niedziela, 16 sierpnia 2020

Od Alexandra cd. Sana

Alexander wsłuchiwał się w plan Sana. Chłopak miał wiele racji. Jeśli chcą szybko sprawdzić większy obszar, muszą się rozdzielić. Opcja ta jednak nieszczególnie przypadła białowłosemu do gustu. Jeśli spotka kogokolwiek, nie ma szans na przeżycie. Głównie z tego powodu, że zejdzie najpewniej na zawał.
Rozejrzał się niepewnie po szarym korytarzu. Jego wnętrze ciągnęło się w daleko ciemność. Alexander ostatni raz spojrzał w stronę towarzysza. Wtedy zauważył, że chłopak wyciągnął coś w jego kierunku. Białowłosy cofnął się na widok scyzoryka.
- Weź go - szepnął San, podając broń. - Celuj w punkty witalne. Środek brzucha, linia kręgosłupa.
Mniejszy z młodzieńców obrzucił rozkładany nuż niepewnym spojrzeniem. On miałby kogoś zaatakować? Prędzej sam się zadźga niż jakiegokolwiek łowcę! To po prostu nie było możliwe. Podziękował pośpiesznie za niecodzienny prezent, obiecując jego zwrot. Choć dzielnie dzierżył scyzoryk, wątpił, że kiedykolwiek go użyje.
- Powodzenia - pożegnał się z Sanem. Miał nadzieję, że plan pójdzie po ich myśli. Naprawdę nie widziało mu się umierać w takim miejscu. Wcale nie widział swojej śmierci. Zrobi tak, jak polecił blondyn - wycofa się, kiedy tylko sytuacja przybierze nieprzyjemny obrót.
Stąpając jak najciszej tylko potrafił, skierował swoje kroki naprzód. Rozglądał się co chwilę, uważając, aby na nikogo nie wpaść. W głowie układał proste scenariusze, co mógłby zrobić, aby wyjść z możliwego spotkania z łowcą żywym. Niewiele wymyślił. Wszystkie wyimaginowane plany kończyły się nieszczególnie przyjemnie.
- Nie mam szans - sapnął do siebie, opierając się o ścianę na krótką przerwę. Otarł dłonią ciepłe czoło. Nie chciał tutaj być. Dlaczego właściwie zgodził się na tę misję? Mógł po prostu "poczuć się źle" i odmówić tajemniczego wypadu. Teraz było już jednak za późno. Alexander musiał zmierzyć się z nieprzyjemną rzeczywistością. Potrząsnął głową, odrzucając wszystkie myśli. Nie może z góry zakładać najgorszego. Zaraz pokona labirynt nieprzyjemnych korytarzy i ponownie spotka się z Sanem. Wystarczy, że będzie ostrożny, a nic się nie stanie.
Białowłosy czuł, jak z upływem każdej minuty zaczyna się coraz bardziej denerwować. Zdawało się, że pomieszczenia nie mają końca. Naprawdę nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu. Nie spotkał nikogo. Oczywiście kilkukrotnie mało brakowało, aby ktokolwiek odkrył jego obecność. Wrodzone tchórzostwo działało na jego korzyść, kiedy słysząc najcichszy dźwięk, automatycznie odszukiwał bezpiecznych kryjówek. Ostatecznie skończył z kilkoma siniakami.
Niestety nie dowiedział się również nic na temat zaginionego członka Bractwa. Alexander miał wrażenie, że mężczyzna niemal rozpłynął się w powietrzu. Nie znalazł o nim żadnych informacji. Nawet po tym, jak przeszukał kilka szafek z aktami, nie wiedział niczego. Przeklinał cicho, kiedy kolejne dokumenty nie pozwoliły mu przyśpieszyć zakończenie misji. Jak miał odnaleźć zaginionego bez żadnego punktu zaczepienia? Bieganie bez sensu po bazie wroga to samobójstwo. Ryzykował zbyt wiele. Chyba nadszedł czas, aby odnaleźć Sana. Sam Alexander wiedział, że nie zdziała już nic więcej w pojedynkę. Pośpiesznie więc ułożył teczki i wyszedł z pomieszczenia. Zaczął się wycofywać znajomym już korytarzem.
Wizja powrotu do bazy Bractwa i spotkania znajomych twarzy przyćmiła go na tyle, że zapomniał o szczególnej ostrożności. Przemykając wzdłuż wąskich korytarzy, nagle tuż przed nosem Alexandra otworzyły się drzwi. Odskoczył do tyłu. Nie miał jednak wystarczająco wiele czasu, aby odnaleźć schronienie. Zamarł pośrodku holu, wpatrując się w nieznanego sobie mężczyznę. Obcy również nie odrywał wzroku od białowłosego, najwyraźniej szczerze zaskoczony jego obecnością.
- Kim jesteś? - Łowca, bo Alexander domyślał się, że właśnie nim jest, zmrużył oczy. W tamtym momencie młodzieniec doskonale wiedział, że ma kłopoty. Przeogromne kłopoty. Zacisnął dłoń na podarowanym przez Sana scyzoryku. Jak miał trafić przeciwnika w linię kręgosłupa?! Sam zadźga się wcześniej.
Łowca niemal natychmiast odczytał zagrożenie. Alexander ledwo zdążył zrobić unik przed padającym w jego stronę atakiem maczetą. Przeturlał się niezgrabnie po ziemi. W ostatniej chwili, wstając na nogi, próbował zadać szybkie cięcie scyzorykiem. Właściwie planował wbić ostrze w jego brzuch, jednak znacznie wyższy mężczyzna bez większego trudu powalił go na twardą podłogę. Białowłosy nie miał nawet chwili, aby użyć swoich wrodzonych umiejętności. Nie potrafił wymyślić żadnego sensownego planu - w jego głowie panował chaos, a instynkt podpowiadał jedynie, aby się poddać. W tym momencie nie była to nawet tak głupia opcja. Istniała szansa, że mężczyzna nie zabije go na miejscu, a zaprowadzi do celu misji - zaginionego członka Bractwa. Jeśli jest on gdzieś przetrzymywany, możliwe, że będzie dane mu go spotkać. Problem stanowiła jednak inna sprawa. Teraz smoki muszą ratować nie jednego pobratymca, a dwóch. 
Łowca bez słowa złapał Alexandra za kołnierz, ponownie stawiając go na nogach. Rozkazał też iść przed siebie. Białowłosy doskonale zdawał sobie sprawę, że opór nie ma większego sensu. Dla niego misja zakończyła się niepowodzeniem. Miał chociaż nadzieję, że Sanowi idzie lepiej. 
***
Wylądował w niewielkiej celi. Prowadzący go dotychczas mężczyzna rzucił ciche wyzwisko, które Alexander puścił mimo uszu. Jego uwagę pochłonęło coś innego. Mianowicie dostrzegł kulącą się w kącie postać. Odczekał, aż łowca oddali się i sam zbliżył się do drugiego więźnia. 
- Wszystko w porządku? - zapytał, kucając przy nim. Niewiele starszy młodzieniec podniósł zmęczony wzrok, kiwając powoli głową. Alexander nawet w słabym świetle był w stanie dojrzeć pokrywające jego twarz siniaki. Mimo ów mało urodziwych elementów urody, chłopak rozpoznał w chłopaku zaginionego zwiadowcę. Misja więc w połowie została wykonana. Co z tego, że białowłosy narobił jeszcze więcej problemów. Odnalazł szpiega? Odnalazł. Teraz wystarczyło wydostać się na zewnątrz. Czyli najtrudniejsza część zadania jeszcze przed nimi. 
W teorii Alexander mógł rozsadzić metalowe kraty lodem. Mógł też w podobny sposób zniszczyć sam zamek w drzwiach. Powstrzymał się jednak od wprowadzenia ryzykownego planu w życie. W końcu w pobliżu na pewno są jacyś strażnicy. Sam białowłosy miałby szansę uciec. Teraz jednak miał pod opieką rannego, który nie dotrzyma mu kroku. Pochopne działanie byłoby najzwyklejszą głupotą. Pozostało im więc jedynie czekać na pojawienie się ratunku. Alexander wierzył, że Rebbeca łatwo nie odpuści i na wieść o zaginięciu ucznia w pojedynkę zniszczy całą bazę. To kwestia czasu - wmawiał sobie. 
Białowłosy zajął miejsce przy ścianie zaraz obok drugiego członka Bractwa.
- Zaraz ktoś po nas przyjdzie - zapewnił Alexander. Pozostało mu jedynie próbować podnieść rannego na duchu. Szczerze nie wiedział, kiedy pojawi się pomoc. Nie miał nawet pewności, że w ogóle uda im się ich odnaleźć. Pamiętał drogę do więzienia, które znajdowało się na jeszcze niższym piętrze. Dostanie tutaj, nie znając planu budynku na pewno nie będzie proste. Mimo to, nie tracił nikłej nadziei. Jeśli sytuacja rozwinie się niepomyślnie, białowłosy obiecał sobie, że nie podda się łatwo. Zależało mu na własnym życiu - nie miał zamiaru ginąć w tak beznadziejnych okolicznościach.

San?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz