czwartek, 16 lipca 2020

Od Sana do Alexandra

– SANA!
Oho.
Westchnął ciężko, odchylił głowę do tyłu i wbił wzrok w sufit. Patrzył tak na niego, dopóki nie zdał sobie sprawy, że nie powinien marnować czasu. Spojrzał na rysunek, który akurat robił, z głośnym jękiem odłożył piórko obok tabletu graficznego, a następnie wstał z krzesła i niechętnie udał się do pokoju dziennego.
Dzisiejszy dzień nie należał do najlepszych. Choć wrócił szybciej po zajęciach do domu, okazało się, że zgubił pendrive'a z projektem, który miał zrobić i do jutra odesłać profesorowi. Nie miał pojęcia, jak to się mogło stać, ale nie to go interesowało, a fakt, że został skazany na robienie od nowa całej pracy. Oczywiście w ogóle mu się to nie podobało, zwłaszcza, że wcześniej zajęło mu to sporo czasu. Choć próbował się pocieszyć, że tym razem miał już gotowe referencje i zarys wszystkiego, myśl rysowania tego samego drugi raz nadal odbierała mu motywację. Żeby to było coś, co lubił! Historia w ogóle nie należała do lubianych przez niego motywów ani tym bardziej konie, których anatomia go zaginała.
Jak dobrze, że profesor zgodził się dać mu czas do poniedziałku; co prawda, trochę nakłamał w e-mailu, ale inaczej to by się nie wyrobił! Miał jeszcze inne rzeczy do zrobienia. Czekała go nocka w sklepie. Musiał pomagać w restauracji.
Właśnie.
Gdy tylko wyłonił się z pokoju, od razu został zrugany przez ojca, który jak burza znalazł się tuż przy nim.
– Czemu nie schodzisz na dół?! Już czas twojej zmiany, Joon właśnie wrócił!
Niemal tego samego wzrostu mężczyzna w średnim wieku uderzył go otwartą dłonią w tył głowy, wypuszczając pod nosem wiązankę przekleństw.
– Aigoo, że też mam tak leniwego syna! – cmoknął z niezadowoleniem, coś tam jeszcze mamrocząc pod nosem.
San odsunął się kawałek, zaczął masować obolałe miejsce.
– Ach, mam projekt do zrobienia – jęknął. – Od nowa, bo zgubiłem pendrive'a...
– Nie moja wina! – odparł od razu ojciec. – Trzeba było go lepiej pilnować! A teraz marsz na dół, mamy ludzi do obsłużenia!
Czasami Sana zastanawiało, czemu jeszcze nikt nie przyszedł do nich na skargę. Mniejsze zadymy były u niego w rodzinie dosyć częste, a większość z nich powodował właśnie ojciec, który potrafił przyczepić się do niemal wszystkiego. Może inni nie wnikali, bo nie rozumieli? W końcu w domu każdy posługiwał się ojczystym językiem, nieznanym żadnemu z sąsiadów, więc nikt tak naprawdę nie wiedział, o czym mówili. A może rzeczywiście ściany w tym budynku były na tyle grube, że inni ich za bardzo nie słyszeli? W sumie nie można było narzekać na hałas, raz na jakiś czas tylko coś stuknęło czy coś w tym stylu. Ewentualnie ludzie jakoś się z tym pogodzili, uznając, że taka natura Koreańczyków.
Och, ale wtedy psuli reputację narodu. Oby to jednak były te ściany.
Pogoniony przez ojca zszedł na dół do restauracji. Założył fartuch, poprawił niebieskoszary T-shirt, jaki miał na sobie i zabrał się do roboty. Dzisiaj musiał trochę więcej się napracować, ponieważ w piątki zawsze więcej przychodziło osób. Część twarzy kojarzył, szczególnie tych stałych gości, niektórych jednak widział po raz pierwszy, na przykład białowłosego chłopaka, który tak pod wieczór wszedł do środka i zajął stolik na samym końcu.
San miał do niego podejść zaraz po skończeniu grillowania mięsa u innych osób, gdy nagle minęła go charakterystyczna sylwetka. Podniósł wzrok, uniósł nieco brew. Wtem zdał sobie z czegoś sprawę. Spojrzał na stolik zajęty przez chłopaka, potem na idącego w jego kierunku mężczyznę.
No nie, jeszcze tego tu brakowało...
Nim zdążył cokolwiek zrobić, usłyszał:
– Ej, to moje miejsce!
Świetnie.
Chłopak odwrócił głowę, popatrzył w górę na stojącego nad nim barczystego nieznajomego.
– Przepraszam, ale ja tu pierwszy usiadłem...
– Gówno prawda! – przerwał mu tamten.
Ludzie zaczęli się oglądać, część coś do siebie szeptała, niepewnie mierząc wzrokiem mężczyznę. San przyjrzał się wszystkim, westchnął ciężko. Zapowiadało się wspaniale, naprawdę. Miał szybko obsłużyć wszystkich i w wolnych chwilach zacząć robić szkic projektu, a będzie musiał ogarnąć jakiegoś przerośniętego dupka, który chyba nigdy nie nauczy się normalnie zachowywać, przynajmniej w restauracji. Co ja takiego zrobiłem, że teraz muszę tak cierpieć?!
Choć sporo narzekał, nie poczekał, aż akcja się rozwinie. Pozostawiając szczypce tuż nad grillem, odwrócił się i zawołał podniesionym nieco tonem:
– Ya, co to za zachowanie?!
Skupił tym na sobie uwagę wszystkich, włącznie z tamtym mężczyzną, który zmierzył go wzrokiem i warknął:
– Wiesz, że to moje stałe miejsce! A ten gówniarz mi je...!
– Wyrażaj się, Nicolas, nie jesteś w chlewie – przerwał mu San. – Dla naszego jedzenia to chyba jesteś gotów odstąpić głupiego stolika, co? Robisz drakę jakbyś był w przedszkolu. Piłeś? – dodał jakby nieco zdziwionym głosem.
Słowa te nieco uraziły tamtego. Spojrzał on krzywo na Koreańczyka, otworzył usta i zaczął rzucać w niego jakimś monologiem o stałych miejscach, jedzeniu i czymś tam jeszcze, co chyba nikogo specjalnie nie zaciekawiło.
San zaklął cicho pod nosem. Goście tacy jak Nicolas i jego kumple zawsze musieli robić syf i zamieszanie o byle co. Bo mu zajął ktoś miejsce, bu! Za jakie grzechy muszę się z nim męczyć?! Przy Nicolasie San nie umiał nie podnieść głosu. Najchętniej to albo załatwiłby sprawę spokojnie, albo najzwyczajniej w świecie by mu wpieprzył i wywalił go potem na bruk, jednakże nie dało się zrobić ani jednego, ani drugiego. Musiał balansować na krawędzi między kulturalnym wyproszeniem a brutalnym wyrzuceniem.
Kompletnie ignorując jego wywody, zabrał szczypce znad grilla i bez najmniejszego problemu podszedł do mężczyzny, wbijając w niego złowrogie spojrzenie.
– Słuchaj, jeśli nie zaczniesz się zachowywać jak człowiek, to złapię tymi rozgrzanymi szczypcami za twój język i już nie będzie on niewyparzony, a poparzony – powiedział do niego morderczym tonem, akcentując ostatnie słowo. – Chciałem ci dać opcję zajęcia innego stolika, ale rozmyśliłem się, więc pozostaje ci tylko wyjść.
Nastawił szczypce tuż przed twarzą mężczyzny, aż ten mógł poczuć ich ciepło. Zastygł on w bezruchu, wzrokiem błądząc między narzędziem a twarzą Sana. Co mu w tym momencie chodziło po głowie, tego nie wiedział nikt, ale dosyć długo zwlekał z odpowiedzią. Z tego powodu Koreańczyk się nieźle zirytował i po krótkim namyśle jeszcze bardziej się zbliżył do mężczyzny i szepnął:
– Myślisz, że mój ojciec jest tu najniebezpieczniejszy? – zrobił dramatyczną pauzę. – Błąd.
Kłapnął kilka razy szczypcami, w tym momencie Nicolas się zląkł. Cofnął się od niego o dwa kroki, przeleciał wzrokiem po osobach – wszystkie były w niego wpatrzone z mieszanymi emocjami. Wziął głęboki wdech, coś warknął pod nosem, a po chwili dodał głośniej:
– Ach, idę sobie! I chyba więcej tu nie przyjdę!
Minął Koreańczyka, starając się zachować pewien odstęp i wyszedł z restauracji.
Trochę czasu minęło nim ludzie powrócili do własnych spraw. San przez moment jeszcze spoglądał w stronę wyjścia, jakby sprawdzał czy Nicolas czasem nie wróci. Już poszedł? A chciałem wypromować Joon-hyunga. Ech...
Odłożył szczypce tam, skąd je zabrał, a następnie popatrzył na białowłosego, który przyglądał mu się uważnie. Gdy wymienili się spojrzeniami, chłopak uciekł na chwilę wzrokiem, San zaś nie zareagował w żaden konkretny sposób. Nie skomentował nawet całego tego zdarzenia, a od razu przeszedł do interesu.
– Co podać? – zapytał zupełnie spokojnie, choć zmęczenie mimo wszystko gdzieś tam się przebijało.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz