piątek, 7 sierpnia 2020

Od Sana cd. Alexandra

Misja.
Co on takiego zrobił, że został wciągnięty w misję? Nie miał ochoty na żadną misję. Chciał ten czas spędzić w miarę spokojnie, choć trochę odpocząć od tego całego smoczego wiru. On nie był gotowy na wyruszenie gdzieś... właśnie, nie wiedział nawet, gdzie i po co. A jakby jeszcze było tego mało, to miał w ten sposób spędzić parę dni. Świetnie. Wspaniale. Idealnie.
Uwielbiam misje...
Stał blisko jednego z krańców polany, zmęczony, niewyspany i niechętny do czegokolwiek. Oczywistym było, że w nocy tuż przed wyprawą się nie wyśpi. Trochę czasu zmarnował na przygotowania (do tego jeszcze skończył projekt dla profesora), aczkolwiek na chwilę obecną nie wziął ze sobą wszystkiego, co przeznaczał na misję – chociażby zrezygnował z peruki i kamizelki kuloodpornej, czego wkrótce zaczął żałować. Jak oberwie to będzie naprawdę bolało. Miał w duchu nadzieję, że jakimś niemożliwym trafem okaże się, że zwykły postrzał go nie zabije. Albo że misja okaże się być całkiem bezpieczna. Nie, że się bał śmierci, bo szczerze mówiąc momentami miał dość dosłownie wszystkiego, w tym życia, ale jednak mimo wszystko wolałby jeszcze trochę pożyć. Odkrył ogromny potencjał w swoim żywiole i chciałby móc go w pełni wykorzystać.
Chociażby teraz.
Obserwował uważnie sylwetki dwóch smoków, badając każdy szczegół ich wyglądu. Spojrzał na stosunkowo małego Alexandra; czasami chciałby być podobnej wielkości. Dostrzegł, że mentorka chłopaka go pogania wzrokiem, westchnął ciężko.
– Czy trzy smoki lecące nad lasem to nie za dużo? – zapytał po pewnym namyśle.
Smoczyca popatrzyła na niego, z głębi jej gardzieli wydobyło się ciche burknięcie.
– Cóż, to las, lecimy w stronę gór, do tego raczej będziemy dosyć wysoko, więc nie powinniśmy zwrócić na siebie uwagi – usłyszał jej głos w swojej głowie.
– Tak... – na chwilę zamilkł, wolno przestępując z nogi na nogę. – Ale chciałem trochę potrenować... Tak w trasie...
Teraz do głowy przyszła mu myśl, że to może nie był najlepszy pomysł. Jednakże jeśli miał być szczery to już od jakiegoś czasu chciał się tak wreszcie wziąć za siebie. Od zawsze uważał, że błękitny ogień Joona był lepszy, bardziej widowiskowy od jego grawitacji, jednakże chyba to się w końcu zmieni. Z nieznanych sobie przyczyn zaczął nagle dostrzegać pozytywy w swojej mocy, a umiejętność przenoszenia grawitacji wydawała mu się bardzo ciekawa i przydatna do tego stopnia, że on, San Young, zaczął trochę z nią trenować w domu. Pewien wpływ na to miał sparing z Alexem – choć wcześniej tego nie zauważył, wtedy czuł się niezwykle wiedząc, że stać go na takie rzeczy, a nawet lepsze. Też dlatego uznał, że podczas podróży mógłby poćwiczyć. Co prawda straciłby trochę energii, ale jeśli dobrze by ją zagospodarował to byłby w stanie walczyć (o ile w ogóle im to przyjdzie).
– Jak trenować? – zapytała Rebbeca (wczoraj rozmawiał z Aurorą i wreszcie poznał imię staruszki).
– Em, mam moc grawitacji... więc jak się postaram to technicznie będę mógł polecieć... tak o.
Alex otworzył szerzej oczy. Nieco obniżył swój lot, by być trochę bliżej.
– Grawitacji? – powtórzył ostatnie słowo Koreańczyka.
San pokiwał głową. Zdjął swoją czapkę i schował do kieszeni spodni oraz poprawił szelki plecaka, po czym skupił się na moment, by użyć swojej mocy.
Poczuł jak jego stopy odrywają się od ziemi, a ciało staje się o wiele lżejsze. Chwilę później już unosił się w powietrzu mniej więcej na wysokości szyi smoczycy. Rebbeca zmierzyła go wzrokiem, wyglądała na zaciekawioną.
– Jeśli możesz w ten sposób lecieć z nami to nie widzę problemu – stwierdziła. – Tylko proszę, nie zużyj na to całej swojej mocy.
W odpowiedzi San przytaknął. Nie był wcale taki głupi. Miał w głowie ułożony plan, by polecieć tak, żeby zużyć możliwie jak najmniej energii. Jeśli zaś podróż okaże się być dłuższa lub z pewnych powodów szybciej zużyje energię, przemieni się w smoka.
Mentorka, nie marnując już więcej czasu, wzbiła się w powietrze i poleciała jako pierwsza. Alex trochę niechętnie za nią podążył, San zaś chwilę odczekał; potrzebował odpowiedniej odległości. Śledził uważnie wzrokiem oddalającą się sylwetkę smoczycy, aż w końcu użył swych zdolności i poleciał niczym wystrzelony z procy za nimi. Moment ten wyglądał jak wtedy podczas sparingu – z tą różnicą, że tym razem leciał skierowany głową do przodu. Poczuł jak energia spada, minimalnie się skrzywił. Jeszcze chwila. Tylko osiągnąć odpowiednią prędkość.
Zmienił efekt, usuwając całkowicie swoją grawitację. To jednak nie zmieniło wcale jego pędu, jedynie trochę zwolnił, by nie wyprzedzić smoków a być wśród nich; dokładniej za mentorką i obok Alexa. Pierzasty łypnął na niego okiem, przyglądał mu się w pewnym zdziwieniu i swego rodzaju zaciekawieniu. Cóż, raczej nie spodziewał się, że Koreańczyk zrobi coś takiego.
San popatrzył na niego, zmierzył go wzrokiem od pyska po koniec ogona. Zaczął się zastanawiać czy dałby radę zrobić to samo z nim i utrzymać ich obu na dłuższą metę. Jak obserwował przemianę białowłosego to wydawało mu się, że chłopak niezbyt przepada za swoją smoczą formą. Westchnął cicho. Chyba w końcu zacznę brać treningi w stu procentach na poważnie...
Lecieli w stronę gór, znajdowali się na tyle wysoko, że drzewa pod nimi wydawały się być takie małe. San spoglądał na nie, raz na jakiś czas zaglądając na góry, do których się stopniowo zbliżali. Z racji że pogoda dopisywała, dodatkowo podróż była dosyć monotonna, postanowił się wyciszyć. Uspokoił swój oddech najbardziej jak mógł, rozluźnił mięśnie, zamykając oczy. W pełni skupił się na locie, nieustannie monitorując swój poziom energii.
– Muszę przyznać, że całkiem dobrze operujesz swoimi mocami – usłyszał wtem w głowie.
Podniósł powieki, spojrzał na sporej wielkości smoczycę, której łeb odwrócony był w jego stronę. Za bardzo nie wiedział, co odpowiedzieć, w końcu jednak udało mu się wydusić z siebie:
– Dziękuję...
Mentorka chwilę jeszcze na niego spoglądała, po czym znów utkwiła swój wzrok na górach, mówiąc:
– Trochę szkoda, że nasz Alexander nie potrafi tak dużo – głos miała trochę ironiczny.
– Ach, że ja też od razu muszę być silny i w ogóle! – wtrącił się Alex, głos zdradzał podirytowanie. – Może to wina osoby, która mnie mentoruje?
– Tak, masz rację, moja wina, że zostałam twoją mentorką. Albo że cię nie przyszpiliłam do muru, kiedy jeszcze była szansa – Z jej gardzieli wydobyło się ciche warknięcie.
San przez pewien czas milczał, uznał jednak, że powinien jakoś uspokoić dwójkę, dlatego po pewnym namyśle powiedział:
– Tak naprawdę wiele mi brakuje.
Ugh, już czas na przerwę.
Siła jego mocy opadła, przez co znacznie obniżył swój lot. Czyli musiał się przemienić. Co prawda dałby radę lecieć dłużej, lecz nie chciał poświęcać na to jeszcze więcej energii. Może gdyby Rebbeca powiedziała, na czym miała polegać ich misja, dokonałby obliczeń i lepiej zagospodarowałby swoją mocą, ale musiała ona trzymać to przed nimi jak jakąś narodową tajemnicę.
Westchnął ciężko, po czym zdjął plecak i rzucił nim przed siebie. Gdy ten zaczął opadać przemienił się szybko i chwycił go w jedną łapę, starając się nie rozerwać szponami. Rozłożył swe duże błoniaste skrzydła i będąc już gotowy przywrócił swoją grawitację. Podniósł nieco swój łeb, podleciał bliżej Alexa, by znaleźć się idealnie pod nim.
– Jeśli nie chcesz lecieć, wskakuj – wymamrotał trochę niepewnie.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz