sobota, 24 grudnia 2022

Od Sana cd. Alexandra

— Samuel, obudź się!
San powoli podniósł powieki, zmrużył oczy.
Świetnie. Akurat kiedy wreszcie udało mu się zasnąć to jego jakże wyczekiwany sen musiał zostać przerwany. To przecież nie tak, że miał problemy z zasypianiem, zwłaszcza od rozpoczęcia misji. To wcale nie tak, że każdego ranka (a nawet na noc), musiał zakrywać makijażem cienie pod oczami. Nie, on był typowym człowiekiem, śpiącym te regularne osiem godzin na dobę.
Lepiej niech to będzie coś ważnego...
Popatrzył na stojącego nad nim Yohana. Mimo panującego w pokoju półmroku widział całkiem dobrze jego twarz i mógł określić, że chłopak wyglądał na przejętego czymś. Co to znaczyło? Szczerze mówiąc sam nie wiedział. Yohan czasami martwił się o byle bzdety, a co gorsza zawracał tym głowę biednego, bogom ducha winnego Sana, który nie zasłużył na taki żywot. A może jednak...?
— Co jest — mruknął pod nosem, nieco ospale sięgając ręką po leżącą na stoliku obok komórkę.
— Na grupie napisali, że łowcy kazali nam zejść na salę treningową, bo mają coś ważnego do ogłoszenia — oznajmił blondyn.
Słysząc to Azjata uniósł brew.
No tak, grupa. Rekruci wpadli na genialny pomysł, żeby utworzyć wspólną grupę na jakimś komunikatorze w celach... cóż, komunikacyjnych. Ale oczywiście San wyciszył ją całkowicie, osobiście nie widząc w niej żadnego pożytku. Szczególnie, gdy większość wpisów i wiadomości stanowiły memy oraz głupie teksty. Żeby choć trochę kreatywności użyli. Ach, pewnie jej nie mieli.
Spojrzał na wyświetlacz komórki, skrzywił się, widząc godzinę. Piąta pięćdziesiąt trzy. To jedyny raz, kiedy nie cieszę się na Blue Hour.
— Co może być takiego ważnego, że nie mogą poczekać do jakiejś normalniejszej godziny? — spytał zaspanym głosem.
— Nie wiem, coś ważnego. — Yohan wzruszył ramionami.
W tym momencie po pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Blondyn poszedł otworzyć. San jedynie podniósł się do pozycji siedzącej, ale usłyszał czyiś głos, mówiący, że wszyscy mają iść na salę treningową. Westchnął ciężko.
No i tyle z jego spania. A miało być tak pięknie. Mieli później zacząć zajęcia, więc miał mieć więcej czasu na odpoczynek. Udało mu się zasnąć, więc mógł odzyskać więcej energii niż normalnie. Mógł się trochę polenić w pokoju. Na moment udać, że wcale nie był na żadnej ważnej misji. Ale to wszystko zostało mu odebrane. Bo sobie łowcy wymyślili jakieś zgromadzenie dla rekrutów.
Niech ta misja jak najszybciej się skończy.
Kilka minut później znalazł się już na miejscu. Wraz z Yohanem weszli na salę, minęli dwóch łowców, czających się przy drzwiach, jakby pilnowali wejścia. San od razu zwrócił na to uwagę. Ukradkiem zmierzył ich wzrokiem, został jednak pociągnięty przez współlokatora w stronę Elise i Sashy.
— Hej — przywitała się dziewczyna. — Wyspani?
— Niezbyt — przyznał Yohan.
— Jak większość.
W tym momencie cała czwórka przeleciała wzrokiem po pozostałych. Wszyscy rekruci byli wyraźnie zmęczeni, sporą część pewnie jeszcze męczył kac, a niektórzy wyglądali na zmartwionych lub też złych. W skrócie cała grupa prezentowała się marnie.
San zmarszczył delikatnie brwi. W tym momencie przyszli łowcy nie przedstawiali się najlepiej, lecz nie było to nic dziwnego; w końcu dosłownie kilka godzin temu skończyła się zakrapiana alkoholem impreza. Po czymś takim większość zapewne do południa będzie czuła konsekwencje. Czemu więc łowcy ich tu wszystkich zgromadzili? Nie mogli być na tyle nieświadomi stanu młodych. Czyżby rzeczywiście było to coś ważnego? Ważnego do tego stopnia, żeby zebrać ich o szóstej rano?
Na dodatek ci stojący przy drzwiach. Nie było wątpliwości, że czatowali. A że stali od strony wewnętrznej, musieli pilnować, żeby nikt nie wyszedł.
San miał złe przeczucie.
Alexander potarł dłonią jedno oko.
— Czy jeśli powiem, że źle się czuję to będę mógł wyjść? — rzucił ni do siebie, ni do reszty.
— Niech nikt nie wychodzi — usłyszeli wtem wszyscy.
Rekruci zamilkli jak jeden mąż, odwrócili się i spojrzeli na stojącego z brzegu średniego wieku mężczyznę.
— Zebrałem was tu z ważnych przyczyn — oznajmił łowca. — Otóż widzicie, gdy przyjdzie pora walki, nie zawsze będziecie wypoczęci i w pełni sił. Czasami będziecie musieli poradzić sobie z ograniczonym zasobem energii.
Już po tych słowach San mógł się domyślić, co ich za chwilę czekało. I wcale nie był z tego zadowolony.
Oczywiście, że łowcy musieli im zrobić niezapowiedziany trening z samego rano, oczywiście! I to jeszcze, kiedy trzy czwarte zbierało żniwa wczorajszej imprezy. To było bardzo popularne na takich szkoleniach. Nawet Aurora nieraz stosowała tego typu tricki. Zbić uwagę, przytłumić nieco zmysły, a potem wepchnąć w przepaść specjalnie stworzonego do takiej sytuacji problemu.
— Przed wami zadanie — mówił dalej łowca. — Wśród was ukrył się szpieg. Macie go znaleźć i unieszkodliwić.
San otworzył szeroko oczy, zamierając w kompletnym bezruchu.
Nie.
Nie mogło być.
— Oczywiście, żadnego zabijania ani ciężkich obrażeń. Możecie, a nawet zalecam wykorzystać to, co znajduje się w tym oto pomieszczeniu. Nie możecie jednak go opuścić dopóki nie znajdziecie szpiega.
W tym momencie na całej sali zapanowała pewna wrzawa. Wszyscy coś szeptali między sobą, rozmawiali, zastanawiali się, o co chodziło.
— Czy to zwykłe ćwiczenia? — ktoś zapytał.
Łowca pokręcił głową.
— To prawdziwa sytuacja.
San spuścił głowę, przybrał na twarz spokojny wyraz. Wewnątrz jednak był wstrząśnięty.
Czyżby okryli prawdę? Ale jak? Jak mogli się dowiedzieć, że w grupie przebywali szpiedzy? San pilnował, żeby się nie wydali...
Nie. Nie pilnował za dobrze. Nie skupiał się wystarczająco na Yurim. On mógł ich wydać. On mógł coś palnąć.
Ale gdyby to zrobił, nie byłoby czegoś takiego, całej tej sytuacji, jaka teraz miała tu miejsce. San znał go na tyle, by stwierdzić, że jak już się Yuri spali to będzie to głośne wydarzenie. Nie dałoby się tego przerobić na jakąś ubogą, podrasowaną wersję gry w mafię.
O co więc chodziło? Co się stało?
W jak dużym niebezpieczeństwie się właśnie znaleźli?
— Cooo?! — niemal zawołał Yohan.
Głos blondyna wyrwał Sana z zamyślenia. Azjata zamrugał parę razy, spojrzał na swoich towarzyszy, którzy teraz wymieniali się trudnymi do określenia spojrzeniami.
— Słyszeliście go? — spytał tonem pełnym emocji Yohan. — Między nami ukrywa się szpieg!
— Szpieg? — niemal się zająknął Alexander. — Ja tam nie wierzę!
— Jak szpieg miałby się znaleźć w samej bazie łowców? — Elise również wyglądała na przejętą całą tą sprawą. — Czy to znaczy... że gdzieś tu przebywa smok pod ludzką przykrywką?
Twarz rudowłosego momentalnie pobladła. Odchrząknął cicho pod nosem, wykonał krok w tył.
— A-A może chcą nam wmówić, że to się dzieje naprawdę! — zawołał pospiesznie. — Może, em, to wszystko jest ustawione! Komuś powiedzieli, że ma udawać szpiega! Albo w ogóle go nie ma i po prostu będą obserwować jak się zachowamy w takiej sytuacji!
— Też możliwe — przyznał Yohan, gładząc palcami swój podbródek. — Ale wtedy raczej nie zrywaliby nas z łóżek o szóstej, kiedy zajęcia powinniśmy dzisiaj zacząć popołudniu ze względu na wczorajsze przyjęcie.
Elise powoli przytaknęła. Popadła na krótką chwilę w zamyślenie.
— A ty co myślisz, Samuel?
W tym momencie wzrok całej trójki skierował się na Azjatę. San popatrzył po nich. Wiele myśli krążyło po jego umyśle, aż trudno było się skupić na jednej. Nie mógł jednak teraz się nimi zająć, niezależnie od tego, jak ważne lub negatywne one były. W końcu co innego było istotniejszego.
Zmarszczył nieco brwi, przyjął poważną minę.
— Prawdziwy szpieg lub sztuczny, mnie to nie obchodzi — powiedział zniżonym głosem. — Załatwię, kogo trzeba.

Alexander?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz