dalej.



Postanowił już dzisiaj wieczorem zajrzeć do gabinetu pielęgniarskiego i spytać czy musi do jutra czekać ze zdejmowaniem opatrunku z oka. Na szczęście pielęgniarka powiedziała, że w sumie nie ma problemu. I w ten oto sposób zniknął jeden problem... a pojawił się kolejny.
– Hmm – zamyśliła się kobieta.
San wyczuł coś podejrzanego w jej tonie.
– Co jest? – rzucił.
Czyżby ta wrażliwość lewego oka na światło po zdjęciu opatrunku miała pozostać? Mogę jednak oślepnąć na nie? Nie wiem, może jeszcze coś? Ech...
– Twoje lewe oko trochę jaśniejsze od prawego. Ale nie sądzę, żeby to miało wpływ zdolność widzenia. Też różnica nie jest zbyt duża, część może nawet nie zauważyć – stwierdziła, krzyżując ręce na piersi.
Słysząc to, San zmarszczył brwi w pewnym niezadowoleniu. O tak, marzyłem, żeby wrócić z tej misji z trwałymi śladami, dzięki którym nigdy o niej nie zapomnę...
Pielęgniarka dała mu okulary przeciwsłoneczne, mówiąc, że będzie musiał je nosić przez dwa dni, aż oko przyzwyczai się do widzenia.
– Specjalnie wybrałam takie, które by pasowały do twojego stylu – powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach.
San nie odpowiedział. Z pewnym skrzywieniem na ustach założył ciemne okulary o cienkich, metalicznie połyskujących obwódkach i zausznikach.
Teraz to tylko pstrokata zapinana koszula i będzie prawilnym gangsterem.
Gdy ogarnął już wszystkie sprawy, włącznie z pozytywnym sprawdzeniem wzroku, wreszcie mógł opuścić gabinet. Wziął głęboki wdech, w duchu zadowolony, że nie musi więcej wąchać tych okropnych medycznych zapachów, a przynajmniej dopóki znów mu się coś nie stanie. I szczerze marzył, żeby nie mieć kolejnego powodu pójścia do pielęgniarki. Od tych wszystkich woni leków i chemikaliów bolała go głowa.
Udał się do sali treningowej. Zarówno ona, jak i korytarze świeciły pustkami; jedynie po drodze słyszał cichy, stłumiony szum rozmów dochodzący ze stołówki. Prychnął pod nosem. Czyli tak wyglądała wspólna nauka?
Wziął ze schowka drewniany miecz. Pomyślał, że może sobie trochę poćwiczy. Zobaczy czy rzeczywiście będzie mógł z tego typu broni zrobić jakiś pożytek, chociaż łączeniem jej ze swoją mocą wolał się zająć dopiero po ciszy nocnej.
Stanął na środku przestronnej sali. Wykonał kilka wymachów mieczem, podrzucił, by złapać drugą ręką. W tym momencie drzwi się otworzyły, do środka ktoś wszedł.
Zastygł w bezruchu, spojrzał na idącego w jego kierunku brązowowłosego chłopaka. Wróć, rudowłosego. Okulary przyciemniały kolory.
Alexander zmierzył wzrokiem Sana z góry na dół. Niemal od razu jego uwagę przykuła para ciemnych szkieł na nosie Koreańczyka.
– A okulary to czemu? – zapytał zdziwiony, lecz po dokładniejszemu przyjrzeniu się twarzy otworzył szerzej oczy. – Chwila, zdjąłeś opatrunek? – Ruchem ręki wskazał swoje oko.
– Mhm – odparł San. – Ale muszę teraz przez dwa dni to nosić. – Poprawił swoje okulary.
– Ale widzisz? – upewniał się Alex.
– Widzę, widzę.
Twarz rudzielca jakby się rozpogodziła.
San wytłumaczył powód spotkania. Nic skomplikowanego, chciał po prostu wykorzystać okazję i omówić bieg ich misji oraz następne ruchy. Usiedli obaj pod ścianą, San położył obok siebie drewniany miecz.
– Wszyscy są w stołówce, nikt nieodpowiedni nie będzie nam tu przeszkadzał – rzekł Koreańczyk. – A nawet jeśli, powiemy, że trenujemy. – Wyciągnął dotychczas schowaną w dużej kieszeni bluzy małą butelkę z wodą i postawił ją przed sobą. – Nawet wodę mamy.
Alex spojrzał na butelkę.
– Właśnie, a propos... – zaczął niepewnie, poprawiając swoją pozycję. – Co ty na to, żeby się tak sprężyć z misją i zakończyć ją jak najszybciej? Już siedzimy tu długo, a w sumie znaleźliśmy przydatne papiery w archiwum, więc po prostu zabierzmy je i wracajmy do bractwa.
Usłyszawszy to, San uniósł przeciętą blizną brew. Zdziwiła go wypowiedź Alexandra, ponieważ on sam miał zupełnie inne plany.
– Myślę, że powinniśmy jeszcze trochę zostać – odpowiedział.
– Co?! – Alex zerwał się, niemalże wstając. – Czemu?
– Te ich bronie... – San wziął do ręki drewniany miecz. – Nieznający ich kompletnie smok stwierdziłby, że są do niczego. Ale jak się okazuje, są one w stanie zgładzić niejednego gada, wielkiego, latającego i do tego posiadającego dziwaczne moce. – Wykonał zamach bronią. – Powinniśmy zabrać przynajmniej jedną.
– Ale po co? – Rudy najwyraźniej nie rozumiał go. – Po co w siedzibie smoków broń, która je zabija?
– Jeśli ktoś obeznany ją dokładnie zbada, może coś ciekawego z niej wyciągnie. To jak z tymi historiami o statkach kosmitów, które rozbiły się na Ziemi. Zawsze w pewnym momencie zjawiają się naukowcy, którzy rozkładają je na części i badają, jak to wszystko działa, żeby potem wykorzystać na własne potrzeby.
Alexander odwrócił wzrok, zapewne dokładnie kalkulując słowa Azjaty. Trwała tak między nimi cisza, dopóki młodszy z dwójki nie postanowił się odezwać.
– A nie możemy zakraść się do zbrojowni? – spytał powoli.
San pokręcił głową.
– Którejś nocy przespacerowałem się po siedzibie. Znalazłem schody biegnące piętro niżej, gdzie pewnie trzymają najważniejsze rzeczy, w tym broń. A przynajmniej tak stwierdziłem po ilości zamontowanych kamer i taktycznym znaku nieupoważnionym wstęp wzbroniony. – Przełożył miecz do drugiej ręki. – Jakbyśmy tam weszli, od razu zostalibyśmy wykryci. Musielibyśmy działać bardzo szybko i dokładnie, praktycznie jak zawodowcy z wieloletnim stażem. Z pewnością wdalibyśmy się w walkę, ponadto jesteśmy na terenie wroga i to on ma przewagę. Nieuniknione jest też to, że pozastawiali pułapki. Szansa na powodzenie byłaby bardzo mała. Musielibyśmy się też kompletnie zakryć ubraniami... Chociaż jakbyśmy jakimś cudem uciekli to i tak by odkryli, kim jesteśmy, bo by zaraz zobaczyli po rekrutach, że brakuje niejakiego Samuela i Sashy.
Z każdym wypowiedzianym przez niego zdaniem oczy Alexandra coraz bardziej traciły blask, a usta wykrzywiały się w większym i większym grymasie. W pewnym momencie aż chłopak wyglądał, jakby był na skraju załamania. Westchnął ciężko, zsuwając się plecami po ścianie do pozycji leżącej.
– Czyli to koniec – rzekł bardzo smutnym tonem, rozkładając ręce.
San patrzył tak na niego z dobrą chwilę, po czym powrócił wzrokiem na miecz.
– Mam plan.
– Naprawdę?! – Alex momentalnie się podniósł do pozycji siedzącej.
– Jeszcze trochę będziemy musieli się tu pomęczyć, ale zakradanie się do zbrojowni to za duże ryzyko.
– Ach, obawiam się, że w takim tempie będę powtarzał rok szkolny – mruknął tamten.
– Nie martw się tyle, moje studia też są pod znakiem zapytania. Ale jeśli uda nam się, potem będzie łatwo. Musimy dotrwać do otrzymania własnych broni i pierwszej misji.
– Hm, czyli niekrótko, tylko z dwa miesiące! – parsknął sarkastycznie Alexander.
San popatrzył na niego; chłopak speszył się, choć oczy Koreańczyka przysłaniały ciemne okulary.
– Może nam się poszczęścić – rzekł San. – Słyszałem plotki, że smoki coś nowego szykują na łowców, tak łowcy mówią. Każdy każdemu będzie chciał wejść w drogę, więc jeśli rozwinie się z tego niezła jatka, łowcy mogą przyspieszyć szkolenie rekrutów i szybciej posłać na misję. Czyli możemy dostać bronie szybciej niż się przewiduje. – Machnął mieczem. – Zależy mi, żeby była misja, ponieważ wtedy moglibyśmy upozorować nasze zaginięcie. Łowcy nie podejrzewaliby nas o zdradę, a gdyby znów trzeba było się wmieszać w ich szeregi, po prostu wrócimy lub zaplanujemy z bractwem misję, w której poudajemy zakładników, których łowcy odbiją. – Kolejny zamach mieczem. – Nie jest to prosty plan, ale jeśli nam się uda, będziemy mieć z tego same benefity.

Alexander?