Zmierzył wzrokiem Alexandra. Tak jak przeszukanie gabinetu Petersona nie było dla niego czymś niebezpiecznym czy chociażby nieodpowiednim, tak wyjście poza bazę szpiegować kogokolwiek nie przedstawiało mu się jako dobry plan... To znaczy, dobrze by było gdyby mogli zdobyć jakiś mocniejszy dowód na zdradę Petersona, ale jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, będą mieli przerąbane, a dłuższe uziemienie w siedzibie będzie najlepszą z konsekwencji. Nie za bardzo widział siebie ryzykującego; chciał jak najszybciej skończyć ten cały areszt i móc wreszcie wrócić do normalnego życia.
Tylko kiedy to się skończy?
To pytanie przechyliło szale. W końcu nawet nie wiedzieli, ile jeszcze będą musieli tu siedzieć. Możliwe, że o wiele szybciej byłoby przyłapać Petersona na gorącym uczynku.
Wziął głęboki wdech.
– Warto spróbować – rzekł ostatecznie. – Petersona nie ma, a jego pachołki raczej nie są na tyle mądre, by same z siebie postanowiły sprawdzić, gdzie jesteśmy. Jak po drodze nie spotkamy Yuriego to też będzie dobrze.
Słysząc te słowa Alexander wyraźnie się ucieszył. Wydawało się, że zaraz aż podskoczy z radości. Uśmiechnął się szeroko, na co San uniósł brew w konfuzji; z początku nie wiedział, czemu chłopak tak się cieszył, ale szybko doszedł do wniosku, że pewnie radowało go samo wyjście. I tu mu się jakoś specjalnie nie dziwił. Choć on sam należał do domatorów, zdążył już zatęsknić za wychodzeniem, nawet jeśli to było głównie na uniwersytet lub z Gyeowoolem. Swobodne siedzenie w domu cały dzień jest okej, ale przymusowe już nie.
Gdy upewnili się, że nie pozostawili po sobie żadnego śladu, wyszli z gabinetu. Alex tak jak wcześniej stworzył lodowy klucz i zamknął nim dobrze drzwi, po czym obydwoje wrócili do swojego pokoju.
– Musimy mieć jakiś plan – stwierdził Alex, siadając do biurka.
– Akurat za dużo nie trzeba planować – odparł San, kładąc się na łóżku i biorąc do ręki komórkę. – Wyjść z bazy, pójść na miejsce spotkania, dobrze się ukryć, podsłuchać rozmowę i niepostrzeżenie wrócić. To w zasadzie tyle.
– Hm... – Alex popadł na moment w zamyślenie. – W sumie to nawet nie musimy się tak starać z tym wyjściem. Poza Petersonem i starszyzną raczej nikt nie wie, co my tu robimy.
– Jedynie musimy z ubiorem zaplanować. Coś ciemnego, ale nie możemy iść przez bazę obydwoje cali na czarno ubrani, bo mogą coś podejrzewać.
– Masz rację.
Resztę dnia spędzili omawiając plan działania. Przesiedzieli tak aż do później godziny. Ale już wcześniej chcieli się przygotować.
Następny dzień zapowiadał się w miarę spokojnie. Do czasu.
– Wyzywam was na pojedynek!
Kto by przypuszczał, że te słowa padną z ust Yuriego tak wcześnie? Na pewno nie San. Wiedział, że Rusek jest głupi, ale nie że aż tak. Pojedynek? A temu co? Nie miał pojęcia, co mogło się kryć za tak gwałtowną decyzją. A może i nie była gwałtowna? Możliwe, że wcześniej to planował, skoro tak o wbił na salę, kiedy oni sobie ćwiczyli i wyzwał ich na pojedynek. Ale dlaczego? Tak bardzo ich nie lubił? Co oni mu niby zrobili? Przecież to on wszystko zaczął.
– Em, zdajesz sobie sprawę, że to dosyć nieodpowiedzialny pomysł? – spytał San, ale głos jego zdradzał, że nie oczekiwał odpowiedzi, która go zadowoli. – Nie ma naszych mentorów, technicznie nie jesteśmy nawet pełnoprawnymi członkami bractwa i...
– Ach zamknij się! – warknął Yuri. – Nie wierzę, że wykłada mi ktoś, kto wygląda jakby sam bił się z niemal każdym!
Na te słowa Koreańczyk zmrużył oczy, jednak nie skomentował słów tamtego. Mimo wszystko Yuri nie wyprowadzał go z równowagi tak jak Peterson.
– Wow, nie dość, że tępy to jeszcze niemiły – westchnął Alex, krzyżując na piersi ręce.
– Co powiedziałeś?! – zwrócił się do niego Yuri, omal nie chwytając go za T-shirt.
– Ja tylko stwierdzam fakt. – Wzruszył ramionami. – Naprawdę, nie ma mentora i już ci odbija. Pomijając fakt, że to nieodpowiednie, nawet nie mamy ochoty na walkę z kimś takim jak ty – prychnął.
San powstrzymał się przed podparciem czoła ręką. Nie wierzył w to, co właśnie się działo. Ani w to, że miał pewne problemy z zachowaniem spokoju. W tym momencie bardzo chciał skopać dupsko Yuriemu, byle by dał im żyć. Miałby już za sobą ten cały pojedynek (czuł, że chłopak tak prędko im nie odpuści). No i przy okazji pokazałby mu, że nie jest kimś, kogo można lekceważyć. Jestem od ciebie starszy, no!
Yuri wbijał w nich pełne furii spojrzenie, tamtych jednak jakoś szczególnie to nie ruszało. Alexander zmierzył Ruska wzrokiem z góry na dół, ponownie westchnął.
– Słuchaj, daj nam spokój, naprawdę nam się nie chce pokazywać tobie, kto tu rządzi – rzucił jakby od niechcenia.
Słysząc to, Yuri otworzył szeroko oczy.
– Nie lekceważcie mnie! – wrzasnął, przyjmując pozycję gotową do walki. – Jestem silniejszy niż możecie sobie wyobrazić!
San przestąpił z nogi na nogę. Spojrzał kątem na Alexa, który na dosłownie sekundę jak gdyby się zawahał. Cóż, czuli, że mimo wszystko Yuri nie był kimś, kto tylko tak mówił. Musiał sporo ćwiczyć. Ponadto władał kwasem, co było dosyć niebezpieczną substancją.
Koreańczyk wziął nieco głębszy wdech.
– Jak tak bardzo ci na tym zależy to możemy zawalczyć – odezwał się jakby od niechcenia. – Tylko radzę nie przesadzać za bardzo, bo odpowiem tym samym.
Yuri spojrzał na niego, zamrugał parę razy. Przez chwilę wydawał się nie wierzyć w to, co właśnie usłyszał. Blondyn musiał zgodzić się szybciej niż przypuszczał. Szybko jednak na jego twarz wskoczył w pewnym stopniu złowieszczy uśmieszek, a oczy podejrzanie błysnęły.
– Ha, pokażę wam, na co mnie stać! – zawołał cały uradowany.
Alexander nic nie powiedział, jedynie popatrzył na Koreańczyka z pewną niepewnością. San spojrzał na niego, przytaknął głową, próbując w ten sposób przekazać mu, że będzie dobrze. A przynajmniej nie będzie źle, bo dopilnuje, by nic poważnego im się nie stało, a także rozwali Yuriego, jednocześnie nie ujawniając wszystkich kart. Jeśli zadziała odpowiednio szybko, wygrają tę walkę.
– To kto ma iść pierwszy? – spytał, powracając wzrokiem na Yuriego. – Chyba że chcesz bardzo odważnie pojedynkować się z dwoma naraz. Wiesz, wtedy rzeczywiście pokazałbyś, że jesteś silny.
Miał nadzieję, że Yuri chwyci haczyk.
Alexander?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz