Na sali treningowej zapadła trochę niezręczna cisza. Wszyscy wpatrywali się w Sashę, który pospiesznie schował ręce do kieszeni i spuścił głowę, przygryzając nieco dolną wargę.
San zmierzył go wzrokiem, ściągnął odrobinę brwi. Podszedł do leżącego kawałek dalej miecza, wyprzedzając tym ruchem łowczynię. Kucnął, zmierzył wzrokiem broń. Od razu dostrzegł malutkie kawałki lodu na rękojeści.
Bez słowa wziął miecz do ręki. Jego dłoń spotkała się z niezbyt przyjemnym zimnem, ale zacisnął ją mocniej, żeby ciepłem rozpuścić lód. Spróbował podnieść całą broń, szybko się przekonał, że jest ona cięższa niż mu się wydawało. Dobrze, że mógł sobie odrobinę pomóc mocami.
Wyprostował się, powrócił do grupy.
– Ci, którym się pocą ręce, nie powinni dzierżyć ciężkiej broni – rzekł obojętnie, oddając miecz Lenie.
Łowczyni uniosła brwi, chwilę później wytarła rękojeść skrawkiem rękawa.
– Broni tyle, że znajdzie się coś idealnego! – powiedziała optymistycznie.
Spojrzała na Alexa, tamten uśmiechnął się niepewnie.
Wreszcie przyszła pora na zmianę instruktora. Grupka pożegnała się z Leną, a powitała średniego wzrostu blondyna z kucykiem, który przedstawił się jako Edgar (San stwierdził, że imię to trochę nie pasuje, z racji że posiadacz wyglądał delikatniej).
Edgar poświęcił cały wstęp na wykład o rodzaju broni, jaki dzierżył, a dokładniej włóczni. Podał wszystkie aspekty i mocne strony, rzucając żartem na tyle niezręcznym, że San zapomniał, o czym był. Myślał jedynie, że ten trening z pewnością przyda się Alexandrowi. Jak zauważył, chłopak całkiem nieźle radził sobie z lodowym kijem, który sobie tworzył, więc zapewne najwięcej wyniesie właśnie z tej części. Sam Koreańczyk jakoś niespecjalnie się skupiał na słuchaniu. Słuchał tylko ze względu na własną wiarę, że nie ma wiedzy bezużytecznej.
– Zapamiętajcie, że włócznią trzeba zadawać precyzyjne ciosy – tłumaczył łowca. – Tak jak zwykłym mieczem możecie nieprzerwanie ciąć, tak włócznią musicie zaatakować raz, a porządnie. Za to utrzymujecie bezpieczną odległość od przeciwnika, a jeśli drzewce jest mocne i wytrzymałe to uda wam się nawet obronić przed bliższym kontaktem.
Kończąc samą teorię, zaczął po kolei dawać każdemu broń dla spróbowania. Zaproponował prosty trening: przejście na plecy łowcy. Tak, Edgar powiedział, że będzie się bronił własnymi rękami przed włócznią. Niecodzienny typ.
Okazało się jednak, że był zadziwiająco dobry w walce wręcz. Jak gdyby całe życie przygotowywał się na scenariusz, że będzie musiał walczyć wręcz z kimś, kto ma włócznię. San aż był zaskoczony.
Kiedy wszyscy po kolei walczyli, otrzymywali szybkie rady, co powinni robić. Gdy przyszła pora na Alexandra, San postanowił poświęcić więcej uwagi niż w przypadku Elise czy Yohana. Chciał sprawdzić, ile rudzielec zapamiętał z ich prywatnych treningów. Właśnie, przydałoby się zrobić jakiś w najbliższym czasie. Ku pewnemu zadowoleniu Azjaty, Alex całkiem dobrze sobie radził. Nawet po dłuższym czasie udało mu się zaliczyć zadanie. Co prawda, Edgar dawał widoczne fory, ale pewnie uznał, że nie ma co być twardym i surowym. W końcu nie chodziło o to, żeby pokazać jak wielka przepaść dzieliła elitarnych łowców od rekrutów. To akurat dało się wyczuć bez niepotrzebnych sparringów.
– Brawo, Sasha! – pogratulowała rudowłosemu Elise, bijąc brawo.
– Świetnie ci poszło! – pochwalił go Yohan.
– Masz potencjał do władania włócznią – oznajmił łowca.
Alexander odetchnął głośno po wysiłku fizycznym, odwrócił się do mężczyzny.
– Dziękuję? – odpowiedział niepewnie.
– Mam nadzieję, że zobaczę się w swojej grupie na następnym treningu – pomyślał na głos tamten.
– Możliwe?
Oddał broń, po czym oddalił się kawałek i usiadł na podłodze, głośno wzdychając. Edgar chwilę na niego spoglądał, a następnie przeniósł wzrok na ostatnią osobę, jaka została, mówiąc:
– Twoja kolej.
San spojrzał na niego, minimalnie się skrzywił. Jakoś tak nie chciało mu się tego całego zadania robić. Włócznia go w ogóle nie kupiła, była dla niego za duża. Nawet ta gadka o precyzyjnych ciosach go nie przekonała; przecież jak się człowiek postara to łyżką za jednym zamachem pozbawi kogoś życia, a jest mniejsza, łatwiej ją schować i nikt nie będzie podejrzewał o złe zamiary. Może zamiast miecza San powinien wybrać łyżkę? Taka dobra łyżka nie byłaby zła. Nie, trzeba być wiernym mieczowi, którego jeszcze nie miał i nie wiadomo czy w ogóle dostanie, a chciałby, bo co jak co, ale łowcy tworzyli naprawdę ciekawe projekty broni...
San, ty psychopato.
– Muszę? – spytał niechętnie.
– Tak – odpowiedział od razu mężczyzna.
San powstrzymał się przed westchnięciem.
Ostatecznie podszedł leniwie i zabrał włócznię. Stanął w odstępie kilku metrów, w pozycji kompletnie niewskazującej na jego przygotowanie do walki. Odrobinę podrzucił broń, jej ciężar niezbyt mu odpowiadał, więc zmniejszył go z pomocą grawitacji. Odruchowo westchnął.
Edgar przyglądał się Azjacie z wyrazem twarzy, jakby zastanawiał się czy atak nastąpi jeszcze dzisiaj, gdy nagle San wykonał swój ruch. Chłopak skoczył wprost na niego, wykonał zamach włócznią, cały ten czas trzymając ją w jednej ręce, prawie jak miecz. Łowca zgrabnie uniknął ataku, już był gotowy na akcję, lecz ku jego zaskoczeniu, tamten niespodziewanie rzucił mu broń. Złapał ją pospiesznie, nie wiedząc przez chwilę, co się w ogóle stało. Ten krótki moment jednak wystarczył, by San znalazł się za jego plecami.
– Woah – wymknęło się z ust Elise; dziewczyna była wyraźnie pod wrażeniem.
Edgar poprawił broń w rękach, odwrócił się do skośnookiego.
– Nie możesz tak po prostu oddać wrogowi swoją broń – powiedział poważnym tonem.
W odpowiedzi San wzruszył ramionami.
– Miałem przejść za plecy i to zrobiłem.
– Powinieneś też pomyśleć o tym jak o prawdziwej walce.
– W prawdziwej walce miałbym przy sobie jeszcze jedną broń.
Łowca już nic więcej nie powiedział.
Elise cały ten czas obserwowała uważnie Samuela. Zakrywając dłońmi policzki zapewne w obawie przed rumieńcem (którego swoją drogą nie miała) podskoczyła na jednej nodze, mówiąc cicho:
– Ach, czy jest coś, czego Samuel nie potrafi?
– Nie wiem, uśmiechnąć się? – rzucił stojący obok Yohan, krzyżując ręce na piersi, a gdy spotkał się z trochę wymownym spojrzeniem dziewczyny, dodał: – No co? Widziałaś go kiedykolwiek uśmiechniętego? Bo ja nie, a mieszkam z typem w jednym pokoju.
Elise zamierzała coś powiedzieć, lecz wtem zamknęła usta. Spojrzała pospiesznie na Samuela, który spoglądał na nią, momentalnie odwróciła się do niego plecami. Gdy Yohan zrobił to samo, żeby coś do niej powiedzieć ściszonym głosem, San pokręcił głową, po czym przeniósł wzrok na wciąż siedzącego na podłodze Alexandra.
– Dobra robota – szepnął do rudzielca, ukradkiem pokazując kciuk w górę.
Alexander?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz