niedziela, 28 lutego 2021

Od Alexandra cd. Sana

 Na wieść o zbliżającym się przesłuchaniu Alexander nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca. Kręcił się niemrawo po pokoju, analizując w myślach najgorsze scenariusze. Próbował pocieszać się brakiem jakichkolwiek dowodów na ich winę. Nikt w końcu nie przyłapał ich na gorącym uczynku. Tym bardziej, nie było nawet osoby, która widziała, jak opuszczają siedzibę Bractwa. Nie mogą im nic udowodnić. 
Po dłużących się minutach w końcu uczniowie zostali zaproszeni na salę przesłuchań. Alexander rozpoznał pokój, w którym odbyli pierwszą rozmowę z Petersonem. Było to miejsce, od którego wszystko się zaczęło. Niestety.
Przesłuchanie zaczęło się całkiem zwyczajnie. Starszy mężczyzna, Richard Pollock, należał do starszyzny. Wydawało się, że doskonale znał Petersona. Wiedział również o podejrzeniach wobec uczniów. Staruszek nie omieszkał wspomnieć o tym, że Alexander i San posądzeni są o zdradę. Białowłosy wstrzymywał oddech za każdym razem, kiedy starszy członek Bractwa zadawał kolejne pytanie. Po blondynie nie było widać, że choć trochę się denerwuje. Odpowiadał krótko i rzetelnie. 
- Em, zna pan kwestię bycia w złym miejscu o złym czasie? - wtrącił w pewnym momencie Alexander. - Coś takiego nam się przytrafiło.
Uznał bowiem, że Richard może zacząć coś podejrzewać, jeśli tylko jeden z uczniów się odzywa. Nic się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas cokolwiek powiem.
- A żeby nie robić niepotrzebnego zamętu, grzecznie zgodziliśmy się na obserwację, by mieć to wszystko za sobą - przytaknął San, łapiąc spojrzenie siedzącego obok towarzysza. 
Alexander czuł, że ich rozmowa zmierza w dobrym kierunku. Starszy mężczyzna powoli kiwał głową ze zrozumieniem. Białowłosy miał nadzieję, że im wierzy. 
- Hm, Peterson był dobry w swoim fachu... - zapewnił Pollock ze smutkiem. Choć Alex nie dał tego po sobie poznać, jego słowa go zirytowały. Peterson? Dobry? Najlepiej wychodziło mu mydlenie oczu sojusznikom. Alexander miał ochotę wyjaśnić mężczyźnie, że osoba, którą tak szanował, naprawdę była bezdusznym zdrajcą. 
- Niewątpliwie - potwierdził białowłosy. Musieli zgadzać się z mężczyzną, jeśli chcą, aby przesłuchanie skończyło się jak najszybciej. 
- Czy wasi mentorowie czuwali nad wami podczas treningu? - Staruszek zmienił temat. Najwyraźniej chciał się jak najwięcej dowiedzieć, co uczniowie robili tego feralnego dnia.
- Właściwie nasze nauczycielki zostały przydzielone do pewnej misji - odpowiedział zgodnie z prawdą San. - Nie ma ich aktualnie na terenie bazy. 
- Czyli nikt nie potwierdzi waszej obecność na sali gimnastycznej? - dopytywał mężczyzna, unosząc brwi. Czyżby nie nie wierzył w alibi uczniów? Alexander przełknął ślinę. To pewnie tylko standardowy sposób przesłuchiwania. 
Białowłosy wymienił szybkie spojrzenie z Sanem. Właściwie nie byli wtedy sami. Pewna osoba towarzyszyła im przez większość treningu. 
- Yuri, uczeń Petersona - odparł spokojnie blondyn. - Był z nami.
Członek starszyzny wydawał się być zaskoczony. 
- Przyjaźnicie się?
- Nieszczególnie - odpowiedział San, wzruszając ramionami. - Ale znamy się. Sądzę, że potwierdziłby naszą obecność. 
Staruszek gestem ręki dął sygnał pilnującemu drzwi mężczyźnie. Ten bez słowa opuścił pomieszczenie. Po dłużącej się, pełnej ciszy chwili powrócił prowadząc za sobą Yuriego. 
Uczeń wyglądał inaczej, niż dotychczas. Jego zwykle przepełnione dumą i zadziornością oczy błyszczały teraz ze smutku. Stanął skulony pośrodku sali, najpewniej zastanawiając się, dlaczego został tak nagle wezwany. Alexandrowi zrobiło się trochę żal chłopaka. Najwyraźniej był związany ze swoim mentorem. Patrząc na zachowanie Yuriego, białowłosy domyślał się, że Peterson stanowił dla ucznia wzorzec do naśladowania. Teraz utracił człowieka, którego bardzo podziwiał. Szkoda, że nie wiedział o tym, co jego nauczyciel robił za plecami wszystkich członków Bractwa. 
- Yuri, jak mniemam? - Mężczyzna wskazał uczniowi wolne krzesło. - Były uczeń Petersona?
Na słowo "były" Alexandra przeszedł dreszcz. Obserwował bez słowa jak chłopak zajmuje miejsce obok niego.
- Tak - potwierdził, szybko kiwając głową. - W czym mogę pomóc? 
- Mam do ciebie pytanie - zaczął członek starszyzny. Jednocześnie uśmiechał się delikatnie, jakby próbował zachęcić do rozmowy i pocieszyć ucznia. 
- Chyba nie jestem podejrzewany o śmierć mentora! - Oczy chłopaka rozszerzyły się ze strachu. Alexander pomasował się po czole. Yuri jest idiotą.
- Skądże znowu! - zapewnił staruszek. - Czy trenowałeś wczoraj z tutaj obecnymi uczniami? - mówiąc to, wskazał na siedzących nieopodal Sana i Alexandra. 
Yuri przyglądał im się przez chwilę tępo, jakby nie rozumiał, o co pyta przesłuchujący go mężczyzna. 
- Ah, tak, owszem - przytaknął pośpiesznie. - Cały czas byliśmy razem. 
Alex w duchu podziękował Bogu. Uczeń nieświadomie zapewnił im niepodważalne alibi. Skoro byli z osobą, z którą Peterson był blisko, nie mogli go zabić. Członek starszyzny ze zrozumieniem pokiwał głową. 
- Rozumiem, tyle chciałem wiedzieć - odparł staruszek, poprawiając okulary. - Możesz już wracać. Odpocznij.
Yuri chyba nie mógł uwierzyć, że wszystko skończyło się tak szybko. Bez słowa wstał z miejsca i opuścił pomieszczenie. Alexander i San ponownie zostali sami z przesłuchującym ich mężczyzną. 
- W związku z tym wszystkim - zaczął podsumowywać. - Sądzę, że nie ma dłużej sensu was przetrzymywać. Spakujcie się i wróćcie do domu.
Na te słowa Alex poczuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej. Byli wolni! W końcu! Pragnął tego dnia od dawna. Wymienił szybkie spojrzenie z Sanem. Blondyn oczywiście nie dał po sobie poznać ulgi. Podziękował jedynie krótko mężczyźnie. Białowłosy podążył jego śladem. Chwilę później obydwaj opuścili pokój przesłuchać. Po raz ostatni skierowali się w stronę swojej sypialni. 
- Bogu dzięki - westchnął Alexander. - W końcu będę mógł wrócić do domu!
Zatęsknił za swoim małym, przytulnym mieszkankiem. Brakowało mu nawet szkolnego życia, którego do tej pory szczerze nienawidził. San również musiał się cieszyć na spotkanie z rodziną. Szybkie ukłucie bólu, przypomniało Alex'owi, że na niego nie czeka nikt. Nawet znajomi z klasy nie byli niezwykle zainteresowani jego zniknięciem. Nie obchodził nikogo. 
Uczniowie spakowali się tak szybko, jak tylko potrafili. Wydawało się, że ich pośpiech jest związany z obawą odnoszącą się do tego, że starszyzna może zechcieć zmienić zdanie. 
Białowłosy niedbale wepchnął wszystkie swoje rzeczy do walizki. San dołączył do niego chwilę później. Wspólnie, tym razem w pełni legalnie, opuścili siedzibę Bractwa. Tchnienie świeżego powietrze rozczochrało włosy Alexandra. Wolność. Tak bardzo mu tego brakowało. 
Wsiedli do autobusu. Stęchły zapach jego wnętrza w żaden sposób wyjątkowo mu nie przeszkadzał. Usiadł obok Sana. Nie rozmawiali zbyt wiele. Możliwe, że robili to prostej obawy, że ktoś mógłby ich śledzić. W końcu, nigdy nic nie wiadomo. 
Wysiedli na przystanku nieopodal baru Sana. Stąd Alexander postanowił na piechotę wrócić do swojego mieszkania. W końcu nie mieszkał daleko, a spacer nie wyjdzie mu na złe. 
- Co powiesz, żebyśmy spotkali się u mnie wieczorem? - zaproponował Alex. - Zadzwonimy do mentorek, a one do nas dołączą. 
San przystał na pomysł towarzysza. Po krótkim pożegnaniu każdy z nich udał się w swoją stronę. Na pewno cieszy się na spotkanie z rodziną!
Alexander powrócił do swojego mieszkania. Zgodnie z oczekiwaniem wszystkie pokoje były puste. Nic się nie zmieniło. Wspominając obietnicę, poinformował Rebeccę o spotkaniu. Ta od razu przystała na propozycję. Postało więc tylko czekać, aż nadejdzie wieczór. Wraz z mentorkami, uczniowie musieli ustalić kilka spraw. Najważniejszą było omówienie śmierci Petersona... 

San?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz