środa, 23 września 2020

Od Alexandra cd. Sana

Z niezwykłą radością rozejrzał się po znajomym mieście. Nie mógł uwierzyć, że cali i zdrowi powrócili do domu. Udało im się przeżyć. Alexander wątpił, że kolejny raz zgodzi się na jakąkolwiek misję. Miał dosyć.
Odprowadzili Sama pod sam dom. Rebbeca uparła się, że chce na własne oczy zobaczyć, że młodzieńcy bezpiecznie powrócili do swoich mieszkań. Alex niechętnie ruszył ciemną uliczką w stronę swojego bloku. Zaraz po tym, jak dotarli na miejsce, pożegnał się ze swoją mentorką i pośpiesznym krokiem skierował się w stronę swoich drzwi. Otworzył je powoli. Przywitał go nieprzyjemny chłód przedpokoju. Białowłosy niemal potknął się o leżący przy wejściu worek ze śmieciami. No tak. Zapomniał go wyrzucić przed podróżą. Przeklął pod nosem. Zrobi to jutro. 
Odwiesił na wieszak chroniący go przed zimnem płaszcz i spojrzał w głąb ciemnego mieszkania. No tak. Nikt na niego nie czekał. Westchnął ciężko i poszedł wziąć prysznic. Musiał zmyć pokrywający go brud czy krew. Wyglądał okropnie. 
Alexander niemal od razu po kąpieli, otulił się ciepłą kołdrą na swoim łóżku i zasnął. Nie miał już siły na nic innego. W końcu czuł się bezpiecznie, jakby żadne zagrożenie ze strony łowców nie było realne. 
***
Wstał dosyć późno. Z trudem zszedł z miękkiego materaca. Gdyby tylko nie był tak głodny, najpewniej leżałby dalej. Wolnym krokiem przeszedł do kuchni i omiótł wzorkiem po nieumytych naczyniach, które wręcz błagały w zlewie o uwagę. Alexander westchnął. Później.
Wyjął z szafki ostatnią czystą miskę i przygotował w niej zupkę chińską. Nie miał ani czasu, ani ambicji na zrobienie czegokolwiek kreatywniejszego. Zalał wrzącą wodą suchy makaron i wymieszał znajdujący się w naczyniu posiłek. Przepyszna chemia. 
Resztę popołudnia spędził na ogarnianiu mieszkania. Kto by pomyślał, że po kilkudniowej nieobecności w domu zacznie mu przeszkadzać bałagan. Najwyraźniej wcześniej już przyzwyczaił się do nieporządku, a teraz porozrzucane ubrania czy naczynia zaczynały go razić po oczach. Zastanawiał się, jak długo uda mu się utrzymać podobny porządek. Raczej nie za długo. W międzyczasie białowłosy napisał do swojego znajomego z klasy z prośbą o podesłanie wszystkiego, co robili na lekcjach. Alexander czuł się przytłoczony swoimi zaległościami. Postanowił więc zrobić sobie jeden dzień wolnego, nim wróci do zwykłego planu dnia. Wtedy też przypomniał sobie o swojej pracy. No tak. Tam też będzie musiał kiedyś wrócić. Przeklął pod nosem. Dlaczego życie musi być tak trudne? 
***
Kończył właśnie przepisywać lekcje. Spojrzał na niedbale sporządzone notatki. Nieszczególnie starał się o to, aby prezentowały się pięknie. I tak nigdy do nich nie zajrzy. W międzyczasie Alexander przegryzał przygotowaną przez siebie kanapkę. Cieszył się, że w końcu mógł zjeść coś normalnego. Brakowało mu typowych, nieszczególnie zdrowych posiłków, jakie sobie robił. 
Całą sielankę przerwał mu dźwięk przychodzącej wiadomości. Niechętnie podniósł telefon, widząc numer, który jedynie oznaczał kłopoty. Rebbeca. Przez chwilę wahał się nad tym, czy aby na pewno chce wiedzieć, czego potrzebuje jego mentorka. Nie miał zamiaru wyruszać na żadną misję. Miał dość przygód na najbliższe kilka lat. 
Niechętnie odblokował komórkę i wszedł w skrzynkę. Westchnął zmarnowany na widok wiadomości. Czyżby to jednak nie był koniec ich misji? Rebbeca wysłała krótką informację na temat tego, że Alexander wraz z Sanem powinni jutro pójść do głównej bazy Bractwa i złożyć raport. Upierdliwości. Niekoniecznie miał ochotę opuszczać mieszkanie i marnować pół dnia na jakieś głupoty. Do tego będzie musiał męczyć tym blondyna, ponieważ nauczycielka nawet nie miała do niego numeru. 
Z całkowicie zepsutym humorem, rzucił długopis na biurko, odpisał staruszce "ok." Postanowił już rano zajść po Sana i poinformować go o zadaniu. Im szybciej zaczną zdawać to sprawozdanie, tym szybciej wrócą do domu. 
Ustawił budzik w telefonie i od razu położył się spać. Jeśli ma zamiar wstać wcześnie, nie może kolejny raz pójść do łóżka o trzeciej rano. 
***
Oczywiście, że zaspał. Dopiero po jedenastej zdecydował się wstać. Czuł się jeszcze bardziej wyprany z życia niż wieczorem. Alexander przeciągnął się, słysząc, jak wszystkie jego kości wydają charakterystyczne pyknięcia. Wziął szybki prysznic, założył czyste ubrania, przygotował pośpieszne śniadanie i wyszedł na ulicę. Rozejrzał się powoli, jakby przypominał sobie drogę, po czym ruszył w stronę znajomego baru. Dalekiej drogi do pokonania nie miał. Mieszkanie Sana znajdowało się jedynie kilka przecznic dalej. 
Także kwadrans później znalazł się przed lokalem, gdzie pracował blondyn. Alexander niepewnie zajrzał do środka i rozejrzał się po sali. Wzrokiem próbował odnaleźć swojego znajomego. Niestety, nigdzie nie mógł go dostrzec. 
- Mogę w czymś pomóc? - Na nagłe pytanie chłopak niemal podskoczył. Odwrócił głowę, spoglądając na nieznanego sobie, starszego mężczyznę.
- Nie, dziękuję - zaprzeczył automatycznie. Dopiero sekundę później zdał sobie sprawę, że pracownik baru właściwie mógł mu udzielić istotnych informacji. - To znaczy tak - dodał pośpiesznie. - Czy zastałem Sana?
Mężczyzna uniósł z zaskoczenia brwi, a chwilę później pokręcił przecząco głową.
- Wyszedł jakiś czas temu - poinformował. - Nie wiem, kiedy wróci.
Alexander westchnął. Dlatego nie mogą po prostu szybko zamknąć tematu misji? 
- Przyjdę więc później, dziękuję. - Białowłosy nie czekał na odpowiedź, wychodząc na zewnątrz. Stał chwilę przed wejściem do baru, zastanawiając się, co może robić dalej. Spokojnym krokiem ruszył w drogę powrotną. Wtedy też wpadł na znajomą osobę. 
Początkowo ucieszył się na widok Sana. Chłopak wyglądał o wiele lepiej, niż kiedy rozstali się po skończonej podróży. Blondyn z zaskoczeniem spoglądał ma Alexandra. Najwyraźniej nie spodziewał się go zobaczyć tak szybko.
- Hej - przywitał się, dalej rzucając białowłosemu podejrzliwe spojrzenie.
- O, hej. 
- Byłeś w restauracji? - San spojrzał w stronę wspomnianego budynku. 
- Tak... - odpowiedział Alex. Zamilkł na chwilę, nie mogąc zebrać myśli. - To znaczy nie... To znaczy na chwilę. Sprawdzić czy jesteś.
Blondyn nie wyglądał na przekonanego. Uniósł brwi. Domyśla się, że przyszedłem w JAKIMŚ celu. Raczej nie podejdzie z entuzjazmem do czekającego ich zadania.
- Jakaś sprawa do mnie czy jak? - zapytał, opierając się o pobliską ścianę.
- Właściwie to tak - zaczął Alexander, zacinając się na kilka sekund. Wziął głęboki oddech. - Rebbeca napisała mi wczoraj, że powinniśmy zgłosić się do siedziby Bractwa w celu złożenia raportu. - Nie odrywał wzroku od blondyna, dodając: - Jak najszybciej.
San zdecydowanie nie podszedł to tej informacji entuzjastycznie.
- Też nie chcę tam iść - zapewnił pośpiesznie białowłosy. - Od razu zaszedłem po ciebie, żeby mieć już to z głowy.
- Zostawię rzeczy i zaraz do ciebie wrócę - odparł San, kierując się w stronę restauracji. W międzyczasie poprawił ramię plecaka. 
 Alexander przytaknął i jedynie uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi. Przysiadł na znajdujących się nieopodal schodach i wyciągnął telefon. Napisał szybko wiadomość do mentorki. W końcu powinna wiedzieć, że jej uczeń już zmierza złożyć raport. Kobieta oczywiście, mimo odczytania infromacji, nie odpisała. Ona pisze jedynie wtedy, kiedy sama coś chce.
San, zgodnie z obietnicą, powrócił kilka minut później. Wspólnie udali się do kawiarenki, w której znajdowało się zejście do bazy Bractwa. 
Za ladą stała nieznajoma Alexandrowi młoda dziewczyna. W lokalu świeciły pustki, więc od razu użyli hasła. Kelnerka zaprowadziła ich na zaplecze, skąd dalej udali się go głównego pomieszczenia. Tam czekała już na nich Rebbeca.
- Jesteście! - Najwyraźniej ucieszyła się na widok dwójki uczniów. - Szybko, już na nas czekają!
Nie tłumacząc nic więcej, ruszyła przed siebie.

San?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz