czwartek, 29 października 2020

Od Alexandra cd. Sana

Wpatrywał się w marmurową posadzkę, z irytacją wyczekując wezwania. Peterson chciał się z nimi widzieć. Kolejny raz. Najgorsze w tym jednak było to, że Rebbeca nie mogła im pomóc. Góra zarządziła, aby kobieta nie uczestniczyła w przesłuchaniu. Wcześniej oczywiście podała Alexandrowi, co ma robić i jak się zachowywać. Teraz mentorka rozmawiała z resztą starszyzny. Niestety, tylko tyle w ten sposób mogła im pomóc. W końcu, Peterson nie ma prawa podjąć decyzji bez zgody rady.
Z zamyślenia wyrwały białowłosego słowa Sana. Chłopak podniósł wzrok, tępo wpatrując się w znajomego.
- Pamiętasz o planie ostatecznym?
Alexander naprawdę nie miał pojęcia, o co chodzi blondynowi. Przekrzywił głowę, oczekując wyjaśnień. 
- Co? - Alex uniósł pytająco brwi. 
- Jak nic innego nie zadziała i będziemy w kropce to po prostu mu nakopiemy - przypomniał. - Jestem typem, dla którego rękoczyn to broń ostateczna, ale mocy mogę szybciej użyć. Nie widzę problemu w daniu Petersonowi taryfy ulgowej i pokazaniu mu szybciej jak działa grawitacja. 
Białowłosy uśmiechnął się zadziornie. Sam nie był zwolennikiem rękoczynów, jednak obwiniający ich mężczyzna zasłużył na karę. Nie mogli mu przecież po prostu odpuścić. Peterson uczynił z i tak marnego życia Alexandra piekło. Dodatkowo nie zapowiadało się, aby aktualne problemy szybko przeminęły. 
Wtedy usłyszał, jak znajdujące obok drzwi otwierają się z trzaskiem. Przygryzł policzek od środka, widząc wychodzącego z pomieszczenia Petersona, poczuł, jak zalewa go fala gorąca. Mężczyzna ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy, ruchem ręki zaprosił ich do pokoju. 
Alex bez słowa wstał z miejsca i spojrzał na Sana. Blondyn z kamiennym wyrazem twarzy ruszył za białowłosym. Czekała ich rozmowa z diabłem. 
W milczeniu usiedli na skórzanych krzesłach. Białowłosy rozejrzał się po zdobionym biurze. Było to inne pomieszczenie, niż te, w którym zostali przyjęci wcześniej. Najwyraźniej znajdowali się w prywatnym gabinecie Petersona. Wspaniale
Coraz bardziej zirytowany Alexander oczekiwał rozpoczęcia przesłuchania.  Dlaczego mężczyzna musi tak wszystko utrudniać? Cały czas wpatrywał się w uczniów z pełnym triumfem wzroku. Najwyraźniej pastwił się ich niepewnością. 
W końcu jednak zdecydował się przerwać milczenie:
- Pewnie zastanawiacie się, dlaczego was tutaj zebrałem? 
Słowa te zdenerwowały białowłosego. Doskonale wiedział, co tutaj robi! Dlaczego Peterson miał tak wielki tupet?!
- Oświeć nas - prychnął w odpowiedzi Alex. Mimo wszystko wolał zgrywać głupiego, który nic nie wie o sytuacji panującej w Bractwie. Nie mógł przecież wyznać, że mentorka podzieliła się z nimi poufnymi informacjami. Nie chciał jej bardziej zaszkodzić. 
- Papiery Evans'a zaginęły - poinformował protekcjonalnie. - Coś chcecie mi powiedzieć na ten temat? 
- Szukaj ich? 
San łokciem szturchnął Alexandra w żebra. Białowłosy posłał mu zdziwione spojrzenie. Oni przecież nic nie zawinili! Dodatkowo - śmierć Evans'a była przypadkiem, jednak kradzież jego projektów już nie. 
- Po to was wezwałem - wyjaśnił widocznie poirytowany. - Sądzę, że moglibyście mi zdradzić, gdzie je ukryliście. 
- W jakim celu mielibyśmy ukraść te papiery? - zapytał San, w odróżnieniu do Alexandra, nie tracąc cierpliwości. 
- W tym samym, przez który zginął Evans - odparł Peterson, zaplatając ręce na piersi. 
- Sugerujesz, że przez przypadek zabraliśmy strzeżone akta? - Alex uniósł brwi. - Doskonale wiesz, że nie jest to nasza wina. Nie mam pojęcia, w co chcesz nas wrobić, ale niczego nam nie udowodnisz - prychnął białowłosy. Chciał jak najszybciej skończyć tę rozmowę, która i tak nie prowadziła nigdzie. 
- Czyżby? - Mężczyzna wstał z miejsca i spokojnym krokiem obszedł biuro. Alexander śledził go w milczeniu wzrokiem. - Tak się składa, że wysłałem wczoraj za wami swojego podwładnego - przyznał ze wzruszeniem ramion. - Zgubił was właśnie w czasie, kiedy papiery zniknęły z biura. Nie zaprzeczycie, że nie było to celowe.
Zbity z tropu Alex wstrzymał oddech. Faktycznie uciekli szpiegowi, ale odwiedzili mentorkę! Jeśli powie o nocnej wizycie u nauczycielki, wyda ją i ona również będzie miała kłopoty. 
- Zatrudnij więc lepszych podwładnych - rzucił szybko. - Czy śledzenie nas w czasie prywatnym nie jest naruszeniem jakiś zasad? - dodał, próbując odwrócić kota ogonem. - Brzmi nielegalnie. 
- Nie zmieniaj tematu. Masz coś do ukrycia? Co robiliście wczoraj wieczorem? - dopytywał Peterson, ponownie zasiadając za biurkiem.
Zarówno San i Alexander nie mieli zamiaru się tłumaczyć. To, czym zajmowali się w czasie wolnym jest tylko i wyłącznie ich sprawą. Mężczyzna, który przesłuchiwał uczniów i tak znacząco naruszał ich przestrzeń osobistą. 
- To i tak teraz bez znaczenia - dodał po chwili Peterson widocznie dumny na widok zaskoczonych jego słowami min młodzieńców. - Razem ze starszyzną Bractwa doszliśmy do wniosku, iż sensownym wyjściem będzie objęcie was pewnego rodzaju kontrolą - odparł, uśmiechając się. - Od dzisiaj przez kolejne kilka tygodni pozostaniecie na terenie bazy Bractwa. Zostaniecie zwolnieni, kiedy sytuacja się wyjaśni. 
Alexander wstrzymał oddech, szczerze skonfundowany decyzją Bractwa. Jak oni śmieli! Nie mogli przecież ich do tego zmusić! Rebbeca nigdy na to nie pozwoli. 
- Dla twojej wiadomości - prychnął Alex, wciąż nie mogąc pogodzić się z aresztem. - Chodzę do szkoły i do pracy, podobnie jak San, więc nie ma mowy, żebyśmy opuszczali swoje obowiązki ze względu na waszą głupią decyzję! - Białowłosy przemilczał fakt, że często sam unikał zajęć czy zmian, w tym momencie jednak przytoczenie ich mogły działać na korzyść w sprawie.
- Tym się nie przejmujcie - zapewnił Peterson. - Bractwo zapewni wam zwolnienie. Mamy odpowiednich ludzi od tego. 
Postawa mężczyzny irytowała Alexandra. Z jego twarzy nie znikał ironiczny uśmiech, jak gdyby pastwił się nad karą uczniów. Najpewniej to on był jej pomysłodawcą.  Białowłosy nienawidził członka Bractwa. 
- Skoro nie macie żadnych pytań, moi podwładni pomogą wam się spakować i pokażą pokój, w którym spędzicie kilka kolejnych dni. 
Nie czekał na odpowiedź uczniów. Peterson wstał, przeciągnął się i wskazał drzwi. 
- Może jutro będziecie bardziej skorzy do rozmowy - rzucił na pożegnanie. - W końcu, teraz będziemy mieli dużo czasu na poznanie się. - Ostatnie słowa niemal wycedził przez zęby. 
Alexander wpatrując się w zdobioną podłogę, opuścił pomieszczenie. Przeklął pod nosem, kiedy tylko Peterson oddalił się. San wyglądał na równie niezadowolonego. 
Wtedy białowłosy zrozumiał, co mogło trapić chłopaka. W końcu, dla Alexa nie miało znaczenia, gdzie spał czy jadał. Od zawsze mieszkał sam. Nie podobało mu się jedynie to, że będzie pod nadzorem Petersona. Tak naprawę może sypiać gdziekolwiek. A z blondynem były jednak inaczej. Miał rodzinę. Ludzi, którzy się o niego martwili, których będzie musiał opuścić na kilka dni. Czy San podzielił się z nimi o swoich problemach? Alexander miał taką nadzieję. W innym przypadku czeka go dość nieprzyjemna rozmowa.
- Będzie dobrze. - Alex uśmiechnął się niemrawo. - Ten idiota jeszcze nie wie, że przez te kilka dni będzie musiał się ze mną przemęczyć, bo charakter mam dość trudny - dodał po chwili namysłu. 
Nie wiedział, czy próbuje pocieszyć siebie, czy chłopaka. San jednak nie odpowiedział. Zamiast tego podeszło do nich dwóch rosłych mężczyzn. Pieski Petersona. 
 - Załatwmy to szybko - mruknął jeden z nich. - Gdzie mieszkacie?

San?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz