wtorek, 4 sierpnia 2020

Od Eve do Gabriela

Przemknęłam jak burza przez cały dom prosto do mojego pokoju. Stanęłam na środku i trzymając się pod boki rozejrzałam w poszukiwaniu przygotowanych w pocie czoła materiałów. Od pewnego czasu mam kolejne dosyć pracochłonne zajęcie - zostałam opiekunką dla Gabriela w Bractwie Atla. Zostałam w to zaplątana i chcąc lub nie, jestem skazana na udzielanie mu korepetycji z podstaw szkolnych, ludzkich zachowań i norm społecznych. Nie ukrywam, że jest to dla mnie niemałe utrapienie, ponieważ znacznie opóźni to mój debiut - o ile się odbędzie jeśli wciąż będą nakładane na mnie tego typu zajęcia.
Zdjęłam swój plecak wypakowując z niej śniadanie oraz niektóre zeszyty, podręczniki by zamiast tego wpakować materiały. W progu pokoju stanęła kobieta ciężko przy tym wzdychając.
-Eve - odezwała się zwracając moją uwagę. Wyprostowałam się zapinając do końca plecak.
-Mhm...? - uniosłam pytająco brwi poprawiając paski na ramionach.
-Nie masz za dużo obowiązków? -wydawała się bardzo zmartwiona, co trochę mnie zbiło z tropu. Zamrugałam parę razy.
-Trochę ich jest...- zaczęłam powoli wzruszając ramionami. -Ale wszystko jest w porządku, nie ma o co się tak zamartwiać -uśmiechnęłam się szeroko. 
-Masz tego za dużo, pracoholiku - syknęła Maria, na co się wzdrygnęłam.
-Czuję się dobrze -pospiesznie ominęłam matkę w przejściu i przechodząc przez kuchnię wzięłam leżące na misy jabłko.
Kobieta podążyła za mną jak cień obserwując moje gwałtowne ruchy. Nie do końca wiedziała, co robię - była świadoma tylko tego, że udzielam korepetycji pewnemu nastolatkowi. Nie chciałam by się dodatkowo denerwowała, ponieważ w Bractwie miał łatkę niebezpiecznego typa, chociaż nic jeszcze nie zrobił. Oczywiście, że początki są trudne ale jestem pewna jego niewinności.
Ubrałam białe buty marki Nike co by pasowały do moich białych spodni poszarpanych na nogawkach oraz spranej, błękitnej bluzie typu oversize, którą już mam ze sobą parę lat. Przeczesałam palcami włosy, które opadały łagodnie na szary plecak, dalej w dół na pośladki.
-Uważaj na siebie - poczułam na sobie ciężkie spojrzenie mojej rodzicielki.
Z jabłkiem w buzi posłałam jej zdziwione spojrzenie, by po chwili zachichotać pokazując znak pokoju. Kiwnęłam głową wychodząc z domu i oddychając z ulgą. Miałam wrażenie, jakby wiedziała do kogo i gdzie idę. Nie była jak Diego i nie wpakowałam się w jedną z najbardziej okrutnych profesji w bractwie. Ja chciałam tylko pieniądze zarabiać!
Po drodze spotkałam się z kumpelą ze szkoły. Nieszczęśliwie, szła w tym samym kierunku co ja. Starałam się jak najszybciej wyczerpać temat rozmowy, ponieważ byłyśmy coraz bliżej lokalizacji siedziby Bractwa. Zauważyłam w oddali krzyczący do mnie, zielony szyld i wpadłam na genialny pomysł. Weszłyśmy do środka chwilę posiedzieć, a wychodząc kupiłam dwa kubki kawy. Nastolatka była szczerze zdziwiona.
-Dla kogo ta druga? - zapytała badawczo mi się przyglądając.
-Umówiłam się ze znajomą z grupy tanecznej. Kupujemy sobie nawzajem różne rzeczy, czy coś -próbowałam wyjaśnić z uśmiechem.
-Chciałabym mieć taką znajomość - rozmarzyła się.
-Ja muszę naprawdę już iść, miłego dnia! - skinęłam głową, przyspieszając swojego kroku.
Dotarłam do siedziby ciut zmęczona  tym szybkim tempem. Nie chciałam żeby żadna z kaw była zimna, nie kupiłam żadnej mrożonej przecież. Drogę zagrodził mi rosły mężczyzna, którego gardłowy pomruk miał mnie wystraszyć. I wystraszył, przycisnęłam do siebie dwa kubki kawy lekko zlękniona patrząc na złowrogą twarz.
-Spóźniłaś się - zauważył chłodno. Nie znosili, kiedy ktoś nie podporządkowywał się do wyznaczonych reguł.
-Przepraszam, następnym razem będę punktualna - grzecznie okazałam skruchę, chociaż nie byłam niczemu winna. Tutaj nie warto się kłócić, jestem na straconej pozycji.
-Ogranicz koreański - łypnął na mnie okiem, a ja wzruszyłam ramionami.
-Niczego nie obiecuję - uśmiechnęłam się słodko wchodząc do środka pomieszczenia. - Gabi, to ja! Mam coś dla ciebie - wykrzyknęłam radośnie.
-Co takiego? - zmierzył mnie spojrzeniem. -Mniej materiałów? Przepustkę na wolność? -dopytywał, a ja zamaszystym ruchem postawiłam przed nim jego kubek. Był podpisany jego zdrobnieniem i serduszkiem na końcu.
-Kawa - usiadłam na swoim miejscu i przyglądałam się z jaką konsternacją oglądał swój imienny podpis.
-Oh, chyba zaczyna nas coś więcej łączyć - jego kącik ust uniósł się w prowokacyjnym uśmiechu.
-Tak, prawie ją na ciebie wylałam stawiając ją na ten stolik. Z pewnością - wzięłam łyka swojej, nareszcie mogłam spokojnie się jej napić. -Jak tam? -w odpowiedzi usłyszałam jedynie parsknięcie.
-Jak myślisz? -poddenerwowany ton głosu zdradzał jego irytację moim pytaniem. Wzruszyłam ramionami z lekkim uśmiechem.
-Chciałabym na luzie porozmawiać, zanim przejdziemy do konkretów. Zwykle tak się robi przed rozpoczęciem pracy czy zajęcia jeśli oczywiście masz z kim. Wiesz, takie rozluźnienie, dobre nastawienie się na czas jaki masz teraz spędzić. Jasne, że w czasie wykonywanie takiego zajęcia możesz zagadać kogoś ale może być zbyt zajęty i cię zignoruje. Czy coś w tym rodzaju - machałam przy tym ręką oraz kubkiem prawie go wylewając. Natomiast Gabriel patrzył na mnie z uniesionymi brwiami uważnie śledząc dłoń, w której miałam swój napój czekając aż go wreszcie wyleję.
-Myślę, że nie muszę z nikim rozmawiać -odparł w końcu biorąc łyk swojej.
-To i tak nie zmienia faktu, że chciałabym usłyszeć od ciebie jak się czujesz, jak cię traktują, może ktoś cię wkurzył - błądziłam po ścianach zastanawiając się co jeszcze mogło wydarzyć się w czasie mojej ostatniej nieobecności.

Gabriel? To mi powiesz? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz