W milczeniu podążał za nieznanym sobie mężczyzną. Właściwie pachołek Petersona przedstawił się jako Ralph, ale dla Alexanda dalej pozostawał obcy. Chłopak nie miał zamiaru poznawać blondyna lepiej.
Pośpiesznie pakował ubrania do pierwszej odnalezionej torby podróżnej. Białowłosy czuł się dość niekomfortowo pod czujnym okiem ochroniarza. Mężczyzna cały czas nie spuszczał wzroku z rąk Alexa. Ucznia szczerze to irytowało. Co takiego niby niebezpiecznego miałby wziąć?
Alexander skończył upychać do bagażu całą niezbędną odzież, a następnie przeniósł się do łazienki. Skąd zabrał szczoteczkę, pastę i ręcznik, czyli swego rodzaju niezbędnik na dłuższe podróże. Z kuchni zaś uczeń wziął ze sobą zapas zupek chińskich. Nie miał pojęcia, czym będą go tam karmić. Musi się przygotować.
- Skończyłeś? - pośpieszał go znudzony Ralph.
- Jeszcze nie - odparł spokojnie Alexander, przechodząc do swojej sypialni. Nie miał zamiaru się szybciej ruszać. Jemu osobiście się nie śpieszy.
Spod łóżka wyciągnął niewielki karton. Kątem oka zauważył, jak blondyn bacznie mu się przygląda. Z małej paczuszki Alex wyjął trzy opakowania papierosów.
- Nie sądzę, że możesz to wziąć - poinformował Ralph.
- Nie przypominam sobie, żebym zapisał się na odwyk - prychnął białowłosy i ignorując słowa mężczyzny, dorzucił papierosy do bagażu. - Jestem gotowy - dodał po chwili Alex, ostatni raz rozglądając się po mieszkaniu. Czuł pewnego rodzaju smutek, że znowu będzie musiał pożegnać się z tym miejscem. Znowu.
Niezadowolony, opuścił dom i zakluczył drzwi, a klucz zabrał za sobą. Wolał mieć pewność, że nikt nie odwiedzi go podczas nieobecności. Chociaż w mieszkaniu, oprócz bałaganu, nie było nic ciekawego.
Wrócili do kawiarni, skąd dalej udali się do tajnej bazy. Na przestronnym korytarzu spotkał Sana i jego opiekuna. Wspólnie zostali zaprowadzeni do pokoju, w którym mieli spędzić kilka kolejnych, długich dni.
- Wow, czyli będziemy mieszkać we dwójkę? - Alexander rozejrzał się po pomieszczeniu. Było naprawdę w porządku.
- Spodziewałem się celi - mruknął San, odkładając swój bagaż. Fakt. Sam białowłosy obawiał się, że zostaną umieszczeni w jakiejś kotłowni bez światła i łóżek.
Uczniowie podzielili się łóżkami. Blondyn ostrożnie usiadł na swojej pryczy, która pod jego ciężarem zaskrzypiała. Alex spojrzał badawczo w jego stronę i ze wzruszeniem ramion mniej delikatnie skoczył na swój materac. Twardy.
Białowłosy przeciągnął się, a następnie podniósł do siadu. Zerknął w stronę Sana, który wyciągał z torby pudełko z charakterystycznie pachnącą zawartością. Chłopak rozpoznał kimchi, które kiedyś jadł w barze.
- Zjemy ile się da, a z resztą to nie wiem, co się stanie. - Blondyn wzruszył ramionami, patrząc na pakunek.
- To trzeba trzymać w lodówce?
San przytaknął.
- Widziałem, że Peterson w gabinecie trzyma małą lodówkę, chyba na jakieś napoje - przypomniał sobie Alexander. Podczas przesłuchania bacznie oglądał biuro, stąd, ku własnemu zdziwieniu, zauważył wspominany obiekt.
- O, to już wiemy, co zrobimy. - San wydawał się mieć pomysł. Białowłosy nie pytał o jego sens - szybko się domyślił, co planuje jego towarzysz. Muszą później złożyć Petersonowi wizytę.
***
Do pokoju ktoś zapukał. Alexander z niechęcią wstał z łóżka. Do pomieszczenia weszły mentorka. Białowłosy wymienił spojrzenia z Rebeccą przeczuwając, co kobieta chce mu przekazać. Trening.
Chłopak upierał się, że nie ma na to najmniejszej ochoty. Dopiero przybył do siedzimy Bractwa i już wymagają od niego ćwiczeń!
- Pomyśl, że dzięki tym treningom będziesz mógł elegancko skopać Petersonowi tyłek. - Na słowa Sana Alex uśmiechnął się delikatnie. Może chłopak ma rację? Może nauczy się czegoś nowego, czym będzie mógł uprzykrzać życie mężczyźnie. Tak. Chłopak potrzebował tego.
Tak więc bez większych kłótni ruszył za nauczycielką w stronę sali treningowej. San wraz ze swoją mentorką podążyli zaraz za nimi.
Rozeszli się po przestronnym pomieszczeniu. Białowłosy przez chwilę obserwował blondyna. Miał dobry pomysł, aby wziąć ubrania na zmianę. Alexander nigdy tego nie robi. Dopiero później, po prysznicu, woli się przebrać.
- Słuchasz mnie? - Z zamyślenia wysłał go głos mentorki.
- Muszę?
- Tak - westchnęła zmarnowana Rebecca. - Wracając. Mówiłam o wykorzystaniu twoich umiejętności przy tworzeniu z lodu różnych przedmiotów.
Alex z zaskoczenia uniósł brwi.
- Czy jestem w stanie to zrobić? - zapytał niepewnie. Faktycznie możliwość wytwarzania własnych narzędzi czy broni brzmiała kusząco. Chłopak jednak wątpił, czy będzie w stanie coś takiego zrobić.
- Zaczniesz od czegoś prostego - poleciła mentorka. - Kij. Prosty, długi kij. Wierzę, że dasz radę.
Alex skrzywił się. Jak niby miał niby tego dokonać? Rebecca nie zdradziła nic więcej. Dała zadanie i wymagała, by chłopak to wykonał.
Białowłosy usiał na ziemi. Zmarszczył brwi i skupił całą swoją moc w dłoniach. Szybkimi ruchami starał się nakreślić w powietrzu podłużny kształt. Zimne iskierki opadły na ziemię, nie łącząc się ze sobą. Alexander przeklął pod nosem.
- To niewykonalne! - warknął. Spróbował kolejny raz, ale z podobnym skutkiem. Nienawidził już tego. Nie umiał tego.
- Postaraj się bardziej - poleciła Rebbeca. Jakby Alex sam do tego nie doszedł!
Chłopak jęknął zmarnowany i wrócił do ćwiczeń. Dopiero za setnym, według niego, razem udało mu się na kilka sekund utrzymać lodowy kij. Czuł się z siebie dumny. Dawno nic mu w życiu nie wyszło. Po kilku kolejnych próbach potrafił utrzymać nową broń trochę dłużej.
- Wspaniale - pochwaliła go mentorka, która wydawała się być nawet zadowolona z efektów. Nieczęsto się jej to zdarza. - Spróbujmy teraz coś trudniejszego! - zdecydowała po chwili.
Alexander podniósł wzrok na kobietę. Czy to, co dokonał przed chwilą, nie było wystarczająco skomplikowane?
- Zrób kulę - poleciła Rebbeca. - Wierzę, że dasz radę.
Chłopak mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, a następnie skumulował swoją moc pomiędzy dłońmi. Próbował sobie wyobrazić idealny, okrągły kształt. Niestety, to co powstało nawet nie przypominało zamierzonego efektu. Alexander przeklął pod nosem. To już nie było tak proste jak zwykły kij.
Mięło dużo czasu, nim chłopakowi udało się zbić lód w małą kulkę. Przypominała ona trochę śnieżkę. Białowłosy stwierdził, że definitywnie nie chciałby dostać nią w głowę. Ale z przyjemnością rzuciłby tym w Petersona. Gdyby była tylko trochę większa...
Nie miał już jednak siły na zrobienie czegokolwiek więcej. Spojrzał na trenującego po przeciwnej stronie sali Sana, który wydawał się już równie zmęczony. Zadecydowano więc koniec ćwiczeń na dzisiaj. Alexander zamienił jeszcze kilka słów ze swoją mentorką o nowej technice. Później wspólnie z blondynem powrócili do swojego pokoju.
Białowłosy wziął szybki prysznic i się przebrał. San leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Chwilę później rozpoczęli zwykłą rozmowę na temat męczącego treningu i sytuacji, w której się znaleźli, jednocześnie jedząc przygotowanie kimchi. Nie dali rady skończyć zapakowanego jedzenia. Zostało sporo. Żeby się nie zepsuło, pozostała jedna możliwość. Musieli złożyć wizytę Petersonowi. Jeśli będą mieli wystraczająco szczęścia, mężczyzny nawet nie będzie w biurze. W końcu, nie może przesiedzieć tam całego dnia, prawda?
- Zanosimy resztę do lodówki? - zapytał Alexander, podnosząc się z łóżka. Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech.
San?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz