czwartek, 18 marca 2021

Od Alexandra cd. Sana

Przywitała go cisza. Alexander niepewnie rozejrzał się po pokoju. Z każdym kolejnym krokiem postawionym we własnym mieszkaniu narastała obawa, że tuż za rogiem czai się na niego Łowca. Bez wytłumaczalnego powodu zapalił światło w każdym pomieszczeniu. Dało mu to dziwne poczucie bezpieczeństwa.
Wraz z tym Alex zauważył, jak duży bałagan zostawił po opuszczeniu mieszkania kilka tygodni temu. Dzisiaj zaprosił gości. Zapomniał, że najpierw powinien tutaj posprzątać. Westchnął głośno. Zaczął od układania porozrzucanych w ciągu szybkiego pakowania ubrań. Poskładał je w kostkę i upchnął do szafki, gdzie pewnie pomięły się jeszcze bardziej. Kolejno wyrzucił wszystkie pudełka po zupkach chińskich i umył sztućce. Z niektórymi miał problem - makaron przykleił się do nich na amen. Dokładnie zajął się też kubkami, w których zamierzał podać herbatę. 
W końcu, Alexander pościerał kurze. Mieszkanie wyglądało nawet w porządku. Goście mogli już przyjść i nie pomyśleć o białowłosym jak o złym gospodarzu.
Chłopak, korzystając z chwili wolnego czasu położył się na kanapie i zaczął bezsensownie przeglądać telefon. Brakowało mu ciągłego dostępu do Internetu. Teraz w końcu mógł zaspokoić potrzebę marnowania swojego życia na czytaniu głupot. Jednocześnie ignorował górę zaległości ze szkoły, której jeszcze nie zdążył nadrobić. Uporczywie ignorował jednak obowiązku do momentu, aż rozbrzmiał dzwonek do drzwi. 
- Już idę! - krzyknął, podnosząc się z pozycji leżącej. 
Chyba pierwszy raz ucieszył się na widok mentorki. Rebecca stała w drzwiach, spoglądając na ucznia badawczym wzrokiem. 
- Żyjesz, chwała Bogu - westchnęła, bez zaproszenia zagłębiając się w mieszkanie Alexandra. 
- Ciebie też dobrze widzieć - prychnął. Właśnie przypomniał sobie, dlaczego nie przepada za swoją mentorką. 
Nie zdążył zacząć rozmowy, kiedy dzwonek rozbrzmiał po raz kolejny. Za drzwiami stała nauczycielka Sana. Alexander zastanawiał się, dlaczego nie przyszła tutaj po prostu z Rebeccą, a pojawiła się kilka minut po niej. Kobiety są skomplikowane. 
- Sana jeszcze nie ma? - zapytała Aurora, rozglądając się po pomieszczeniu. 
- Powinien niedługo być - zapewnił Alexander. - Proszę, usiądźcie. 
Blondyn jednak nie pojawił się szybko. Alex musiał podtrzymywać i tak niezręczną już rozmowę. Początkowo chciał opowiedzieć o wszystkim, co ich spotkało. Ostatecznie postanowił poczekać na drugiego wtajemniczonego w to ucznia. Białowłosy czuł, że z powodu stresu ostatnich dni mógł zwyczajnie pomieszać fakty. Lepiej, żeby San o tym mówił. 
Po dłużących się minutach blondyn w końcu przybył. Po krótkim przywitaniu, Alexander zaprosił go do mieszkania. 
Tajne spotkanie w końcu się rozpoczęło. San przejął inicjatywę i opowiedział o wszystkim, co przez ten czas ich spotkało. Alex wtrącał się tylko co jakiś czas, aby podkreślić, w jak okropnych sytuacjach się co jakiś czas znajdowali. Blondyn zakończył opowieść niespodziewaną śmiercią Petersona. 
- Przydałoby się naprowadzić bractwo na dobry trop - podsumowała Aurora. - Ale tak, żeby się nie domyślili, że to my dajemy im poszlaki.
- Można by wykorzystać moje nagranie z zabójstwa Petersona - stwierdził San, podrzucając pomysł. - Wyciąć to i owo, przerzucić ze zdjęciem rejestracji na jakiś pendrive i im podrzucić.
- Niezły pomysł, przynajmniej nie będą podejrzewać siebie nawzajem. Jednak to za mało - westchnęła kobieta. - Samo nagranie zrobi z niego tylko większą ofiarę, a my musimy jeszcze zdobyć dowody na to, że zdradził bractwo.
- W jego biurze jest notatnik ze spotkaniami z łowcami - przypomniał Alexander. Miał go nawet kiedyś w rękach! - Jeśli lepiej poszukamy to pewnie coś więcej znajdziemy.
- A co, jak ktoś już zrobił tam porządek? - Rebecca jak zwykle patrzyła pesymistycznie na wszystko. -Nie możemy wykluczyć, że ktoś, kto podlega Petersonowi, może pozbyć się wszelkich dowodów.
- Spróbować zawsze można. - San wzruszył ramionami. Miał rację. Wiele im do stracenia już nie zostało. 
- Rozejrzymy się po tym biurze - zdecydował Alexander, popierając decyzję blondyna. Choć czuł mały dreszcz niepewności, wiedział, że to jedyna słuszna decyzja. 
- Nie powinniście narażać się bardziej. - Rebecca definitywnie nie popierała tego pomysłu. 
- Ale jako jedyni widzieliśmy ten notes i będziemy mogli potwierdzić, że to właśnie ten - bronił Alexander.
Ostatecznie mentorki uległy. 
- Po prostu bądźcie ostrożni, w razie problemów mówcie, że robicie to wszystko robicie na nasze zlecenie - westchnęła Aurora. 
W końcu zrobiło się już późno i nastał moment powrotu do domów. Alexander pożegnał gości. Spojrzał w stronę niskiego stolika, na którym stały brudne po herbacie kubki. Białowłosy postanowił udawać, że ich nie widzi. Posprząta rano. 

***

O poranku oczywiście Alexander też nie umył tych naczyń. Usprawiedliwiał się tym, że zaraz spóźni się do szkoły. Pierwszy raz od dłuższego czasu miał zamiar pojawić się na zajęciach. Był ciekaw reakcji znajomych z klasy. Czy w ogóle o nim pamiętali? Biorąc pod uwagę, jaką bandą ignorantów są jego znajomi, wcale by się nie zdziwił. 
Białowłosy całkowicie zapomniał, jak wygląda jego plan lekcji. Z tego też powodu zabrał kilka przypadkowych zeszytów oraz podręczników i wyszedł na zewnątrz. Z dnia na dzień robiło się coraz cieplej. Alex nie był z tego powodu zbyt szczęśliwy. Definitywnie wolał zimę. Przedwiośnie kojarzyło mu się jedynie z błotem. Dodatkowo nie wiedział też nigdy, jak się wtedy ubrać - jak założył kurtkę, czuł, że się gotuje, a jak wyszedł w bluzie, wszyscy patrzyli na niego dziwnie. Krótko więc mówiąc, Alexander nie przepadał za początkiem wiosny. 
Lekcje minęły mu niezwykle szybko. Właściwie to uciekł z dwóch ostatnich godzin, ponieważ miał dosyć ciągłych pytań o jego nieobecność. Każdego ciekawskiego zbywał innym powodem. Ostatecznie po klasie krążyło kilka mniej lub bardziej prawdopodobnych wersji zniknięcia Alexandra, które sam rozgadał. 
Wrócił do domu. Ledwo przekroczył próg, kiedy usłyszał dźwięk wiadomości. Westchnął zmarnowany i włączył komórkę, aby odczytać powiadomienie. Napisał do niego San. 
Zgodnie z wiadomością, blondyn zaproponował spotkanie w Bractwie. Musieli zdobyć notes Petersona. Im szybciej się do tego zbiorą, tym lepiej. W końcu, nigdy nie wiadomo, czy ktoś również nie zainteresuję się tym przedmiotem wcześniej. 
Alexander oczywiście przystał na spotkanie z Sanem. Pośpiesznie mu odpisał. Miał jeszcze z dwie godziny wolnego czasu. Postanowił więc wykorzystać go na przygotowanie obiadu. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ugotował coś własnoręcznie. Nie, żeby potrafił to robić, ale narastała w nim ochota przyrządzenia czegoś normalnego. Ostatnio żywił się na całkiem dobrym jedzeniem z Bractwa i powątpiewał, że ponownie przekona się do codziennego jedzenia zupek chińskich. 
Po godzinie Alex zwątpił jednak w swoje umiejętności. Po wybuchu małego pożaru, próbował ugasić go lodem, co spowodowało jedynie zarysowania na blacie. Widząc zniszczoną szafkę, Alexander poddał się. Wyrzucił do kosza wątpliwe, spalone spaghetti i zrobił sobie kanapkę. Obiecał sobie, że w drodze powrotnej po prostu kupi coś sobie u Sana. 
Spokojnym krokiem udał się na spotkanie z blondynem. Chłopak już na niego czekał. Po krótkim przywitaniu wspólnie skierowali się do znajomej kawiarenki. Alexander niespecjalnie cieszył się na powrót do Bractwa. Spędził już tam wystarczająco dużo czasu. 
- Czyli po prostu kolejny raz mamy przeszukać mu biuro z nadzieją, że nikt nas nie złapie? - upewniał się białowłosy. 
- Zejdzie nam tylko chwilę. W końcu wiemy, czego szukamy - zapewnił San, lekko wzruszając ramionami. - Powinno obyć się bez problemów. 
Alex poczuł się przekonany. Chwilę później pokonywali znajdujący się w podziemiach korytarz. Prowadzili najzwyklejszą na świecie rozmowę, starając się zachowywać naturalnie. Nie chcieli zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. 
Szczęście sprzyjało im. W okolicy biura Petersona nikt się nie kręcił. Jedynie podejrzane wydawały się uchylone drzwi. Z tego też powodu jedynie San zajrzał do pomieszczenia i rozejrzał się czuje. 
- Pusto - szepnął. - Poczekaj tu na mnie. Zaraz wrócę. 
Alexander kiwnął głową w odpowiedzi. Szczerze to nawet nie chciał wchodzić do biura. Oparł się o pobliską ścianę i spokojnym wzorkiem obserwował, czy nikt nie nadchodzi. 
Ciszę przerwało jednak zaskoczone westchnięcie. Białowłosy znał ten głos i wiedział, że nie należy on do Sana. Szybko zajrzał do pomieszczenia. 
Blondyn nie był jedyną osobą w biurze. Naprzeciwko niego stał przerażony Yuri. W dłoniach trzymał notes Petersona. 
- Co ty tutaj robisz? - zapytał Alexander, nie kryjąc swojego zaskoczenia. - Kradniesz rzeczy swojego mentora? 
Yuri wydawał się być całkowicie zbity z tropu. 
- Ja... To nie tak! - bronił się, odkładając pośpiesznie przedmiot. - Po prostu chciałem wiedzieć, co naprawdę stało się z moim mistrzem... 
Alex i San wymienili spojrzenia. To mogła być ich szansa.
- Właściwie jesteśmy tutaj z tego samego powodu - wyjaśnił białowłosy. Doskonale wiedzieli, co stało się z Petersonem, więc mogli naprowadzić jego ucznia na właściwy trop. Jeśli Yuri przekaże wiadomości Bractwu, na pewno uznają je za wiarygodne!
- N-naprawdę? - Chłopak nie wydawał się być przekonany. Uniósł brwi. - Nie sądziłem, że się lubiliście...
- To nie tak, jak myślisz - wtrącił się Alexander. - Mieliśmy może małe sprzeczki z twoim mentorem, ale nie oznacza to, że nie chcemy poznać prawdy. 
Yuri pokiwał głową ze zrozumienia. 
- Czyli... mogę liczyć na waszą pomoc? - zapytał z nadzieją. - Źle zaczęliśmy naszą znajomość, ale...
Były uczeń Petersona najpewniej nie chciał być w tym wszystkim sam. Był gotów nawet pogodzić się z Sanem i Alexandrem! Najwyraźniej bardzo zależało mu na odkryciu prawdy. Jeśli wtajemniczeni w tę zbrodnie będą podrzucać mu poszlaki i naprowadzać na dobrą drogę, Yuri stanie się informatorem Bractwa. 
- Co o tym sądzisz, San? - zapytał białowłosy, odwracając się do swojego towarzysza. 

San?

niedziela, 14 marca 2021

Od Sana cd. Alexandra

Otworzył drzwi, od razu uderzyły go zapachy koreańskich potraw. Wziął głęboki wdech, aby lepiej się nimi nacieszyć. Dawno ich nie czuł, aż się za nimi stęsknił. Choć w kwestii jedzenia nie był wybredny i potrafił zjeść praktycznie wszystko, chyba nigdy nie zmieni zdania, że kuchnia koreańska jest najlepsza.
Powoli wszedł do środka, przeleciał wzrokiem po gościach. Jeden z nich, będący stałym klientem, spojrzał na niego i wtem zawołał:
– O, San! Dawnośmy się nie widzieli! Gdzie byłeś przez ten czas? – spytał.
– Miałem wycieczkę – odparł blondyn. – Z uniwersytetu.
– Aaaa, rozumiem. Fajnie było?
– Nom.
Chwila ciszy, zagłuszana jedynie dźwiękiem grillującego się mięsa.
– Dobra, to ja ci nie przeszkadzam, idź odpoczywać!
– Dobrze.
Koreańczyk odwrócił się na pięcie, już miał udać się na górę do mieszkania, gdy nagle usłyszał dobiegający z kuchni krzyk:
– Ya, Sana!
Rozpoznając od razu głos, westchnął ciężko, nieco się krzywiąc. Nie mógł nawet przez chwilę odpocząć. Wiedział co oznaczał krzyk, dlatego niechętnie odłożył torbę na podłogę za ladą i wolnym krokiem poszedł do kuchni.
– Ne, abeoji... – rzucił.
– Nareszcie jesteś! – jęknął ojciec, mieszając w garnku zupę. – Nie mogłeś wcześniej wrócić, co? Ciebie nie ma, Joona nie ma, matka musiała zamknąć na dwa dni sklep, żebyśmy we dwójkę się wyrobili.
– Wiesz, oryginalnie miałem siedzieć tam przynajmniej z jeszcze tydzień. – Wzruszył ramionami. – Miałem szczęście, że wypuścili mnie dzisiaj.
Ojciec nic więcej nie mówił, skupiając się na zupie. Zawsze, kiedy gotował, mniej rozmawiał, a czasem to wcale, pilnując, żeby nie popsuł dania. I szczerze mówiąc, Sanowi to odpowiadało. Przynajmniej wtedy tyle nie narzekał. Nie musiał słuchać jego zrzędzenia, a w pomieszczeniu panowała wyjątkowa cisza (nie licząc dźwięków typowych dla kuchni takich jak uderzanie o siebie nawzajem naczyń czy bulgoczącej wody).
– Co tak stoisz, zakładaj fartuch i do roboty! – rozmyślanie przerwał mu ostry głos ojca.
Słysząc to, zamrugał parę razy. Nieco zdziwiły go te słowa.
– Dopiero co wróciłem, nie mogę trochę odpocząć? – spytał.
– Za chwilę przychodzi wycieczka, dużo ludzi, sam nie dam rady przecież! Ruchy!
Kłótnia z rodzicem nie miała najmniejszego sensu, też San nie należał do buntowników, więc bez słowa zdjął z wieszaka fartuch, który następnie założył, pospiesznie zawiązując wstęgi. Nie chciało mu się pracować, ale już wcześniej miał przeczucie, że ojciec nie da mu odpocząć i zaraz zaciągnie do roboty. Jedynie nie przypuszczał, że to nastąpi aż tak szybko.
Drzwi restauracji się rozsunęły, o czym dał znać zawieszony przy nich dzwonek. San odwrócił się, chcąc wyjrzeć zza futryny i sprawdzić, kto przyszedł, lecz nie zdążył zrobić kroku, jak w kuchni niespodziewanie pojawił się jego brat.
– Abeoji, wróciłem! – oznajmił wesoło. – O, Sana, hej! Stęskniłeś się za hyungiem?
– O, Joona – rzekł zdecydowanie mniej entuzjastycznie ojciec, nawet nie odwracając wzroku znad garnka. – Idealnie. Zakładaj fartuch i do roboty.
– Dopiero co wróciłem, nie mogę trochę odpocząć? – zdziwił się tamten.
– Za chwilę przychodzi wycieczka, dużo ludzi, sam nie dam rady przecież! Ruchy!
W tym momencie San miał swego rodzaju deja vu.
Joon, tak jak wcześniej blondyn, bez słowa założył fartuch. Dokładnie kilka sekund później zjawiła się oczekiwana wycieczka, która okazała się składać głównie z osób w średnim wieku. Chłopcy wzięli się do pracy.
Sporo roboty miało dwóch braci, ponieważ dla wszystkich uczestników wycieczki był to pierwszy raz w tego typu restauracji. Musieli wytłumaczyć dokładnie, co zawierały poszczególne dania (mimo że było to napisane w menu), a także pomóc w przygotowaniu niektórych z nich; co akurat nie było niczym nowym. Korzystając z chwili, że obydwoje stali blisko siebie i nie robili nic szczególnego, Joon przysunął się trochę bliżej Sana, pytając:
– Czemu nie jesteś na zajęciach? Odwołali coś?
Blondyn spojrzał na niego, unosząc lekko brwi. Chwilę się zastanawiał nad odpowiedzią, aż w końcu rzekł:
– Musiałem iść coś załatwić do bractwa.
Usłyszawszy to, Joon zmierzył go wzrokiem z góry na dół.
– Czy to coś poważnego?
– W sumie nie. W końcu już wróciłem. – Wzruszył ramionami. – A właśnie. Peterson umarł, słyszałeś?
– Co? – brat otworzył szeroko oczy. – Jak?
– Zamordowany, góra próbuje się dowiedzieć, co dokładnie zaszło.
Nie zamierzał przyznać się, że był przez Petersona przesłuchiwany ani tym bardziej, że był świadkiem jego śmierci. Na razie postanowił nie wciągać w to brata. Wiedział jednak, jak on zareaguje na wieść o śmierci mężczyzny.
– Ha, nareszcie! – rzucił z pewnym zadowoleniem Joon. – Nie powinienem nikomu życzyć śmierci ani tym bardziej się z niej cieszyć, ale naprawdę dobrze, że Petersona wreszcie nie ma. Nigdy go nie lubiłem, kawał zakłamanego chama. Mam nadzieję, że podczas inwestygacji znajdą na niego jakieś brudy. Jestem pewny, że w czymś maczał palce.
W odpowiedzi San przytaknął.
Podobnie jak on, Joon praktycznie od początku nie lubił Petersona. Niezbyt często się z nim widywał, ale każde spotkanie było dla niego nieprzyjemne. Mężczyzna emanował czymś, co Joonowi się nie podobało. Raz nawet przyłapał go na dziwnym zachowaniu, ale nie mógł tego wykorzystać w żaden sposób. Jeśli miał jakoś popsuć Petersonowi życie to musiał znaleźć dowód, i to nie byle jaki. Ale ku jego uldze, problem zniknął.
– Śmieszny macie ten język – usłyszeli wtem.
Oboje odwrócili głowy jak jeden mąż i popatrzyli na siedzącą blisko przy jednym ze stolików starszą już kobietę.
– Słucham? – spytał trochę niepewnie Joon.
Wymienił spojrzenie z bratem, jak gdyby upewniając się, że kobieta nie zrozumiała ich wcześniejszej rozmowy. Na szczęście wszelkie obawy zniknęły, gdy kobieta powiedziała:
– Nie rozumiem ani słowa, ale śmiesznie się was słucha.
Bracia milczeli; za bardzo nie wiedzieli jak na to zareagować. Starszy otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz wyprzedziła go koleżanka kobiety.
– Ach, Margaret! – Wzrokiem skarciła ją, po czym zwróciła się do chłopaków: – Przepraszam za nią, przyjaciółka nie chciała powiedzieć nic złego, chodzi jej o śmiesznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
– Nic się nie stało! – odparł Joon.
– Tak, poza tym, zazdroszczę wam! – powiedziała Margaret. – Znam tylko angielski, a chciałabym znać jeszcze jakiś niepopularny język. Ma to swoje zalety! O, na przykład możecie przeklinać na innych, a oni nawet nie będą o tym wiedzieli!
– Margaret! – znów ją upomniała przyjaciółka.
San zmierzył wzrokiem obie kobiety.
– Ma pani rację – rzekł po chwili.
Margaret uśmiechnęła się szeroko, spojrzała na blondyna, gdy nagle jej twarz pobladła, a uśmiech zniknął. Widząc to, San odruchowo odwrócił nieco głowę i spojrzał w bok, lecz wtedy usłyszał zmartwiony glos:
– O jejku, a tobie co się stało? Ktoś cię pobił?
Wypowiedź ta zaskoczyła go. W końcu spodziewał się, że kobieta nagle nie będzie już chętna na rozmowy i każe im odejść czy coś. Nie myślał, że nagle okaże sympatię.
– Tak... to znaczy nie... – odparł pospiesznie.
– Ach, biedaczysko! Kto ci to zrobił? Mam nadzieję, że ta osoba smaży się teraz w piekle!
Joon wzdrygnął się na te słowa. Przygryzł dolną wargę, trochę nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Spojrzał na Margaret, potem na jej przyjaciółkę, która ponownie ją skarciła. Chwilę później na twarz przybrał uśmiech.
– Może chciałyby panie coś jeszcze?
– A, nie, nie, już jesteśmy pełne! – odpowiedziała koleżanka Margaret.
– Na pewno?
– Na pewno!
San spojrzał na brata, nic jednak nie powiedział.
Po około godzinie grupa wycieczkowa wreszcie opuściła lokal. W restauracji zrobiło się niezwykle pusto, ale za to przyjemnie cicho. Chłopcy mogli w spokoju wyczyścić stoły i pozamiatać.
San skończył wycieranie ostatniego stolika. Wyprostował się, odetchnął nieco. Dawno tyle nie pracował w restauracji. Co prawda, nie dało się narzekać na brak klientów, ale nieczęsto lokal był zapełniony po brzegi. Przynajmniej dzisiaj więcej zarobili. Może nawet San coś dostanie? Choć na to akurat nie bardzo mógł liczyć.
Odwrócił się, popatrzył na Joona, który właśnie kończył zamiatanie.
– Hyung – zaczął po krótkim namyśle – co to była za reakcja wtedy? Jeszcze by pomyślały, że to ty mnie pobiłeś.
Joon zastygł w bezruchu. Kilka sekund później powoli wyprostował się i z pewnym smutkiem w oczach spojrzał na Sana, a dokładniej na bliznę przecinającą jego brew.
– Nie pobiłem... – rzekł wolno – ale to nadal moja wina...
– Dałbyś już sobie z tym spokój – przerwał mu San. – Tyle lat już minęło, a ciebie nadal to męczy. Zresztą, nic mi nie jest, więc tym bardziej nie ma powodu do wyrzutów sumienia i tak dalej. A mówisz, że to ja się za dużo zamartwiam – rzucił pod nosem.
Złożył szmatę tak, żeby zebrane okruchy nie pospadałby na podłogę. Poszedł do kuchni, po drodze zabierając bratu miotłę.
– Abeoji, idę na górę odpocząć, a wieczorem wychodzę do kolegi – rzekł.
– Mhm – odparł krótko ojciec, krojąc warzywa.
Joon podążył za blondynem wzrokiem, nic nie powiedział. Jedynie westchnął ciężko.



San stanął przed niedużymi drzwiami, strzepnął z kurtki śnieg. Akurat musiało zacząć sypać, kiedy wyszedł. Zdjął kaptur, po czym zadzwonił dzwonkiem. Chwilę później drzwi się otworzyły, a zza nich wyłonił się Alex.
– Hej, już jesteś – powiedział.
– Hej – odparł spokojnie San.
Białowłosy wpuścił go do środka. Gdy Koreańczyk zdjął buty i kurtkę, podszedł z Alexem do kanapy, gdzie już siedziały ich mentorki.
– Przepraszam za spóźnienie – rzekł, wykonując delikatny ukłon.
Kąpanie Gyeowoola i obcinanie pazurów musiało spaść na niego, bo nikt inny nie miał za bardzo czasu, a gdy wreszcie skończył i zjadł coś to mu się przysnęło na łóżku na parę godzin. Świetnie, dzisiaj w nocy w ogóle nie zasnę.
– Nic się nie stało – odparła z pocieszającym uśmiechem mentorka Alexa. – Nie czekaliśmy długo.
Gdy zajął swoje miejsce, a Alex przyniósł każdemu po herbacie, uczniowie zabrali się za opowiadanie wszystkiego od wyjazdu mentorek do wypuszczenia chłopaków z bazy. Kobiety uważnie słuchały, a gdy skończyły, popadły w niekrótkie zamyślenie.
– Przydałoby się naprowadzić bractwo na dobry trop – odezwała się po pewnym czasie Aurora. – Ale tak, żeby się nie domyślili, że to my dajemy im poszlaki.
– Można by wykorzystać moje nagranie z zabójstwa Petersona – zaproponował San. – Wyciąć to i owo, przerzucić ze zdjęciem rejestracji na jakiś pendrive i im podrzucić.
– Niezły pomysł, przynajmniej nie będą podejrzewać siebie nawzajem. Jednak to za mało. – Kobieta skrzyżowała ręce na piersi. – Samo nagranie zrobi z niego tylko większą ofiarę, a my musimy jeszcze zdobyć dowody na to, że zdradził bractwo.
– W jego biurze jest notatnik ze spotkaniami z łowcami – wtrącił się Alex. – Jeśli lepiej poszukamy to pewnie coś więcej znajdziemy.
– A co, jak ktoś już zrobił tam porządek? – spytała Rebecca. – Nie możemy wykluczyć, że ktoś, kto podlega Petersonowi, może pozbyć się wszelkich dowodów.
Chwila ciszy.
– Spróbować zawsze można – rzucił wtem San, wzruszając lekko ramionami.

Alexander?