czwartek, 12 listopada 2020

Od Alexandra cd. Sana

 Wraz z nadejściem poranka, Alexander usłyszał pukanie do drzwi. Lekko zaskoczony, kto mógł męczyć ich o tak nieludzkiej porze, poszedł otworzyć drzwi. Miał ochotę je zamknąć, kiedy po drugiej stronie stały mentorki. 
- Czemu tak wcześnie? - Zapytał zmarnowany, spoglądając na nauczycielkę. - Przecież normalnie treningi są później!
- To był mój pomysł - wyjaśniła ciemnowłosa kobieta. Rebecca nie odpowiedziała nic. Alex ze smutkiem stwierdził, że nie dalsza kłótnia nie ma sensu. Wycofał się w głąb pomieszczenia, zabierając na trening niezbędne rzeczy. Słyszał słowa Sana.
- A czy praca czasem nie wzywa? 
Najwyraźniej zwracał się prosto do swojej nauczycielki.
- Tak się składa, że mam dzisiaj wolne - odpowiedziała pewnym siebie głosem. - Więc nie marudzić tylko ruchy! Bądźmy szczerzy, ale wolelibyście dwie godziny treningu niż tyle samo siedzenia w jednym pomieszczeniu z Petersonem.
Kobieta miała rację. Alexander nie miał zamiaru siedzieć z wrogim im mężczyzną. Już nawet ćwiczenia były od tego lepsze.
- Masz punkt - zgodził się San. Bez większych sprzeczek udali się na salę treningową. Alexander już czuł zakwasy w swoich mięśniach. Nienawidził aktywności fizycznej.
Stanął przed swoją mentorką, czekając na jakiekolwiek polecenia, w duchu modląc się, aby nie należały one do specjalnie skomplikowanych. 
- Powtarzaj to, co ostatnio - zarządziła kobieta. Najwyraźniej wzięła sobie za punkt honoru, aby nauczyć ucznia nowej umiejętności. Alexowi podobało się to znacznie mniej. Usiadł na podłodze, zmarszczył brwi i skupił swoją moc w dłoniach. Musiał zrobić kij. Wyobraził sobie długi przedmiot, powtarzając sobie w myślach, jak dokładnie ma on wyglądać. 
Wczorajsze ćwiczenia na szczęście nie poszły na marne. Już chwilę później białowłosemu udało się zacząć kreować z lodu podłużny przedmiot. Oczywiście dalej wyjątkowo kruchy i pokrzywiony, ale zawsze coś. 
Pogrążony w myślach Alexander zdał sobie sprawę, że nie czuje zimna bijącego od lodowej laski. Było to coś niezwykle oczywistego, ponieważ wiązało się to z jego żywiołem, ale chłopak dopiero zaczął to zauważać. Faktycznie nigdy zimą nie doskwierał mu mróz. Chłopak przypomniał też sobie te wszystkie momenty, kiedy ktoś mówił mu, że ma zimne dłonie. Jakie miałyby być? 
Lodowy kij zniknął, a uczeń z ciekawości opał palce o policzki. Czy był tak strasznie chłodne jak uważają inni? Nie potrafił na to odpowiedzieć. Wydawały się normalne.
- Dlaczego przerwałeś? - Pytanie mentorki wyrwało go z zamyślenia. - Coś się stało?
Alex pokręcił głową, otrzepując się z chwilowego rozproszenia.
- Wszystko dobrze - odparł szybko i powrócił do ćwiczeń. 
Z kolejnymi minutami szło mu coraz lepiej. Kij z każdą chwilą bardziej przypominał to, co ma przypominać. Miało to nawet szansę w przyszłości stać się dobrą bronią. O ile Alexander nie podda się z nauką tego. 
Niespodziewanie poczuł, jak laska wypada mu z ręki. W pierwszym momencie nie miał pojęcia, co właściwie się stało. Sekundy później dojrzał Sana, który wyrwał mu przedmiot z rąk. Białowłosy skoczył na równe nogi, szczerze zaskoczony zaistniałą sytuacją. Czy mentorki zarządziły pojedynek-niespodziankę? 
Na szczęście nikt nie kazał mu ruszyć do walki. Nawet blondyn nie był skory do ataku. Musiało więc chodzić o coś innego. Alexander rozejrzał się po sali, zauważając, że zbliża się do nich mentorka Sana. Zamieniła kilka słów ze swoim uczniem. Najwyraźniej odebranie broni białowłosemu należało do treningu blondyna. 
- Oddaję. - Chłopak wręczył mu kij. - Wybacz, że wcześniej go zabrałem.
Alex lekko zacisnął dłoń na przedmiocie, kiedy ten rozpadł się w powietrzu. Broń nie należała do najtwardszych. Jeszcze.
Białowłosy spojrzał na Sana, który zaczął masować swój nadgarstek.
- Coś się stało? - zapytał, podchodząc bliżej. - Może powinieneś iść z tym do medyka? 
Blondyn od razu zaprzeczył, mówiąc, że wszystko jest w porządku. W międzyczasie Alexander usłyszał powiadomienie przychodzącej wiadomości. Spojrzał na mentorkę, która wyjęła telefon.
- Idźcie - zarządziła pośpiesznie. 
Nie dała nawet chwili, aby Alexander zadał pytanie. Zostali wyproszeni z sali. Uczniom nie pozostało nic innego, niż udać się do gabinetu pielęgniarki. 
- Chcesz na to lód? - zaproponował białowłosy. Nie czekając na odpowiedź, użył swojej mocy, aby utworzyć niekształtną, małą bryłę i podał ją koledze.
- Dzięki.
Dotarli do przychodzi, która mieściła się w centrum bazy Bractwa. Alex pozostał na korytarzu, nie chcąc przeszkadzać. Pragnął również skorzystać z okazji i zapalić. 
Oczywiście nie było mu dane w spokoju oddać się w szpony nałogu, bo chwilę później zjawił się Ralph.
- Nie wolno tutaj palić - przypomniał, zatrzymując się przy chłopaku.
- Gdybym mógł wyjść na zewnątrz, to bym to zrobił - odpowiedział Alexander, zaciągając się kolejny raz. - Niestety jestem zmuszony tutaj siedzieć.
Mężczyzna westchnął, widząc, że wiele nie wskóra. 
- Pan Peterson chce z wami rozmawiać - poinformował protekcjonalnym głosem. - Niezwłocznie. 
Alexander skrzywił się. Niekoniecznie miał ochotę spotykać się ze wspominanym członkiem Bractwa. San raczej też nie będzie zadowolony.  
- Przyjdziemy niedługo - potwierdził Alex, lekko kiwając głową. Tak naprawdę nie miał zamiaru szybko pojawiać się w gabinecie Petersona. 
Ralph westchnął zmarnowany i odszedł, zostawiając białowłosego samego. Chłopak dokończył palić, wyrzucił pet do pobliskiego kosza i usiadł na ziemi, czekając na swojego współlokatora. 
San wyszedł kilka minut później. Jego nadgarstek został owinięty bandażem.
- Czy jest złamana? - zapytał Alexander, wstając z miejsca. 
- Na szczęście nie - odpowiedział, spoglądając na opatrunek.
Białowłosy uśmiechnął się delikatnie. Spochmurniał jednak na myśl o czekającym ich spotkaniu.
- Peterson chce nas widzieć - mruknął do towarzysza. - Najlepiej teraz.
San wydawał się być zmęczony. Na informację o przymusowym spotkaniu z mężczyzną spochmurniał. Nie mówiąc nic więcej, ruszył w stronę znajomego gabinetu. 
***
Alexander zapukał do drzwi. Po krótkim "proszę", uczniowie weszli do środka. Peterson zajmował miejsce za biurkiem, na którego blacie leżało znajome pudełko. 
- Możecie mi uprzejmie powiedzieć, co to jest? - Mężczyzna wskazał dłonią pakunek.
- Kimchi - odparł San spokojnym głosem, tak, jakby to była najbardziej oczywista na świecie rzecz. 
- Chcecie powiedzieć, że włamaliście się do mojego gabinetu, żeby to tu zostawić? - prychnął, dosadnie akcentując słowo "włamaliście się". 
- Poprawka. Drzwi były otwarte - wyjaśnił Alex. - Nie możesz więc nazwać tego "włamaniem". Chociaż, co ja tam wiem. - Wykonał obojętny ruch ręką. - Masz większe doświadczenie w tym temacie.
Rzucona aluzja rozgniewała Petersona. Zmarszczył gniewnie brwi.
- Zabierzcie to stąd - warknął, przepychając pudełeczko w stronę uczniów. 
San podniósł kimchi. Bez słowa opuścili pomieszczenie. 
- Właśnie! - Alexander przypomniał sobie o znalezionej wizytówce. - Dowiedziałeś się, kim jest ten Andrew? Coś ciekawego? 
- Nic wartego uwagi - odparł blondyn, kręcąc głową. - Wydaje się być czysty. Chociaż mi osobiście się nie podoba.
- Skoro ma kontakt z Petersonem, na pewno jest zamieszany w jakieś brudne interesy - mruknął Alex. Zaplótł ręce na torsie, próbując pozbierać myśli. - Może Rebecca wie coś na jego temat? Pracuje w Bractwie od wielu lat. 
- Możemy zapytać.
Wyruszyli więc na poszukiwania mentorki. Białowłosy odwiedził wszystkie jej ulubione miejsca przesiadywania, ale po nauczycielce nie było śladu. 
- Cholera! Raczej nie wróciła do domu. - Alexander rozejrzał się po korytarzu. - O tej godzinie ma jeszcze masę papierkowej roboty.
- Swoją drogą, nigdzie nie widziałem Aurory - przyznał San. - To dziwne. 
Alex miał złe przeczucia. Obie mentorki zniknęły. A wcześniej Rebecca przerwała trening. Chłopak ruszył wzdłuż korytarza i zatrzymał się przy znanym sobie mężczyźnie. Jak dobrze pamiętał, pracował on ze jego mentorką. 
- Dzień dobry! - Białowłosy uśmiechnął się najniewinniej jak potrafił. - Widział pan może Rebeccę? 
Członek Bractwa odwzajemni uśmiech. 
- Niedawno wyruszyła na misję - odpowiedział, lekko kiwając głową. - Dostała nagłe wezwanie, najpewniej nie miała jeszcze czasu cię poinformować. 
Alex podziękował i dołączył do stojącego obok Sana. 
- Cholera jasna!
Nie był to zbieg okoliczności. Najpewniej Aurora również została oddelegowana. Peterson maczał w tym place. Pozbycie się mentorek znacznie ułatwi mu śledztwo - w końcu tylko one stały po stronie uczniów. Ich brak oznaczał, że San i Alex od tej pory będą musieli sobie radzić sami. 
Białowłosy sięgnął po komórkę i szybko napisał wiadomość do nauczycielki. Brak zasięgu. 
Chłopak nie miał już ochoty na nic.
- Idę zapalić - westchnął i odszedł. Chciał sobie wszystko przemyśleć w samotności. Szczerze miał dosyć obecnej sytuacji. Rebecca, choć często go irytowała, pragnęła dla niego jak najlepiej. Teraz nie wiadomo nawet, kiedy wróci z misji! Teraz, zostali całkowicie zdani na łaskę Petersona. 

San?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz