sobota, 21 listopada 2020

Od Sana cd. Alexandra

San zmierzył wzrokiem znajdującą się na podłodze niedużą plamę kwasu, która wydawała się powoli wypalać w niej dziurę. Wiedział wręcz doskonale, że oberwanie nią byłoby zdecydowanie bolesne i w najgorszym wypadku pozostałaby okropna blizna po oparzeniu.
Hm, takiej to jeszcze nie mam. Są tylko po otarciach, cięciach i dźgnięciu.
Po szybkim przyjrzeniu się Alexowi przeniósł wzrok na stojącego trochę dalej Yuriego. Nie podobał mu się ten koleś. A zwłaszcza jego zdolność. Kwas był naprawdę kłopotliwym żywiołem. Gdyby podczas walki popełniłby błąd lub byłby za wolny, mógłby porządnie ucierpieć. Tak naprawdę wystarczył jeden celny strzał i już po nim.
– Nie dorastacie mi do pięt! – prychnął ciemnowłosy wywyższającym się tonem.
Na te słowa San cicho westchnął. Czyli nie wie, dlaczego my tu musimy siedzieć... Chłopak może by im nie podskakiwał gdyby wiedział, że są podejrzewani o morderstwo członka bractwa, i to nie byle jakiego. A może wiedział tylko się tego nie bał, bo tak mocno uważał siebie za potężnego? Możliwe, że rzeczywiście był od nich obu silniejszy.
Cóż, jedno było pewne.
San był od niego starszy.
Ach, jaka szkoda, że to nie Korea...
Westchnął ciężko. Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z nim, zwłaszcza że domyślał się jak ona będzie wyglądać. Szczerze mówiąc w tym momencie poczuł nagłe zmęczenie. Jakby samo patrzenie na Yuriego go męczyło.
Spojrzał na znajdującą się za nimi kukłę, po chwili na ciemnowłosego.
– Nie wiem, coś jeszcze masz do powiedzenia czy możemy już iść? – zapytał od niechcenia.
Słowa te musiały w pewien sposób (San nie wiedział, jaki) zranić Yuriego, ponieważ posłał mu wielce złowrogie spojrzenie, jak gdyby był mocno oburzony.
– Wow, śmiesz do mnie mówić coś takiego?! – wycedził przez zęby, wyglądając jakby w każdej chwili mógł zaatakować.
– Jestem od ciebie starszy – odparł zupełnie spokojnie San.
Tak, w tym momencie nie przejmował się niczym.
– Ty...!
Nie zdążył nic więcej powiedzieć, ponieważ zamarł widząc, jak kukła nagle zrywa się i zaczyna lecieć z niewiarygodną prędkością wprost na niego. Otworzył szeroko oczy. Nie miał czasu na zrobienie uniku; nim wykonał ruch nogą, oberwał porządnie i upadł na ziemię, przygnieciony ciężarem kukły.
Alex głośno prychnął, próbując powstrzymać śmiech. San z kolei uniósł brwi, udając zdziwienie.
– O bogowie – rzekł. – Czyli legenda jest prawdziwa.
Yuri usłyszał wyraźnie jego słowa, ponieważ zaraz zapytał:
– Jaka legenda? – Nie brzmiał już tak pewnie, jak wcześniej.
– Nie słyszałeś? – San otworzył nieco szerzej oczy. – W sumie nie mówią o tym tak dużo, żeby nie straszyć. Ale krąży legenda o duchu łowcy, który tu umarł na skutek tortur i teraz nawiedza to miejsce.
– Duch? – Przełknął głośno ślinę.
Ciemnowłosy spojrzał na leżącą na nim kukłę, gdy wtem odepchnął ją z całej siły i jak najszybciej wstał, nawet nie otrzepując ubrań z brudu – tak musiał być wystraszony. Spuścił wzrok na rękę, która zaczęła lekko drżeć, przytrzymał ją drugą, by nikt tego nie zauważył.
– Ha, duch nie może mi nic zrobić! – zawołał tonem, jakby bardziej próbował to wmówić sobie niż im.
Alex stał w milczeniu; zapewne zastanawiał się, co się dokładnie działo. Choć z początku atak kukły mógł mu się wydawać zabawny (szczególnie że to Yuri oberwał), teraz pewnie nie wiedział czy San nie żartował i naprawdę w tym momencie wśród nich przebywał duch, który wcale nie miał dobrych zamiarów. Popatrzył na Koreańczyka, tamten odwzajemnił ruch, ale nie dało się z jego oczu nic wyczytać poza zmęczeniem.
San powrócił wzrokiem na Rosjanina.
– Czy ja wiem... – rzekł wolno. – Właśnie coś ci zrobił. – Lekkim ruchem głowy wskazał kukłę. – Wiem tyle, że ty mu nic nie zrobisz. Niby jak chcesz zaatakować ducha, kiedy on jest niewidzialny, a do tego niematerialny?
Chciał coś jeszcze dodać, lecz wyprzedził go Alex, wołając:
– Ej, rusza się!
Yuri poskoczył niczym poparzony, odwrócił się, by ujrzeć powoli unoszącą się za nim kukłę. Choć nie miała ona oczu, wydawała się patrzeć wprost na niego. Chłopak od razu się przestraszył, a widząc, że Alex i San zaczynają się cofać jak gdyby w obawie przed opętanym obiektem, spanikował i wybiegł z sali. Chwilę jeszcze było słychać uderzenia butów o podłogę, a potem nastała cisza.
Alex się jeszcze cofał, lecz San go powstrzymał, zatrzymując się i mówiąc:
– Dobra, koniec tego cyrku, więc możemy wrócić do ćwiczeń.
Podszedł do kukły, która już leżała nieruchomo i zaczął ją podnosić, dla ułatwienia nieco zmniejszył jej grawitację. Postawił ją tam, gdzie była wcześniej, otrzepał ręce, wzdychając.
Alex mierzył go uważnie wzrokiem z pewnym trudnym do określenia wyrazem. Rozejrzał się po sali, jakby sprawdzając czy rzeczywiście są sami, po czym zbliżył się nieco do Koreańczyka.
– Ta kukła nie jest opętana, co? – zapytał z pewną podejrzliwością w głosie.
– Nie – odpowiedział krótko San, przeciągając się.
– A ta legenda o duchu to fake? – to brzmiało bardziej jak twierdzenie aniżeli pytanie.
– Tak.
Słysząc odpowiedź, Alexander otworzył szeroko oczy.
– Wow, to było niezłe! – prawie zawołał. – Wymyśliłeś to tu, przed chwilą, na poczekaniu?
– Można tak powiedzieć.
Czuł, że jeśli nic nie zrobi to zaraz dojdzie do walki między nimi a Yurim, dlatego chciał w jakiś sposób wykurzyć Rosjanina z sali. W sumie mógłby z Alexem po prostu wyjść, ale zależało mu na skorzystaniu z chwili kiedy nikogo jeszcze na sali nie było. Nie lubił ćwiczyć przy innych. Nie dlatego, że się wstydził, obawiał czegoś... Po prostu nie przepadał za przebywaniem w grupie. No i dobra, też trochę dlatego, że jak ćwiczył sam to nikt nieodpowiedni mu się nie przyglądał.
Zamierzał wrócić do treningu, jednakże Alex zażądał przerwy, a San nie myślał o żadnej kłótni, więc od razu pozwolił mu odpocząć. Sam nie dołączył do białowłosego; postanowił trochę podszkolić swoje zdolności i korzystać z tego, że nikogo nie ma.
Podczas gdy Alex leżał przy ścianie na podłodze i z nudów bawił się małymi bryłkami lodu, które wcześniej wytworzył, Koreańczyk ćwiczył taktykę wymyśloną przez jego mentorkę. Z czasem szło mu coraz lepiej, choć do mistrzostwa nadal brakowało. Ale raczej szybko to opanuje. Zwłaszcza że nie miał nic innego do roboty. Przy pakowaniu się myślał, że zabierze laptopa oraz tablet graficzny i wykona parę prac, których temat po prostu podeśle mu znajomy z kierunku, ale wyszło jak wyszło i choć wiedział, co robili inni, on sam mógł co najwyżej porobić jakieś szkice w szkicowniku. Beznadzieja.
Po pewnym czasie uznał, że można już wrócić do trenowania Alexa. Wylądował niemal tuż koło niego, mówiąc:
– Dobra, możemy chyba kontynuować.
Alex podniósł głowę, spojrzał na niego krzywiąc się mocno.
– Ach, nie chce mi się! – bąknął, zmieniając nieznacznie pozycję.
– Chociaż trochę. – Sanowi za bardzo nie chciało się go namawiać, ale po krótkim namyśle dodał: – Do walki z Yurim dojdzie wcześniej czy później, medyków ze zdolnościami leczniczymi obecnie nie ma na terenie siedziby, więc jeśli oberwiesz kwasem to ciekawie nie będzie. – Wzruszył ramionami.
Na te słowa Alex zaklął pod nosem, jednak chwilę później zaczął się podnosić. Musiał uznać, że blondyn miał rację. Bo chcąc, nie chcąc tak było. Sam Koreańczyk chciał myśleć, że żadnego starcia nie będzie. Ale nie miał co oczekiwać najlepszego.
Białowłosy próbował – nie szło mu najlepiej, między innymi z powodu kija, który bardzo szybko się rozpadał. San mierzył uważnie wzrokiem jego ruchy, mrużąc nieco oczy. W pewnym momencie chłopak spojrzał na niego z pewną niepewnością. W jego oczach San musiał wyglądać na co najmniej złego.
– Em... Ja chyba nie potrafię – stwierdził, w jego głosie dało się wyczuć ostrożność.
San nie odpowiadał przez moment, w końcu jednak kazał mu stworzyć kolejny kij. Alexander niepewnie wykonał polecenie. Koreańczyk od razu go zabrał i zmierzył dokładnie wzrokiem. Był nieprzyjemnie zimny, musiał go co chwilę przekładać z jednej ręki do drugiej, ale w końcu chwycił go mocno.
Spojrzał na kukłę, gdy wtem się poderwał. Pobiegł jakby chciał ją wyminąć z prawej strony, lecz w ostatniej chwili zmienił kierunek i przemknął po lewej, a gdy był już za nią, z całej siły wbił ostry koniec kija w tył kolana. Noga od razu się ugięła, kukła od razu upadła na kolano. Lodowy kij rozpadł się na drobne kawałki, lecz San wcale się tym nie przejął; odrzucając pozostałe w ręce kryształki kopnął w plecy kukłę, która już bezwładnie opadła na podłogę.
San przeciągnął się, odwrócił głowę i spojrzał na Alexa, który patrzył na to wszystko z zaskoczeniem, ale też pewnym podziwem na twarzy.
– Myślę, że przy obecnym stanie kija ta taktyka będzie bardziej efektywna – powiedział nad wyraz spokojnie Koreańczyk. – Uderzenie bokiem w obie nogi może nie zadziałać dokładnie tak jak tego chcemy, ale ten ruch powinien go powalić. A przynajmniej zaboli – dodał po chwili, spoglądając na kukłę, która nabawiła się dziury w nodze.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz