wtorek, 28 lipca 2020

Od Sana cd. Alexandra

Uniósł brwi, zmierzył wzrokiem chłopaka. Skąd on tu się wziął? Też był smokiem? No tak, wczoraj miałem pewne podejrzenia z powodu jego opiekunki... Spojrzał na stojącą trochę dalej staruszkę. Czyli dobrze myślał, była ona członkiem bractwa. A białowłosy musiał być jej podopiecznym.
Powrócił wzrokiem na Alexa (miał nadzieję, że dobrze zapamiętał imię). Nie spodziewał się, że spotka go w takich okolicznościach. Ani tym bardziej, że chłopak go przeprosi za wczoraj. Pewnie mentorka mu kazała.
Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz nim cokolwiek wypowiedział, usłyszał za sobą kobiecy głos:
– Kto to?
Odwrócił głowę, jego oczom ukazała się nieco wyższa od niego ciemnoskóra kobieta. Aurora zaraz znalazła się przy nim, ciekawa zaistniałej sytuacji. W końcu w bractwie San unikał wszelakich kontaktów, a tu nagle jakaś rozmowa.
– Och, pamiętasz, jak ci mówiłem, że wczoraj spóźniłem się do pracy, ponieważ musiałem pomóc pewnemu pijanemu chłopakowi? – bez namysłu spytał San.
Na to pytanie mentorka wolno przytaknęła. Przeniosła wzrok na Alexa, gdy nagle otworzyła szerzej oczy.
– To on? – zapytała z pewnym zdziwieniem.
San nie dziwił się jej zaskoczonej minie. Chłopak wyglądał dosyć niepozornie i nikt nie przypuszczałby, że się upije. Nawet San.
Kątem oka dostrzegł ruch. Popatrzył na białowłosego, który spuścił głowę; grzywka zasłoniła jego twarz, ale zapewne w tym momencie był zażenowany lub zawstydzony. Stał tak przez dobrą chwilę bez ruchu, nic nie mówiąc. San przyjrzał mu się, ściągnął brwi. Wziął nieco głębszy wdech, by zaraz potem rzec:
– Nic się nie stało.
Choć naprawdę mu to nie przeszkadzało, zwłaszcza, że zdążył się trochę przyzwyczaić do przeróżnych sytuacji, na jakie natrafiał, jego zmęczony głos w ogóle nie wskazywał, że nic się nie stało. Pewnie z tego właśnie powodu Alex zaklął cicho pod nosem, nie patrząc w ogóle na blondyna, a jego opiekunka podeszła bliżej, mówiąc:
– Naprawdę przepraszam za niego. Nie wiem, co mu wpadło do głowy, ale przypilnuję, żeby to się więcej nie powtórzyło. – Położyła dłoń na ramieniu białowłosego.
Dopiero w tym momencie San zdał sobie sprawę z tego, jak wcześniej zabrzmiał. Speszył się nieco, przestąpił z nogi na nogę i odruchowo wykonał delikatny ukłon.
– Ach, to nic takiego, naprawdę. Wybaczam.
Ugh, czemu niemal zawsze muszę stwarzać pozory bandyty? Miał ochotę w tym momencie wyjść stąd i nie wrócić więcej. Dlaczego Aurora postanowiła dzisiaj zrobić trening? I dlaczego akurat w bractwie? Przecież miała własną prywatną salę treningową, po co przychodzić tutaj? A co do Aurory...
Spostrzegł jak kobieta krzyżuje ręce na piersi, a chwilę później jedną dłonią podpiera podbródek. Na ten widok uniósł nieco brwi, zmierzył ją uważnie wzrokiem, gdy wtem zamarł. Znał Aurorę wystarczająco długo, by wiedzieć, co te gesty mogły oznaczać. I wcale mu się to nie podobało, zwłaszcza, że ostatnio mentorka marudziła, że San potrzebuje więcej sparingów z innymi niż tylko nią. O nie, nie, nie, nie, nie. Ja nie pozwalam, nie-e, dzisiejszy dzień nie zaczął się najlepiej, więc nie chcę żadnego...
– Hej, a może zrobilibyśmy mały sparing między naszymi podopiecznymi? – zapytała Aurora, posyłając staruszce spojrzenie z pewnym błyskiem.
Tamta na chwilę popadła w zamyślenie, spojrzała na Alexa, który wyglądał, jakby miał za chwilę zapaść się pod ziemię, po czym odparła:
– Czemu nie?
San otworzył szeroko oczy. A temu, że nie chcę? Że nie mam ochoty? Tamten chłopak pewnie też? Nie chciał bez słowa puścić tę sprawę, dlatego musiał się odezwać:
– Kiedy praktycznie go nie znam. – Popatrzył po obu mentorkach. – Tylko imię.
– Ja nawet imienia nie znam – wtrącił Alex.
Słysząc to, blondyn popatrzył na niego.
– San – przedstawił się najkrócej jak mógł, bez zbędnych gestów.
Aurora westchnęła głośno, przestąpiła z nogi na nogę.
– W prawdziwym starciu też może ci się przytrafić, i to niejeden raz, że nie będziesz nic wiedział o przeciwniku, a będziesz musiał z nim walczyć. – Wzruszyła ramionami.
San również westchnął, lecz znacznie ciszej. Spuścił wzrok na podłogę, zwilżył językiem usta. Świetnie, walka. Tego mu tylko brakowało. Miał nadzieję, że to szybko minie.
Darował sobie dalsze spory z mentorką; wiedział, że tak czy siak zostanie przez nią zmuszony do starcia, więc lepiej będzie jak pominie etap kłótni. W przeciwieństwie do Alexa, który postanowił dalej odmawiać. Ostatecznie jednak i on musiał się poddać, przekonany przez staruszkę, która powiedziała, że jeśli zgodzi się na sparing to nie będzie zmuszany do treningów przez najbliższy czas.
Tak więc obydwoje zajęli swoje pozycje na sali, z której wyprowadzono pozostałych, by nie przeszkadzali. Stali od siebie jakoś dwadzieścia metrów, czekając na sygnał. Daleko pod ścianą znajdowały się mentorki i bacznie wszystko obserwowały.
Alex, przestępując przez chwilę z nogi na nogę, trochę niechętnie obserwował Sana, jakby mimo wszelkich zmagań i narzekań próbował go jakoś rozgryźć. Pewnie zastanawiał się, jakie ma zdolności i na co go stać, może też próbował przewidzieć pierwszy ruch.
San z kolei błądził gdzieś wzrokiem, jak gdyby szukał drogi ucieczki. Westchnął ciężko. Wydawało się, że zaraz padnie na podłogę i z niej nie wstanie. Tak też się mniej więcej czuł. Ten sparing nie podobał mu się. Nie chciał brać w nim udziału. Nawet nie obchodziło go czy wygra, czy inaczej, czy skończy się to szybko i bezboleśnie, czy dostanie po dupie. Po prostu chciał stąd wyjść, położyć się gdzieś, odpocząć. Aish, jeszcze ten projekt! W pracy zrobił szkic i wszystko rozplanował, ale nadal czekały go godziny rysowania. Chciał to jak najszybciej skończyć i wysłać profesorowi, by pokazać, że się postarał i nie traktuje tego zadania jak gówno.
Dobra, San, szybki sparing i do domu. Kończymy to jak najszybciej. Mogę nawet oberwać, byleby to się jak najszybciej skończyło.
Sygnał.
Alex machnął ręką, w której pojawił się lód, gdy nagle poczuł, jak jego stopy odrywają się od podłoża. Nim się obejrzał, zaczął się powoli unosić. Musiał nieco spanikować, ponieważ próbował machaniem nóg coś z tym zrobić, jednak nic to nie dało; czuł się wyjątkowo bezwładnie. Przeleciał wzrokiem po sobie. Wtem kątem oka coś dostrzegł. Odwrócił głowę i uniósł brwi w wyraźnie widocznym szoku.
San leciał na niego z niewiarygodną prędkością. Wydawał się spadać, ale w bok. Nim tamten zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, wpadł na niego butami niczym burza i zabrał ze sobą wprost na ścianę. Będąc blisko zamienił efekty grawitacji, dzięki czemu zawisł bez ruchu w powietrzu, w przeciwieństwie do białowłosego, który pod wpływem uderzenia zatrzymał się dopiero na zimnej płaszczyźnie.
Po sali rozległ się niezbyt przyjemny dźwięk oznaczający bliskie spotkanie ciała ze ścianą, po którym nastała cisza. San wylądował gładko na podłodze, zaczesał ręką włosy do tyłu, biorąc kilka głębokich wdechów. Na ten atak zużył więcej energii niż przypuszczał. Ale co tu się dziwić – to był pierwszy raz kiedy używał go na kimś, też nie ćwiczył za dużo, więc nie miał go w pełni opanowanego. Liczył jednak na to, że Aurora będzie zadowolona.
– No, no, San!
I chyba tego dokonał.
Ciemnoskóra kobieta w ciągu zaledwie paru sekund znalazła się tuż koło niego. Zmierzyła go wzrokiem, uśmiechnęła się.
– Widzę, że moje treningi nie poszły na marne! – Poczochrała Koreańczyka po głowie, burząc szyk jego już i tak niedoskonałej fryzury. – Aczkolwiek musisz jeszcze popracować nad oszczędzaniem energii, efektywnością i też pozycją. Również powinieneś celować trochę wyżej, bardziej w klatkę piersiową niż brzuch. No i za bardzo zwlekałeś po użyciu elementu zaskoczenia i rozkojarzenia.
Gdy skończyła mówić, San nie był zadowolony, ale postanowił to odłożyć na drugi plan. Odwrócił głowę, skupiając się bardziej na leżącym pod ścianą chłopaku. Ten przez chwilę się nie ruszał, co zaraz Aurora uznała za koniec sparingu, mówiąc coś jeszcze, że w prawdziwej walce Alex w tym momencie by przegrał. Blondyn nic na to nie powiedział. Ignorując swoją mentorkę podszedł do niego i wyciągnął prawą, ozdobioną na grzbiecie blizną rękę, chcąc mu pomóc wstać.
– Wybacz, chciałem to jak najszybciej zakończyć – powiedział trochę niepewnie, na moment zamilkł. – W ostatniej chwili nieco zablokowałem twój pęd, żebyś tak mocno nie uderzył... Ale pewnie i tak boli, co? – Skrzywił się nieznacznie. – Em, możemy wstąpić do mnie, moja mama cię podleczy. Albo coś ci postawię do jedzenia.
To była jak na razie najdłuższa kwestia, jaką dzisiaj wypowiedział.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz