wtorek, 6 kwietnia 2021

Od Sana cd. Alexandra

Świetnie.
Czy Sanowi się podobało dołączenie Yuriego? Niezbyt. Pomijając fakt, że go nie lubił od samego początku i teraz trochę ciężko było zmienić o nim zdanie, chłopak postanowił zrobić wszystko, by udowodnić niewinność swojego mentora. San widział to tylko jako problem. Co nie znajdą to Rusek będzie wymyślał ze sto wymówek, że to nie tak jak się wydaje i pewnie to San i Alex tak to widzą, bo nie lubią Petersona, a on, jeden prawdziwy, widzi jak jest w rzeczywistości. Tego nam brakowało...
– Szkoda, że po prostu nie możemy, nie wiem, dostać się do bazy łowców i tam zdobyć potrzebne dowody. Mielibyśmy je na wyciągnięcie ręki – mruknął wtem pod nosem Alex, krzyżując ręce na piersi. – Byłoby niebezpiecznie, ale zdobylibyśmy niepodważalną pewność, co do winy Petersona. 
Szczerze mówiąc, pomysł zakradnięcia się do bazy wroga w celu zdobycia informacji nie był wcale taki zły. Może przy okazji znaleźliby coś jeszcze, jakieś tajne plany, cokolwiek, dzięki czemu zyskaliby na reputacji z bractwie. Nadal jednak było to nie lada wyzwanie, jeden mały błąd mógłby mieć fatalne skutki, a choć San często narzekał na swoje życie, nie widział siebie umierającego w tym wieku. Jeszcze nie skończył wielu planowanych rysunków, z którymi zwlekał już od milleniów.
– Musimy działać ostrożnie... – zaczął, lecz nie zdążył dokończyć, bowiem Yuri mu przerwał.
– To jest świetny pomysł! – zawołał na tyle głośno, że gdyby w okolicy jeszcze przebywały jakieś osoby, z pewnością by zwróciły na niego uwagę. – Będziemy jak tajni agenci!
– Nie możemy – zaprzeczył poważnie San, ściągając brwi. – To bardzo duże ryzyko, jesteśmy tylko uczniami, w dodatku nie znamy za dobrze wroga. Może ty nie miałeś takiej okazji, ale my już raz zakradaliśmy się do mniejszej bazy łowców i gdyby nie szczęście to nie wiem, czy byśmy tu teraz byli.
– San ma rację – przytaknął Alexander. – Wtedy to byli z nami jeszcze inni członkowie bractwa. Sami nie możemy działać na własną rękę, nawet jeśli rzeczywiście mielibyśmy znaleźć dowody.
– A co, jak pójdziemy tam pod przykrywką? – Yuri się widocznie nie poddawał. – Moglibyśmy się podszyć pod rekrutów czy coś w tym stylu, zdobyć ich zaufanie, a potem przeszukać siedzibę!
San milczał, lecz wtem uniósł brwi. Zdał sobie właśnie sprawę, że ten jeden raz Rusek nie wygadywał takich głupot. Pomysł udawania łowców nie wydawał się taki zły. Co prawda, nadal znaleźliby się w potencjalnym niebezpieczeństwie, zwłaszcza gdyby ujawnili swój prawdziwy wygląd, ale gdyby tak przez jakiś czas, miesiąc, dwa, robili za uczniów lub nawet członków organizacji łowców, możliwe, że daliby radę. A że byli jeszcze uczniami, łowcy ich praktycznie nie znali.
– To pierwszy raz, kiedy powiedziałeś coś choć trochę sensownego – przyznał po pewnym czasie San.
Słysząc jego słowa, Yuri cały się jakby rozpromienił, Uśmiechnął się szeroko, oczy błysnęły podekscytowaniem.
– Sensei mnie pochwalił! – rzucił ni do siebie, ni do reszty, lecz widząc spojrzenie Sana odchrząknął nagle, poważniejąc. – Powinniśmy więc to zrobić!
– Najpierw opinia mentorek – przypomniał mu Alex. – Samowolka jest dla nas jeszcze niedostępna.
Na te słowa Yuri nieco posmutniał. San zmierzył go wzrokiem. W tym momencie skrzywił się odrobinę. Jeśli miał być szczery to chciałby już zakończyć swoje szkolenie i zostać pełnoprawnym członkiem bractwa. Wreszcie otrzymałby trochę swobody i oficjalnie mógłby zacząć wspinaczkę po szczeblach hierarchii (oczywiście tylko po to, by inni dali mu spokój, bo wtedy zajmowałby jakieś wysokie stanowisko i większość nie mogłaby mu się naprzykrzać).
– Skontaktujmy się z nimi teraz – zaproponował Alexander.
W odpowiedzi San przytaknął.



– Nie.
Rebecca patrzyła na nich z pełną powagą, krzyżując ręce na piersi. Wydawało się, że wzrokiem próbuje ich zabić.
– Ale to nasza jedyna szansa! – nadal próbował ją namówić Alex.
– Na pewno coś innego jeszcze jest. – Mimo błagań kobieta była nieugięta.
San zmierzył ją wzrokiem. To było do przewidzenia. Oczywiście, że Rebecca ich nie puści – wszyscy wiedzieli, że zabawa w tajnych agentów wiązała się ze sporym ryzykiem; albo odniosą sukces i zdobędą informacje, albo zostaną złapani i straceni. Nie było nic pomiędzy.
Przeniósł wzrok na swoją mentorkę, która dotychczas stała w milczeniu, wyraźnie zamyślona. Gdy uwaga wszystkich skupiła się na niej, popatrzyła po reszcie, jak gdyby na moment zapomniała o ich obecności.
– W sumie – zaczęła.
Spojrzała na Rebeccę, która spoglądała na nią z niezadowoleniem, ale też zwiastunem pewnego zawiedzenia.
– To znaczy, ja mojego Sana bym puściła – rzekła po krótkim namyśle Aurora. – Znam go dobrze, to dojrzały, mądry chłopak, a że wiem jak działa jego umysł to myślę, że mógłby sobie poradzić.
Usłyszawszy to, San zamrugał parę razy. Okej, tego to on już się nie spodziewał. Podejrzewał, że jego mentorka również się nie zgodzi. Chociaż... nie pozwoliła im tak do końca, bo jak na razie powiedziała jedynie, że jemu by pozwoliła, pomijając Alexa i Yuriego. Ale nie miał co się temu dziwić; w końcu nie znała ich za dobrze.
Na słowa Aurory Rebecca skrzywiła się nieznacznie.
– Chciałabym móc powiedzieć to samo o moim uczniu – westchnęła, na moment przymykając oczy.
– Hmpf, nie jestem taki beznadziejny z kolei! – bąknął Alexander. – Ostatnio się polepszyłem, wiesz? Zresztą, nikt nie jest tak dobry w udawaniu człowieka jak ja!
– Nadal jednak uniknąłeś za dużo treningów! – odparła Rebecca. – Spójrz na Sana! On regularnie trenuje, jego mentorka dobrze go zna i wie, na co go stać!
– Proszę mnie w ten sposób nie wykorzystywać – rzekł spokojnie San.
Wtem oczy Aurory błysnęły, co Koreańczyk od razu zauważył. Przyjrzał się mentorce, westchnął cicho. Wiedział doskonale, co ten błysk oznaczał. Kobieta dostrzegła okazję i postanowiła ją wykorzystać.
– Ach, współczuję ci bardzo! – jęknęła teatralnym smutkiem, przysuwając się o krok bliżej do staruszki. – Masz takiego ucznia, że nawet nie możesz go dobrze poznać. A mój San jest wspaniałym uczniem! Obecny na każdym spotkaniu, ciężko trenuje z widocznymi rezultatami! Jest też sprytny i trochę przebiegły, co mu bardzo pomoże na misjach! Ach, też ostatnio miał swój pierwszy kill, i to niejeden! Boże, jestem z niego taka dumna! – dodała tonem, jak gdyby Koreańczyk był jej najukochańszym dzieckiem.
– Przymknęłabyś się – syknęła Rebecca, odpychając ją.
Oglądając cały ten marny skecz, San z trudem powstrzymywał się przed odejściem. Naprawdę, nie chciał już tu być. Wcale nie jestem taki wspaniały... Aż przypomniał sobie te wszystkie momenty, kiedy myślał, że umrze na treningu.
– Aish, świetnie – westchnął ciężko.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz