niedziela, 20 lutego 2022

Od Sana cd. Alexandra

Aish, niedobrze...
Zwilżył językiem usta, zmrużył nieco oczy. Ani odrobinę nie podobało mu się to wszystko. Bawienie się w rekruta w bazie łowców to chyba za mało, los musiał jeszcze spuścić na niego przebywanie w jednym pomieszczeniu z najlepszymi jednostkami w całej organizacji.
To nie byle jacy ludzie. Tyle walk stoczyli ze smokami, że teraz byli wręcz specami w swoim fachu. Znali wszystkie słabe punkty przeciwnika, a jak coś nowego się pojawiało to im najszybciej udawało się to rozgryźć. San nawet słyszał od swojej mentorki, że raz któryś z tych łowców złapał smoka, który w żaden sposób nie rzucał się w oczy. To już polowanie na zupełnie innym poziomie.
Problem nie był mały. Jeden nieodpowiedni ruch i ktoś zaraz to zauważy. I choć San już wyrobił o sobie opinię innych, dzięki której może jakoś dać radę, martwił się o Alexandra. Obawiał się, że rudzielec się zestresuje i łowcy, jeśli nie zaczną go podejrzewać o szpiegostwo to pomyślą, że ma za małe predyspozycje.
Yuri? A, Yuri. W przypadku Yuriego to San martwił się, że Rusek wrzuci resztę do bagna przez swoją własną głupotę. Jak już to niech skacze sam, a innych zostawi w spokoju.
– Dwunastka najlepszych z najlepszych przez najbliższe trzy dni poprowadzi wasze treningi – ogłosił prowadzący. – Bierzcie całymi garściami, ponieważ bardzo wam się przyda ta lekcja.
– Czy mogę najpierw się dowiedzieć, kto z egzaminu miał więcej niż dziewięćdziesiąt procent? – wtrąciła wtem jedna z kilku kobiet w wielkiej dwunastce.
– A-Ależ oczywiście – odparł tamten, po czym zwrócił się do rekrutów: – Wszyscy, którzy mieli więcej niż dziewięćdziesiąt procent wystąpić naprzód!
San spojrzał ze skosu na kilka osób, które wyszły z szeregu. Szturchnięty łokciem przez stojącego obok Yohana sam wykonał dwa leniwe kroki. Popatrzył na również wysuniętą na przód Elise. Dziewczyna spoglądała na niego, leczy gdy dostrzegła jego wzrok, pospiesznie odwróciła głowę. San zmarszczył brwi. Patron to zorganizował, hę? Chyba wiem, kim on jest...
– Przedstawcie się – powiedziała ta sama kobieta, puszczając kadetom spokojny uśmiech.
Każdy z grupki wybrańców podał swoje nazwisko. Kiedy przyszła kolej na Sana, ten posłał łowczyni zimne spojrzenie i niechętnie rzucił:
– Samuel Rivers.
– Samuel Rivers? – usłyszał.
Przeniósł wzrok na innego łowcę, który przyglądał mu się uważnie.
– Słyszałem, że to ty wygrałeś turniej rekrutów, prawda?
Stosunkowo młody mężczyzna w lekkim pancerzu podszedł do niego i zatrzymał się tuż przed nim. Wyszczerzył się w dziwacznym trochę uśmiechu, wyciągnął otwartą dłoń.
– Gratuluję wygranej! – zawołał wesoło.
Samuel nic nie odpowiedział, nawet się nie poruszył. Jedynie spuścił wzrok na rękę tamtego z pewnym ukrytym zniechęceniem.
Łowca na ten widok zaśmiał się trochę nerwowo. Przyjrzał się twarzy Azjaty, gdy nagle podszedł jeszcze bliżej niż był, tym razem naruszając niegłoszoną zasadę jednego metra.
– Coś ci się stało w oko? – spytał tonem pełnym ciekawości.
San odchylił lekko głowę do tyłu, wykonał drobny krok w tył. Jak on to...?
Coś złowieszczo błysnęło w kącie lewego oka. Spojrzał w bok i zauważył ostrze sztyletu, pędzące po łuku idealnie na niego.
Od razu zareagował. Odchylił się gwałtownie do tyłu, z ukrytą pomocą ze strony grawitacji zachowując równowagę. Bez zawahania jednym kopnięciem odepchnął łowcę kilka kroków od siebie, po czym sam odskoczył, zwiększając dystans. Stanął szeroko na nogach, prawą rękę trzymając przy kieszeni spodni.
Łowca wyprostował się, podrzucił swój sztylet, by złapać go z gracją.
– Unik i odepchnięcie – rzekł. – No, no, całkiem nieźle. – Schował broń do pochwy, a następnie uśmiechnął się niewinnie. – Wybacz, tylko sprawdzałem czy z okiem wszystko w porządku.
Gdy pokazał, że nie zamierza więcej atakować, San powoli rozluźnił mięśnie. Nadal jednak uważnie przyglądał się łowcy.
Z tymi ludźmi nie ma żartów.
Około pół godziny łowcy spędzili na opowiadaniu rekrutom, jak to jest być zawodowcem i jak wyglądają walki z prawdziwymi smokami. Rzucali różnymi radami, odpowiadali na pytania. San nie odzywał się słowem, bacznie obserwując dwunastkę. Mierzył wzrokiem ich wygląd, zachowanie, bronie i na tym próbował rozpracować style walki. W końcu nigdy nie wiadomo, może któregoś dnia stanie z jednym z nich do walki. Miał tylko nadzieję, że to nie nastąpi w ciągu najbliższych dni. Na samą myśl o tym, że przebywa w jednym pomieszczeniu z dwunastoma elitarnymi łowcami, brał go niepokój.
Paru łowców rozpoznał. Aurora kiedyś mu ich opisywała. I oczywiście wśród nich musiała być żywa legenda – Walter Bergen. Większość członków bractwa na samo jego nazwisko trzęsła portkami, młodzi mówili, że wypowiadanie jego imienia sprowadza zgubę (jakby był bratem Krwawej Mary czy bogowie wiedzą, kim). Łowcy chwalili, że Bergen do perfekcji opanował sztukę łapania smoków żywcem. Innymi słowy, zapowiadało się naprawdę ciekawie.
– Jakieś jeszcze pytania? – kobieta o imieniu Natalie zatrzepotała rzęsami.
– Ja mam, ja mam!
Wszyscy spojrzeli na Yuriego. San przygryzł dolną wargę. To się nie skończy dobrze.
– Co by było, gdyby tutaj był smok? – zapytał Rosjanin. – W znaczeniu, że pod przykrywką, ukrywa się, coś w tym stylu – pospiesznie tłumaczył. – Nie, że jakikolwiek tu jest, bo to przecież niemożliwe, zero procent szans, ale tak, em, hipopotamicznie, powiedzmy, jakiś tu jest.
Łowcy popatrzyli na niego z wyraźną konsternacją. San otworzył szeroko oczy, zacisnął dłoń w pięść.
Każde wylatujące zdanie z ust Yuriego sprawiało, że coraz bardziej czuł silną potrzebę przejechania jego twarzą po ziemi i posłania go prosto w sufit.
Zaskoczeni tym pytaniem łowcy nie wiedzieli, co odpowiedzieć. Pozostali rekruci gapili się na Yuriego, Alexander uparcie starał się ukryć strach, jaki wyraźnie go opętał. Zapadła grobowa cisza, którą jednak przerwał surowy, lodowaty głos:
– A co, jesteś nim?
Kadeci momentalnie zburzyli szereg, na tak powstałej scenie pozostawiając Yuriego i stojącego trochę dalej Samuela. Niebieskowłosy pewnym, wręcz aroganckim krokiem zbliżył się do Rosjanina, nieprzyjemne w tym momencie dźwięki uderzania ciężkich podeszw glanów o podłogę odbijały się od ścian pomieszczenia.
– Martwisz się o swoją zimną, łuskowatą dupę? – zapytał mrożącym krew w żyłach tonem Samuel, będąc coraz bliżej. – Jak chcesz to mogę ja ci odpowiedzieć na twoje pytanie. Ale wiesz, preferuję działania nad słowami.
Yuri cofnął się odrobinę, przełknął głośno ślinę.
– N-Nie no, co ty, oczywiście, że nie jestem! – wyjąkał. – T-To tylko takie pytanie! Hipopotamiczne!
– Hipotetyczne – poprawił go.
Przez chwilę jeszcze przeszywał ostrym spojrzeniem Yuriego, po czym odsunął się od niego na kilka kroków.
– Jeśli byłby to jakikolwiek smok – zwrócił się do wszystkich – to powinien się modlić o to, żebym to ja go nie wykrył.
Powrócił wzrokiem na Yuriego.
Jak zrujnujesz tę misję, osobiście cię wykończę.
Po mrocznej chwili ciszy łowcy powrócili do zajęć. Nie odpowiedzieli na pytanie Yuriego tylko zakończyli tę część. Prowadzący ogłosił kilka minut przerwy i kazał rekrutom dobrać się w dwanaście grup – później rozpoczną trening i łowcy, zmieniając się między grupami, będą ich uczyć walki.
Wszyscy się rozproszyli, korzystając z wolnego. Część już zaczęła zbijać się w grupy. Podobnie jak Yohan, który po pochwaleniu zachowania Samuela postanowił zgarnąć kilka osób. Udało mu się zaciągnąć Sashę i Elise (on chyba specjalnie to zrobił).
Alexander zatrzymał się, żeby zawiązać buta, gdy wtem podszedł do niego, uwaga, Yuri.
– Hej, A-um, Sasha – zaczął – co ty na to, żebyśmy byli w jednej grupie?
Alex wyprostował się, spojrzał na Rosjanina, unosząc brwi.
– Jestem już z nimi – odpowiedział bez owijania w bawełnę.
Kciukiem wskazał stojących trochę dalej Sana, Yohana i Elise. Yuri popatrzył na nich, cicho westchnął.
– Och, z elitą – palnął dziwnym głosem.
San spojrzał na niego, skrzyżował ręce na piersi.
– On zdał egzamin – rzucił, ruchem głowy wskazując rudego.
Słysząc to, oczy Yuriego błysnęły złością.
– A...! Agrh!
Odwrócił się na pięcie i sobie poszedł. Pozostała czwórka odprowadzała go wzrokiem, dopóki nie zniknął gdzieś w tłumie.
– Damn, co jest z nim dzisiaj? – przerwał ciszę Yohan. – O co chodzi z tym scenami?
– Przeżywa kryzys po oblaniu egzaminu? – spytała Elise.
– Po prostu jest głupi. – Alexander wzruszył ramionami.
Yohan zmrużył na moment oczy.
– Ale serio, to pytanie totalnie zbiło mnie z tropu! – Usiadł na stojącej przy ścianie ławeczce z cichym stęknięciem.
San popadł w zamyślenie. Choć Yuri był debilem do kwadratu, nadal Koreańczyka zdziwiło jego pytanie. Było nieprzemyślane i cholernie nie na miejscu. On naprawdę zamierza wskoczyć do żołądka bestii? Yuri był jeszcze głupszy niż mogło się wydawać? Coś tu nie pasowało.
Wziął nieco głębszy wdech. Jeśli Rosjanin sam na siebie ściągnie kłopoty, San mu nie pomoże. Postanowione.
– Ej, a co jak wśród nas jest jakiś ukryty smok?
Pytanie to wytrąciło Sana z zamyślenia. Spojrzał na Elise, zmarszczył nieco brwi.
Brakowało tylko, żeby ona zaczęła coś podejrzewać.
– Też mi co! – bąknął wtem Alexander. – Smok, tutaj! To dosłownie samobójstwo, żaden by tego nie zrobił!
– Ta! – zgodził się z nim Yohan. – Zresztą, nawet jeśli byłby tu jakikolwiek smok, nasz Samuel go zaraz dopadnie!
Objął ramieniem Sana, lecz został od razu odepchnięty na bok. San poprawił swój T-shirt, mówiąc:
– Po to tu jestem, żeby załatwić każdego gada.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz