sobota, 28 sierpnia 2021

Od Sana cd. Alexandra

Niechętnym krokiem szedł przed siebie, narzekając w duchu na to całe szkolenie. Nie podobało mu się ono głównie dlatego, że łowcy nie dali nikomu wystarczająco dużo czasu na odpoczynek. Dosłownie kilka dni temu odbył się ten cały turniej, a teraz znowu ich zmuszali do jakiegoś niecodziennego wysiłku. Jeszcze fakt, że on był ranny. Co prawda, nafaszerował się lekami przeciwbólowymi, ale czuł, że jak się zacznie szczególnie gimnastykować to nawet tabletki nie powstrzymają bólu boku. No i nie można zapomnieć o tym, że tymczasowo był ślepy na jedno oko (zwłaszcza że po ostatniej wizycie u pielęgniarki kobieta stwierdziła, że jednak trochę dłużej niż parę dni będzie musiał nosić opatrunek). Normalnie świetnie, od zawsze marzyłem o takim treningu...
Przynajmniej nie narzekał na noc, w przeciwieństwie do większości. Nie spał gdy łowcy ich wezwali, plus należał do osób, które bardziej aktywne były po zmroku. I ogólnie preferował robienie rzeczy w nocy.
Dzięki smoczym genom był w stanie nieco lepiej się orientować w gęstym, mrocznym lesie. Może i nie miał w oczach noktowizora, ale z pewnością dostrzegał trochę więcej niż zwykli ludzie (nawet tylko jednym okiem). Też nie można było zapomnieć o przeróżnych zapachach, które z pewnej odległości dało radę się wyczuć. A poszlaki pozostawione przez łowców miały to do siebie, że pachniały człowiekiem.
Podniósł leżącą pod jednym z wielu tak samo wyglądających drzew łuskę.
– Kolejna! – usłyszał wtem.
Spodziewając się już tego okrzyku nie podskoczył tak jak to zrobił poprzednim razem. Wyprostował się, spojrzał na stojącego obok Yohana.
Chłopak musiał za nim pójść jakby nie miał żadnych innych znajomych, a tak nie było, ponieważ dało się go zobaczyć z różnymi osobami. Osobiście San wolałby sam pójść – cisza, spokój, trochę przestrzeni. Dobrze jednak wiedział, że tego delikwenta nie da się pozbyć dopóki jakimś trafem się go nie zgubi.
Zmierzył wzrokiem łuskę, po czym bez słowa dał ją Yohanowi.
– Naprawdę dobrze zrobiłem idąc z tobą! – zawołał tamten, chowając przedmiot do kieszeni. – Jeśli mam być szczery to na samym początku myślałem czy by nie pójść z Yurim.
– Z Yurim? – Samuel uniósł brew. – A z nim to czemu? Też podążasz za nim ślepo jak tamte owce, które wyglądają, jakby zaraz miały założyć dla niego kult?
– Nie, co ty! – zaprzeczył żywo, unosząc ręce w geście obronnym. – Chodziło mi o to, że z nim było całkiem sporo osób i wiesz, wiele par oczu szybciej zauważy jakieś poszlaki. Ty tak nie pomyślałeś? – dodał, unosząc brew w zaciekawieniu.
W odpowiedzi Samuel rzucił mu wymowne spojrzenie.
– Ach, no tak – rzekł Yohan – jesteś indywidualistą.
Po krótkiej ciszy niebieskowłosy ruszył dalej.
– Praca w grupie nie jest zła – przyznał. – Dopóki nikt mi nie włazi pod nogi. Ale myślę, że poprzez robienie w grupach łowcom nie chodziło o stworzenie całej armii. Może i szybciej znajdą poszlaki, ale ich ogólny wynik będzie gorszy, ponieważ w prawdziwej sytuacji smok zaraz by ich zauważył.
– Nie pomyślałem o tym – powiedział Yohan po krótkim namyśle. – Czyli naprawdę dobrze zrobiłem, idąc z tobą! – Uśmiechnął się szeroko.
Ignorując jego ostatnie słowa, San ponownie się schylił i podniósł trzecią już łuskę. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich ta miała inny kolor.
Yohan podszedł bliżej, popatrzył na łuskę. Wyciągnął z kieszeni swoje.
– Ta jest inna! Czyżby były dwa smoki?
– Patrząc na to wątpię – odparł Samuel, biorąc do ręki pozostałe łuski i przykładając do siebie. – Różnią się jedynie kolorem. To raczej ten sam. I nie jest jakiś specjalnie duży, pewnie około trzy metry długości bez ogona.
Tym razem to on schował łuski do kieszeni i ruszył dalej.
– Wow, Samuel, ty to jesteś super! – zawołał z podziwu Yohan, doganiając go. – Świetnie walczysz, masz już wiedzę o smokach, jesteś sprytny – zaczął wyliczać na palcach. – Czy ty masz jakąkolwiek wadę?!
– Obecnie wzroku.
Chwila ciszy.
– Oh... – Yohan wyraźnie się speszył.
Już bez tak żywej rozmowy kontynuowali poszukiwania. San w miarę szybko znajdował poszlaki, choć z czasem zaczął mieć problem, a mianowicie: Yohan poruszał się za dużo. Zdecydowanie za dużo.
Chłopak uznał, że jako syn szanowanego łowcy bla bla bla nie mógł wypaść źle i sam zaczął dokładnie szukać wszelakich dowodów na szkoleniową obecność wielkich latających gadów. Biegał tu i tam, zaglądając do niemal każdego możliwego zakątka, raz będąc za Sanem, raz obok, raz przed nim, co poskutkowało tym, że zapachy zaczęły się mieszać Koreańczykowi. Teraz wszędzie wokół siebie czuł człowieka z domieszką potu. A to niezbyt mu się podobało.
Próbował nakłonić Yohana do przystopowania chociaż na moment, lecz tamten o dziwo go nie słuchał, tłumacząc się, że nie może spaść na tyły i tak dalej, a San przecież nie mógł powiedzieć: Słuchaj, ogarnij się, bo przez to twoje skakanie jak płonący zając nie potrafię wyczuć zapachu poszlak... W sumie mógł. Ale jak wiadomo, źle by się to skończyło.
Gdy wreszcie nadeszła ta chwila, w której San już nie wiedział czy w ogóle szli w dobrym kierunku, stracił cierpliwość.
– Ej, sprawdź to – rzucił stając w miejscu.
– Poszlaka?! – Yohan się zerwał jak poparzony. – Moja!
Podbiegł do towarzysza, gdy nagle rozległ się podejrzany dźwięk mechanizmu. Nim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, chłopak wpadł w sieć i zawisnął metr nad ziemią.
– O Boże! – zawołał w chwilowym przerażeniu. – Matko, co to?! No nie, pułapka! Naprawdę łowcy je przyszykowali! Jakby smoki były na tyle inteligentne, że mogą same zastawić pułapki na ludzi! Ugh! Samuel, plz, pomóż...!
Odwrócił głowę i zastał pusty las.
– Samuel?



Ach, od razu lepiej.
Pozbycie się Yohana było dobrym pomysłem. Młody potrafił być irytujący, a Sanowi, szczerze mówiąc, zaczęło zależeć na zaliczeniu tego szkolenia w dosyć krótkim czasie. Poza tym, że wtedy będzie mógł szybciej wrócić do pokoju, zdobyłby kolejne punkty reputacji. A choć Yohan był dobrym źródłem informacji, tym razem Koreańczyk nie był w stanie z nim długo wytrzymać. Chyba w tej całej misji udawania rekruta zaczęła mu siadać jego dawniej niemalże anielska cierpliwość.
Wyciągnął z krzaków nieduże pióro, przyjrzał mu się dokładnie. Łowcy pozostawili prawdziwe smocze elementy. San spodziewał się, że będą to podróby, aczkolwiek może chcieli już wcześnie pokazać rekrutom jak wyglądały i jakie były w dotyku.
Usłyszał szelest, odwrócił się gwałtownie, przyjmując pozycję obronną. Stał tak nieruchomo, przyglądając się drzewom.
– Samuel? – usłyszał.
Skąd to...?
Odwrócił głowę lekko w lewo i dopiero wtedy spostrzegł kogoś. Aha, nie zobaczyłem przez przepaskę...
Zmierzył wzrokiem Alexandra, rozluźnił mięśnie. Czyżby szczęście? Zaczął iść w jego kierunku, już miał otworzyć usta, by coś powiedzieć, gdy nagle zza pobliskiego drzewa wyłoniła się znajoma dziewczyna. San zatrzymał się, przyjrzał się jej, momentalnie poważniejąc. Czyli jednak nie będą mogli trochę czasu sami spędzić i być może porozmawiać o misji.
– Huh, co ty tu robisz? – spytała Elise, jej głos przeciekał wrogością.
– No ciekawe, co ja, rekrut bractwa łowców, mogę robić w lesie w środku nocy – odparł Samuel, krzyżując ręce na piersi. – Cieszę się, że niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, po co tu w ogóle przyszli. Mniejsza konkurencja.
Między trójką nastała chwila ciszy.
W sumie San mógł się spodziewać, że jeśli uda mu się spotkać Alexa to najprawdopodobniej nie będzie on sam. Z tego co widział, Elise praktycznie nie odstępowała go na krok. Aż wyglądało to dla niego dziwnie znajomo. No tak, Yohan. Po tym misternym planie pozbycia się go na jakiś czas zdążył o nim zapomnieć.
Alexander zmierzył wzrokiem wpierw Koreańczyka, potem Elise.
– Jak już tu jesteśmy razem – zaczął – to może wspólnie kontynuujmy poszukiwania?
Elise posłała kolejne wrogie spojrzenie w stronę Samuela, otworzyła jednak szeroko oczy w zdziwieniu, gdy usłyszała słowa padające z jego ust:
– Niech ci będzie.

Alexander?

środa, 25 sierpnia 2021

Od Alexandra cd. Sana

Trzymał kciuki za Sana. Chociaż doskonale wiedział, że przyjaciel był świetnym wojownikiem, jego aktualny przeciwnik, Norwin, nie miał gorszych umiejętności. Wręcz przeciwnie, każdy ruch chłopaka przepełniony został brutalnością. Alexander czasem nawet nie potrafił patrzeć na walkę. Mrużył oczy przy bardziej agresywnych momentach. Z ulgą odetchnął dopiero wtedy, kiedy San zwyciężył. Niestety, zarówno on, jak i Norwin nie wyszli z tego bez szwanku. Rudowłosy z niepokojem oglądał, jak obydwoje są zabierani do medyka. Alex miał nadzieję, że nic poważnego im się nie stało. Przynajmniej Sanowi. 
Rudowłosy już wstał, aby opuścić salę, kiedy jeden z tych ważniejszych łowców stanął pośrodku ringu. Głośnym chrząknięciem zwrócił na siebie uwagę. 
- Turniej dobiegł ku końcowi. Wyniki są jasne chyba wszystkim. - Jego głos zabrzmiał doniośle. - Gratuluję każdemu, kto zdołał dotrwać do drugiego etapu. Osiągnięcie tego pułapu umożliwiło wam wzięcie udziału w kolejnym szkoleniu, które czeka na was już w przyszłym tygodniu. 
Na wieść o kolejnym treningu Alexander poczuł mimowolne dreszcze. Czy naprawdę nie może liczyć na odrobinę spokoju? Martwił się również o Sana. Nie wiedział, czy chłopak do tego czasu stanie na nogi. 
- Zaplanowane jest szkolenie w terenie. Już niedługo przekonamy się, jak poradzicie sobie w starciu ze smokami - powiedział dość tajemniczo. - Resztę objaśnią wasi mentorzy. Teraz, wracajcie do pokojów. 
Alex kolejny raz poczuł nieprzyjemne uczucie w żołądku. Ze smokami? Faktycznie przygotowywał się, że pewnego dnia będzie musiał zmierzyć się z jakimś pobratymcem, ale nie sądził, że nadejdzie to tak szybko. Nie czuł się na to gotowy! Jeśli to kolejny test, prawdopodobnie go obleje. 
Darius czekał już na niego pod pokojem. Zmierzył go wrogim spojrzeniem. Zapowiada się wspaniale.
- W czym mogę pomóc? - zapytał Alexander, starając się zabrzmieć jak najbardziej miło. 
Mentor zmarszczył brwi, najpewniej odbierając te słowa jako prowokację. 
- Od poniedziałku rozpocznie się trening w terenie, tak jak już wspomniano. Główny cel: tropienie - odparł bez większego entuzjazmu. - Coś, jak gra w podchody. Kto pierwszy dotrze do celu, wygrywa. 
Ciężar spadł Alexowi z serca. Czyli nie zapowiadało się, że zostanie zmuszony do walki z prawdziwym smokiem. Jednak łowcy mają trochę oleju w głowie!
- Do tego czasu skupimy się na treningach zręcznościowych - dodał, już odchodząc. - Dobrze, żebyś był chociaż w połowie tak zwinny jak Samuel... 
Darius na szczęście nie męczył go dłużej. Oddalił się, mrucząc coś do siebie. Alexander odprowadził go wzrokiem. Na korytarzu został sam. Postanowił więc skorzystać z okazji i sprawdzić, co słychać u Sana. Chciał się przekonać, czy na pewno nic poważnego mu się nie stało. Dodatkowo, musiał mu przekazać, że niedługo czekał na nich nowy trening. Znowu.
Odczekał, aż z pomieszczenia wyjdzie pielęgniarka. Minęła chwila, nim zdecydował się wejść do gabinetu.
San leżał na jednym z łóżek. Pierwsze, co zauważył była opaska znajdująca się na twarzy chłopaka.
- Nie straciłeś oka, prawda? - Z ust Alexa padło pytanie, które właściwie średnio przemyślał.
- Na szczęście nie. Czeka mnie tylko kilka dni noszenia tego - odpowiedział. Mówiąc to, wskazał palcem na opaskę. 
Alexander usiadł na pobliskim łóżku. Było zadziwiająco miękkie. Wygodniejsze od tego, na którym przystało mu tutaj spać. 
- Mam nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz. W końcu, za kilka dni czeka nas kolejne emocjonujące wyzwanie.
- Kolejne? 
San uniósł brwi w pytającym geście. Alex właściwie domyślał się, że nikt nie przekazał mu żadnej informacji. Zaczął więc od wyjaśnień.
- Następny cudowny pomysł. Chcą sprawdzić nasze umiejętności tropienia czy coś w tym guście - opowiadał. - Dokładnie nie wiem, czego będą od nas oczekiwać, ale zapowiada się męcząco.
Zaraz po tym zaczęli omawiać, jak taki trening mógłby wyglądać. Alexander wyraził szczerą obawę wobec walk z prawdziwymi smokami. Ostatecznie doszli do wniosku, że raczej nie pozwoliliby im stoczyć takiego pojedynku na samym początku szkolenia. Po dłuższej rozmowie zrobiło się już dosyć późno, więc Alex pożegnał się i wrócił do swojego pokoju. Czuł, że kolejne dni będą ciężkie.
Nie inaczej. Tydzień spędził na treningach. Darius prawdopodobnie wziął sobie za punkt honoru podniesienie umiejętności Alexandra w szybkim czasie. Rudowłosy nie miał nawet okazji, aby porozmawiać z Sanem. Oczywiście kilka razy udało im się minąć na korytarzu. Chłopak cały czas nosił opaskę. Z tego powodu wszyscy inni kandydaci trzymali się od niego z daleka. Bardziej niż zwykle.
***
Nastał w końcu dzień treningu w terenie. Wszyscy zostali obudzeni w środku nocy. Alex wraz z innymi aspirującymi łowcami znaleźli się pośrodku lasu. Otaczały ich gęste drzewa, przez które przebijało się ledwo postrzegane światło księżyca. Otoczenie w żaden sposób nie wydawało się być przyjazne.
Grupka młodzieży stała w centrum niewielkiej polany. Wszyscy z niepokojem rozmawiali o zaistniałej sytuacji. Gwar przerwało pojawienie się łowców. Jeden z ubranych w garnitur mężczyzn wyszedł na środek.
- Witajcie! Cieszę się, że tak wielu z was zaliczyło wyzwanie związane z turniejem. Dzisiaj czeka was coś całkowicie nowego. - Na słowa zamaskowanego łowcy Alexandra przeszedł dreszcz. - Po całym terenie lasu porozrzucane zostały wskazówki. Waszym zadaniem jest rozpoznanie typu smoka oraz kierunku, w którym się udał. Idąc wzdłuż śladów dotrzecie do pewnego celu, co będzie równoznaczne z ukończeniem zadania. Pamiętajcie jednak, że im głębiej w las, tym wyzwania będą trudniejsze. Powodzenia!
Już miał odchodzić, kiedy nagle zatrzymał się i ponownie odwrócił w naszym kierunku.
- Dozwolona jest praca w grupach! Współpraca to ważna umiejętność, pamiętajcie!
Wraz z jego słowami wszyscy automatycznie rozdzielili się na mniejsze grupki. Tylko niektórzy pozostali w pojedynkę. Jedną z takich osób był San. Mimo tego, wielu innych kandydatów nie spuszczało z niego wzroku. Doskonale wiedzieli, że dołączenie do niego zapewniłoby im zwycięstwo. Sam Alexander miał ochotę z nim współpracować, ale wyszedłby jedynie na kolejnego desperata. Z tego powodu zaproponował Elise wspólne dochodzenie. Kątem oka dostrzegł, że do Sana również ktoś dołączył. To pewnie ten znajomy, o którym wspomniał.
- To od czego zaczynamy? - Podekscytowany głos dziewczyny sprowadził Alexandra na ziemię. Chłopak rozejrzał się. Inne grupki już udały się na poszukiwania. San także. Może później uda nam się spotkać? 
- W tamtym kierunku poszło najmniej osób - stwierdził po chwili namysłu. - Tam chodźmy. 
Elise zgodziła się bez większych problemów. Entuzjastycznie ruszyła za Alexem. 
- Myślisz, że naszykowali dla nas prawdziwe smoki? - zapytała, kiedy oddalili się już od reszty.
- Wątpię. Raczej nie są tak szaleni - odparł. Nie wiedział, czy właściwie pociesza siebie, czy dziewczynę. 
- A jakby nie? Myślisz, że pokonałbyś takiego gada? - Mówiąc to, dziewczyna wymachiwała dłońmi, imitując walkę.
- Nie, umarłbym na miejscu, zero szans. 
- Przesadzasz - prychnęła. Wydawało się, że chciała by coś jeszcze powiedzieć, jednak nagle zatrzymała się w półkroku i spojrzała w górę. - Patrz!
Alexander podniósł wzrok. Wśród gałęzi nad nimi zaplątane zostało pokaźnych wielkości jasne pióro.
- Czy to pierwsza wskazówka?! - Elise zaczęła skakać w miejscu ze zniecierpliwienia. - Udało nam się coś znaleźć?!
- To całkiem możliwe - przyznał Alex. Pierwszy raz uznał, że dziewczyna do czegokolwiek się przydała. Jak się okazało, jest całkiem spostrzegawcza. 
- Smoki mają pióra? Naprawdę? Nigdy o tym nie słyszałam. - Z jej ust ciągle padały pytania. Rudowłosy w tym czasie wspiął się na drzewo, aby ściągnąć przedmiot. 
- Niektóre mają - odpowiedział, zeskakując na ziemię. - Podobno. 
Przez chwilę sam zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek widział smoka z pierzastymi skrzydłami. Niemal uderzył się ręką w czoło, kiedy zdał sobie sprawę, że sam takie posiada.
Elise odebrała pióro i zaczęła z fascynacją go oglądać. 
- Jest ogromne! Wyobrażasz sobie jakich rozmiarów musiał być ten gad? - mówiła, a słowa z jej ust padały niemal na jednym wdechu. - To jakiś typ ptasi, jak myślisz? 
Alexander nie mógł się powstrzymać przed cichym śmiechem. 
- Co cię tak śmieszy?!
- Obawiam się, że taki nie istnieje - powiedział, przez chichot. - Wydaje mi się, że pióra może posiadać każdy z rodzajów. 
- Nie wiedziałam, że tak dużo wiesz o smokach. - Jej głos spoważniał. - Patrząc na ciebie, jeszcze wiele muszę się douczyć... 
Rozmawiali jeszcze przez długą chwilę. Wspólnie próbowali odgadnąć, do jakiego typu mogło należeć to pióro. 
W pewnym momencie, Alexander niespodziewanie potknął się. Spojrzał pod nogi. W ziemi widniał głęboko wybity smoczy ślad. Rudowłosy zmarszczył brwi na ten widok. Amatorska robota. Elise zaś wydawała się być podekscytowana tym odkryciem.
- Zmierzamy w dobrym kierunku! - zawołała radośnie. 

San?

niedziela, 22 sierpnia 2021

Od Sana cd. Alexandra

Stanął przed automatem, bez zawahania wsunął jeden banknot, po czym wybrał zwykłą czarną.
– Jestem zmęczony – przyznał, wpatrując się w kubek, do którego maszyna nalewała upragniony napój bogów. – Najchętniej bym przegrał po dwóch rundach, żeby mieć spokój.
– To dlaczego bierzesz w tym udział? – zapytał Alexander, unosząc brew w konfuzji. – Dostałeś się aż do finałów!
– Słyszałem, że najlepsi rekruci szybciej awansują. Jak zostanę oficjalnym członkiem, będę miał łatwiejszy dostęp do potrzebnych nam informacji.
Słysząc jego słowa, Alex się wzdrygnął. Zamarł na moment, po czym przestraszonym wzrokiem rozejrzał się po okolicy, zapewne sprawdzając czy nie ma nikogo w pobliżu. San dostrzegł ten ruch od razu. Ze spokojem wymalowanym na twarzy wziął do ręki gotowy napój i usiadł na ławce obok rudego, wzdychając przy tym ciężko.
– Nie ma podsłuchu – tymi trzema słowami rozwiał obawy tamtego.
– Na pewno? – spytał Alex, na co otrzymał skinięcie głową. – Skąd wiesz?
San zamyślił się na moment, pociągając pierwszy łyk kawy.
– Jeden z moich współlokatorów to straszna gaduła. Miałem tyle szczęścia, że sam wypaplał chcąc mnie naciągnąć do rozmowy.
– Aaa, chodzi ci o tego kolesia, który zawsze z tobą siedzi w stołówce?
– Niestety. – Na chwilę zamknął oczy. – Irytujący typ, gęba mu się nie zamyka. Ale przynajmniej stanowi dobre źródło informacji. Jak się sam chwalił, jego ojciec jest bardzo szanowanym łowcą.
Alex otworzył szerzej oczy.
– Czyli to dlatego jeszcze go nie skopałeś jak innych! Jeśli się zakolegujecie to możliwe, że łatwo skoczysz na wyższe stanowisko! Woah! – Zmierzył Koreańczyka wzrokiem, gdy wtem posmutniał. – Ty to zrobiłeś świetne postępy przez ten czas. W przeciwieństwie do mnie... Ja nawet nie mogę się pozbyć jednej natarczywej dziewczyny...
San odwrócił głowę, spojrzał na chłopaka. Wyglądał na przygnębionego. Czyli nie osiągnął zbyt wiele w ciągu ostatnich dni; dlatego pewnie był smutny. Cóż, San tak naprawdę również jakoś dużo nie zrobił. Wiele rzeczy zależało od czystego szczęścia. W końcu gdyby nie trafił na Yohana, nie miałby tylu informacji, a bez ukrytej pomocy ze strony grawitacyjnych zdolności raczej by się nie dostał do finałów. Niejedna osoba w czystej sile go przewyższała.
Pociągnął kolejny, tym razem większy łyk kawy. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że picie jej wieczorem chyba nie było tak dobrym pomysłem. No nic, kolejna noc dla mnie na nadrabianie prac rysunkowych.
– W porównaniu z Yurim to wykonałeś ogrom roboty – rzucił.
Alex spojrzał na niego, zaśmiał się.
– Nawet nie wspominaj o nim – westchnął. – Po co on w ogóle tu przyszedł?
– Hmm... – San poświęcił kilka sekund na zastanowienie się. – Przy odrobinie szczęścia odwróci uwagę innych podczas gdy my będziemy się włamywać do archiwum.
– Tylko żebyśmy nie musieli mu potem ratować tyłka – ponownie się zaśmiał Alex.
– Cóż, mówił, że tęskni bardzo za swoim mentorem, więc może powinniśmy mu pozwolić spotkać się z nim...
– San.
Koreańczyk popatrzył na rudzielca, który posyłał mu trochę wymowne spojrzenie. Widząc to, przewrócił oczami.
– No żartuję, oczywiście, że mu pomogę. Niechętnie, ale pomogę. – Napił się kawy.
– Nie no, spokojnie! – Na twarzy Alexandra zatańczył uśmieszek. – Też bym najchętniej go zostawił na pastwę losu.
– Wielkie umysły myślą podobnie, hę?
Usłyszał kroki. Podniósł głowę, spojrzał w głąb korytarza, gdy wtem zza zakrętu wyłoniła się jakaś osoba. San zmierzył ją wzrokiem, zmarszczył brwi. Nie rozmawiali za głośno, więc nieznajomy chłopak nie mógł ich usłyszeć, ale widok okrutnego Samuela na jednej ławce z kimś innym niż Yohan z pewnością mógł go zaskoczyć. I zaskoczył, bo gdy rekrut zobaczył ich dwójkę, zatrzymał się nagle i otworzył szeroko oczy. San wymienił się z nim spojrzeniami, po czym powrócił wzrokiem na Alexandra.
– Huh, czyli chcesz kolejny trening? – prychnął, krzywiąc się lekko.
Nagła zmiana w zachowaniu i wypowiedź nie na miejscu zdziwiła rudego. Przyjrzał się uważnie Sanowi, który powolnym ruchem głowy wskazał będącego po drugiej stronie korytarza chłopaka. Alexander na szczęście szybko załapał, bowiem bez oglądania się przyjął trochę niezręczną postawę i ostrożnie rzekł:
– Cóż, jeśli to nie jest problem.
Samuel wziął głęboki wdech, na chwilę zamknął oczy, popadając w zamyślenie.
– Niech będzie – odparł w końcu. – Ale po finałach. I żadnej widowni.
Mówiąc ostatnie zdanie, posłał wrogie spojrzenie nieznajomemu, który czym prędzej odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem odszedł.
Obaj agenci odczekali chwilę, aż San wyprostował nogi z cichym westchnięciem. Alexander odetchnął z ulgą.
– Ugh, czyli czeka mnie kolejny trening – mruknął do siebie.
– Wybacz, musiałem na szybko coś wymyślić, żeby nic nie podejrzewał – powiedział San. – Będę łagodny. I tym razem postaram się całkiem przegonić gapiów. Tylko nie wiem czy dam radę z Elise. Wygląda na upartą.
– Spróbuję się jej jakoś pozbyć na czas spotkania.
San dopił do końca kawę, pusty kubek wyrzucił do stojącego obok kosza na śmieci.
– Będę szedł już – jęknął, wstając. – Muszę opracować jakieś nowsze taktyki, ponieważ moje obecne ruchy są teraz znane. Właściwym planowaniem zajmiemy się po finałach.
Pożegnał się z Alexem i ruszył przed siebie. Nawet jeśli był dobry w walce i bez jakiegoś wielkiego problemu dostał się do finałów, musiał się przygotować na następny pojedynek. Miał silne przeczucie, że to nie będzie bułka z masłem.



– Samuel Rivers!
Głośny krzyk rozległ się po całej arenie. San w ostatniej chwili uniknął wymierzony w jego kierunku cios. W kilku skokach oddalił się od masywnego młodego mężczyzny, który nieustannie na niego nacierał.
Norwin Jenkins. Przerażający typ (zwłaszcza że co chwilę wołał Samuela, nikt nie wiedział dlaczego). Podczas całej tej walki zachowywał się jakby świetnie się bawił, na twarzy miał uśmiech wręcz psychopatyczny. Tak jak San przeczuwał, pojedynek z nim okazał się bardzo trudny. Większy, silniejszy, jedno uderzenie pięścią o mało nie złamało przedramienia, którym Koreańczyk się osłonił. Co prawda, on sam już zdążył mu parę razy przyłożyć, lecz tamten nadal stał i nie wydawał się być osłabiony.
Walka się toczyła, widownia zaczęła już uważać ją za pojedynek na wytrzymałość. Wyglądało na to, ze zwycięzcą nie będzie ten, kto pokona przeciwnika, a ten kto dłużej ustanie na arenie. Co Sanowi wcale nie szło na rękę.
Energia nigdy nie była jego sprzymierzeńcem. Z racji, że na co dzień posiadał jej mniej od przeciętnego człowieka, w czystej walce nie potrafił za długo wytrzymać bez przerw. Najczęściej pomagał sobie grawitacją, dzięki której oszczędzał ruchy samego ciała. I tutaj też to robił, ale znacznie dyskretniej, żeby nikt nie zauważył niczego podejrzanego. Przez to miał spore ograniczenia. A czas uciekał.
Gdy skutecznie odepchnął Norwina na granicę areny, ktoś niespodziewanie podsunął mężczyźnie długi kij, taki sam jak ten, którego używał między innymi Alexander. Norwin bez zawahania wziął go do ręki, na co Samuel prychnął.
– Nie mów, że chcesz mnie pokonać jakimś patykiem – zadrwił, korzystając z tej krótkiej chwili, by odzyskać choć trochę energii.
– Ach, Samuelu, nie myśl, że ja cię będę po prostu patyczkiem klepał – skontrował Norwin. – A może mam ci go rzucić? Aport, aport! – Pomachał kijem, jakby na serio miał nim zaraz rzucić.
Na te słowa Samuel zacisnął pięści.
Bez słowa rzucił się na przeciwnika. Norwin stał w miejscu, gdy nagle podniósł nieco udo, na którym złamał kij, w ten sposób otrzymując dwa krótsze, ale z zaostrzonymi końcami. Wziął zamach lewą ręką, San odskoczył na bok. Zatrzymał się jednak gwałtownie, gdy ujrzał wycelowaną w jego głowę broń, która momentalnie zaczęła zmniejszać dystans. Najszybciej jak mógł złapał obiema rękami za kij, siłując się teraz z Norwinem.
Zachłysnął się niemal powietrzem, gdy poczuł okropny ból. Spojrzał w dół, otworzył szeroko oczy, widząc koniec drugiego kija wbity w jego prawy bok. Skrzywił się mocno. Niestety nie zdążył w żaden inny sposób na to zareagować.
Siłowanie się nabrało tempa. Norwin pchał do przodu, San cofnął się, na moment tracąc na sile. Próbował możliwie jak najszybciej coś wymyślić, jakiś sposób wyjścia z tej sytuacji, cokolwiek. Tym razem jednak nie nadążał za ruchami tamtego. Przeciwnik uderzył kijem w otwartą ranę, Koreańczyk stracił równowagę i upadł na ziemię.
Wszyscy na widowni wciągnęli powietrze z ogarniających ich skrajnych emocji, niektórzy nawet krzyknęli. Dla wielu ten punkt walki wydawał się być decydujący.
– No, Samuel Rivers – rzekł Norwin – bądź dobrym pieskiem i okaż uległość swemu panu!
San trzymał kij najmocniej jak mógł, lecz powoli opadał z sił. Patrzył w furii na ostry koniec, który powoli, acz niebezpiecznie zbliżał się do jego lewego oka. Totalny psychol! On chyba nie chce...!
Z głośnym warknięciem San podwinął nogi, by tuż po chwili z całej siły kopnąć w brzuch przeciwnika. W połączeniu z jego mocą Norwind niemalże odleciał. Kij wyślizgnął się z rąk Koreańczyka, jednak ku jego nieszczęściu parę drobnych drzazg spadło prosto na jego oko. Odruchowo zamknął oczy, pogarszając tylko sprawę, wtedy jednak nie przejmował się tym zbytnio. Drobne drzazgi. Skończy się na kilkudniowym opatrunku.
W pośpiechu wstał, starając się ignorować ostry ból w boku. Tu też mu się upiekło, bowiem rana nie wyglądała na głęboką. Norwin nie był taki głupi; wiedział, że poważne zranienie kończyło się dyskwalifikacją.
Spojrzał na leżącego kilka metrów dalej przeciwnika. Nie zwlekając zwiększył siłę grawitacji ciągnącą tamtego do ziemi, żeby czasem nie wstał. Korzystając z okazji podszedł do niego i wziął leżący z boku kij. Zdrowym okiem przyjrzał się mężczyźnie.
– Oko za oko, ząb za ząb – to mówiąc wbił ostry koniec w tors Norwina.
Głośny krzyk rozległ się po całej arenie, po czym nastała krótka cisza, którą przerwał sygnał oznaczający koniec pojedynku.
– Nie martw się, ominąłem punkty witalne – rzucił Samuel na odchodne. – W przeciwieństwie do niektórych nie jestem psycholem.
Z pomocą Yohana (który zjawił się przy nim w oka mgnieniu jakby miał jakieś supermoce) dostał się do gabinetu pielęgniarskiego. Tam dobrze opatrzony i przemieniony w tymczasowego pirata usiadł na jednym z łóżek – miał ogromne szczęście, ponieważ Norwina postanowiono przenieść do innego pomieszczenia.
Yohan poszedł sobie dopiero po tym, jak dzięki odpowiednim spojrzeniom Sana pielęgniarka go przegoniła. Kobieta pocieszyła niebieskowłosego, że nic mu nie będzie i się z tego wyliże, po czym również wyszła. San pozostał sam w pokoju dla pacjentów. No, nie na długo.
Drzwi powoli się otworzyły, a zza nich wyłoniła się znajoma ruda czupryna. Na widok Alexandra Koreańczyk w duchu odetchnął z ulgą. Choć był zmęczony, towarzystwo rudzielca nie mogło mu zaszkodzić. No i też mogli skorzystać z okazji, że byli sami, a nikt inny raczej nie zamierzał tu zaglądać.

Alexander?

środa, 18 sierpnia 2021

Od Alexandra cd. Sana

San zawsze przykładał dużą uwagę do treningów. Alexander już nieraz przekonał się o tym na własnej skórze. Nawet jeśli drugi chłopak nie wkładał dużo siły w ataki, rudowłosy musiał być ciągle skupiony, aby nie oberwać. Udawanie bólu przychodziło mu bez trudności, ale stawało się uciążliwe. Z tego też powodu w końcu naprawdę zaczął się starać. 
Początkowo chciał wykorzystać tę okazję wyłącznie po to, aby zwyczajnie porozmawiać z Sanem na osobności. Niestety, widocznie nie było im to zdane. Znowu. Zgromadzenie gapiów i Elise skutecznie utrudniali wymianę informacji. Właściwie Alexander nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Przez ostatni czas nie dowiedział się właściwie niczego. Liczył jednak na Sana, który zwykle szybciej i lepiej odnajdował się w sytuacji. Alex miał więc nadzieję, że chociaż on coś odkrył. W Yuriego zaś nie wierzył wcale. Ten chłopak widocznie ledwo wiedział, na czym polega ich misja. 
Kolejny raz chłopak zamyślił się, co poskutkowało szybkim oberwaniem kijem. Nie bolało bardzo, jednak dalej było to nieprzyjemne uczucie. Alexander więc powrócił myślami do treningu. Z każdą kolejną próbą wychodziło mu to lepiej. Oczywiście, wyrwanie przedmiotu Sanowi wiązało się z wieloma trudnościami. Za każdym razem chłopak nie ułatwiał sprawy. 
Ruchy Sana były cały czas obserwowane czujnym okiem Elise. Wydawało się, że dziewczyna nie spuszcza z niego spojrzenia. Gdyby cokolwiek poważnego stało się Alexandrowi, byłaby gotowa sama stanąć do boju. Z tego powodu Alex czuł się odrobinę niezręcznie. 
Po kilku kolejnych próbach rudowłosy powoli opadał z sił. Treningi nie należały do jego mocnych stron. Wiedzieli o tym zarówno on, jak i San, który już nieraz przekonali się o lenistwie chłopaka. Alexander miał już wnosić prośbę o przerwę, kiedy usłyszał krzyk z drugiego końca sali. 
- Też chcę potrenować!
Alex odwrócił głowę w stronę hałasu. Zobaczył kogoś, kogo wolał nie widzieć. Yuri. Rudowłosy zmarszczył brwi. Czy ten chłopak nie potrafi chociaż udawać? San nie bez powodu kreował Samuela na budzącą postrach osobę. Ten szalony Rusek kompletnie nie potrafił uszanować jego planu. Nawet, jeśli wcześniej został stłuczony przez niego na kwaśne jabłko. 
Bez słowa Yuri podbiegł do stojących młodzieńców. Alexander powstrzymał się przed zmarszczeniem brwi. Co on planuje? Już przecież oberwał od Sana wystarczająco mocno, czyżby planował powtórkę z wydarzeń? Jeśli wtedy, na poważnie przed publiką nie dał rady, teraz tym bardziej nie miał szans. 
Nie mówiąc nic więcej, Yuri podbiegł to wyższego chłopaka i wyciągnął rękę w kierunku kija. Wyglądało na to, że pragnął przećwiczyć ten sam ruch, który do tej pory trenował Alex. San nie wydawał się być zainteresowany. Kiedy tylko Rosjanin się zbliżył, oberwał podłużnym przedmiotem. Zgiął się w pasie, ledwo utrzymując równowagę. 
- Coś jeszcze? - San uniósł brwi. Wpatrywał się w pokonanego Yuriego pozbawionym większych emocji wzrokiem. Wystarczyło, że wypowiedział dwa słowa, a cała wpatrujący się w tę sytuację młodzież, odwróciła spojrzenie. Nerwowo zajmując się czymś innym, jakby w obawie, że zaraz skończą tak samo. 
Jedynie Elise nieprzerwanie mierzyła Sana wrogim wzrokiem. 
- Mówiłam, że jest brutalny, powinieneś uważać! - szepnęła w stronę Alexandra. - Wystarczy, przerwij ten trening, nim coś ci się stanie. 
Alex przewrócił oczami. Nie chciał jej słuchać, ale czuł, że długo nie wytrzyma. Właściwie, trening miał być jedynie pretekstem. Niestety jego plany zostały pokrzyżowane, więc nie widział dalszego sensu ćwiczeń. Oczywiście był wdzięczny Sanowi za poświęcony czas. Mimo wszystko dowiedział się nowych rzeczy, które będzie mógł zastosować w przyszłości. Alexander bez swoich lodowych mocy czuł się jak bez ręki. Nie mogąc korzystać z wrodzonych smoczych umiejętności, miał wrażenie, że niczego nie potrafi. Jego potencjał walki wręcz właściwie nie istniał, nie mówiąc o stosowaniu jakichkolwiek broni. Wcześniejsza obrona kijem opierała się głównie na szczęściu. Dobrze więc było się dowiedzieć, jak poradzić sobie z przeciwnikami. Zdaniem Alexa, San stanowił zdecydowanie najlepsze źródło informacji, jeśli chodzi o pojedynki. Nauczył go więcej, niż Rebecca i Darius razem wzięci.
Yuri w końcu się wyprostował. Jednocześnie mruczał coś niezrozumiałego pod nosem. Zarówno San, jak i Alexander przestali zwracać na niego uwagę. Bez słowa porozumienia, odsunęli się od chłopaka i wrócili do wcześniejszych zajęć. Znaczy się. Alex przez chwilowe rozproszenie stracił resztki motywacji. 
- Dzięki, Samuel - powiedział pośpiesznie. - Już wszystko rozumiem. 
San uniósł brwi. Pokiwał jednak głową, przybierając trochę znudzoną minę. 
- Twoja decyzja. 
Krótkie wzruszenie ramion i wyższy chłopak odwrócił się. Zaczął się kierować w stronę wyjścia. Bez słowa Alexander również ruszył w tamtym kierunku. Elise dorównała mu kroku. 
- W końcu poszedłeś po rozum do głowy - prychnęła. - Lubisz igrać z niebezpieczeństwem, co? 
- Żebyś wiedziała - zaśmiał się Alexander. W tamtym momencie przypomniał sobie, co tutaj robi. To dopiero mógł nazwać balansowaniem na granicy ryzyka. 
Ruszyli w przeciwnym kierunku od Sana. Wtedy Alex zatrzymał się nagle, ponieważ wpadł na pewien pomysł. 
- Chyba zapomniałem bluzy, wrócę po nią - rzucił, odwracając się od dziewczyny. 
- Czy mam na ciebie poczekać? - zapytała. Przekrzywiła głowę, a w jej spojrzeniu rudowłosy dostrzegł zaskoczenie. Miał nadzieję, że Elise nie zauważyła, że wcale nie brał ze sobą niczego. 
- Już późno, wróć do pokoju, spotkamy się jutro, dobranoc!
Nie czekał na odpowiedź. Od razu skierował się w stronę sali gimnastycznej. Ominął jednak pomieszczenie, szybkim krokiem ruszając dalej. Na końcu długiego korytarza udało mu się dogonić Sana. 
- Myślałem, że nigdy się już jej nie pozbędę, wybacz - zaśmiał się na przywitanie, stając obok drugiego chłopaka. - Co powiesz na kawę albo coś zimnego? 
Kiwnięciem głowy wskazał na stojący na uboczu automat. Było to dosyć ustronne miejsce. O tej porze wszyscy siedzieli w swoich pokojach lub przebywali na sali do treningów. Korzystając więc z okazji, póki nikt w końcu im nie przeszkadzał, Alexander usiadł na ławce. 
- To co ciekawego słychać? Jak czujesz się przed finałami? - zapytał, zakładając nogę na nogę. Bokiem odwrócił się do automatu, poszukując czegoś dobrego do picia. Nie chciał od razu zadawać żadnych podejrzanych pytań. Miało to wyglądać, jak najzwyklejsza rozmowa. Nigdy nie wiadomo, czy łowcy nie mają podsłuchów również na korytarzu. 

San?

czwartek, 5 sierpnia 2021

Od Sana cd. Alexandra

Stał na dużej sali treningowej, oparty o jedną ze ścian – chciałby powiedzieć samotnie, ale nie dało się przy tych ciekawskich osobach, które niemalże nieustannie się na niego gapiły, marnie udając, że próbują trenować. Obecność ich wyjątkowo go irytowała, zastanawiał się nawet czy by czasem ich wszystkich nie przegonić. Dla Samuela chyba nie był to problem, prawda? Jakby warknął, że cała zgraja ma się wynieść to może by to zrobili w obawie, że skończą gorzej niż jego ofiary podczas turnieju. Na razie jednak niezbyt mu się chciało. Pomyślał, że w czasie walki trochę przejdzie na połowę innych osób i pod tym pretekstem zmusi je do opuszczenia sali. Właśnie, a propos Samuela...
Gdy tak stał i czekał na Alexandra, miał trochę czasu na zastanowienie się nad tym wszystkim, co mu się ostatnio przytrafiło i zaczął uważać, że stworzenie Samuela chyba było błędem. Z początku myślał, że groźna i brutalna postać odtrąci łatwo innych i dzięki temu San będzie miał spokój. Fakt, nie musiał narzekać na otaczający go tłum pseudo-znajomych, bo takiego nie było, a jak on gdzieś spojrzał to pozostali odwracali wzrok w pewnym nawet strachu. Niestety, nie przypuszczał, że Samuel może jednak przykuć uwagę czy wzbudzić ciekawość. Jak ostatni głupek San zapomniał, że choć ogień parzy i może spalić cały las, ludzi i tak w jakiś sposób do niego ciągnie.
Westchnął ciężko, groźnym spojrzeniem wypłoszył kilka osób z sali. Może popełnił błąd, ale prawda była taka, że teraz musiał z tym żyć. Jak już się pokazał jako Samuel to jako Samuel trzeba będzie stąd wyjść. Brutale nie zmieniali swojej osobowości o sto osiemdziesiąt stopni w zaledwie jeden dzień.
– Cieszę się, że przyszedłeś – usłyszał wtem.
Podniósł głowę, jego oczom ukazał się idący w jego kierunku Alexander. Chłopak uśmiechał się do niego serdecznie; musiał rzeczywiście cieszyć się na widok Koreańczyka. I szczerze mówiąc San również się cieszył. Nie okazał tego jednak w nawet najmniej widoczny sposób, zwłaszcza że, jak się okazało, rudzielec nie przyszedł sam.
Ignorując następne słowa Alexa zaczął się uważnie przyglądać będącej tuż obok dziewczynie. Niewiele wyższa od rudowłosego, z Sanem była niemal na równi (choć ten nosił glany o grubych podeszwach). Ciemne włosy miała związane z tyłu w prosty kucyk, średniej grubości brwi groźnie się marszczyły. Dziewczyna spoglądała na Sana jakby zamierzała za chwilę z zimną krwią go zamordować, chociaż gdzieś tam dało się dojrzeć cień niepewności. Może jednak nie jest aż taka hop do przodu. Albo dopiero w punkcie kulminacyjnym skoczy...
Alexander zauważył, że San w milczeniu przypatruje się dziewczynie.
– A, em – na dosłownie moment się zaciął – to moja koleżanka, Elise. – Wskazał ją trochę niezręcznie ręką.
Nieco głębszy wdech ze strony Sana... a raczej Samuela. W końcu nim musiał teraz być.
– Też na trening? – mruknął z lekką pogardą w głosie. – Hę, może od razu łowcy powinni ze mnie zrobić mentora całej grupy?
Ku jego niewielkiemu zdziwieniu, Elise milczała. Widząc to, Samuel zmierzył ją wzrokiem.
– Czyli to tylko wzrok masz taki groźny?
Drwiny wywołały złowrogi błysk w oczach dziewczyny. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili Alex, wróć, Sasha przejął inicjatywę.
– Dobra, Samuel, może zacznijmy trening? – zaproponował speszony, rękami jakby próbując dwójkę powstrzymać przed skoczeniem sobie do gardeł. – Pewnie potem chcesz też trochę odpocząć, w końcu jutro, em, masz finały i w ogóle...
Samuel zmierzył go wzrokiem, po czym nic więcej nie mówiąc stanął prosto i wziął do ręki dwa kije, które opierały się obok niego o ścianę. Jeden z nich wręczył rudemu. Obydwoje udali się bardziej na środek sali i stanęli naprzeciw siebie; Elise oglądała wszystko z dystansu.
– O które ruchy ci chodzi? – spytał Samuel, podpierając się kijem.
– O wtedy jak mi odebrałeś kij i nim powaliłeś – odpowiedział Sasha, spoglądając ukradkiem na Elise.
San również na nią spojrzał. Dziewczyna musiała tu być i im wszystko utrudniać. Ona chyba nie da się przepłoszyć tak jak reszta.
– Zacznijmy od odebrania – postanowił, odkładając swój kij.
Nie dając chłopakowi ani odrobiny czasu na namysł skoczył na niego, niezwykle szybko zmniejszając dystans. W niemalże jednej chwili znalazł się tuż przed nim. Wyciągnął rękę w stronę kija, Sasha od razu zareagował, zabierając go, lecz wtem Samuel dokładnie tak samo jak podczas walki nadepnął na jego stopę.
– Ak! – zawołał rudzielec.
Sekunda i już nie miał w ręce kija.
Podniósł wzrok na niebieskowłosego, który teraz stał kawałek dalej przed nim z kijem w ręku.
– To było szybkie – przyznał z podziwem w głosie.
Samuel przerzucił kij do drugiej ręki.
– Bardzo prosta sztuczka – rzekł, głos miał pozbawiony jakichkolwiek emocji. – Nagły ból w stopie zwykle sprawia, że człowiek luzuje ręce trzymając przedmiot lub pętając kogoś. Niezbyt mocno, ale na tyle, że kolejny gwałtowny ruch i można zabrać rzecz czy wydostać się z uścisku.
– Aaaaaa – odparł tamten, jakby go nagle olśniło. – Sprytne.
– Twoja kolej.
Na te słowa Sasha wziął głęboki wdech. Chwilę się wahał, po czym ruszył pędem na przeciwnika. Skoczył do przodu, nogą wycelował w jego stopę.
Otworzył szeroko oczy, bowiem Samuel gwałtownie zabrał nogę, kijem zaś uderzył go w lewy bark. Rudy upadł na kolana, zachłysnął się powietrzem. Czym prędzej zaczął masować miejsce uderzenia, gdy wtem nieco się zdziwił.
Samuel schylił się na tyle, by ich głowy były blisko siebie.
– Postaram się nie uderzać ciebie za mocno, więc jedynie udawaj, że boli – szepnął do niego. – Mamy gapiów – dodał, dyskretnie patrząc na Elise.
– Ach... – wyrwało się z ust Sashy.
Dopiero w tym momencie chłopak musiał zauważyć, że to nie od uderzenia kija, a na moment wzmocnionej grawitacji upadł. Z pewnym błyskiem w oczach spojrzał na Samuela, który w tym momencie się prostował.
– Źle – rzekł twardo. – Nie jesteś dobrym obserwatorem.
Słysząc to, Sasha skrzywił się. Samuel jednak nie zwrócił na to uwagę, a jedynie kontynuował:
– Zmyłka. Coś ci to mówi? W walce liczy się technika. Jeśli uda ci się zmylić przeciwnika, kolejne ruchy mają większy wpływ na przebieg starcia. Jeszcze raz.
Kolej na następną próbę.
Sasha tak jak wcześniej rzucił się na Samuela, tym razem jednak wpierw sięgnął ręką po kij, kopiując ruchy chłopaka. Nadepnął mocno na stopę niebieskowłosego, by zaraz potem złapać broń. Pociągnął, lecz o dziwo natrafił na opór, który dopiero o kilku sekundach odpuścił. Z powodzeniem przejął broń.
– Nie takie proste – powiedział do siebie.
– Na te buty trick niestety nie działa za dobrze – odparł Samuel, ruchem głowy wskazując swoje glany. – Musisz mieć to na uwadze. Ale teraz będę taki dobry i udam, że jednak czuję jakiś ból – dorzucił, krzyżując ręce na piersi.

Alexander?