Wziął kilka głębokich wdechów. Od zawsze przepadał za nocnymi przechadzkami. Ciemność, cisza, spokój – błądzenie po świecie w takich warunkach wydawało mu się czymś niezwykłym w porównaniu z dziennymi spacerami. Czuł się wtedy sam, ale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Miał wrażenie, że mógł udać się gdziekolwiek i nikt nie stanąłby mu na przeszkodzie. Mrok ograniczał jego widoczność... ale też innych.
Światła nocnego miasta również mu odpowiadały. Jak ktoś chciał z nim pochodzić po mieście po zmroku to prawie nigdy nie odmawiał. Ogólnie uważał siebie za nocnego marka. Nierzadko w nocy miał w sobie więcej energii niż za dnia.
Z tego powodu w głębi duszy miał nieco lepsze samopoczucie niż wcześniej. Choć bycie na misji nadal mu się nie podobało i miał ogromną wręcz ochotę wrócić do domu, myśl, że przynajmniej jej część przebiegnie w nocy sprawiała, że potrafił tak trochę przymknąć na to wszystko oko. Szkoda tylko, że się nie wyspał przed misją. Gdyby mu się udało miałby jeszcze więcej energii.
Trochę niechętnie się przemienił, po czym chwycił w łapę swoją torbę nerkę i wzbił się w niebo. Rebbeca ruszyła pierwsza, Koreańczyk leciał po środku, zaś za nimi był Alex, który z powodu swej wielkości nie mógł pozostałym dorównać. Na szczęście nie musiał się martwić, że całkiem zostanie w tyle – dwa duże smoki nie leciały na tyle szybko, by się od niego za bardzo oddalić.
Po pewnym czasie dostrzegli w oddali między drzewami jakąś budowlę przypominającą wieżę. Mentorka znacznie zwolniła, przez pewien czas w milczeniu przyglądała się jej, aż ostatecznie zarządziła lądowanie w wybranym przez nią miejscu; ze względu na gęsty las nie mieli dużego pola do manewru i tak jak Alex wylądował w miarę gładko, tak reszta musiała się przemienić praktycznie przy koronie i dalej po gałęziach jakoś zeskoczyć na sam dół.
– Stąd już musimy udać się pieszo, inaczej łowcy nas wykryją – wytłumaczyła staruszka gdy tylko znalazła się na ziemi.
Chłopaki nie odpowiedzieli, ale lekkim przytaknięciem dali znać, że zrozumieli. Podążyli za kobietą przez las, starając się robić jak najmniej hałasu, aż wreszcie znaleźli się na tyle blisko wieży, że mogli ją bez większego problemu obserwować z ukrycia. Przyczaili się wśród krzaków, od razu dostrzegli dwóch ludzi na wieży i trzech patrolujących wyznaczone im skrawki najbliższego terenu.
San zmierzył wzrokiem krążących na dole łowców, poprawił na ramieniu torbę, powstrzymując ziewnięcie. Zaczął rozglądać się uważnie, jednak poza wieżą nie dostrzegł żadnego budynku, który mógłby wskazywać na pomniejszą bazę. Czyli jak już to musiała się ona kryć pod ziemią. Tylko czemu więc postawili wieżę? Niby to był punkt widokowy, ale San na ich miejscu po prostu skorzystałby z magii nowoczesnej technologii i zamontowałby kamery monitorujące okolicę. Może jest ona na pokaz? Jak coś w rodzaju znaku pokazującego, że oni tu stacjonują... A kto ich tam wie...
– Podejrzewam, że baza kryje się pod ziemią, więc naszym najbliższym celem jest dostanie się do wieży i sprawdzenia tego – szepnęła mentorka.
– Mhm, gdyby nic tu nie było, to raczej siedziałyby co najwyżej dwie osoby – zgodził się San.
– Ach, świetnie, idziemy do podziemi – burknął zrezygnowany Alex.
Mentorka skarciła cicho chłopaka. San popatrzył na niego, wziął nieco głębszy wdech. Szczerze mówiąc też mu się to nie podobało. Największe pole do popisu miał na zewnątrz, gdzie mógł po prostu posłać wszystkich w niebo i mieć spokój. Jak znał życie, korytarze podziemnej bazy będą wąskie i nie na tyle wysokie, by zrzucenie łowców grawitacją na sufit i z powrotem dało konkretne efekty. Pewnie by się tylko poobijali. Też wyminięcie ich będzie trudne. Miał jednak nadzieję, że po drodze coś mu przyjdzie do głowy.
– Zajmę się tymi na zewnątrz, wy w tym czasie wejdziecie do środka i rozpoczniecie poszukiwania – zarządziła Rebbeca, po czym oddzieliła się od nich.
Alex i San chwilę obserwowali, jak kobieta odciąga od wieży chodzących wokół łowców. Gdy teren był czysty, obydwoje zakradli się do wieży. Bez większego problemu weszli do środka, Alex niemal od razu dostrzegł przejście na dół. Skradając się zeszli po schodach i rozpoczęli poszukiwania.
San wziął głęboki wdech, mrużąc nieco oczy. Tak jak podejrzewali, pod ziemią ciągnęły się kręte korytarze, styl wskazywał na to, że powstały stosunkowo niedawno. Szare gładkie ściany były niemal wszędzie, podłoże wykonane zostało w ten sam sposób; gdyby nie lampy, można by było się pogubić, gdzie jest góra, a gdzie dół.
Przed nimi było rozwidlenie na dwa korytarze – w prawo i w lewo. Widząc to, Alex westchnął ciężko. Przewrócił oczami, jego twarz zdradzała niechęć i rezygnację.
– Coś czuję, że tak prędko nie znajdziemy tamtego gościa – mruknął, poprawiając swoją maseczkę.
– Przy najbliższym rozwidleniu możemy się rozdzielić – odparł San.
Słowa te niezbyt spodobały się chłopakowi, ponieważ spojrzał na niego z niepewnością w oczach.
– Nie wiem, czy powinniśmy się rozdzielić na nieznanym nam terenie. Poza tym... cóż – zamilkł na chwilę – myślę, że razem możemy mieć większe szanse w ewentualnym starciu.
Alex miał poniekąd rację. Nie wiedzieli, co ich czekało i rzeczywiście może lepiej byłoby się trzymać razem. Jednak w takim wypadku poszukiwania zajęłyby im dłużej. Osobiście San chciał jak najszybciej się stąd wydostać. Nawet odrzucał opcję poczekania na Rebbecę. To tez zabierze czas. Poza tym, im szybciej będą działać, tym mniej czasu dadzą łowcom na zmobilizowanie się.
Ach, chciałbym, żeby się okazało, że tamten smok był po prostu beznadziejny...
– Ty idziesz w lewo, ja w prawo – powiedział. – Rozdzielimy się, ale będziemy unikać bezpośredniego starcia. Jeśli znajdziesz miejsce, gdzie przetrzymują porwanego, nie walcz tylko wróć na początek, gdzie się spotkamy i razem pójdziemy, ewentualnie wrócimy jeszcze po mentorkę. Jakby zaczęli cię atakować, skup się bardziej na uciecze niż walce. – Przeciągnął się. – A, i zwracaj uwagę na korytarze oraz kierunki. Wątpię, żeby tu były ślepe zaułki. Łowcy sami nie mogą mieć problemów w przypadku szturmu.
Słysząc to wszystko, Alex zamrugał parę razy, z pewnym zdziwieniem wpatrując się w Sana. Między dwójką nastała cisza, z której dopiero po chwili zdał sobie sprawę Koreańczyk. Popatrzył na białowłosego, uniósł brwi, czego jednak nie dało się dostrzec z powodu zasłaniającej twarz maski. Posłał mu pytające spojrzenie. Gdy Alex to spostrzegł wolno powiedział:
– Niezły plan.
San otworzył nieco szerzej oczy.
– Sporo czasu poświęcam na myślenie – rzekł krótko.
Tak, San był typem myśliciela. Dużo myślał o przeróżnych sprawach, nawet tych, które go nie dotyczyły. Potrafił spędzić parę godzin wyobrażając sobie różne sytuacje i wymyślając do nich plany działania. Uważał, że w ten sposób może być choć trochę przygotowany na niechciane zdarzenia.
Chwilę później obydwoje postanowili wdrożyć plan w życie. Ruszyli w stronę rozwidlenia, lecz tuż przed nim San zatrzymał Alexa. Otworzył torbę, wyciągnął z niej scyzoryk, który następnie dał chłopakowi.
– Weź go – powiedział ciszej niż dotychczas. – Celuj w punkty witalne. Środek brzucha, linia kręgosłupa – podał przykłady.
Alexander?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz