piątek, 4 września 2020

Od Alexandra cd. Sana

Plan Sana od początku nie przypadł Alexandrowi do gustu. Białowłosy nie potrafił się zdobyć na odwagę, aby wybiec prosto w centrum walki i użyć swoich lodowych mocy. W końcu ledwo potrafi ich używać. Wątpił, że uda mu się na tyle skupić i wykonań powierzone zadanie dobrze. Bał się, że spanikuje i przez swoją głupotę narazi pobratymców na niebezpieczeństwo. Jeśli popełni błąd, ktoś może umrzeć. 
Wstrzymał oddech na widok padającego na ziemię znajomego mężczyzny. Czy on nie żyje? Alexander odwrócił wzrok. Nie chciał na niego patrzeć. Członek Bractwa poświęcił wszystko, aby obronić bazę i swoich przyjaciel. Białowłosy natychmiast przypomniał sobie o rodzicach, którzy zginęli w taki sam sposób. Nie mógł skończyć, tak jak oni. Jeśli pragnie przeżyć, musi stanąć do walki. Postanowił zaufać planowi Sana.
Bez słowa wybiegł z bezpiecznego ukrycia i nim ktokolwiek zdążył go postrzelić, Alexander przemienił się w smoczą formę. Ryknął, jak tylko najgłośniej potrafił, zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. Kiedy tylko łowcy dostrzegli go, co wcale nie było trudne, rozpoczęli ostrzał. Chłopak jednak nie dał się zranić - utworzył najgrubszą i najtwardszą ścianę, jaką tylko potrafił. Pociski zatrzymały się w niej, nie dosięgając smoka. 
Nim zdążył się obejrzeć, wrogowie zawisnęli na suficie. Alexander poderwał łeb do góry. San szybko rozprawił się z przeciwnikami. Łowcy chwilę później z nieprzyjemnym dźwiękiem opadli ponownie na ziemię. Od tego widoku białowłosy odwrócił wzrok. Szybko powrócił do swojej ludzkiej formy i podszedł do Sana. Po minie blondyna domyślił się, że coś poszło nie po jego myśli. Wtedy też zobaczył na posadce znajomego lekarza. Wstrzymał oddech, domyślając się, że lepiej nie poruszać tego tematu. Sam Alexander nie mógł uwierzyć, że ich sojusznik nie żyje.
- Wow, to było... szybkie - zagadnął, podchodząc bliżej.
- Gdyby nie ty, to ten plan by nie wypalił - odparł San. Zdjął maseczkę i przetarł policzek rękawem. Również nie patrzył się w kierunku porozrzucanych ciał.  
- Nic wielkiego nie zrobiłem - odpowiedział z delikatnym wzruszeniem ramion. Ich plan powiódł się tylko i wyłącznie dzięki blondynowi. Sam Alexander zginąłby przy pierwszej okazji. To, że jeszcze żyje zawdzięcza głównie Sanowi i jego dobrym pomysłom. 
Adrenalina z każdą chwilą opuszczała ciało chłopaka. Czuł, jak powoli zaczynał opadać z sił. Zdał sobie sprawę też, że odgłosy walki na zewnątrz umilkły. Czy to koniec? Kto wygrał? Zastanawiając się nad tym, oparł się o kartony. Usiadł na ziemi, aby złapać oddech. San dołączył do niego niedługo później.
Kilka kolejnych minut spędzili w milczeniu. Wokoło nich biegali nerwowo medycy, którzy zajęli się sprzątaniem po ataku. Ciemnym kocem nakryli ciało swojego towarzysza, po czym przenieśli je do innego pomieszczenia. Martwych wrogów również zabrano, a nieprzytomnych łowców rozbrojono i związano, aby nie sprawiali więcej problemów. 
Chwilową przerwę przerwały odgłosy kroków dobiegające z głównego korytarza. Wszyscy zatrzymali się i spojrzeli w tamtą stronę, gotowi do możliwej walki. Nic takiego na szczęście nie było konieczne. Do sali wkroczyli znajomi członkowie Bractwa. Alexander wstał z ziemi, próbując wypatrzeć w tłumie wchodzących swoją mentorkę. Rebbeca prowadziła za ramię rannego towarzysza. Białowłosy szczerze ucieszył się na jej widok. Na co dzień może nie dogadywali się najlepiej, jednak starsza kobieta była jedyną osobą, którą w jakikolwiek sposób obchodziły losy chłopaka. Naprawdę nie chciał, aby cokolwiek się jej stało.
Mentorka rozejrzała się po sali, a jej wzrok zatrzymał się dopiero na uczniach. Kobieta odetchnęła z ulgą. Zaprowadziła rannego mężczyznę do medyków, a następnie dołączyła do swoich podopiecznych.
- Cieszę się, że nic wam nie jest - rzekła Rebbeca. Alexander od razu zauważył, że staruszka jest wycieńczona. To nie była misja adekwatna do jej wieku. Dumna członkini Rady nigdy nie przyznałaby się jednak do słabości.
- Łatwo nie było - mruknął białowłosy, spoglądając na Sana. Blondyn kiwnął głową na znak zgody.
- Jeśli ewakuacja pójdzie po naszej myśli, już niedługo wrócicie do domu - zapewniła staruszka, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Alexander miał nadzieję, że już jutro położy się we własnym, bezpiecznym łóżku. Marzył o świętym spokoju. Tęsknił za swoim bezstresowym życiem. Kolejnym razem pomyśli dwa razy, nim zgodzi się na misje z Rebbecą.
Wykorzystując chwilę czasu, uczniowie opowiedzieli mentorce o planie Sana i jego przebiegu. Staruszka nawet pochwaliła ich działanie! Dla Alexandra była to niemała nowość. Przez cały swój trening wysłuchiwał głównie o tym, jak bardzo kobieta jest zawiedziona jego lenistwem. Najwyraźniej białowłosy potrafił walczyć, jeśli zależało od tego jego życie.
- Jak mogłeś tego zapomnieć! - Z konwersacji wyrwał ich zdenerwowany głos jednego z medyków. Rebbeca podeszła do mężczyzny, który rzucał wrogie spojrzenie przepraszającemu współpracownikowi.
- O co chodzi? - zapytała, wchodząc pomiędzy lekarzy. 
- Nie zabrał najważniejszych papierów z głównego biura! - prychnął jeden z nich. - Zaraz pojawią się łowcy, a nie możemy ich tutaj zostawić!
Staruszka westchnęła zmarnowana. Sprawa, zdaniem Alexandra, wydawała się być poważna. Jeśli jakieś akta wpadną w niepowołane ręce, może się to źle skończyć dla całego Bractwa. 
- Pójdę po nie - zaoferowała Rebbeca. Szybko dopytała się o dokładne miejsce, zabrała leżący na ziemi pistolet i już miała wychodzić, kiedy dogonił ją białowłosy.
- Ja to zrobię - powiedział, wyprzedzając nauczycielkę. - Odpocznij.
Kobieta przez chwilę broniła się, że sobie poradzi, jednak uległa propozycji ucznia. Alexander źle czułby się faktem, że jego wycieńczona nauczycielka musiałaby się wybrać na kolejną misję. Biuro znajdowało się niemal w przeciwległej części bunkra. Dodatkowo nikt nie wiedział, czy łowcy nie dostali się już do środka. Białowłosy nie był przekonany, czy sobie poradzi, jednak musiał w to wierzyć. Szybka akcja - znajdzie odpowiedni pokój, zabierze teczkę i wróci. Co może pójść nie tak? Rebbeca wręczyła mu broń, szybko tłumacząc, jak ma jej używać. 
- Idę z tobą. - Alexander podniósł wzrok na podchodzącego Sana. Właściwie nie wiedział, dlaczego blondyn zdecydował się mu towarzyszyć. On również zasługuje na odpoczynek. W końcu oberwał więcej razy niż białowłosy.
Nie podważył jednak jego decyzji. Alex nawet cieszył się, że San pójdzie z nim. Razem będą mieli większe szanse na dokończenie zadania. Przyniosą papiery i wrócą do domu! Z tą myślą wyszedł z pomieszczenia i rozejrzał się po ciemnym korytarzu. To ich ostatnie zadanie, na pewno dadzą radę!

San? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz