czwartek, 1 września 2022

Od Sana cd. Alexandra

W ciszy odprowadził wzrokiem prowadzonego przez łowców Alexandra do momentu jak cała trójka zniknęła mu z pola widzenia. Wyprostował się, wziął nieco głębszy wdech.
To chyba jednak nie był zbyt dobry pomysł wciągać w to rudowłosego. Alex trochę wypił w czasie imprezy i teraz nie był w pełni zmysłów. Wolniej reagował oraz miał gorszy zmysł równowagi. W takiej sytuacji mogło to doprowadzić do nieprzyjemnych skutków. A San nie chciał narażać na klęskę ani misji, ani chłopaka. I choć mimo introwertycznej natury ogromnie chciał wsparcia w obecnym planie przetrząśnięcia skrzydła, w którym urzędowali na co dzień łowcy, zapowiadało się na to, że będzie musiał podołać zadaniu na własną rękę.
Kiedy się upewnił, że w okolicy nikogo poza nim nie było, ostrożnie zaczął iść dalej korytarzem. Dokładnie nasłuchiwał otoczenia, zwracając uwagę na każdy dźwięk i każdy ruch, jaki wychwycił kątem oka. Musiał mieć się na baczności; Alexandrowi wcześniejsza wpadka jakoś uszła na sucho, ale San mógłby nie mieć już tyle szczęścia. On już chyba nie dałby rady wmówić innym, że się upił i pomylił kierunki. Nikt nie oczekiwał, że Samuel będzie tego typu osobą.
Po jakimś czasie stanął w korytarzu pełnym drzwi prowadzących do pokoi zajętych przez gości składających się z najlepszych łowców. To nie był koniec jego podróży, ponieważ chciał dobrać się przynajmniej do jednego zamka. Co niestety nie zapowiadało się ciekawie. Nie miał zbytnio doświadczenia jeśli chodziło o włamania. Może powinien wyjść od zewnątrz? Było ciepło, ktoś może zostawił otwarte okno.
Poczuł burczenie w kieszeni spodni. Wyciągnął komórkę, spojrzał na ekran. Dostał wiadomość od Alexandra. Chłopak pytał, gdzie San teraz był. Najwyraźniej nie zamierzał go zostawić samego i chciał możliwie jak najszybciej dołączyć. Ale czy to było dobre?
Przez dłuższą chwilę stał zapatrzony w komórkę. Bardzo się wahał z odpowiedzią. Jeśli tym razem Alex zostanie przyłapany to już nie wyślizgnie się tak łatwo. Z drugiej strony przydałyby się jego moce – mógłby jakoś ogarnąć zamki z pomocą lodu.
Ostatecznie westchnął ciężko i napisał:

Koło pokojów łowców. Jak od miejsca rozdzielenia pójdziesz prosto, skręcisz w lewo i pójdziesz po schodach na pierwsze piętro to będziesz na miejscu.

Z lekką niepewnością wysłał wiadomość. Nie musiał długo czekać na odpowiedź:

Już idę!

Przygryzł dolną wargę, schował komórkę z powrotem do kieszeni.
Poszedł do schodów, przemierzył kilka stopni, żeby znaleźć się między pierwszym a drugim piętrem. Przyczajony tak zaczął czekać na Alexandra. Cały czas był przygotowany na ewentualne pojawienie się nieprzyjaciela, aczkolwiek chwilami uciekał myślami do tego, co się ogólnie działo i co mogło się wydarzyć w przyszłości.
Ciekawy był, jak sytuacja wyglądała w domu. Rodzicom za dużo nie mówił o misji, żeby niepotrzebnie się martwili, więc pewnie pracowali jak zwykle. Joon raz wysłał do niego wiadomość, pytając, jak idzie, ale San odpisał krótko, z dopiskiem, że nie ma zbytnio czasu na pisanie z nim (pomińmy fakt, że on nie był jakoś szczególnie kontaktowym typem). Minęło jednak trochę czasu odkąd rozpoczął misję. I szczerze mówiąc miał jej już dość. Nie dość, że był mentalnie zmęczony to jeszcze ciągnęło się za nim podejrzane uczucie, że za niedługo coś niedobrego się wydarzy. Chciałby, żeby chodziło o coś związanego z Yurim... Ale wtedy nie byłoby to coś niedobrego.
Przysięgam, że jak wpadnie w jakieś bagno to go z niego nie wyciągnę.
Usłyszał ciche kroki. Przykucnął, spojrzał w dół przez szparę między schodami. Nie mógł niestety zobaczyć, kto to szedł, więc przyczaił się bliżej drugiego piętra.
Na szczęście jego oczom ukazał się Alexander. Rudowłosy stanął na korytarzu, poświęcił chwilę na złapanie oddechu, a następnie pobieżnie się rozejrzał. W międzyczasie San podszedł bliżej; tamten odwrócił się niespodziewanie z miną, jakby był gotowy do ucieczki. Uspokoił się jednak na widok towarzysza.
– Myślałem, że to znowu łowcy – przyznał, odetchnął z wyraźną ulgą.
San nie powiedział nic na ten temat. Minął chłopaka, udał się do pierwszych drzwi.
– W tych pokojach najprawdopodobniej mieszkają obecnie ci silni łowcy – powiedział.
Ruchem ręki nakazał rudowłosemu podejść bliżej. Alexander stanął obok niego, zmierzył wzrokiem zamek.
– Czyli będziemy się włamywać? – brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
– Tak. Jeśli dałbyś radę otworzyć lodem, dużo by to nam dało.
– Okej – to mówiąc kucnął przy drzwiach i przystąpił do działania.
Włam trochę zajął, ponieważ otwarcie zamka lodem okazało się być nieco trudniejsze niż chłopaki przypuszczali. W końcu jednak usłyszeli znajomy szczęk – Alexander z błyskiem w oczach wyprostował się i położył dłoń na klamce. Drzwi nie stawiały żadnego oporu, dały się otworzyć jak gdyby same ich zapraszały do środka.
Oboje powoli weszli do pokoju, zamknęli za sobą drzwi na zamek. Nie zwlekając zabrali się za przeszukiwanie.
– Staraj się odkładać przedmioty tak, żeby nikt nie mógł stwierdzić, że ktoś je dotykał – polecił San. – Nie możemy pozwolić, żeby łowcy nabrali podejrzeń.
– Jasne. – Przytaknął tamten, otwierając pierwszą szufladę przy biurku. – W ogóle szukamy czegoś konkretnego czy cokolwiek, co nam może pomóc w misji?
– To drugie. Wątpię, żeby którykolwiek z nich miał coś powiązanego z Petersonem.
– Peterson. Wow, prawie zapomniałem nazwiska.
San mu się nie dziwił. Prawdę mówiąc on sam niekiedy zapominał, po co dokładnie przyszedł do siedziby łowców. Bawienie się w rekrutów na tyle pochłaniało jego czas i energię, że w pewnych momentach nie umiał o niczym innym myśleć. Oby tylko nie przemienił się w jednego z nich.
Dokładnie przeszukiwali pomieszczenie, nic jednak nie mogli znaleźć poza grafikiem urzędującego tu łowcy. Oczywiście nie cechował się on niczym specjalnym: wyglądał wręcz nad wyraz zwyczajnie i przeciętnie. Alexander odłożył go na miejsce, westchnął ciężko.
– Nie możemy wziąć tych papierów, co znaleźliśmy wtedy w archiwum i już wracać? – jęknął zmarnowanym tonem. – Mam już dość tej misji. Jest męcząca. I jeszcze to bratanie się z rekrutami... Nie umiem sobie wyobrazić, co zrobią jak wyjdzie na jaw to, kim jesteśmy – dodał nieco ciszej.
– Czekamy, aż dostaniemy do rąk nasze bronie – przypomniał mu spokojnie San. – To okazja, której nie powinniśmy zaprzepaścić.
– Po prostu zabierzmy komuś innemu broń.
San na moment zastygł w bezruchu, przestając przeszukiwać szafę. Jakiś czas błądził wzrokiem, zbierając swoje myśli. Jakoś nie potrafił się przyznać, że chciał dostać broń, którą mu obiecali łowcy i zachować ją dla siebie. Myślał, że mogłaby się ona naprawdę przydać w przyszłych potyczkach... oczywiście nie przeciwko smokom. Zwalcz ogień ogniem, jak to mówili.
– Wolisz zabrać nową, nieużytą jeszcze broń czy broń, która już zabiła setki? – rzucił ostatecznie.
Ku jego nadziei tyle wystarczyło, by Alex więcej nie oponował. Chwilę między nimi trwała cisza, którą postanowił przerwać San.
– Ja też chcę wracać, wierz mi – powiedział, starając się brzmieć łagodnie. – Najchętniej to bym rzucił to wszystko i poszedł do domu. Ale musimy skończyć tę misję.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz