sobota, 28 sierpnia 2021

Od Sana cd. Alexandra

Niechętnym krokiem szedł przed siebie, narzekając w duchu na to całe szkolenie. Nie podobało mu się ono głównie dlatego, że łowcy nie dali nikomu wystarczająco dużo czasu na odpoczynek. Dosłownie kilka dni temu odbył się ten cały turniej, a teraz znowu ich zmuszali do jakiegoś niecodziennego wysiłku. Jeszcze fakt, że on był ranny. Co prawda, nafaszerował się lekami przeciwbólowymi, ale czuł, że jak się zacznie szczególnie gimnastykować to nawet tabletki nie powstrzymają bólu boku. No i nie można zapomnieć o tym, że tymczasowo był ślepy na jedno oko (zwłaszcza że po ostatniej wizycie u pielęgniarki kobieta stwierdziła, że jednak trochę dłużej niż parę dni będzie musiał nosić opatrunek). Normalnie świetnie, od zawsze marzyłem o takim treningu...
Przynajmniej nie narzekał na noc, w przeciwieństwie do większości. Nie spał gdy łowcy ich wezwali, plus należał do osób, które bardziej aktywne były po zmroku. I ogólnie preferował robienie rzeczy w nocy.
Dzięki smoczym genom był w stanie nieco lepiej się orientować w gęstym, mrocznym lesie. Może i nie miał w oczach noktowizora, ale z pewnością dostrzegał trochę więcej niż zwykli ludzie (nawet tylko jednym okiem). Też nie można było zapomnieć o przeróżnych zapachach, które z pewnej odległości dało radę się wyczuć. A poszlaki pozostawione przez łowców miały to do siebie, że pachniały człowiekiem.
Podniósł leżącą pod jednym z wielu tak samo wyglądających drzew łuskę.
– Kolejna! – usłyszał wtem.
Spodziewając się już tego okrzyku nie podskoczył tak jak to zrobił poprzednim razem. Wyprostował się, spojrzał na stojącego obok Yohana.
Chłopak musiał za nim pójść jakby nie miał żadnych innych znajomych, a tak nie było, ponieważ dało się go zobaczyć z różnymi osobami. Osobiście San wolałby sam pójść – cisza, spokój, trochę przestrzeni. Dobrze jednak wiedział, że tego delikwenta nie da się pozbyć dopóki jakimś trafem się go nie zgubi.
Zmierzył wzrokiem łuskę, po czym bez słowa dał ją Yohanowi.
– Naprawdę dobrze zrobiłem idąc z tobą! – zawołał tamten, chowając przedmiot do kieszeni. – Jeśli mam być szczery to na samym początku myślałem czy by nie pójść z Yurim.
– Z Yurim? – Samuel uniósł brew. – A z nim to czemu? Też podążasz za nim ślepo jak tamte owce, które wyglądają, jakby zaraz miały założyć dla niego kult?
– Nie, co ty! – zaprzeczył żywo, unosząc ręce w geście obronnym. – Chodziło mi o to, że z nim było całkiem sporo osób i wiesz, wiele par oczu szybciej zauważy jakieś poszlaki. Ty tak nie pomyślałeś? – dodał, unosząc brew w zaciekawieniu.
W odpowiedzi Samuel rzucił mu wymowne spojrzenie.
– Ach, no tak – rzekł Yohan – jesteś indywidualistą.
Po krótkiej ciszy niebieskowłosy ruszył dalej.
– Praca w grupie nie jest zła – przyznał. – Dopóki nikt mi nie włazi pod nogi. Ale myślę, że poprzez robienie w grupach łowcom nie chodziło o stworzenie całej armii. Może i szybciej znajdą poszlaki, ale ich ogólny wynik będzie gorszy, ponieważ w prawdziwej sytuacji smok zaraz by ich zauważył.
– Nie pomyślałem o tym – powiedział Yohan po krótkim namyśle. – Czyli naprawdę dobrze zrobiłem, idąc z tobą! – Uśmiechnął się szeroko.
Ignorując jego ostatnie słowa, San ponownie się schylił i podniósł trzecią już łuskę. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich ta miała inny kolor.
Yohan podszedł bliżej, popatrzył na łuskę. Wyciągnął z kieszeni swoje.
– Ta jest inna! Czyżby były dwa smoki?
– Patrząc na to wątpię – odparł Samuel, biorąc do ręki pozostałe łuski i przykładając do siebie. – Różnią się jedynie kolorem. To raczej ten sam. I nie jest jakiś specjalnie duży, pewnie około trzy metry długości bez ogona.
Tym razem to on schował łuski do kieszeni i ruszył dalej.
– Wow, Samuel, ty to jesteś super! – zawołał z podziwu Yohan, doganiając go. – Świetnie walczysz, masz już wiedzę o smokach, jesteś sprytny – zaczął wyliczać na palcach. – Czy ty masz jakąkolwiek wadę?!
– Obecnie wzroku.
Chwila ciszy.
– Oh... – Yohan wyraźnie się speszył.
Już bez tak żywej rozmowy kontynuowali poszukiwania. San w miarę szybko znajdował poszlaki, choć z czasem zaczął mieć problem, a mianowicie: Yohan poruszał się za dużo. Zdecydowanie za dużo.
Chłopak uznał, że jako syn szanowanego łowcy bla bla bla nie mógł wypaść źle i sam zaczął dokładnie szukać wszelakich dowodów na szkoleniową obecność wielkich latających gadów. Biegał tu i tam, zaglądając do niemal każdego możliwego zakątka, raz będąc za Sanem, raz obok, raz przed nim, co poskutkowało tym, że zapachy zaczęły się mieszać Koreańczykowi. Teraz wszędzie wokół siebie czuł człowieka z domieszką potu. A to niezbyt mu się podobało.
Próbował nakłonić Yohana do przystopowania chociaż na moment, lecz tamten o dziwo go nie słuchał, tłumacząc się, że nie może spaść na tyły i tak dalej, a San przecież nie mógł powiedzieć: Słuchaj, ogarnij się, bo przez to twoje skakanie jak płonący zając nie potrafię wyczuć zapachu poszlak... W sumie mógł. Ale jak wiadomo, źle by się to skończyło.
Gdy wreszcie nadeszła ta chwila, w której San już nie wiedział czy w ogóle szli w dobrym kierunku, stracił cierpliwość.
– Ej, sprawdź to – rzucił stając w miejscu.
– Poszlaka?! – Yohan się zerwał jak poparzony. – Moja!
Podbiegł do towarzysza, gdy nagle rozległ się podejrzany dźwięk mechanizmu. Nim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, chłopak wpadł w sieć i zawisnął metr nad ziemią.
– O Boże! – zawołał w chwilowym przerażeniu. – Matko, co to?! No nie, pułapka! Naprawdę łowcy je przyszykowali! Jakby smoki były na tyle inteligentne, że mogą same zastawić pułapki na ludzi! Ugh! Samuel, plz, pomóż...!
Odwrócił głowę i zastał pusty las.
– Samuel?



Ach, od razu lepiej.
Pozbycie się Yohana było dobrym pomysłem. Młody potrafił być irytujący, a Sanowi, szczerze mówiąc, zaczęło zależeć na zaliczeniu tego szkolenia w dosyć krótkim czasie. Poza tym, że wtedy będzie mógł szybciej wrócić do pokoju, zdobyłby kolejne punkty reputacji. A choć Yohan był dobrym źródłem informacji, tym razem Koreańczyk nie był w stanie z nim długo wytrzymać. Chyba w tej całej misji udawania rekruta zaczęła mu siadać jego dawniej niemalże anielska cierpliwość.
Wyciągnął z krzaków nieduże pióro, przyjrzał mu się dokładnie. Łowcy pozostawili prawdziwe smocze elementy. San spodziewał się, że będą to podróby, aczkolwiek może chcieli już wcześnie pokazać rekrutom jak wyglądały i jakie były w dotyku.
Usłyszał szelest, odwrócił się gwałtownie, przyjmując pozycję obronną. Stał tak nieruchomo, przyglądając się drzewom.
– Samuel? – usłyszał.
Skąd to...?
Odwrócił głowę lekko w lewo i dopiero wtedy spostrzegł kogoś. Aha, nie zobaczyłem przez przepaskę...
Zmierzył wzrokiem Alexandra, rozluźnił mięśnie. Czyżby szczęście? Zaczął iść w jego kierunku, już miał otworzyć usta, by coś powiedzieć, gdy nagle zza pobliskiego drzewa wyłoniła się znajoma dziewczyna. San zatrzymał się, przyjrzał się jej, momentalnie poważniejąc. Czyli jednak nie będą mogli trochę czasu sami spędzić i być może porozmawiać o misji.
– Huh, co ty tu robisz? – spytała Elise, jej głos przeciekał wrogością.
– No ciekawe, co ja, rekrut bractwa łowców, mogę robić w lesie w środku nocy – odparł Samuel, krzyżując ręce na piersi. – Cieszę się, że niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, po co tu w ogóle przyszli. Mniejsza konkurencja.
Między trójką nastała chwila ciszy.
W sumie San mógł się spodziewać, że jeśli uda mu się spotkać Alexa to najprawdopodobniej nie będzie on sam. Z tego co widział, Elise praktycznie nie odstępowała go na krok. Aż wyglądało to dla niego dziwnie znajomo. No tak, Yohan. Po tym misternym planie pozbycia się go na jakiś czas zdążył o nim zapomnieć.
Alexander zmierzył wzrokiem wpierw Koreańczyka, potem Elise.
– Jak już tu jesteśmy razem – zaczął – to może wspólnie kontynuujmy poszukiwania?
Elise posłała kolejne wrogie spojrzenie w stronę Samuela, otworzyła jednak szeroko oczy w zdziwieniu, gdy usłyszała słowa padające z jego ust:
– Niech ci będzie.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz