Stał na dużej sali treningowej, oparty o jedną ze ścian – chciałby powiedzieć samotnie, ale nie dało się przy tych ciekawskich osobach, które niemalże nieustannie się na niego gapiły, marnie udając, że próbują trenować. Obecność ich wyjątkowo go irytowała, zastanawiał się nawet czy by czasem ich wszystkich nie przegonić. Dla Samuela chyba nie był to problem, prawda? Jakby warknął, że cała zgraja ma się wynieść to może by to zrobili w obawie, że skończą gorzej niż jego ofiary podczas turnieju. Na razie jednak niezbyt mu się chciało. Pomyślał, że w czasie walki trochę przejdzie na połowę innych osób i pod tym pretekstem zmusi je do opuszczenia sali. Właśnie, a propos Samuela...
Gdy tak stał i czekał na Alexandra, miał trochę czasu na zastanowienie się nad tym wszystkim, co mu się ostatnio przytrafiło i zaczął uważać, że stworzenie Samuela chyba było błędem. Z początku myślał, że groźna i brutalna postać odtrąci łatwo innych i dzięki temu San będzie miał spokój. Fakt, nie musiał narzekać na otaczający go tłum pseudo-znajomych, bo takiego nie było, a jak on gdzieś spojrzał to pozostali odwracali wzrok w pewnym nawet strachu. Niestety, nie przypuszczał, że Samuel może jednak przykuć uwagę czy wzbudzić ciekawość. Jak ostatni głupek San zapomniał, że choć ogień parzy i może spalić cały las, ludzi i tak w jakiś sposób do niego ciągnie.
Westchnął ciężko, groźnym spojrzeniem wypłoszył kilka osób z sali. Może popełnił błąd, ale prawda była taka, że teraz musiał z tym żyć. Jak już się pokazał jako Samuel to jako Samuel trzeba będzie stąd wyjść. Brutale nie zmieniali swojej osobowości o sto osiemdziesiąt stopni w zaledwie jeden dzień.
– Cieszę się, że przyszedłeś – usłyszał wtem.
Podniósł głowę, jego oczom ukazał się idący w jego kierunku Alexander. Chłopak uśmiechał się do niego serdecznie; musiał rzeczywiście cieszyć się na widok Koreańczyka. I szczerze mówiąc San również się cieszył. Nie okazał tego jednak w nawet najmniej widoczny sposób, zwłaszcza że, jak się okazało, rudzielec nie przyszedł sam.
Ignorując następne słowa Alexa zaczął się uważnie przyglądać będącej tuż obok dziewczynie. Niewiele wyższa od rudowłosego, z Sanem była niemal na równi (choć ten nosił glany o grubych podeszwach). Ciemne włosy miała związane z tyłu w prosty kucyk, średniej grubości brwi groźnie się marszczyły. Dziewczyna spoglądała na Sana jakby zamierzała za chwilę z zimną krwią go zamordować, chociaż gdzieś tam dało się dojrzeć cień niepewności. Może jednak nie jest aż taka hop do przodu. Albo dopiero w punkcie kulminacyjnym skoczy...
Alexander zauważył, że San w milczeniu przypatruje się dziewczynie.
– A, em – na dosłownie moment się zaciął – to moja koleżanka, Elise. – Wskazał ją trochę niezręcznie ręką.
Nieco głębszy wdech ze strony Sana... a raczej Samuela. W końcu nim musiał teraz być.
– Też na trening? – mruknął z lekką pogardą w głosie. – Hę, może od razu łowcy powinni ze mnie zrobić mentora całej grupy?
Ku jego niewielkiemu zdziwieniu, Elise milczała. Widząc to, Samuel zmierzył ją wzrokiem.
– Czyli to tylko wzrok masz taki groźny?
Drwiny wywołały złowrogi błysk w oczach dziewczyny. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili Alex, wróć, Sasha przejął inicjatywę.
– Dobra, Samuel, może zacznijmy trening? – zaproponował speszony, rękami jakby próbując dwójkę powstrzymać przed skoczeniem sobie do gardeł. – Pewnie potem chcesz też trochę odpocząć, w końcu jutro, em, masz finały i w ogóle...
Samuel zmierzył go wzrokiem, po czym nic więcej nie mówiąc stanął prosto i wziął do ręki dwa kije, które opierały się obok niego o ścianę. Jeden z nich wręczył rudemu. Obydwoje udali się bardziej na środek sali i stanęli naprzeciw siebie; Elise oglądała wszystko z dystansu.
– O które ruchy ci chodzi? – spytał Samuel, podpierając się kijem.
– O wtedy jak mi odebrałeś kij i nim powaliłeś – odpowiedział Sasha, spoglądając ukradkiem na Elise.
San również na nią spojrzał. Dziewczyna musiała tu być i im wszystko utrudniać. Ona chyba nie da się przepłoszyć tak jak reszta.
– Zacznijmy od odebrania – postanowił, odkładając swój kij.
Nie dając chłopakowi ani odrobiny czasu na namysł skoczył na niego, niezwykle szybko zmniejszając dystans. W niemalże jednej chwili znalazł się tuż przed nim. Wyciągnął rękę w stronę kija, Sasha od razu zareagował, zabierając go, lecz wtem Samuel dokładnie tak samo jak podczas walki nadepnął na jego stopę.
– Ak! – zawołał rudzielec.
Sekunda i już nie miał w ręce kija.
Podniósł wzrok na niebieskowłosego, który teraz stał kawałek dalej przed nim z kijem w ręku.
– To było szybkie – przyznał z podziwem w głosie.
Samuel przerzucił kij do drugiej ręki.
– Bardzo prosta sztuczka – rzekł, głos miał pozbawiony jakichkolwiek emocji. – Nagły ból w stopie zwykle sprawia, że człowiek luzuje ręce trzymając przedmiot lub pętając kogoś. Niezbyt mocno, ale na tyle, że kolejny gwałtowny ruch i można zabrać rzecz czy wydostać się z uścisku.
– Aaaaaa – odparł tamten, jakby go nagle olśniło. – Sprytne.
– Twoja kolej.
Na te słowa Sasha wziął głęboki wdech. Chwilę się wahał, po czym ruszył pędem na przeciwnika. Skoczył do przodu, nogą wycelował w jego stopę.
Otworzył szeroko oczy, bowiem Samuel gwałtownie zabrał nogę, kijem zaś uderzył go w lewy bark. Rudy upadł na kolana, zachłysnął się powietrzem. Czym prędzej zaczął masować miejsce uderzenia, gdy wtem nieco się zdziwił.
Samuel schylił się na tyle, by ich głowy były blisko siebie.
– Postaram się nie uderzać ciebie za mocno, więc jedynie udawaj, że boli – szepnął do niego. – Mamy gapiów – dodał, dyskretnie patrząc na Elise.
– Ach... – wyrwało się z ust Sashy.
Dopiero w tym momencie chłopak musiał zauważyć, że to nie od uderzenia kija, a na moment wzmocnionej grawitacji upadł. Z pewnym błyskiem w oczach spojrzał na Samuela, który w tym momencie się prostował.
– Źle – rzekł twardo. – Nie jesteś dobrym obserwatorem.
Słysząc to, Sasha skrzywił się. Samuel jednak nie zwrócił na to uwagę, a jedynie kontynuował:
– Zmyłka. Coś ci to mówi? W walce liczy się technika. Jeśli uda ci się zmylić przeciwnika, kolejne ruchy mają większy wpływ na przebieg starcia. Jeszcze raz.
Kolej na następną próbę.
Sasha tak jak wcześniej rzucił się na Samuela, tym razem jednak wpierw sięgnął ręką po kij, kopiując ruchy chłopaka. Nadepnął mocno na stopę niebieskowłosego, by zaraz potem złapać broń. Pociągnął, lecz o dziwo natrafił na opór, który dopiero o kilku sekundach odpuścił. Z powodzeniem przejął broń.
– Nie takie proste – powiedział do siebie.
– Na te buty trick niestety nie działa za dobrze – odparł Samuel, ruchem głowy wskazując swoje glany. – Musisz mieć to na uwadze. Ale teraz będę taki dobry i udam, że jednak czuję jakiś ból – dorzucił, krzyżując ręce na piersi.
Alexander?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz