piątek, 13 listopada 2020

Od Alexandra cd. Sana

 Zaczął jeść spaghetti. Dawno nie jadł niczego, co chociaż wyglądem przypominało normalne jedzenie. Alexander nawet był gotów odwiedzać stołówkę nawet po zwolnieniu z aresztu. Wyłącznie dla dobrych posiłków. Naprawdę, życie na samych zupkach chińskich to nie życie.
Wrócili do pokoju, gdzie nie kontynuując rozmowy, położyli się na swoich łóżkach. Alexander wyciągnął komórkę i zaczął przeglądać Internet. Natrafił na dużą kolekcję słodkich zdjęć kotów. Idealnie. Uśmiechał się do ekranu na widok uroczych zwierzątek. Gdyby obok siedział jego ojciec, najpewniej zapytałby się "Z dziewczyną tak piszesz?", równocześnie wykonując charakterystyczny ruch brwiami. Składa się jednak, że Alexander nie ma taty, więc nikt nie zada takiego pytania. Zresztą, dziewczyny też nigdy nie znajdzie. 
Krótkie ukłucie spowodowane nagłym poczuciem samotności sprawiły, że chłopak odłożył komórkę i spojrzał na Sana. Blondyn wydawał się być skupiony na przeglądaniu czegoś. Po chwili westchnął cicho i schował wizytówkę.
- Pomóc? - zaproponował Alexander. Może to pozwoli mu poukładać myśli. 
- Nie - odpowiedział San. - Przejrzałem sporo stron i dalsze szukanie nie ma już sensu. Jeśli ten facet cokolwiek ukrywa to na pewno nie jest to wystawione na światło dzienne.
Alex skrzywił się, a chwilę później przytaknął cicho.
- Szkoda, że nie możemy popytać. - Zniknięcie nauczycielek skutecznie uniemożliwiło uczniom poszukiwania. Zadawanie pytań sprowadzi na nich jedynie podejrzenia.
Rebecca znała wielu ludzi. Możliwe, że istniała szansa, że wie, kim jest McGarden. Przynajmniej taką nadzieję miał Alexander. Pierwszy raz miał ochotę się z nią skontaktować. Kobieta jednak milczała od chwili, kiedy ostatni raz się widzieli. Chłopak pisał do mentorki już kilkukrotnie, ale bez odzewu. Czyżby nie miała czasu, aby mu odpisać? Cholerny Peterson. 
Alex zaczął śledzić wzrokiem Sana, który wstał z miejsca i skierował się w stronę wyjścia. 
- Gdzie idziesz? - zapytał, podnosząc się do siadu. 
- Na salę treningową - powiedział, kładąc dłoń na klamce. - O tej porze powinna być pusta.
Białowłosy zdziwił się na wieść, że chłopak dobrowolnie chce iść poćwiczyć. Po szybkim przemyśleniu, Alexander uznał, że wcale to nie musi być zły pomysł. Zeskoczył z materaca i zabrał swoje rzeczy. 
- Czekaj, idę z tobą! - zawołał za wychodzącym. San zatrzymał się i spojrzał na białowłosego. Faktycznie nie było to podobne do Alexa. Chłopak właściwie nie miał zamiaru ćwiczyć. Nie chciał jednak zostawać sam w pustym pokoju. 
Po drodze na salę treningową nie minęli nikogo. Blondyn miał więc rację twierdząc, że sala będzie najpewniej pusta.  
W połowie trasy Alexander dostrzegł automat z napojami. Teraz właśnie potrzebował. Podszedł do maszyny, szukając czegoś dla siebie. Nie znalazł żadnego alkoholu, na co przeklął w myślach. Dlaczego Bractwo jest takie nudne? Ostatecznie białowłosy zdecydował się na puszkowaną kawę. 
W końcu dotarli do przestronnego pokoju. Alex usiadł na ziemi, otworzył puszkę i zaczął obserwować trenującego Sana. 
Blondyn, pomimo kontuzjowanej ręki, sprawnie wykonywał zaplanowane przez siebie zadania. Białowłosy czuł nawet pewnego rodzaju wstyd spowodowany własnym lenistwem. Nie miał jednak ochoty podjąć się jakichkolwiek ćwiczeń. Po chwili nawet znudził się patrzeniem na Sana. Wyciągnął telefon i powrócił do oglądania kotów. Kiedy zbiór skończył się, Alexander z pozycji leżącej podniósł się do siadu i zaczął tworzyć małe lodowe kulki, którymi rzucał na drugi koniec sali, uważając, aby nie przeszkadzać nimi blondynowi. Chociaż właściwie San używał swojej mocy i więcej przebywał w powietrzu niż na ziemi. Mimo to, białowłosy wolał nie ryzykować. W końcu, poślizgniecie się na tym na pewno nie należy do najmilszych rzeczy na świecie. 
Sielankę przerwał trzask drzwi. Alex odwrócił głowę i spojrzał na wchodzących do sali. Serce zabiło mu mocniej, kiedy zobaczył Petersona. Co on tutaj robi?! Dopiero chwilę później dostrzegł idącego za nim chłopaka. Był to nastolatek w podobnym wieku, co San czy Alexander. Miał ciemne, krótkie włosy i nie wyglądał na najprzyjemniejszego. 
Peterson obrzucił znajdujących się już na placu treningowym uczniów pełnym odrazy spojrzeniem. Białowłosemu zajęło kilka sekund zdanie sobie sprawy, dlaczego mężczyzna właściwie tutaj jest. Biorąc jednak pod uwagę jego staż i zaufanie wśród członków Bractwa, musiał mieć własnego podopiecznego. Podążający za nim chłopak musi być jego uczniem. Alexander szczerze mu współczuł.
- Ciężko musi być trenować bez mentorek - odezwał się Peterson. W jego głosie białowłosy usłyszał sztuczne współczucie. Śmieć. - Dajcie znać, a znajdę wam kogoś na zastępstwo - dodał, a kąciki jego ust uniosły się triumfalnie do góry. - Ralph i Mark z przyjemnością się wami zajmą.
Białowłosy wbił w mężczyznę wrogie spojrzenie.
- Obejdzie się - odparł pewnym siebie głosem. Jednocześnie zerknął na Sana, który badawczo spoglądał na nieznanego ucznia. Ciemnowłosy zaplótł ręce na piersi, prostując się. Już na pierwszy rzut oka było widać, że stoi murem za swoim mentorem. Zapowiadało się więc, że posądzeni o morderstwo uczniowie zyskali kolejną osobę, która spróbuje uprzykrzyć im życie. 
Peterson, nie mówiąc nic więcej, ruszył przez salę. Nieznajomy chłopak, zapatrzony w mężczyznę jak w obrazek, podążył za nim.
- San, jestem zmęczony - odezwał się Alexander, pomijając fakt, że właściwie przez ostatnie kilka godzin nic nie robił. - Wracajmy do pokoju.
Blondyn kiwnął głową w odpowiedzi. Wyczerpanie nie było powodem ich powrotu. Mianowicie - nie mogli pokazać Petersonowi swoich umiejętności. Mężczyzna i tak wchodzi w ich życie z brudnymi butami. Kiedy poznałby moce uczniów, na pewno odnalazłby sposób, aby wykorzystać to przeciwko nim. Znając techniki Sana miałby mocny argument, którym mógłby "potwierdzić morderstwo" i pogrążyć chłopaka. 
Alexander ostatni raz spojrzał w głąb sali. Akurat w momencie, w którym się odwrócił, zobaczył, jak ciemnowłosy uczeń poślizgnął się na pozostałościach lodowych śnieżek. Białowłosy prychnął pod nosem, widząc, jak chłopak przewraca się na ziemię. Nieznajomy uczeń, widząc to, posłał mu wrogie spojrzenie. Nie zdążył jednak już nic powiedzieć, ponieważ uczniowie opuścili już plac treningowy. 
Powrócili do pokoju.
- Jak ja go w cholerę nienawidzę - westchnął Alex, kręcąc się po pokoju. San przytaknął. Następnie zebrał niezbędne rzeczy i poszedł wziąć kąpiel o męczącym treningu. Białowłosy zaś wyszedł na korytarz, aby zapalić w spokoju.
Kiedy kończył, usłyszał znajomy dźwięk przychodzącej wiadomości. Z radością otworzył list od mentorki, która dopiero o tak później godzinie dała radę odpisać. Na samym początku Rebecca przeprosiła za zniknięcie bez słowa. Góra wysłała ją i Aurorę na pilną misję do bazy stacjonującej w górach. Tej samej, w której niegdyś byli. Kobieta kierowała grupą, która sprzątała starą placówkę w celu pozbycia się wszelkich dowodów. Z jej wiadomości wynikało, że szybko nie wrócą. Życzyła powodzenia i przesłała plan treningowy. Na sam koniec prosiła, aby nie pakowali się w kłopoty z Petersonem. Obiecała, że po powrocie będzie kontynuowała oczyszczenie ich z zarzutów. 
Alexander wrócił do pokoju, aby podzielić się z Sanem tym, czego się dowiedział. Chciał też przedyskutować, co powinien odpisać odpisać mentorce. Nie chciał jej martwić. 
San siedział na łóżku, kończąc wycierać włosy ręcznikiem. Alex podszedł bliżej i podał mu swoją komórkę.
- Rebecca odpisała - powiedział, dając mu chwilę, na odczytanie wiadomości. 

San?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz