Nigdy nie mów, że gorzej być nie może, bo życie za wszelką cenę udowodni ci, że się mylisz.
Spojrzał na oddalającego się w celu zapalenia Alexa, westchnął ciężko. To było do przewidzenia, że sprawa się pogorszy. Gdyby mieli tu tak o spędzić tydzień czy dwa to nie miałoby to za bardzo sensu, a Peterson nie miałby żadnego punktu zaczepienia. Utrudnienie im życia było więc tylko kwestią czasu.
Spuścił wzrok na trzymane w rękach pudełko kimchi. Nie wiedział czy zjedzą wszystko do wieczora, a nie chciał go spisywać na straty. Czułby się z tym wręcz potwornie. Ponowne schowanie w gabinecie Petersona odpadało – w tym momencie spostrzegł, że popełnili pewien błąd, bo gdyby nie przyszli zostawić kimchi a przeszukać pomieszczenie przynajmniej powierzchownie, nie pozostawiając po sobie śladu, Peterson nie wiedziałby o niczym i mogliby zrobić to ponownie, tym razem dokładniej. A tak to mężczyzna pewnie od teraz będzie upewniał się, że zamknął biuro na klucz i tyle z szukania dowodu na ich niewinność.
Przeklął pod nosem po koreańsku. Teraz to się dopiero zacznie. Nie było mentorek, więc Peterson miał większe pole do popisu. San nie zdziwiłby się, gdyby tamten zaczął ich gnębić i straszyć (oczywiście, on nie dałby się, nie jemu).
Ach, i co teraz? Może powinien jednak powiadomić o tym Joona? Gdyby brat wrócił i trzymał ich pod opieką, byliby choć trochę bezpieczni...
Pokręcił głową. Nie mógł go w to wplątywać. Jak Joon ich zacznie bronić to Peterson i na niego rzuci oskarżenia. Poza tym, nie było go, bo miał pracę. San nie mógł mu zawracać głowy.
Udowodnij, że możesz sam to rozwiązać.
Poczekał, aż Alexander do niego wróci, po czym obydwoje udali się do swojego pokoju. Alex opadł ciężko na łóżko. San odłożył pudełko z kimchi na podłogę obok łóżka, gdy wtem kątem oka coś dostrzegł. Sięgnął ręką, podniósł z paneli niedługi jasny włos.
Uniósł brwi, zdając sobie z czegoś sprawę.
– Musimy posprzątać – stwierdził na tyle gwałtownie, że Alex aż się zdziwił.
– Po co? – zapytał pospiesznie chłopak. – I tak za jakiś czas stąd idziemy, więc nie ma sensu...
– Przynajmniej włosy musimy ogarnąć.
Alexander wydawał się nadal nie rozumieć. Posłał pytające spojrzenie Sanowi, który, wyprostowawszy się, wziął do rąk poduszkę i zaczął ją trzepać nad podłogą przed wyjściem.
– Peterson nie jest taki głupi – rzekł blondyn, odkładając poduszkę, a biorąc kołdrę. – Dam głowę, że jak nas znowu wezwie to pośle pachołków, by zebrali przynajmniej po jednym naszym włosie. A co to za problem podrzucić na miejsce zbrodni czyjś włos?
Słysząc to, białowłosy otworzył szeroko oczy. Musiał załapać, skoro sam również zaczął to samo robić, co blondyn.
– Chwila, a co jak już to zrobił? – spytał wtem.
– Też opcja – odparł nad wyraz spokojnie San. – Cóż, wtedy będziemy mieli większy problem. Ale nie jest to potwierdzone, a lepiej się zabezpieczyć.
Mieli to szczęście, ponieważ w pokoju znajdowała się zmiotka oraz szufelka i mogli bez większego problemu zagarnąć włosy (przy okazji też inny brud). Wsypali wszystko do małego kosza, po czym zawinęli woreczek, który wyniósł Alex.
San usiadł na łóżku, sprawdził godzinę w komórce. Zbliżała się pora obiadowa; oni również udadzą się do stołówki, by coś zjeść, a za ten czas może ktoś od Petersona tu wejdzie. San zmierzył wzrokiem całe pomieszczenie. Musieli się zabezpieczyć. Przeciwnik na pewno miał dostęp do ich pokoju. Trzeba było zrobić wszystko, by nie mógł on tak po prostu ich ograć.
Gdy Alex wrócił, San polecił mu zrobić zdjęcie wszystkich rzeczy, jakie zabrał. Chłopak z początku nie wiedział, po co, ale Koreańczyk szybko mu wytłumaczył, że wtedy w razie czego będą mogli pokazać, co mieli.
– Sprawdzaj co jakiś czas czy wszystko masz, a jeśli cokolwiek zginie, od razu to zgłoś komuś na wyższym stanowisku – rzekł. – Jeśli chodzi o takie rzeczy, musimy być szybsi od Petersona.
– Rozumiem – odpowiedział Alex, przytakując. – Co jak jednak nas wyprzedzi?
– Ustalimy plan, co i jak mamy mówić. Musimy być przygotowani na przynajmniej część możliwych scenariuszy, zwłaszcza że nie ma mentorek i nam praktycznie nikt nie pomoże.
Czas, jaki im pozostał przed pójściem na obiad spędzili ustalając wspólną wersję zdarzeń w razie różnych sytuacji. Musieli być pewni i zgodni, inaczej plan w ogóle nie wypali. San jeszcze próbował coś wymyślić, ale na chwilę obecną nic więcej nie przychodziło mu do głowy. Postanowił pozostawić to na później, nie myśleć na siłę – trochę tym ryzykował, lecz czuł, że dla jego umysłu tak będzie lepiej.
Przed wyjściem postanowił zabrać ze sobą kimchi. Jak nie zjedzą do obiadu to może uda mu się namówić kucharzy, by schowali pudełko do lodówki w kuchni. Raczej się zgodzą jak powie, że będą mogli trochę zjeść.
Po obiedzie rozłożyli się na swoich łóżkach, by odpocząć. Obydwoje zagapieni w komórki, Alex coś przeglądał, natomiast San szukał więcej informacji na temat Andrewa McGardena. Czy znalazł coś godnego uwagi? Niby tak, ponieważ poznał jego adres zamieszkania oraz z kilku artykułów dowiedział się, jak spędza czas, co można było wykorzystać... gdyby miał powód zabrania się za niego. A tego to nadal nie mógł znaleźć. Normalny człowiek. Aż za normalny.
Spojrzał na trzymaną w drugiej ręce wizytówkę, zmierzył wzrokiem zamieszczony na niej adres email oraz numer telefonu. Może powinienem się z nim skontaktować? Skrzywił się nieco. Nie, za mało danych, musiałbym w jakiejś sprawie do niego. Co prawda mógłby udać jakiegoś biznesmena czy kogo, kto zadzwoniłby lub napisałby do niego z jakąś prośbą czy propozycją związaną z jego pracą, ale coś mu mówiło, że to tak nie zadziała. Właściciele firm nigdy nie podawali byle komu swoich danych kontaktowych (od czegoś byli sekretarze), gdyby więc tak po prostu zadzwonił, zrobiłoby się to podejrzane.
Za dużo szukania, mam dość.
Schował wizytówkę do etui komórki, westchnął ciężko.
– Pomóc? – spytał Alex, spoglądając na Koreańczyka.
– Nie – odparł tamten. – Przejrzałem sporo stron i dalsze szukanie nie ma już sensu. Jeśli ten facet cokolwiek ukrywa to na pewno nie jest to wystawione na światło dzienne.
Na te słowa Alexander przytaknął.
– Szkoda, że nie możemy popytać – jęknął.
Nie ufali nikomu poza swoimi mentorkami. Też wiedzieli, że jeśli zaczną pytać o osobę na wizytówce, a okaże się ona być kimś nieodpowiednim to Peterson zaraz to wykorzysta i tak naprawdę nie on ucierpi, a uczniowie.
Teraz praktycznie wszystko musieli robić sami, bez mieszania w to osób trzecich.
San leżał przez pewien czas na łóżku, wpatrując się w sufit, po czym spojrzał na swoją torbę, w której znajdował się jego szkicownik. Powinien ten czas jakoś wykorzystać, najlepiej rysując, ale nie miał w tym momencie na to ani weny, ani motywacji. Co więc mógł robić? Nie zamierzał siedzieć bezczynnie i czekać, aż Peterson znów ich wezwie, bo taki miał kaprys.
Ostatecznie wstał, podszedł do drzwi, gdzie zaczął ubierać buty. Alexander podniósł się do pozycji siedzącej, zmierzył wzrokiem blondyna, unosząc brwi.
– Gdzie idziesz? – zapytał ciekawy.
– Na salę treningową – odparł San. – O tej porze powinna być pusta.
Uznał, że pójdzie trenować. Tak, bez Aurory. Nie wiedział czy aby na pewno mógł tak po prostu udać się na salę, ale go to za bardzo nie obchodziło. Najwyżej zostanie wywalony.
Położył dłoń na klamce.
– Czekaj, idę z tobą – usłyszał wtem.
Odwrócił głowę, ujrzał białowłosego, który pospiesznie się zbierał. Przyjrzał mu się, uniósł jedną brew. Zdziwiła go nieco ta nagła decyzja ze strony Alexa, aczkolwiek nic nie powiedział. Doszedł do wniosku, że nie musiał znać powodu. A prawdopodobnie był on podobny do jego – stać się silniejszym, bo nie wiadomo, w co ich wpakuje Peterson.
Alexander?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz