wtorek, 13 października 2020

Od Alexandra cd. Sana

 - Zrobimy coś z tym czy tak zostawimy? - Alexander uniósł pytająco brwi. Szczerze, nie widziało mu się, aby jakiś nieznajomy mężczyzna chodził za nimi krok w krok.
- Nie mamy co zrobić - odpowiedział blondyn, delikatnie wzruszając ramionami. - Niczym nie zawiniliśmy. Jeśli go wydamy to możemy wszystko popsuć. Po prostu zachowujmy się tak jak zawsze, jedynie dbajmy o to co robimy, by w razie jakichś fałszywych oskarżeń mieć alibi.
Białowłosy skrzywił się. Najchętniej wstały teraz z miejsca i podszedł do szpiega z pytaniem, dlaczego za nimi podąża. Zgodził się jednak z Sanem. Nie chciał robić chłopakowi większych problemów. 
Bez słowa zajęli się grillowaniem posiłku. Kiedy wszystko było już przygotowane, blondyn tłumaczył Alexandrowi, jak przygotowywać pewne potrawy. Białowłosy powtarzał ruchy swojego instruktora, chociaż jego danie wyglądało mniej apetycznie. Mimo wszystko - było przepyszne. 
- Między takimi porcjami bierzesz trochę kimchi w celu podobnym, co jesz imbir między kawałkami sushi - polecił San, wskazując odpowiednie naczynie. - To taka kiszona kapusta z chili i innymi przyprawami. Jeśli jest za ostre to nie musisz jeść.
Alexander spojrzał niepewnie na nieznany sobie dodatek. Zgodnie jednak z radą blondyna, spróbował kimchi. Właściwie nie przepadał za pikantnym jedzeniem, jednak ów kapusta nawet mu smakowała. Przełknął kęs i sięgnął po kolejny kawałek. Naprawdę dobre. Ostatnimi czasami żył głównie na zupkach chińskich, więc spróbowanie prawdziwego azjatyckiego jedzenia było dla niego niesamowitym przeżyciem. 
- Właśnie, jak bardzo chcesz to możemy zabawić się w szpiegowanie szpiega, jeśli tamten nie odpuści - zaproponował blondyn, zerkając w stronę spoglądającego na nas mężczyznę. Właśnie rozmawiał przez telefon. Czyżby informował Bractwo o tym, iż jego cele wybrały się do knajpki na obiad. Niezwykle fascynujące. Alexander przez chwilę obserwował mężczyznę, przeżuwając powoli kimchi. 
- Zróbmy to - zdecydował, uśmiechając się delikatnie. - Jeśli nas złapią, powiemy, że podejrzewaliśmy go o bycie łowcą. Udawanie głupiego to zawsze najlepsze wyjście.
Po skończonym posiłku, podczas którego ustalili wspólną wersje zeznań, opuścili bar i powoli skierowali się w stronę mieszkania Alexa. Zachowywali się najzwyczajniej na świecie, chociaż co chwilę dyskretnie obserwowali się, czy mężczyzna za nimi dalej podąża. Nic pewniejszego - szpieg zachowywał odległość, jednak dalej nie spuszczał z nich wzroku. 
- Piesek na smyczy Bractwa - mruknął Alexander pod nosem, odwracając się pośpiesznie. Wyciągnął z kieszeni papierową paczuszkę, lecz ta okazała się pusta. Cholera jasna. Musi dokupić więcej papierosów. 
- Mówiłeś o tym mentorce? - zapytał San, przeciągając się. Najwyraźniej chciał zachowywać się jak najbardziej zwyczajnie. Dobrze.
- Pisałem do niej - przytaknął Alexander. - Jeszcze nie odpisała. Ale jak tylko się dowie o szpiegu, to jestem pewien, że wywróci całe Bractwo do góry nogami, aby dowiedzieć się, kto na nas go nasłał. 
Blondyn westchnął cicho, ale nic więcej nie powiedział.
Mijali właśnie znajomy białowłosemu sklep. Alex poprosił o chwilową przerwę. Musiał uzupełnić braki w zaopatrzeniu. Palenie to kosztowny nawyk.
Wszedł do niewielkiego spożywczaka. Na kasie na szczęście stał dobry kolega chłopaka, który od razu wiedział, czego Alexander potrzebuje. 
- Te, co zwykle, tak? - Student rzucił na blat niebieską paczkę. 
- Zawsze wiesz, czego najbardziej potrzebuję. - Alex uśmiechnął się i zapłacił za produkt. Powrócił do czekającego na zewnątrz Sana. Blondyn przeglądał coś w telefonie, całkowicie ignorując aktualnie przyglądającemu się autom szpiegowi.
- Czy on sobie z nas kpi, myśląc, że go nie widzimy? - prychnął Alexander, marszcząc brwi. - Bractwo naprawdę zaniedbuje nasze szkolenia. I chwała mu za to - dodał po chwili zastanowienia. - Mam więcej zmartwień na głowie niż głupie treningi. 
- Mam wrażenie, że nie biorą nas na poważnie - przyznał San, chowając do kieszeni komórkę. 
- Nigdy nie brali. 
Białowłosy nie kryjąc irytacji zaplótł ręce na piersi. Nerwowym krokiem kontynuował drogę do swojego domu. Wtedy też poczuł buczenie w kieszeni. Bez niepotrzebnego pośpiechu wyciągnął telefon. Rebbeca odpisała. Dyskretnie, aby nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń, pokazał treść wiadomości Sanowi. Mentorka prosiła ich o spotkanie. Podała nawet nieznany dotychczas Alexandrowi adres. Musieli teraz jakoś zgubić ogon i porozmawiać z nauczycielką jak najszybciej. 
- Odprowadzisz mnie do domu? - Białowłosy zapytał na tyle głośno, aby szpieg to usłyszał. Będą mieli alibi. Dodatkowo mężczyzna jest sam. Przecież się nie rozdzieli, aby pilnować ich obu w tym samym czasie. 
San przytaknął i wspólnie skierowali się w stronę mieszkania Alexandra. W międzyczasie ustalili plan dalszego działania. San miał wsiąść do najbliższego autobusu i po paru przesiadkach, miał dostać się na podane miejsce. Sam białowłosy miał wyjść niepostrzeżenie z bloku i również dotrzeć do mentorki. Choć w teorii wydawało się to być proste, w praktyce na pewno coś się skomplikuje. Musieli zachować niezwykłą ostrożność. I tak siedzą po uszy w problemach. 
Jak gdyby nigdy nic, pożegnali się pod mieszkaniem Alexa. Chłopak w kilku susach pokonał schody i wszedł do znajomego pokoju. Zrzucił z siebie kurtkę i od razu wyjrzał przez okno. Ani śladu po szpiegu. Najpewniej ruszył za Sanem. Tak więc białowłosy nerwowo pokręcił się po pomieszczeniu. Odczekał kilka minut i sam opuścił mieszkanie. Przed samym wyjściem rozejrzał się powoli i udał się na dworzec. 
Kupił odpowiednie bilety i zajął miejsce w pustym przedziale. Wolał mieć pewność, że nikt go nie obserwuje. Szybko napisał do mentorki, że jest już w drodze. Nigdy wcześniej nie odwiedzał jej we własnym domu. Raczej ona nachodziła jego. Skoro jednak staruszka była gotowa zaprosić uczniów do siebie, to znaczy, że musi mieć jakiś pilny powód. Ciekawe, czy czegokolwiek dowiedziała się na temat powodu ich szpiegowania. 
Wysiadł w nieznanej sobie części miasta. Domostwo nauczycielki otoczone było wieloma drzewami. Wydawało się dość mroczne. Niepewnie zadzwonił do dębowych drzwi. Otworzyła mu Rebbeca.
- Ile można na ciebie czekać?! - Kobieta niemal siłą wciągnęła go do przedpokoju. 
Bez słowa zaprowadziła go do dużego pomieszczenia. Tam na wstępie Alexandra przywitały pachnące, dębowe meble. Ciemną posadzkę pokrywał puchaty dywan. Wszelakie półki zdobiły porcelanowe figurki, od których chłopak nie potrafił oderwać wzroku. Spojrzenie zatrzymał dopiero na Sanie, który dotarł na miejsce przed nim. Blondyn siedział na skórzanej kanapie, najwyraźniej równie przytłoczony przepychem domu staruszki. 
- Czego się dowiedziałaś? - zapytał Alexander, od razu przechodząc do rzeczy. Nie mieli czasu do stracenia. 
- Emil Evans - zaczęła kobieta, zasiadając na ogromnym fotelu. - To imię i nazwisko mężczyzny, który zginął na misji. Był zaufanym członkiem Bractwa, a ostatnimi czasy pracował nad jakimś tajnym projektem - wyjaśniła, opierając się wygodniej. - Dokładnie nie znam szczegółów, ale przeczuwam, że gdyby jego dzieła wpadły w niepowołane lekcje, zapowiadałoby to ogromne kłopoty. Jego śmierć może być zbyt wygodna dla niektórych.

San?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz