To była jedna z najlepszych wiadomości, jakie mógł w ostatnim czasie usłyszeć. Nieobecność Petersona oznaczała, że nie musieli już być nieustannie na baczności i pilnować tego, co robią bądź mówią, bo zaraz by to mogło zostać wykorzystane przeciw nim. Co więcej, jak im się bardziej poszczęści to może dostaną się do biura Petersona i znajdą coś więcej na własną obronę. Byłoby miło, jakby się okazał być zdrajcą.
– Mamy na jakiś czas luz – podsumował krótko.
Wziął szybki prysznic, przebrał się w świeże ubrania i położył się na łóżku, wzdychając ciężko. Dzisiaj Alex nie poszedł na trening, więc San się skupił w pełni na doskonaleniu swoich zdolności, co skończyło się na tym, że nieźle dał popalić samemu sobie. Aż się zdziwił gdy zdał sobie z tego sprawę. Co prawda, miało tu udział potencjalne zagrożenie ze strony Petersona i jego ucznia, ale nadal był zdumiony staraniami, jakie wkładał w trening. Może to też przez zbliżającą się rocznicę śmierci dziadka?
Właśnie. Miał nadzieję, że tego dnia będzie już wolny.
Spojrzał na Alexa, który siedział przy biurku i przepisywał lekcje. San również powinien się zabrać za nadrabianie, problem jednak tkwił w tym, że miał zrobić prace w programie graficznym, a głupi pachołek Petersona nie pozwolił mu zabrać laptopa. Jedyne co mógł zrobić to wykonać szkice do prac. I część już zrobił. Ach, świetnie. Mam nadzieję, że profesorowie dadzą mi trochę czasu na nadrobienie tego wszystkiego.
Nie miał za bardzo nic do roboty, więc wyciągnął komórkę i zaczął przeglądać Internet. Spojrzał na ostatnie wyszukiwania; wszystkie wpisy widocznej części listy były powiązane z McGardenem. Zmierzył je wzrokiem. Ten człowiek zaczynał go już męczyć. No musiał być kimś, musiał coś ukrywać. Skąd Peterson miał jego wizytówkę? Właściciel znanej korporacji nie dawał swoich wizytówek byle komu.
– A żeby tak łowcy zadźgali Petersona! – jęknął do siebie Alex. – Przez niego tyle problemów i jeszcze mam zaległości...
Słysząc to, San przytaknął w milczeniu, nadal zapatrzony w komórkę. Nie wolno było życzyć komuś złego, ale naprawdę by się ucieszył, gdyby coś się stało Petersonowi. Facet tyle im przysporzył problemów (i pewnie będzie ich jeszcze więcej), że gdyby łowcy go dopadli to miałby za swoje. Łowcy naprawdę powinni go dorwać...
Spojrzał na ostanie wyszukiwane hasło: Andrew McGarden.
Łowcy...
Otworzył szeroko oczy.
Poderwał się do pionu, zrobił to na tyle gwałtownie, że zwrócił tym uwagę Alexandra. Chłopak odwrócił głowę, przyjrzał mu się uważnie, unosząc brwi.
– Co jest? – spytał nieco zdziwiony.
San nie odpowiedział. Pochylił się nad komórką, najszybciej jak mógł jeszcze raz wyszukał informacje o McGardenie. Kliknął na jedno z wielu jego zdjęć, przyjrzał mu się uważnie, nie wierząc temu, co odkrył.
– McGarden – rzekł w końcu nieco zniżonym tonem – to łowca.
Na te słowa Alex otworzył szeroko oczy.
– Chwila, chodzi ci o tego gościa, którego wizytówkę znaleźliśmy w biurze Petersona? – spytał dla pewności, odkładając długopis na zeszyt.
W odpowiedzi San przytaknął. Wyciągnął z etui na telefon wizytówkę, zmierzył ją wzrokiem.
McGarden to łowca. Jak mogłem o tym zapomnieć?
Jak był jeszcze nowym uczniem w bractwie, Aurora postanowiła mu zrobić lekcję teoretyczną. Opowiedziała o osobach, które były potwierdzonymi łowcami; wśród nich znajdował się Andrew McGarden. Znany był z tego, że należał kiedyś do wojowników, a teraz wspierał organizację finansowo. San wtedy słuchał ją uważnie, jednak nie wiedzieć czemu zapomniał to tej jakże istotnej informacji. Dobrze, że sobie przypomniał. Wreszcie mieli punkt zaczepienia.
– Skąd wiesz, że to łowca? – usłyszał wtem.
Podniósł wzrok znad komórki na Alexa.
– Mentorka mi o tym mówiła – odparł, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę. – Ty nie wiesz? – Uniósł przeciętą blizną brew.
McGarden ponoć był osobą, o której powinien wiedzieć każdy członek bractwa. Żeby czasem nie wpaść w jego sidła.
Słysząc to pytanie Alex nieco się speszył. Odwrócił wzrok, chwilę później bąknął:
– Zapomniałem.
San o nic więcej go nie pytał. Postanowił się skupić na puzzlach, które właśnie ułożył.
Peterson miał w biurze wizytówkę łowcy, istniało więc dosyć spore prawdopodobieństwo, że był jakoś powiązany z wrogiem. Co prawda San nie mógł wyciągać pochopnych wniosków, ponieważ McGarden normalnie był prezesem i mogła między nimi być jedynie biznesowa relacja – lub inaczej, Peterson zdobył wizytówkę, bo to część tajnego planu: wniknięcie w szeregi łowców i pozyskanie informacji czy coś w tym stylu. Niekoniecznie musiało to oznaczać pakt Petersona z łowcami. Chociaż z drugiej strony Peterson od początku wydawał się Sanowi być podejrzanym typkiem.
Alex oparł się o krzesło, wziął głęboki wdech; wyglądał trochę, jakby się poddał z lekcjami.
– Wiedziałem, że Peterson jest podejrzany! – fuknął nagle, uderzając pięścią o biurko. – Pewnie specjalnie się na nas uwziął, by się nas pozbyć i jednocześnie zabłysnąć w oczach starszyzny! Powinniśmy pokazać wizytówkę górze!
– Nie wystarczy. – San pokręcił głową.
Na reakcję Koreańczyka Alexander uniósł brew.
– Chodzi, że nie przekonamy ich?
– Mhm. – Przytaknął. – Znajdujemy się na gorszej pozycji, więc musielibyśmy coś mocniejszego zapuścić, żeby przechylić szale.
Alexander westchnął ciężko.
– Ech, czułem, że tak łatwo nie będzie – mruknął po chwili.
Białowłosemu wyraźnie nie podobały się słowa Sana, ale nie miał co zaprzeczać, ponieważ były one w stu procentach prawdziwe. Nie mogli tak po prostu pójść do starszyzny i pokazać swoje znalezisko. Zaraz zostaliby zasypani pytaniami o wizytówkę, góra nabrałaby wobec nich podejrzeń (byli podejrzewani o zdradę, a tu nagle próbują o to samo oskarżyć osobę, która ich oskarżyła – no świetna gra), a jakby jeszcze nie znalazła odcisków palców Petersona albo i by nawet o tym nie pomyślała to uczniowie mieliby jeszcze gorzej niż dotychczas. Musieli zdobyć coś więcej.
Siedzieli tak, obydwoje zamyśleni. San wpatrywał się w wizytówkę, myśląc, co by zrobić z tym fantem. Jak na razie jedyny pożytek, jaki z niej mieli to taki, że sami odkryli, po czyjej tak naprawdę stronie był Peterson. Westchnął cicho, przeniósł wzrok na komórkę, gdy nagle usłyszał:
– Może skorzystamy z okazji i pójdziemy lepiej przeszukać gabinet Petersona?
Podniósł głowę, spojrzał na Alexandra. Popadł w zamyślenie, jednak chwilę później odparł:
– Możemy.
Alexander?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz