środa, 7 października 2020

Od Alexandra cd. Sana

 Z niepokojem skakał wzrokiem pomiędzy Sanem, a przesłuchującym go mężczyzną. Atmosfera była tak gęsta, że Alexander sądził, iż mógłby kroić ją nożem. Nieszczególnie nawet wiedział, czego właśnie jest świadkiem. Dlaczego członek Bractwa, ich sojusznik, wątpi w uczciwość blondyna? Uczeń przecież nie zrobił niczego złego! Alex na jego miejscu postąpiłby na pewno podobnie. Musieli pokonać wrogów. To, że ofiarą został również jeden z ich pobratymców, nie było niczyją winą. San celowo nie skrzywdziłby żadnego ze swoich. 
Kątem oka białowłosy dostrzegł niezadowoloną twarz mentorki. Rebbeca zmarszczyła brwi i mamrotała coś pod nosem, najwyraźniej zła z przebiegu przesłuchania. Alexander w żadnym wypadku się jej nie dziwił. Miał nawet nadzieję, że kobieta po spotkaniu od razu porozmawia z Radą i wszystko zostanie wyjaśnione. 
- Alexander, tak? - Chłopak drgnął, wybity z myśli. Czyżby przegapił coś ważnego? Wstrzymał na chwilę oddech, nie spuszczając wzroku ze stojącego przed nim mężczyzną. Zapowiadały się kłopoty. 
- Potwierdzasz, że to był wypadek i San nie zabił celowo tamtego członka bractwa?
Białowłosy nerwowo przełknął ślinę i zerknął w stronę znajomego ucznia. Wymienili zmartwione spojrzenia. Alexander wiedział, że od jego zeznań wiele zależy. Albo bardziej pogrąży blondyna, albo uda mu się oczyścić go z podejrzeń.
- Więc... - zaczął opowieść ściszonym głosem. - Byłem z Sanem przez cały ten czas. Nawet pomogłem mu zainicjować atak na przeciwników. - Wstrzymał na chwilę oddech, unikając badawczego spojrzenia Petersona, po czym dodał: - Żaden z nas nie spodziewał się, że jakiemukolwiek z sojuszników mogłoby się coś stać...
- Mówisz, że pomagałeś Sanowi? - Mężczyzna uniósł brwi. - Jesteś więc współwinnym tego wypadku?
Alexander z zaskoczenia otworzył usta. Takiego obrotu spraw nawet on się nie brał pod uwagę. Nigdy nawet nie myślał o tym, iż mógłby być w ogóle odpowiedzialny za śmierć kogokolwiek! 
Rebbeca wstała z miejsca, rzucając mordercze spojrzenie Petersonowi. Wyglądała, jakby zaraz była gotowa wyciągnąć go zza biurka i rzucić nim o ścianę. Alex wręcz przeciwnie - w tym momencie na jego kamiennej twarzy ciężko było odczytać jakiekolwiek uczucia. Powoli zamknął oczy i westchnął. 
- Szanowny pan sądzi, że kiedy walczy się o życie, myśli się o konsekwencjach swoich czynów?! - krzyknął nagle, skacząc na równe nogi. - Następnym razem proszę samemu rzucić się patykiem na uzbrojoną armię. Ani ja, ani San nie chcieliśmy śmierci jednego z naszych. Gdybym umiał cofnąć czas, na pewno bym na to nie pozwolił. Ale skoro nie mam takiej możliwości, z łaski swojej, zamknij się i rusz zza bezpiecznego biurka, aby naprawdę pomagać Bractwu! Twoje cholerne wyrzuty nie robią na nikim wrażenia, walony parapecie. 
Peterson słowem nie skomentował wybuchu Alexandra. Wpatrywał się w o wiele niższego chłopaka pełnym zaskoczenia spojrzeniem. Białowłosy skrzyżował ręce na piersi. Rzucił wyzwanie mężczyźnie. Alex nie miał zamiaru pozwolić, aby mężczyzna przypisał Sanowi lub mu czyny, za które nie byli odpowiedzialni. Sam nie czuł się ani trochę winny za śmierć sojusznika. Każdy walczy o swoje życie
Mężczyzna w końcu doszedł do siebie, najwyraźniej przemyślał usłyszaną wypowiedź, odchrząknął, jednak nie dane było mu opowiedzieć. Stojąca obok niego kobieta, uciszyła go gestem dłoni od razu. 
- Wystarczy na dzisiaj - stwierdziła, uśmiechając się delikatnie. Starała się uspokoić sytuację. - Dziękujemy za rozmowę.
Alexander ostentacyjnie odwrócił się plecami do rozmówcy i bez słowa pożegnania wyszedł z sali przesłuchań. San i Rebbeca dołączyli do niego chwilę później.
- Cholerny Peterson, psia jego mać! - warknęła mentorka, kiedy upewniła się, że nikt niepożądany nie usłyszy jej słów. - Ojciec z wysoką rangą, więc myśli, że może robić wszystko, czego chce! Zero szacunku do starszych! 
- Śmieć - skomentował białowłosy, lekko wzruszając ramionami.
- Wracajcie do domów - poleciła nauczycielka, zaczesując włosy do tyłu. Wyglądała na naprawdę wybitą z równowagi. - Zadzwonię do was od razu, kiedy się czegoś do wiem. 
Po krótkim pożegnaniu, uczniowie opuścili bazę. Na świeżym powietrzu Alexander wyciągnął z kieszeni papierową paczuszkę, z której wysunął cienkiego papierosa. Zapalił go chwilę później i zaciągnął się znajomym dymem. Musiał odreagować, a oprócz swojego nałogu, nie znał innego sposobu, aby pozbierać myśli. 
- Nienawidzę Bractwa - mruknął Alex na tyle głośno, alby San go usłyszał. Blondyn jednak nie opowiedział nic i w milczeniu ruszyli w drogę powrotną.
Białowłosy z papierosem w ustach rozglądał się po kolorowych witrynach sklepików. Przystanął na chwilę przy sklepie zoologicznym. Przez szybę spojrzał na znajdujące się w budynku zwierzaki. 
- Myślisz o jakimś pupilu? - zapytał San, podchodząc bliżej. 
- Nie wiem - przyznał Alexander, wyrzucając resztki wypalonego papierosa do kosza. - Właściciel mieszkania nie zgodzi się na psa czy kota, a papugi za bardzo się drą. Może w przyszłości kupię jakiegoś gryzonia - dodał po chwili, wzruszając ramionami. Odwrócił się na pięcie i ruszył dalej, w drogę powrotną. Właściwie ostatnio czuł się niezwykle samotny. Jakiś zwierzak na pewno umiliłby mu dzień. Rozważał kupno chomika, rybki czy innego żółwia. 
San mieszkał bliżej od bazy, niż Alexander. Białowłosy zastanawiał się, co jego znajomy opowie swojej rodzinie. Został potraktowany jak jakiś zbrodniarz, chociaż nie zrobił nic. Potworna sytuacja. 
- Wejdziesz coś zjeść? - zaproponował blondyn, otwierając drzwi do knajpki.
- Zapalę i do ciebie dołączę, dziękuję. - Alex został sam na ulicy. Wtedy też kątem oka zauważył ruch. Idący kilka metrów dalej mężczyzna, spostrzegając, iż został odkryty, szybko schował się za pobliskim samochodem. 
Alexander przekrzywił głowę ze zdziwienia. Co to miało znaczyć? Marszcząc brwi, próbując zrozumieć niecodzienną sytuację, zapalił papieros. Wtedy też go olśniło. Czy to możliwe, aby Bractwo wysłało kogoś, aby ich śledził? Czy oni naprawdę uważają, że razem z Sanem są zdrajcami? Białowłosy zaśmiał się pod nosem. Nienawidził tej organizacji, a teraz został jeszcze posądzony o spiskowanie. Przez chwilę miał ochotę podejść do ukrytego mężczyzny i zapytać, co tamten robi. Porzucił jednak szybko ten pomysł. Lepiej, jeśli nie będzie wychodzić poza szereg i skonfrontuje sprawę z Rebbecą i Sanem. Muszą się oni dowiedzieć, o ogonie.
Białowłosy z niesmakiem wyrzucił papieros i wszedł do baru. Wzorkiem odszukał Sana, który rozmawiał już ze swoimi rodzicami. Alexander nie chciał im przeszkadzać, więc jedynie pomachał do blondyna i zajął miejsce przy stoliku. Wyciągnął telefon i od razu napisał wiadomość do mentorki. Po wysłaniu informacji, rozejrzał się. Za jedną z szyb udało mu się spostrzec tego samego mężczyznę. Musieli oszczędzać na szpiegach, ponieważ ten był niezwykle kiepski. Alex postanowił więc, póki co, nie przejmować się jego obecnością, wyciągnął portfel i zaczął odliczać pieniądze na posiłek. Pozostało mu teraz jedynie czekać, aż San skończy rozmawiać. Białowłosy był ciekawy reakcji blondyna na temat tego, czego właśnie się dowiedział. 

San?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz