czwartek, 27 sierpnia 2020

Od Eve CD. Sana

 Następny dzień spędziłam na dalszą naukę historii oraz zmuszona byłam siedzieć w firmie, w której trenowałam. Musiałam trochę odłożyć w czasie swoją następną wizytę w restauracji koreańskiej. Utkwiła mi w głowie i jak na złość zawsze coś mi wypadało. Niezmiernie mnie to irytowało, ponieważ to była jedyna okazja do zjedzenia czegoś na co faktycznie miałam ochotę - dodatkowo zważając, że prowadzą ją prawdziwi Koreańczycy to nie mogłam narzekać na inny smak. No i San, nastolatek o dość specyficznej aparycji o złotym sercu. Zrobiło mi się bardzo miło gdy pofatygował się by oddać jedną głupią notatkę ze szkoły. Teraz to bez znaczenia, najważniejsze by zdać ten żałosny przedmiot i wziąć się do roboty. 
Nareszcie znalazłam trochę czasu po południu, a jako że byłam niemiłosiernie głodna od razu poszłam do tego jednego miejsca. Nawet ani chwilę się nie zawahałam. Grzecznie też zrezygnowałam z propozycji moich rówieśników, którzy chcieli zabrać mnie na jakiegoś burgera. Powoli się tym przejadam. 
Wchodząc do środka ogarnęłam wzrokiem całe pomieszczenie. Nie było tylu ludzi więc od razu zauważyłam sylwetkę chłopaka. 
-O, hej! - wykrzyknęłam wyprzedzając zmieszanego Sana.
- Hej - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej widząc jak się prostuje.
- Mówiłam, że jeszcze tu wpadnę, więc oto jestem -podeszłam bliżej cicho chichocząc. 
-Cieszę się - zabrzmiało to trochę mechaniczne ale nie miała mu tego za złe. - Usiądź gdzie chcesz. Dzisiaj mało klientów, więc jest sporo miejsca.
Grzecznie zajęłam wolny stolik i w głębi duszy ucieszyła się, że postanowił dotrzymać jej towarzystwa do momentu złożenia zamówienia. Wzięła od niego kartę menu przeglądając mniej lub bardziej znajome nazwy dań. 
-Na co masz ochotę? - zapytał mimochodem. - Jeśli chciałabyś zjeść coś koreańskiego, czego nie ma na karcie, to mogę to przyrządzić.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie chciałabym go kłopotać czymś bardziej skomplikowanym. Z resztą mają odpowiednie menu więc nie widziałam potrzeby aby brać coś spoza karty. Inni klienci zawołali Sana więc miałam trochę więcej czasu na zastanowienie się. Do głowy wpadła mi jedna rzecz, za którą w sumie tęskniłam najbardziej. 
-Już wybrałaś? - spytał gdy tylko załatwił soju dla klientów. - Nie, że pospieszam - dodał pospiesznie obawiając się o moją opinię. 
-Nie nie, spokojnie - uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - Jakby nie było problemu to może dak-kkochi?
Spojrzał na mnie lekko zdziwiony. Dak-kkochi to przecież danie szybkie typu street food. 
-Jesteś pewna? - dopytał a ja pokiwałam głową. 
-Oczywiście. Zawsze w dzieciństwie jedliśmy dak-kkochi kiedy się spotykaliśmy z rodziną w komplecie. Teraz to chociaż tyle mogę zjeść - wytłumaczyłam najbardziej swobodnie jak potrafiłam. Nie chciałabym żeby poczuł się niekomfortowo z tą informacją. 
-Dobrze, zaraz będę - przytaknął i poszedł do kuchni. 
Wyciągnęłam telefon przeglądając media społecznościowe. Kątem oka widziałam ruch w restauracji ale niekoniecznie się tym przejęłam. Nawet nie zauważyłam kiedy jeden z podchmielonych mężczyzn dosiadł się do mojego stoliczka. W trakcie krótkiej wymiany zdań starałam się w sposób pokojowy przekonać typa do opuszczenia mnie samej. Gdy to nie poskutkowało zmusiłam się do użycia swoich umiejętności. Chciałam uniknąć niemiłych słów więc zgrabnie za pomocą swoich myśli odprowadziłam go z kwitkiem. Odchodził ze skwaszoną miną czując się lekko poirytowanym. W dobrym momencie, ponieważ chwilę później zauważyłam nastolatka z przygotowanym daniem. Zadowolona klasnęłam parę razy dłońmi. Naprawdę cieszyłam się jak głupia na zwykłe szaszłyki. 

San? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz