piątek, 15 października 2021

Od Sana cd. Alexandra

 San zmarszczył brwi. Grupa inwigilacyjna. Grupa... Czyli było więcej osób takich jak Peterson. Czy to oznaczało, że w Bractwie chowało się więcej szpiegów i zdrajców? Sam Peterson był sporym problemem, a tu jeszcze inni. Koreańczyk nie był typem, który szybko obdarowywał kogoś zaufaniem, ale teraz tym bardziej miał powód, by traktować osoby w bractwie z dystansem. Czy mógł tam w ogóle komuś ufać poza Joonowi, Aurorze, Alexowi i Rebecce?
Chwila.
Spojrzał jeszcze raz na kartkę z danymi Petersona.
Grupa inwigilacyjna...
– Co... co znaczy grupa inwigilacyjna? – zapytał z pewnym wahaniem w głosie, spoglądając na rudego.
Alexander uniósł brew, na moment popadł w zamyślenie.
– No że to taka grupa do tajnego obserwowania kogoś – odpowiedział.
– Aa – odparł San. – Czyli to po prostu szpiedzy.
– Można tak powiedzieć? – Alex wzruszył ramionami.
Koreańczyk powrócił wzrokiem na kartkę.
Dawanie dużych słów świetnym rozwiązaniem na przeciwnika obcokrajowca.
– To dobry dowód na zdradę Petersona – stwierdził po chwili.
– Czyli bierzemy dokumenty ze sobą?
W odpowiedzi San pokręcił głową.
– No tak – domyślił się Alex – zauważą przecież, jak zabierzemy. Zróbmy zdjęcia – zaproponował po chwili.
Obydwoje wykonali odpowiednią ilość zdjęć, uwieczniając w ten sposób wszystkie przydatne informacje, jakie dotychczas znaleźli. San przejrzał je pospiesznie w swojej galerii, zamyślił się na minutę.
Nareszcie ich misja zrobiła jakiś znaczący postęp. Zajęło im to z dobre kilka tygodni, ale na to akurat nie dało się narzekać; w końcu w najgorszym wypadku mogli zdobyć dostęp do akt dopiero po staniu się pełnoprawnym łowcą i awansowaniu do stanowiska, które pozwoliłoby na legalne wejście do archiwum. Czyli w porównaniu z tą wizją poszło im całkiem dobrze.
Właśnie.
Skoro już byli w archiwum i przeglądali papiery, mogliby poza dowodami na zdradę Petersona poszukać też innych przydatnych informacji. Zobaczyć, jaką wiedzę posiadają łowcy na temat smoków albo sprawdzić czy są gdzieś jakieś zapiski o broniach, cokolwiek. Jakby zdobyli więcej ważnych informacji, a może i nawet takie, które miałyby potem ogromny wpływ na wszystko, z pewnością zostaliby docenieni przez bractwo. A San wcale by nie narzekał, gdyby za wspaniałe czyny daliby mu parę awansów w górę (przynajmniej do stopnia, żeby ludzie nie czepiali się go i miał choć trochę spokoju).
– Szukajmy dalej – polecił po dłuższym namyśle. – Mamy jeszcze trochę czasu, może znajdziemy coś pożytecznego.
Oboje odłożyli wcześniej znalezione dokumenty na swoje miejsce i zaczęli szukać czegoś nowego. Nie minęło nawet kilka minut jak Alex zawołał do siebie Sana.
– Księga smoków – rudzielec przeczytał na głos tytuł zapisany na segregatorze. – Podobna do tamtego poprzedniego zbioru.
– Hm, może to po prostu opisy zależne od typu, a nie członka bractwa. – San spojrzał na napis. – Pewnie wszystko, co wiedzą o smokach, o których wiedzą. Ciekawe czy mają też podane jak je wytresować.
Obaj wymienili się spojrzeniami.
Alexander otworzył na pierwszej stronie, gdy nagle kątem oka dostrzegł gwałtowny ruch. Podniósł głowę znad kartki, unosząc brwi spojrzał na Sana, który wpierw się wzdrygnął, a tuż po tym zastygł w bezruchu.
– Co jest...? – zaczął.
– Shhh – uciszył go Koreańczyk, podnosząc nieco palec wskazujący w geście milczenia.
Obydwoje teraz tak stali nieruchomo; nastała cisza, przerywaną jedynie przez odległe odgłosy kroków, które ku obawie młodzieńców stopniowo stawały się coraz głośniejsze. Zdając sobie z tego sprawę, Alexander zamknął nagle segregator, skrzywił się momentalnie gdy przedmiot wydał z siebie cichy (choć w tym konkretnym momencie wydający się być bardzo głośny) stuk.
– Ktoś się zbliża! – szepnął z wyraźną paniką w głosie. – Och, żeby tylko przechodził obok!
– W razie czego musimy się schować – odparł spokojnie San.
Jak postanowił, tak też zrobili. Czym prędzej ukryli się za regałem na samym końcu pomieszczenia. Uważnie nasłuchiwali kroków, coraz głośniejszych, do których na chwilę dołączyły głośne westchnięcia. Przez napięcie, jakie panowało w archiwum wydawało się, że nieznajomy był tuż obok i za chwilę miał przyłapać tajnych agentów na gorącym uczynku.
Cisza.
Kroki ustały.
Szmer.
Chłopaki otworzyli szeroko oczy, gdy po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk wkładanego do dziurki klucza, poprzedzający przekręcenie go i otworzenie drzwi. Nim się zorientowali, do środka ktoś wszedł.
Alexander starał się wstrzymywać oddech. San tymczasem postanowił jednym okiem obserwować wszystko.
Do archiwum wszedł stosunkowo młody, wyglądający na trzydziestkę mężczyzna. Zamknął za sobą drzwi, wzdychając ciężko.
– Nie wierzę, że w środku nocy muszę iść po jakieś papiery – marudził pod nosem do siebie. – Jakby nie można było tego zrobić o jakiejś normalnej porze!
Mamrocząc coś jeszcze, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do regału, za którym chowali się chłopaki. Widząc to, San szybko usiadł na podłodze tuż obok opierającego się plecami o półkę Alexandra. Zarzucił na głowę kaptur ciemnej bluzy, wsuwając całą dłoń do rękawa przykrył ręką głowę rudzielca. Tak obaj trwali skuleni, w kompletnym bezruchu, wstrzymując powietrze.
Łowca wybrał z rzędu jeden segregator, odruchowo spojrzał przez szparę, jaką zrobił. Stanął w miejscu, postawa jego definitywnie wskazywała, że nad czymś się zastanawiał. Albo i coś badał. Na przykład, czy czasem ktoś jeszcze z nim nie przebywa w archiwum.
San przygryzł dolną wargę. Był gotowy do użycia swojej mocy, lecz zdecydowanie wolałby nie musieć jej teraz używać. Przynajmniej nie w sposób, który zrujnowałby całą misję. Obawiał się jednak, że mężczyzna za chwilę spojrzy przez szparę w dół (co nie kosztowało tyle energii czy pomyślunku) i ich zobaczy. Trzeba było coś zrobić. Coś więcej niż błagać jakiekolwiek istniejące siły nadprzyrodzone, żeby uszli z tego cało.
Dyskretnie spojrzał w lewo w poszukiwaniu odpowiednich przedmiotów. Czegoś, co już wcześniej dotknął. Jeśli się skupi to będzie mógł sprawić, że rzecz magicznie spadnie na ziemię i odwróci uwagę mężczyzny na tyle, że będą mogli uciec albo chociaż zmienić pozycję. Niestety, przepaska na oku znacznie ograniczała jego pole widzenia. Postanowił bardziej się obrócić w tułowiu, co jednak nie skończyło się najlepiej. Rana na boku przez niecodzienne wycięcie ciała wyraźniej dała o sobie znać. Czując ból większy niż ten, do którego zdążył się już przyzwyczaić, San skrzywił się mocno i choć zdołał się powstrzymać przed jęknięciem, przez odruchowe położenie ręki na boku uderzył łokciem o rząd pudeł na dolnej półce, o mało nie przesuwając jednego z nich.
Cichy dźwięk zwrócił uwagę łowcy. Mężczyzna spuścił wzrok na pudła, zmierzył je dokładnie wzrokiem. Między chłopakami nastała śmiertelna wręcz cisza.
– Ach, muszę skończyć wreszcie z czytaniem creepypast – jęknął wtem do siebie łowca, prostując się. – Te zwidy i przesłuchy kiedyś mnie wykończą.
Zabrawszy ze sobą segregator opuścił archiwum. Rozległ się dźwięk przekręcania klucza w zamku, potem odgłosy kroków, aż ostatecznie po obecności mężczyzny nie pozostał ślad. Młodzi agenci mogli wreszcie odetchnąć z ulgą.
– To było straszne! – powiedział Alexander, wstając. – Normalnie pot mi zamarzł na skórze! Myślałem, że spadnie i rozbije się na podłodze, zdradzając nas!
San podniósł na niego wzrok; rudzielec w tym momencie odklejał od twarzy zamarznięte krople.
– Mieliśmy szczęście – rzekł Koreańczyk.
– Taaa. – Na moment popadł w zamyślenie. – Wiesz co, może lepiej chodźmy stąd? Jak znam życie, wyczerpaliśmy już naszą dawkę szczęścia na ten moment i pewnie tamten facet tu wróci za chwilę.
– Mhm.
Przytaknąwszy, niebieskowłosy spróbował wstać, lecz powstrzymał go ból. Syknął, zaciskając dłoń na boku, co od razu zwróciło uwagę Alexa.
– Wszystko okej? – spytał chłopak.
San siedział tak przez chwilę, w końcu jednak przytaknął i tym razem już udało mu się podnieść.
– Ta, wracajmy już – powiedział. – Jak zobaczą, że nas nie ma w pokojach to będziemy musieli się tłumaczyć.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz