piątek, 25 grudnia 2020

Od Sana c.d. Alexandra

Zmierzył wzrokiem Alexandra. Tak jak przeszukanie gabinetu Petersona nie było dla niego czymś niebezpiecznym czy chociażby nieodpowiednim, tak wyjście poza bazę szpiegować kogokolwiek nie przedstawiało mu się jako dobry plan... To znaczy, dobrze by było gdyby mogli zdobyć jakiś mocniejszy dowód na zdradę Petersona, ale jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, będą mieli przerąbane, a dłuższe uziemienie w siedzibie będzie najlepszą z konsekwencji. Nie za bardzo widział siebie ryzykującego; chciał jak najszybciej skończyć ten cały areszt i móc wreszcie wrócić do normalnego życia.
Tylko kiedy to się skończy?
To pytanie przechyliło szale. W końcu nawet nie wiedzieli, ile jeszcze będą musieli tu siedzieć. Możliwe, że o wiele szybciej byłoby przyłapać Petersona na gorącym uczynku.
Wziął głęboki wdech.
– Warto spróbować – rzekł ostatecznie. – Petersona nie ma, a jego pachołki raczej nie są na tyle mądre, by same z siebie postanowiły sprawdzić, gdzie jesteśmy. Jak po drodze nie spotkamy Yuriego to też będzie dobrze.
Słysząc te słowa Alexander wyraźnie się ucieszył. Wydawało się, że zaraz aż podskoczy z radości. Uśmiechnął się szeroko, na co San uniósł brew w konfuzji; z początku nie wiedział, czemu chłopak tak się cieszył, ale szybko doszedł do wniosku, że pewnie radowało go samo wyjście. I tu mu się jakoś specjalnie nie dziwił. Choć on sam należał do domatorów, zdążył już zatęsknić za wychodzeniem, nawet jeśli to było głównie na uniwersytet lub z Gyeowoolem. Swobodne siedzenie w domu cały dzień jest okej, ale przymusowe już nie.
Gdy upewnili się, że nie pozostawili po sobie żadnego śladu, wyszli z gabinetu. Alex tak jak wcześniej stworzył lodowy klucz i zamknął nim dobrze drzwi, po czym obydwoje wrócili do swojego pokoju.
– Musimy mieć jakiś plan – stwierdził Alex, siadając do biurka.
– Akurat za dużo nie trzeba planować – odparł San, kładąc się na łóżku i biorąc do ręki komórkę. – Wyjść z bazy, pójść na miejsce spotkania, dobrze się ukryć, podsłuchać rozmowę i niepostrzeżenie wrócić. To w zasadzie tyle.
– Hm... – Alex popadł na moment w zamyślenie. – W sumie to nawet nie musimy się tak starać z tym wyjściem. Poza Petersonem i starszyzną raczej nikt nie wie, co my tu robimy.
– Jedynie musimy z ubiorem zaplanować. Coś ciemnego, ale nie możemy iść przez bazę obydwoje cali na czarno ubrani, bo mogą coś podejrzewać. 
– Masz rację.
Resztę dnia spędzili omawiając plan działania. Przesiedzieli tak aż do później godziny. Ale już wcześniej chcieli się przygotować.



Następny dzień zapowiadał się w miarę spokojnie. Do czasu.
– Wyzywam was na pojedynek!
Kto by przypuszczał, że te słowa padną z ust Yuriego tak wcześnie? Na pewno nie San. Wiedział, że Rusek jest głupi, ale nie że aż tak. Pojedynek? A temu co? Nie miał pojęcia, co mogło się kryć za tak gwałtowną decyzją. A może i nie była gwałtowna? Możliwe, że wcześniej to planował, skoro tak o wbił na salę, kiedy oni sobie ćwiczyli i wyzwał ich na pojedynek. Ale dlaczego? Tak bardzo ich nie lubił? Co oni mu niby zrobili? Przecież to on wszystko zaczął.
– Em, zdajesz sobie sprawę, że to dosyć nieodpowiedzialny pomysł? – spytał San, ale głos jego zdradzał, że nie oczekiwał odpowiedzi, która go zadowoli. – Nie ma naszych mentorów, technicznie nie jesteśmy nawet pełnoprawnymi członkami bractwa i...
– Ach zamknij się! – warknął Yuri. – Nie wierzę, że wykłada mi ktoś, kto wygląda jakby sam bił się z niemal każdym!
Na te słowa Koreańczyk zmrużył oczy, jednak nie skomentował słów tamtego. Mimo wszystko Yuri nie wyprowadzał go z równowagi tak jak Peterson.
– Wow, nie dość, że tępy to jeszcze niemiły – westchnął Alex, krzyżując na piersi ręce.
– Co powiedziałeś?! – zwrócił się do niego Yuri, omal nie chwytając go za T-shirt.
– Ja tylko stwierdzam fakt. – Wzruszył ramionami. – Naprawdę, nie ma mentora i już ci odbija. Pomijając fakt, że to nieodpowiednie, nawet nie mamy ochoty na walkę z kimś takim jak ty – prychnął.
San powstrzymał się przed podparciem czoła ręką. Nie wierzył w to, co właśnie się działo. Ani w to, że miał pewne problemy z zachowaniem spokoju. W tym momencie bardzo chciał skopać dupsko Yuriemu, byle by dał im żyć. Miałby już za sobą ten cały pojedynek (czuł, że chłopak tak prędko im nie odpuści). No i przy okazji pokazałby mu, że nie jest kimś, kogo można lekceważyć. Jestem od ciebie starszy, no!
Yuri wbijał w nich pełne furii spojrzenie, tamtych jednak jakoś szczególnie to nie ruszało. Alexander zmierzył Ruska wzrokiem z góry na dół, ponownie westchnął.
– Słuchaj, daj nam spokój, naprawdę nam się nie chce pokazywać tobie, kto tu rządzi – rzucił jakby od niechcenia.
Słysząc to, Yuri otworzył szeroko oczy.
– Nie lekceważcie mnie! – wrzasnął, przyjmując pozycję gotową do walki. – Jestem silniejszy niż możecie sobie wyobrazić!
San przestąpił z nogi na nogę. Spojrzał kątem na Alexa, który na dosłownie sekundę jak gdyby się zawahał. Cóż, czuli, że mimo wszystko Yuri nie był kimś, kto tylko tak mówił. Musiał sporo ćwiczyć. Ponadto władał kwasem, co było dosyć niebezpieczną substancją.
Koreańczyk wziął nieco głębszy wdech.
– Jak tak bardzo ci na tym zależy to możemy zawalczyć – odezwał się jakby od niechcenia. – Tylko radzę nie przesadzać za bardzo, bo odpowiem tym samym.
Yuri spojrzał na niego, zamrugał parę razy. Przez chwilę wydawał się nie wierzyć w to, co właśnie usłyszał. Blondyn musiał zgodzić się szybciej niż przypuszczał. Szybko jednak na jego twarz wskoczył w pewnym stopniu złowieszczy uśmieszek, a oczy podejrzanie błysnęły.
– Ha, pokażę wam, na co mnie stać! – zawołał cały uradowany.
Alexander nic nie powiedział, jedynie popatrzył na Koreańczyka z pewną niepewnością. San spojrzał na niego, przytaknął głową, próbując w ten sposób przekazać mu, że będzie dobrze. A przynajmniej nie będzie źle, bo dopilnuje, by nic poważnego im się nie stało, a także rozwali Yuriego, jednocześnie nie ujawniając wszystkich kart. Jeśli zadziała odpowiednio szybko, wygrają tę walkę.
– To kto ma iść pierwszy? – spytał, powracając wzrokiem na Yuriego. – Chyba że chcesz bardzo odważnie pojedynkować się z dwoma naraz. Wiesz, wtedy rzeczywiście pokazałbyś, że jesteś silny.
Miał nadzieję, że Yuri chwyci haczyk.

Alexander?

piątek, 18 grudnia 2020

Od Alexandra cd. Sana

Alexandrem wstrząsnęła wiadomość o prawdziwej tożsamości McGarden'a. Oczywiście, że pierwszy raz słyszał o tym, że jest łowcą. Rebbeca nieczęsto dzieliła się z nim informacjami na temat problemów Bractwa. Nic dziwnego. 
Sprawa nabierała nieprzyjemnego kierunku. Jeśli naprawdę mieli do czynienia ze smoczym zabójczą, a Peterson z nim współpracuje, znaleźli się w niemałych opałach. W końcu - jedno zlecenie i po nich. Przeszedł go dreszcz.
Alexander westchnął, próbując zebrać myśli. Może po prostu nadinterpretują całą tę sytuację? Białowłosy nie wiedział, co ma o tym wszystkim sądzić. Chciał jedynie prowadzić pozbawione problemów życie. Czy prosił o tak wiele? Doskonale zdawał sobie sprawę, że ową prośbę może spełnić tylko w jeden sposób. Muszą mieć twarde dowody na to, że Peterson jest winny. Wtedy zostaną oczyszczeni ze wszystkich zarzutów. 
- Może skorzystamy z okazji i pójdziemy lepiej przeszukać gabinet Petersona? - zaproponował, chociaż nie liczył na zgodę Sana. Blondyn zwykle racjonalniej podchodził do wszelkiego rodzaju problemów. Towarzysz obrzucił go spojrzeniem, z którego Alexander nie potrafił odczytać żadnych emocji.
- Możemy - stwierdził po chwili San, lekko wzruszając ramionami. Alex uniósł brwi. Czy blondyn naprawdę się na to zgodził? Mam chyba na niego zły wpływ.
- Musimy tylko zrobić coś z Yurim - stwierdził Alexander. Narwany Rusek łatwo nie odpuści i najpewniej będzie deptał im po piętach. W końcu, gdyby ich nakrył, od razu pobiegłby do Petersona na skargę. A to skończyłoby się źle.
- W przeciwieństwie do nas, najpewniej nie siedzi na terenie Bractwa cały czas - odparł San, wstając z łóżka. - Prędzej czy później będzie musiał wrócić do domu.
Faktycznie. Alexander zdążył już zapomnieć, że istnieje życie poza tajną bazą. Yuri musi mieć jakąś rodzinę, mieszkanie czy szkołę. Wystarczy wyhaczyć odpowiedni moment i będą mieli z głowy męczącego ucznia. 
- Pójdę go więc poszukać - zaproponował białowłosy. Wcześniej nawet nie pomyślał, że kiedykolwiek to powie. Zwykle unikał Ruska na każdym kroku. 
- Sprawdź salę gimnastyczną, ja zobaczę, czy jest na stołówce - polecił blondyn. Przeciągnął się szeroko i poszedł do drzwi. - Wypatruj też tych osiłków. Im też trudno byłoby wytłumaczyć naszą obecność w biurze Petersona.
Alexander przytaknął i wychodząc z pokoju, automatycznie skierował się w stronę sali do ćwiczeń. Nienawidził tego miejsca, ale tym razem dobrowolnie zajrzał do przestronnego pomieszczenia, szukając wzorkiem Yuriego. Nie było go tutaj. Nie widząc to ćwiczącego, wycofał się szybko. Gdybym był upierdliwym Rosjaninem, gdzie bym się podział? 
Białowłosy zaczął się przechadzać krętymi korytarzami bazy Bractwa. Mijał wielu jego członków, którzy w pędzie codzienności zajmowali się swoimi sprawami. Ostatecznie natknął się na Yuriego. Ubrany był w kurtkę. Najwyraźniej właśnie wracał do domu. Chłopak obrzucił go wrogim spojrzeniem. 
- Czego chcesz? - prychnął Yuri, z góry zakładając, że Alexander go szukał. Białowłosy poczuł oburzenie - faktycznie próbował go znaleźć, ale nigdy się do tego nie przyzna.
- Stęskniłem się za tobą. - Na twarzy Alexa pojawił się złośliwy uśmiech. 
Policzki ucznia zrobiły się czerwone. Wyrzucił z siebie kilka niezrozumiałych słów i szybkim krokiem skierował się w stronę drzwi. A więc mamy go z głowy.
San czekał już na Alexandra w pokoju. Białowłosy wyjaśnił, że póki co nie muszą przejmować się Yurim. Pozostało im teraz niepostrzeżenie dostać się do biura Petersona i poszukać jakiś śladów na jego winę. Odczekali kilka minut, dla pewności, a później wyszli na korytarz.
- Zamknięte - westchnął zmarnowany Alex. Jeśli siłą wyważą zamek, ktoś to na pewno zauważy. Właściwie chłopak nie dziwił się, że Peterson zabezpieczył swoje biuro przed niespodziewanymi gośćmi. 
Alexander zmarszczył brwi. Chyba wiedział, jak może obejść zabezpieczenia. Oczywiście, nie był przekonany do swojego planu na sto procent, ale nic nie zaszkodziło mu spróbować.
- Mam pomysł - poinformował Sana. Dotknął dłonią zamka. Skoro udało mu się robić lodowe kije i kule, może da radę wykreować też klucz? W końcu to o wiele mniejszy przedmiot. 
Wyjątkowo wszystko poszło po jego myśli. Bez problemu otworzył drzwi, umożliwiając wkradnięcie się do środka. Kiedy znaleźli się już w środku, ponownie zakluczył pomieszczenie. Nie mogą zostać odkryci na gorącym uczynku. 
- To od czego zaczynamy? - zapytał Alex, tasując w dłoniach podniesione z biurka papiery. Szybko je przejrzał, ale nie dopatrzył się niczego ciekawego. 
- Zobacz tamte szuflady, ja sprawdzę tę szafkę. 
Białowłosy zaczął pośpiesznie przekładać wszystkie dokumenty, szukając czegokolwiek podejrzanego. Wśród miliona podobnie wyglądających papierów ciężko jednak było znaleźć coś odpowiedniego. Po kilku minutach stracił nadzieję, że ich plan się powiedzie. Wtedy San zawołał go do siebie:
- Patrz, co mam.
Blondyn dzierżył w dłoniach skórzany notes. Otworzył go, pokazując własnoręcznie zapisane przez Petersona nazwiska, adresy i numery. Był to kalendarz spotkań!
San wyciągnął wizytówkę i zaczął porównywać widniejący na niej numer z kontaktami Petersona. Odnaleźli datę, pod którą widniało znajome nazwisko i adres. Spotkanie miało miejsce kilka dni temu. Członek Bractwa spotkał się z McGarden'em. Po przejrzeniu terminarza okazało się, że mężczyźni często się ze sobą widzieli.
- Czy to nie jest dzień, w którym zginęły te cholerne papiery? - zapytał Alexander, zatrzymując się na jednej z zapisanych przez Petersona stron. - Jeśli nasze podejrzenia są słuszne, zapowiadają się okropne kłopoty - dodał po chwili, krzywiąc się. 
San przytaknął. Po dalszym przeglądaniu kalendarza okazało się, że Peterson planuje spotkanie z McGarden'em jeszcze w tym tygodniu. Dwa dni później widniał zaś zapisek "powrót z misji". Czyżby mężczyzna nawet nie był na poważnym zadaniu? 
Uczniowie sfotografowali co ważniejsze strony terminarza. Dokładnie uwiecznili adres, który powtarzał się wiele razy i najwyraźniej stanowił ulubione miejsce spotkań Petersona z łowcą. 
- Myślisz, że powinniśmy złożyć im wizytę podczas schadzki? - Alexander zaczął sprzątać pomieszczenie, aby nikt nie spostrzegł małego śledztwa uczniów. 
- Dalej mamy areszt - przypomniał San, odkładając na miejsce terminarz. Nie wydawał się być przekonany. 
- Tak, ale Petersona jeszcze nie będzie w bazie - upierał się Alex. - Jeśli znikniemy na godzinę czy dwie, nikt nawet tego nie zauważy - dodał pewnym głosem. - A nawet gdyby ktoś próbował nas zatrzymać, to powiemy, że chcieliśmy tylko iść na zakupy czy coś tego typu. 
Alexandrowi podobała się myśl na opuszczenie Bractwa. Nudził się wśród czterech ścian zajmowanego przez nich pokoiku czy ciągłymi treningami. Pragnął zaczerpnąć świeżego powietrza chociaż na chwilę. Dodatkowo, kończyły mu się papierosy i przydałoby się je dokupić, a nie ma kogo o to poprosić. Nie chciał przymusowego odwyku, choć najpewniej Rebecca byłaby z tego powodu zadowolona. 
Białowłosy uśmiechnął się do blondyna, czekając na jego odpowiedź.

San?

środa, 16 grudnia 2020

Od Sana c.d. Alexandra

To była jedna z najlepszych wiadomości, jakie mógł w ostatnim czasie usłyszeć. Nieobecność Petersona oznaczała, że nie musieli już być nieustannie na baczności i pilnować tego, co robią bądź mówią, bo zaraz by to mogło zostać wykorzystane przeciw nim. Co więcej, jak im się bardziej poszczęści to może dostaną się do biura Petersona i znajdą coś więcej na własną obronę. Byłoby miło, jakby się okazał być zdrajcą.
– Mamy na jakiś czas luz – podsumował krótko.
Wziął szybki prysznic, przebrał się w świeże ubrania i położył się na łóżku, wzdychając ciężko. Dzisiaj Alex nie poszedł na trening, więc San się skupił w pełni na doskonaleniu swoich zdolności, co skończyło się na tym, że nieźle dał popalić samemu sobie. Aż się zdziwił gdy zdał sobie z tego sprawę. Co prawda, miało tu udział potencjalne zagrożenie ze strony Petersona i jego ucznia, ale nadal był zdumiony staraniami, jakie wkładał w trening. Może to też przez zbliżającą się rocznicę śmierci dziadka?
Właśnie. Miał nadzieję, że tego dnia będzie już wolny.
Spojrzał na Alexa, który siedział przy biurku i przepisywał lekcje. San również powinien się zabrać za nadrabianie, problem jednak tkwił w tym, że miał zrobić prace w programie graficznym, a głupi pachołek Petersona nie pozwolił mu zabrać laptopa. Jedyne co mógł zrobić to wykonać szkice do prac. I część już zrobił. Ach, świetnie. Mam nadzieję, że profesorowie dadzą mi trochę czasu na nadrobienie tego wszystkiego.
Nie miał za bardzo nic do roboty, więc wyciągnął komórkę i zaczął przeglądać Internet. Spojrzał na ostatnie wyszukiwania; wszystkie wpisy widocznej części listy były powiązane z McGardenem. Zmierzył je wzrokiem. Ten człowiek zaczynał go już męczyć. No musiał być kimś, musiał coś ukrywać. Skąd Peterson miał jego wizytówkę? Właściciel znanej korporacji nie dawał swoich wizytówek byle komu.
– A żeby tak łowcy zadźgali Petersona! – jęknął do siebie Alex. – Przez niego tyle problemów i jeszcze mam zaległości...
Słysząc to, San przytaknął w milczeniu, nadal zapatrzony w komórkę. Nie wolno było życzyć komuś złego, ale naprawdę by się ucieszył, gdyby coś się stało Petersonowi. Facet tyle im przysporzył problemów (i pewnie będzie ich jeszcze więcej), że gdyby łowcy go dopadli to miałby za swoje. Łowcy naprawdę powinni go dorwać...
Spojrzał na ostanie wyszukiwane hasło: Andrew McGarden.
Łowcy...
Otworzył szeroko oczy.
Poderwał się do pionu, zrobił to na tyle gwałtownie, że zwrócił tym uwagę Alexandra. Chłopak odwrócił głowę, przyjrzał mu się uważnie, unosząc brwi.
– Co jest? – spytał nieco zdziwiony.
San nie odpowiedział. Pochylił się nad komórką, najszybciej jak mógł jeszcze raz wyszukał informacje o McGardenie. Kliknął na jedno z wielu jego zdjęć, przyjrzał mu się uważnie, nie wierząc temu, co odkrył.
– McGarden – rzekł w końcu nieco zniżonym tonem – to łowca.
Na te słowa Alex otworzył szeroko oczy.
– Chwila, chodzi ci o tego gościa, którego wizytówkę znaleźliśmy w biurze Petersona? – spytał dla pewności, odkładając długopis na zeszyt.
W odpowiedzi San przytaknął. Wyciągnął z etui na telefon wizytówkę, zmierzył ją wzrokiem.
McGarden to łowca. Jak mogłem o tym zapomnieć?
Jak był jeszcze nowym uczniem w bractwie, Aurora postanowiła mu zrobić lekcję teoretyczną. Opowiedziała o osobach, które były potwierdzonymi łowcami; wśród nich znajdował się Andrew McGarden. Znany był z tego, że należał kiedyś do wojowników, a teraz wspierał organizację finansowo. San wtedy słuchał ją uważnie, jednak nie wiedzieć czemu zapomniał to tej jakże istotnej informacji. Dobrze, że sobie przypomniał. Wreszcie mieli punkt zaczepienia.
– Skąd wiesz, że to łowca? – usłyszał wtem.
Podniósł wzrok znad komórki na Alexa.
– Mentorka mi o tym mówiła – odparł, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę. – Ty nie wiesz? – Uniósł przeciętą blizną brew.
McGarden ponoć był osobą, o której powinien wiedzieć każdy członek bractwa. Żeby czasem nie wpaść w jego sidła.
Słysząc to pytanie Alex nieco się speszył. Odwrócił wzrok, chwilę później bąknął:
– Zapomniałem.
San o nic więcej go nie pytał. Postanowił się skupić na puzzlach, które właśnie ułożył.
Peterson miał w biurze wizytówkę łowcy, istniało więc dosyć spore prawdopodobieństwo, że był jakoś powiązany z wrogiem. Co prawda San nie mógł wyciągać pochopnych wniosków, ponieważ McGarden normalnie był prezesem i mogła między nimi być jedynie biznesowa relacja – lub inaczej, Peterson zdobył wizytówkę, bo to część tajnego planu: wniknięcie w szeregi łowców i pozyskanie informacji czy coś w tym stylu. Niekoniecznie musiało to oznaczać pakt Petersona z łowcami. Chociaż z drugiej strony Peterson od początku wydawał się Sanowi być podejrzanym typkiem.
Alex oparł się o krzesło, wziął głęboki wdech; wyglądał trochę, jakby się poddał z lekcjami.
– Wiedziałem, że Peterson jest podejrzany! – fuknął nagle, uderzając pięścią o biurko. – Pewnie specjalnie się na nas uwziął, by się nas pozbyć i jednocześnie zabłysnąć w oczach starszyzny! Powinniśmy pokazać wizytówkę górze!
– Nie wystarczy. – San pokręcił głową.
Na reakcję Koreańczyka Alexander uniósł brew.
– Chodzi, że nie przekonamy ich?
– Mhm. – Przytaknął. – Znajdujemy się na gorszej pozycji, więc musielibyśmy coś mocniejszego zapuścić, żeby przechylić szale.
Alexander westchnął ciężko.
– Ech, czułem, że tak łatwo nie będzie – mruknął po chwili.
Białowłosemu wyraźnie nie podobały się słowa Sana, ale nie miał co zaprzeczać, ponieważ były one w stu procentach prawdziwe. Nie mogli tak po prostu pójść do starszyzny i pokazać swoje znalezisko. Zaraz zostaliby zasypani pytaniami o wizytówkę, góra nabrałaby wobec nich podejrzeń (byli podejrzewani o zdradę, a tu nagle próbują o to samo oskarżyć osobę, która ich oskarżyła – no świetna gra), a jakby jeszcze nie znalazła odcisków palców Petersona albo i by nawet o tym nie pomyślała to uczniowie mieliby jeszcze gorzej niż dotychczas. Musieli zdobyć coś więcej.
Siedzieli tak, obydwoje zamyśleni. San wpatrywał się w wizytówkę, myśląc, co by zrobić z tym fantem. Jak na razie jedyny pożytek, jaki z niej mieli to taki, że sami odkryli, po czyjej tak naprawdę stronie był Peterson. Westchnął cicho, przeniósł wzrok na komórkę, gdy nagle usłyszał:
– Może skorzystamy z okazji i pójdziemy lepiej przeszukać gabinet Petersona?
Podniósł głowę, spojrzał na Alexandra. Popadł w zamyślenie, jednak chwilę później odparł:
– Możemy.

Alexander?

piątek, 4 grudnia 2020

Od Alexandra cd. Sana

Kiedy kolejny raz Alexander dostał piłką, stracił nadzieję, że trening z Sanem przyniesie jakiekolwiek skutki oprócz siniaków, które pewnie wieczorem pokryją całe jego ciało. Miał dosyć.
- Nie zapominaj, że ja również mogę się przemieszczać. - Blondyn podrzucał w ręce piłeczkę. - Yuri nie będzie stał jak kołek i czekał, że się do niego dobierzesz.
Tarcza, którą białowłosy wcześniej wykreował rozpadła się na milion kawałków. Alex nie miał już sił na dalszą walkę. Usiadł na ziemi, aby choć chwilę odpocząć. 
- Mam dość - jęknął, łapiąc oddech. - To nic nie daje. Nadal nie mam szans.
- Cóż, tak nagle nie staniesz się o wiele silniejszy. - Na słowa Sana, białowłosy zmarszczył brwi. Doskonale o tym wiedział. A dodatkowo nie zapowiadało się, aby chociaż trochę polepszył się w walce. Zamiast tego czuł się poobijany i wyczerpany wszystkim. Potrzebował odpoczynku.
- Co, jak Yuri w rzeczywistości nie jest taki silny? - zadał pytanie, ni do siebie, ni do rozmówcy. W końcu, nie wiedzieli właściwie nic o możliwym przeciwniku. Oprócz oczywiście jego żywiołu. Chociaż to ich nie zaskoczy.
- Jak opanujesz to, co ćwiczymy, wtedy będziesz od niego lepszy. Jeśli będziesz przygotowany na trudniejsze rzeczy to z łatwiejszymi bez problemu sobie poradzisz.
Alexander westchnął. Czy San zawsze musi tak twardo stąpać po ziemi? Nie pozwoli się nawet użalać nad sobą! Białowłosy położył się na ziemi. Chciał tutaj umrzeć. Blondyn na szczęście nie zmuszał go do dalszej pracy, najwyraźniej pozwalając mu na chwilę przerwy. Ostatecznie Alex tego dnia już nie trenował. Przesiedział resztę ćwiczeń na ziemi, obserwując szkolącego umiejętności Sana. Blondynowi, w odróżnieniu do drugiego ucznia, szło naprawdę dobrze.  
Wrócili do pokoju późno. Alexander był ciekaw, jak wygląda świat na zewnątrz. Właściwie to zatęsknił za widokiem miasta, w którym mieszkał. Zastanawiał się, czy spadł już śnieg. Chciałby go zobaczyć.
Po szybkim prysznicu, obolały po treningu Alex, od razu położył się do łóżka. Na nadejście snu nie musiał długo czekać. Kiedy tylko jego głowa znalazła się na poduszce, zasnął niemal od razu.
***
- Dzisiaj odpuszczę sobie trening - odparł białowłosy zaraz po śniadaniu. - Znajomy przesłał mi notatki z lekcji i przydałoby się, żebym je ogarnął - wyjaśnił. - Do zobaczenia później!
Alexander wrócił do pokoju. Wyciągnął zeszyt i zaczął przepisywać co ważniejsze informacje. Po kilku minutach strasznie się tym znudził. Musiał jednak wszystko nadrobić. Zdawał sobie jednak sprawę, że kiedy już będzie wolny i wróci do szkoły, będzie miał cholerne zaległości. Walony Peterson i jego głupie pomysły.
Białowłosy męczył się nad matematyką. Lubił ten przedmiot, ale sprawiał mu on małe problemy. Dodawaj, odejmij, pomnóż, podziel. Nie, nie przez zero! Przez zero się nie da, idioto! Alexander przygryzł długopis. Nie potrafił dojść do odpowiedniego wyniku. Zaczynało go to powoli irytować. W takim tempie, nigdy nie zrobi wszystkich prac domowych. 
- Cholera jasna - syknął niezadowolony, zamykając książkę. Czas na chwilę przerwy. Zaczął więc bezsensownie przeglądać telefon. Rebecca od kilku dni nie dawała znaku życia. Alex wyjątkowo się o nią martwił. Zwykle kobieta męczyła go wiadomościami. Nagła cisza z jej strony nie podobała mu się jeszcze bardziej. Rozmyślając nad nietypowym milczeniem mentorki, usłyszał dziwny dźwięk. Podniósł głowę znad urządzenia i zamarł w bezruchu. Spiął się, patrząc w stronę drzwi. Czy to możliwe, że San już wracał? Wtedy białowłosy zrozumiał, że ktoś majstruje przy zamku. To nie mógł być w końcu blondyn. ponieważ w końcu nikt nie włamywałby się do swojego własnego pokoju. 
Alexander stał cicho z krzesła i podszedł do drzwi. Niespodziewanie otworzył je, chcąc złapać winowajcę na gorącym uczynku. 
- W czym mogę pomóc? - zapytał pewnym głosem, mierząc wzrokiem kucającego jeszcze na ziemi Yuriego. W ręku trzymał wytrych. Twarz chłopaka natychmiast poczerwieniała. Jak poparzony odskoczył do tyłu. 
- Chciałem sprawdzić, czy jesteście na treningu... - wyjaśnił zmieszany. Uczeń może jest silny i straszny z powodu swojego żywiołu. Ale równocześnie jest też idiotą.
- Mogłeś zapukać - odparł Alexander spokojnie. Uniósł brwi, czekając na dalsze tłumaczenia chłopaka. - Wystarczyłoby w zupełności.
Białowłosego zastanawiała jedna rzecz. Peterson należał do osób, która ostrożnie planowała kolejne posunięcia. Mężczyzna nigdy nie zgodziłby się na taką samowolkę Yuri'ego. Może uczeń chciał zaimponować nauczycielowi? Właściwie Alexander zdał sobie sprawę, że dawno nie widział nienawidzącego ich członka Bractwa. Czyżby możliwe, że Petersona nie było, a jego uczeń postanowił działać na własną rękę? Alex postanowił to sprawdzić. W końcu, nie miał nic do stracenia.
- Trochę nudno, jak mentor jest poza bazą, nie? - Białowłosy uśmiechnął się złośliwie, opierając się o framugę drzwi.
- Kto ci powiedział, że jest na misji?! - Yuri podniósł się na równe nogi, nie kryjąc zdziwienia. - Myślałem, że to było ściśle tajne.
Absolutnie jest idiotą. Nieobecność Petersona to najlepsza wiadomość, jaką Alexander mógł usłyszeć. Jego uczeń najwyraźniej zrozumiał, że to on zdradził tajemnicę mentora. Zrzucił wrogie spojrzenie wyprostowanemu dumnie białowłosemu. Bez słowa odszedł. Nie dość, że wygadał się o misji nauczyciela, to jego włam skończył się porażką. 
Właściwie, czego Yuri mógł poszukiwać? Może szukał sposobu, aby przypodobywać się Petersonowi? Albo chciał dowiedzieć się czegokolwiek na temat możliwych przeciwników? Powód pozostawał dla Alexandra nieznany, ale nie miało to znaczenia. Plan nie wyszedł, a białowłosy zyskał cenną informację. Wystarczyło jedynie poczekać na powrót Sana. Alex nie mógł się doczekać, aż opowie blondynowi o niespodziewanych odwiedzinach. Nie chciał jednak opuszczać pokoju. W końcu - Yuri zawsze mógłby wpaść na kolejny genialny pomysł. Nigdy nic nie wiadomo. 
Alexander powrócił do lekcji, ale był zbyt podekscytowany, żeby się skupić. Bazgrał po zeszytach, tworząc wątpliwej jakości sztukę. Ostatecznie nie skończył przepisywać notatek z niczego. Będzie musiał przy tym jeszcze trochę posiedzieć. Nie, żeby to mu specjalnie przeszkadzało. Teraz, kiedy Petersona nie ma i pewnie szybko nie wróci, nie mają aż tak wielu powodów do zmartwień. Może nawet Yuri powstrzyma się od prowokacji do ataków? Chociaż z tym nie mieli pewności - chłopak jest nieprzewidywalny. A nawet szalony. 
San powrócił do pokoju jakieś dwie godziny później. Szybko zauważył zmianę w zachowaniu Alexandra.
- Coś się stało? - zapytał, odkładając rzeczy na łóżko. Uniósł pytająco brwi, nie spuszczając wzorku z białowłosego.
 - Słuchaj tego - zaczął Alexander. Opowiedział szczegółowo o całym zajściu. Blondyn przez ten czas milczał, co chwilę kiwając głową. 
- Więc Petersona nie ma? - upewnił się San, podsumowując relację białowłosego.
- Zdaje się, że tak - potwierdził Alex. Nie życzył nikomu źle, ale nie zapłakałby, gdyby mężczyźnie coś się stało. Niech szybko nie wraca. Nie zatęsknię

San?