poniedziałek, 20 lipca 2020

Od Alexandra cd. Sana

Nie kryjąc zdenerwowania, kolejny raz wyciszył telefon, który po chwili ponownie wrzucił do swojej kieszeni. Rebbeca od samego rana nie dawała Alexandrowi spokoju. Nieprzerwanie wydzwaniała do chłopaka, jedynie psując mu humor. Nie miał dzisiaj chęci na żadne smocze sprawy. Przez chwilę przeszło mu nawet przez myśl, aby zablokować numer uciążliwej mentorki, lecz świadomość tego, iż zemsta kobiety byłaby okropna, postanowił się powstrzymać. Uznał więc, że pozostawienie komórki wyciszonej stanowi najlepsze wyjście z tej sytuacji. Rano opowie Rebbece o tym, jak z powodu nauki i pracy nie mógł niestety odebrać telefonu.
Zgasił tlący się jeszcze papieros, a pozostały po nim pet rzucił bez ładu na suchą trawę. Przygniótł śmieć butem, aby upewnić się, że nie rozpocznie nim pożaru. Alexander miał już na dzisiaj dosyć problemów. Rano humor zepsuł mu nauczyciel historii, który jak zauważył białowłosy, najzwyczajniej w świecie się na niego uwziął. Chłopak co chwilę zmagał się z zadawanymi przez profesora pytaniami, znosząc jego niewątpliwie niemiłe uwagi, kiedy dobra odpowiedź nie padła. Alexander nigdy nie miał pamięci do dat, co jego historyk najwyraźniej nie potrafił zignorować, pastwiąc się nad uczniem na każdej lekcji. Na domiar złego, upierdliwy klient supermarketu męczył białowłosego tysiącami pytań o ceny produktów, nie dając sobie wytłumaczyć, że młodzieniec jedynie roznosi tutaj towary i nie ma pojęcia o sklepowych wycenach. Ostatecznie nie wytrzymał irytującego mężczyzny, wypowiedział kilka słów za dużo i skończył na dywaniku u kierownika. Dzień pracy zakończył się więc mało przyjemną rozmową z szefem i ostrzeżeniem, że jeśli taka sytuacja powtórzy się jeszcze raz, chłopak natychmiast straci pracę. Humoru Alexandrowi nie poprawiały również ciągłe telefony upierdliwej mentorki. Nie miał zamiaru dzisiaj brać udziału w żadnych smoczych treningach.
Zszedł szerokimi schodami do metra, gdzie spokojnym krokiem ruszył na znajomy peron. Wyciągnął z kieszeni portfel i nim wsiadł do pociągu, wśród wszelkiego rodzaju paragonów czy banknotów odnalazł swój bilet. Skasował pomięty skrawek papieru i zajął odpowiednie miejsce w przedziale. Czekała go trwająca niemal kwadrans podróż do domu. Alexander oparł się głową o szybę. Nie mógł się doczekać, aż w końcu powróci do swojego małego mieszkanka. Po kilkuminutowym oczekiwaniu, pociąg ruszył.
Białowłosy wysiadł na odpowiedniej stacji, z której skierował się w stronę domu. Kiedy szedł ciemną uliczką, jego wzrok przykuł szyld jakiejś restauracji. Spojrzał na zapisane w nieznanym mu języku napisy. Koreański? Alexander wzruszył ramionami. Mniejsza z tym. Zajrzał za to jeszcze raz do portfela. Właściwie, dlaczego miałby nie skorzystać z okazji i nie zjeść czegoś tutaj? Nie będzie musiał męczyć się z przygotowywaniem posiłku i myciem naczyń. Plan idealny!
Wszedł więc do budynku, gdzie zajął miejsce na samym końcu zapełnionej stolikami sali. Otworzył pochwyconą po drodze kartę i przejechał wzrokiem po serwowanym w knajpce jedzeniu. Nigdy przedtem nie miał przyjemności bywać w podobnej restauracji. Nie potrafił się więc zdecydować, jakie dodatki wybrać, aby później przygotować je na grillu. 
- Ej, to moje miejsce!
Alexander podniósł wzrok i obrzucił zniechęconym spojrzeniem stojącego nad nim mężczyznę. Westchnął zmarnowany. Czy pech naprawdę nie da mu odpocząć nawet na kilka minut?
- Przepraszam, ale ja tu pierwszy usiadłem... - Chłopak nie tracił cierpliwości, licząc, że szybkie wyjaśnienia rozwiążą konflikt.
- Gówno prawda! - Przerwał mi, uderzając pięścią w blat stołu. Już otworzyłem usta, aby odpowiedzieć mu równie niemiło, kiedy ze strony stojącego nieopodal stoliku rozległ się donośny głos. 
- Ya, co to za zachowanie?! - Jasnowłosy młodzieniec, rzucający wrogie spojrzenie śmierdzącemu alkoholem mężczyźnie, zdawał się być niewiele starszy od Alexandra. Stał nad rozpalonym grillem, obsługując gości baru, a na jego twarzy malowało się widoczne niezadowolony z zachowania klienta.  
- Wiesz, że to moje stałe miejsce! A ten gówniarz mi je...! - Białowłosy poczuł się urażony, słysząc określenie, jakim został nazwany. Nie zdążył jednak się bronić, kiedy stojący przy innych gościach nieznany młodzieniec ponownie się odezwał. 
- Wyrażaj się, Nicolas, nie jesteś w chlewie. Dla naszego jedzenia to chyba jesteś gotów odstąpić głupiego stolika, co? Robisz drakę jakbyś był w przedszkolu. Piłeś?
Ostatnie pytanie najwyraźniej rozzłościło rosłego mężczyznę, który wyprostował się i wymruczał kilka słów na temat zajmowania stałych miejsc. Wypowiedź ta nie poruszyła Alexandra, który powrócił myślami do menu. Nie potrafił się jednak skupić, czując na sobie ciągły wzrok Nicolasa. Jak miał wybrać, co chce zjeść, kiedy pijaczyna stoi nad nim i bacznie obserwuje każdy jego ruch?! Pragnął tylko odpocząć. Czy proszę o zbyt wiele? 
Alexander miał już ochotę wszcząć awanturę z mężczyzną, kiedy wymachując szczypcami od grilla, znalazł się przy nich młody kucharz. Z bliska wyglądał mniej przyjaźnie, niż wcześniej sądził białowłosy. Z ponurym wyrazem twarzy nieznajomy spojrzał na Nicolasa.
- Słuchaj, jeśli nie zaczniesz się zachowywać jak człowiek, to złapię tymi rozgrzanymi szczypcami za twój język i już nie będzie on niewyparzony, a poparzony - zagroził młodzieniec, wyciągając w stronę starszego mężczyzny narzędzie swojej pracy. Nicolas cofnął się o krok. - Chciałem ci dać opcję zajęcia innego stolika, ale rozmyśliłem się, więc pozostaje ci tylko wyjść.
Między klientem a blondynem zapanowała pełna napięcia cisza. Alexander przeskakiwał wzrokiem między twarzą jednego a drugiego. Wolał nie odzywać się choćby słowem. Nie chciał również oberwać. W myślach przeklinał, iż jednak zdecydował się zajrzeć do knajpki. Zrobiłby sobie w domu zupkę chińską i wyszłoby na to samo. Jedynie oszczędziłby sobie podobnych nieprzyjemności.
- Myślisz, że mój ojciec jest tu najniebezpieczniejszy? Błąd. - Nicolas wziął sobie słowa blondyna najwyraźniej do serca. Zachowując odstęp od pracownika, odszedł od stolika i rzucając zdenerwowane spojrzenie w stronę obu młodzieńców, mruknął głośne:
- Ach, idę sobie! I chyba więcej tu nie przyjdę!
Alexander westchnął z ulgi. Miał nadzieję, że dzisiaj nie spotkają go już żadne nieprzyjemności. Rozejrzał się po sali, zdając sobie sprawę, iż przez chwilę znajdował się w centrum uwagi. Skrzywił się nieznacznie, dalej wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. Ostatecznie napotkał spojrzenie stojącego przy pobliskim stoliku blondyna. Szybko zerknął w innym kierunku, nieszczególnie wiedząc, jak ma się zachować. Czy powinien podziękować za ratunek? Z drugiej strony - nie prosił nikogo o pomoc. Prędzej czy później sam poradziłby sobie z problemem. Nim jednak zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, pracownik baru stanął przy nim, zadając typowe dla wszelakich restauracji pytanie:
- Co podać?
Alexander cieszył się, iż chłopak nie ciągnie dalej tematu Nicolasa. Nie miał zamiaru o tym rozmawiać. Miał nadzieję, że szybko o tym zapomni.
Białowłosy wymienił ze spisu wybrane na poczekaniu mięso i dodatki, licząc, że skomponuje z tego całkiem smaczną kolację. Pracownik baru zaproponował mu nawet pomoc przy grillowaniu, jednak chłopak pośpiesznie odrzucił propozycję. Po incydencie z pijaczyną Alexander uważał to za zbyt niekomfortowe. Z drugiej też strony, chłopak był pewien, iż z pewnością poradzi sobie z najzwyklejszym przygotowaniem mięsa.
- To wszystko? - Blondyn uniósł wzrok zza notatnika, na którym zaczął spisywać zamówienie.
- Macie może coś alkoholowego? - zapytał z nadzieją Alexander. Liczył, że sięgając po "coś mocniejszego" odetnie się od pełnej nieprzyjemności rzeczywistości.
- A masz może dowód? - Młody pracownik bary uniósł brwi, rzucając badawcze spojrzenie w stronę białowłosego.
- Czy uwierzysz, że zapomniałem go z domu? - Alexander uśmiechnął się najniewinniej, jak tylko potrafił, ale widząc wyraz twarzy stojącego przed nim młodzieńca, spochmurniał i mruknął: - W takim razie to wszystko.
Blondyn bez słowa skinął głową i odszedł, by po chwili wrócić z talerzem, na którym starannie zostały poukładane zamówione przez Alexandra składniki. Klient podziękował i zabrał się za przygotowywanie posiłku. Po całym ciężkim dniu zasłużył na coś dobrego.
***
Zostawił należną zapłatę za posiłek, po czym opuścił bar. Ostatecznie jedzenie dość smakowało Alexandrowi. Może byłoby nawet lepsze, gdyby nie spalił mięsa. Wolał mieć pewność, że będzie gotowe, niż zjeść surowe. Kolejnym razem pójdzie mu lepiej.
Znajomą trasą kierował się w stronę mieszkania. Postanowił jednak zrobić sobie przerwę w pobliskim osiedlowym sklepiku. Alexander nie zrezygnował z opcji napicia się czegoś przed samym snem. W niewielkim spożywczaku pracował dobry znajomy białowłosego, który na pewno nie odmówi mu sprzedaży kilku butelek.
Chłopak wszedł do oświetlonego budynku, gdzie przywitał się z długowłosym, brodatym studentem. Od razu przeszedł do rzeczy. Mężczyzna bez większych obiekcji zapakował Alexandrowi kilka butelek taniego piwa. Białowłosy poprosił jeszcze o nową paczkę papierosów, po czym zapłacił za całe zakupy. Z zapakowaną siatką miał już wracać do domu, kiedy usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Zerknął na ekran, z którego odczytał krótką informację od swojej mentorki - "Czekam na ciebie w mieszkaniu". Alexander westchnął zmarnowany. Nie chciał spotykać się z Rebbecą. Wiedział, że kobieta na pewno się martwi, ale białowłosego powoli irytowała jej upartość. Postanowił więc nie wracać szybko do siebie. Zamiast tego usiadł na znajdującej się w parku ławce. Tam też odtworzył pierwszą butelkę.
***
Sam nie wiedział, ile czasu minęło, od kiedy położył się na ławce. Alexander całkowicie wyłączył już telefon, nie chcąc wysłuchiwać ciągłych sygnałów od mentorki. To nie jej sprawa, gdzie teraz białowłosy się znajduje i w jakim stanie jest. Mówiąc o samopoczuciu chłopaka - jego głowa bolała, a dodatkowo czuł narastające mdłości. Świat wokoło wirował, więc białowłosemu pozostało jedynie leżenie na starej, drewnianej ławce. Pogodził się już nawet z wizją spędzenia na niej nocy. Nic gorszego od spotkania z Rebbecą i tak go nie spotka.
Alexander przewrócił się na bok, aby obserwować przechodzących ulicą ludzi. Uśmiechał się głupkowato, jakby kompletnie nie panował nad swoim ciałem. Tłum przerzedzał się. Wtedy też białowłosy dostrzegł znajomą twarz. Przez chwilę zastanawiał się, skąd zna prowadzącego na smyczy jasne zwierzątko chłopaka. Dopiero po upływie kilku sekund rozpoznał pracownika baru, w którym dzisiaj odwiedził.
- Ładny kot! - zawołał, niewiele myśląc o słowach, które wypowiedział. Pomachał blondynowi ręką i ponownie położył się na plecach. Chcę mi się spać. 

San?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz